Winstead Jones Linda-Raintree 2-Nawiedzony.pdf

(1085 KB) Pobierz
Winstead Jones Linda-Raintree 2-Nawiedzony
L INDA
W INSTEAD J ONES
G IDEON
Nazywam się Raintree. To więcej niż nazwisko, więcej niż miejsce na
drzewie genealogicznym. To anomalia w moim DNA.
Piętno przeznaczenia.
Mówiąc krótko, magia istnieje. Otacza nas, ale większość ludzi nie potrafi
jej dostrzec. Ja zawsze byłem wyczulony na jej przejawy. Mam magię we
krwi.
Moich przodków nazywano czarodziejami, magami i wróżbitami.
Nazywano ich
także demonami i diabłami. I jak tu się dziwić, że wieki temu postanowili
ukrywać swoje talenty przed światem. Ukrywać, powiedziałem, a nie je
pogrzebać. To wielka różnica. Nie można się wyrzec swojej mocy, uciec od
odpowiedzialności tylko po to, by nam się łatwiej żyło.
Każdy członek rodu ma unikalny dar. Niektóre z nich są potężne, inne
słabe; są też mniej i bardziej użyteczne. Ale wszystkie są nadprzyrodzone.
Mój
dar jest związany z energią elektryczną. Mogę okiełznać wszelką
elektryczność,
która nas otacza. Jestem gromowładny. Często przepalam komputery i
żarówki,
ale nauczyłem się nad tym panować.
Rozmawiam też z duchami, które są po prostu niepojętą dla nas formą
energii elektrycznej. To umiejętność przydatna w mojej obecnej profesji.
Ja, Gideon Raintree, jestem w chwili obecnej jedynym policyjnym
detektywem w mieście Wilmington w Karolinie Północnej, który
specjalizuje
się w wykrywaniu sprawców morderstw.
-1-
NAWIEDZONY
490826845.002.png
RS
PROLOG
