Larkin Patrick - Trybun.pdf

(1384 KB) Pobierz
Patrick Larkin
Trybun
Przełożyła Magdalena Rabsztyn
(Tribune. A Novel of Ancient Rome)
Prolog
Życie ludzkie może dobiec końca, a jednak zacząć się na nowo, nawet pomiędzy
jednym a drugim oddechem. Nazywam się Lucjusz Aureliusz Walens i służę
Rzymowi jako żołnierz. Wiem, że to, co opowiadam, jest prawdą.
Ponieważ sam to przeżyłem.
Jeszcze niedawno, gdyby ktokolwiek tak twierdził, odrzuciłbym jego słowa jako
opowiastkę snutą w tawernie po wypiciu zbyt dużej ilości nierozcieńczonego wina
lub też jako urojeń chorego.
Lecz teraz...
Teraz patrzę na świat innymi oczyma. To, co kiedyś uważałem za pewne, wydaje
się bardziej cieniem niż rzeczywistością, a to, co bym niegdyś wyśmiał jako zwykły
przesąd, zeszło z niebios do nas, śmiertelników.
Mogę tylko opowiedzieć o tym, co sam widziałem i słyszałem, o tym, co czułem
i czego się nauczyłem. Sami musicie osądzić, czy mówię prawdę, czy po prostu
postradałem zmysły i rozum.
Najpierw jednak musicie coś o mnie wiedzieć.
Urodziłem się w Rzymie dwadzieścia cztery lata po tym, jak Oktawian,
przybrany syn Juliusza Cezara, przyjął tytuł Augusta i został władcą całego
cywilizowanego świata. Długie i krwawe wojny domowe, które zniszczyły starą
republikę, dobiegły końca. Oktawian August nadal powoli i mądrze budował nowy
porządek na popiołach starego. Mój ojciec, członek grupy społecznej ekwitów,
zdobywał w tym nowym ładzie coraz wyższą pozycję.
Miał wielkie ambicje nie tylko w stosunku do siebie, ale i do mnie, swego
jedynego syna.
By zrealizować te dążenia, zadbał o moją edukację i użył swoich wpływów, żeby
901229217.001.png
zapewnić mi przydział w armii – niezbędny pierwszy krok na drodze do większej
chwały. W tym postępował honorowo i sprawiedliwie, jak każdy inny ojciec na jego
miejscu.
To przyznaję.
Muszę jednak wyznać, że mam z ojcem niewiele wspólnego. Jego życie
pochłaniały interesy, zyski i inwestycje oraz handlowe okazje, które by sprzyjały
korzyściom naszej rodziny. Całe dnie spędzał w pogoni za bogactwem i władzą,
która z niego płynie.
Nie podzielałem jego pasji.
Nawet jako chłopiec pożądałem jednej jedynej rzeczy. Honoru.
Nawet teraz, po wszystkim, co przeżyłem, w tym jednym krótkim słowie nadal
jest coś, co sprawia, że serce zaczyna mi bić szybciej.
Od czasów młodości gorąco pragnąłem, by uważano mnie za człowieka honoru –
szanowanego zarówno przez przyjaciół, jak i wrogów, za człowieka, który zawsze i
wszędzie zrobi to, co należy zrobić.
Mój ojciec uważał to za czyste szaleństwo i starał się, jak mógł, żeby skierować
moje myśli ku praktyczniejszym i rozsądniejszym celom. Obwiniał ojca mojej matki
o wypełnienie mojego umysłu tym, co nazywał „bezcelowymi snami,
nieprzynoszącymi żadnego zysku”.
Miał rację.
Mój dziadek był już w podeszłym wieku, kiedy się ożenił. Nie miał synów, a
tylko jedną córkę – moją matkę. Jako dziecko część każdego lata spędzałem w jego
gospodarstwie, pomagając przy żniwach oraz słuchając opowieści o wojnie i
legionach.
To zaprawiony w bojach żołnierz, który doszedł do stopnia pierwszego
centuriona, zanim osiadł na ziemi zdobytej dzięki służbie. Miał wiele blizn i dostał
dużo nagród za odwagę.
901229217.002.png
Najbardziej jednak cenił sobie zwykły złoty pierścień, ofiarowany mu przez
samego Augusta.
– Spójrz na niego, Lucjuszu – mawiał czasem wieczorami, gdy siedzieliśmy,
posilając się przy stole w jego prostej kuchni. Potem podsuwał rękę pod lampę, a
złote kółko na palcu jego lewej dłoni lśniło w migotliwym świetle. – Wydaje się, że
to drobiazg. Ktoś taki jak twój ojciec nazwałby go zwykłą ozdobą. Ale to coś więcej.
O wiele więcej. Wiesz o tym, prawda?
Kiwałem głową, czekając niecierpliwie na starą i dobrze znaną opowieść.
Czterdzieści lat przed moimi narodzinami dziadek był centurionem w legionie
dowodzonym przez Oktawiana, wtedy zaledwie dziewiętnastoletniego chłopaka.
Zamach na Cezara dopiero co pogrążył Rzym i wszystkie jego prowincje w chaosie.
Większość ludzi przechodziła na stronę tych, którzy mieli przewagę, ale nie mój
dziadek. Służył on Juliuszowi Cezarowi i postanowił mu dochować wiary, słuchając
rozkazów przybranego syna swojego ukochanego dowódcy.
W tym czasie Oktawian sprzymierzył się z senatem przeciwko Markowi
Antoniuszowi, dawnemu oficerowi Cezara. Antoniusz rozgniewał go, odmawiając
mu prawa do spadku i sprzeciwiając się jego planom politycznym.
Ich armie zwarły się w zażartej bitwie pod Mutiną, w północnej Italii.
W którymś momencie boju wojska Marka Antoniusza przerwały szeregi
legionistów. Niosący sztandar padł przebity oszczepem. Oktawian, widząc, że jego
legioniści słabną i zaczynają wpadać w panikę, sam chwycił Orła i podniósł go
wysoko. Mój dziadek zebrał znajdujących się najbliżej i poprowadził ich, by bronili
symbolu armii – przybyli w porę, by odeprzeć brutalny atak wrogich żołnierzy.
Podczas rozpaczliwej potyczki ochraniał Oktawiana własną tarczą, mimo że sam
został zraniony kilkakrotnie.
Następnego dnia, kiedy leżał w szpitalnym namiocie, Oktawian przyszedł się z
nim zobaczyć.
901229217.003.png
– Cóż, Marku Waleriuszu – powiedział młody człowiek, który miał pewnego
dnia rządzić całym Rzymem. – Przyszedłem ci podziękować za ocalenie mi życia.
Cóż mogę ci ofiarować na znak mojej wdzięczności?
Mój dziadek tylko pokręcił głową:
– Nie ma takiej potrzeby, panie. Nic mi nie jesteś winien.
Oktawian zachichotał:
– Nie sądzę. Jak każdy rozsądny człowiek, bardzo sobie cenię własną skórę.
Powiedz mi, co mogę zrobić, żeby ci się odpłacić.
Dziadek ponownie pokręcił głową.
– Mylisz się, panie. Nie walczyłem w obronie twego życia. Walczyłem w obronie
Orła oraz honoru naszego legionu.
Wyraźnie zaskoczony Oktawian, milcząc, patrzył na niego przez parę chwil, a
potem odwrócił się na pięcie i wyszedł bez słowa.
Tydzień później przysłał jednak swój podarek. Był to zwykły złoty pierścień, na
którego wewnętrznej stronie wygrawerowano prostą inskrypcję: Honor i Prawda.
Od tego dnia mój dziadek nosił go z dumą.
A teraz noszę go ja.
Otrzymałem go w dniu, w którym stałem się pełnoletni. Dziadek, choć już
przekroczył osiemdziesiąt lat, przyjechał na tę okazję do Rzymu. Był szczuplejszy
niż ostatnim razem, kiedy go widziałem, ale nadal poruszał się żwawo i miał to samo
niezłomne spojrzenie, które nawet mego ojca potrafiło zmusić do milczenia. Kiedy
skończyła się uczta, przywołał mnie do siebie. Zanim zdążyłem cokolwiek
powiedzieć, zsunął pierścień ze swego palca i wsunął na mój.
– Teraz należy do ciebie, Lucjuszu – powiedział, patrząc mi prosto w oczy. – Mój
honor to teraz twój honor. Stój na jego straży. Zawsze działaj zgodnie z honorem i
prawdą. Nigdy nie przynieś mi wstydu.
Kiwnąłem głową oniemiały, ogarnięty zbyt wielkimi emocjami, żeby się
901229217.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin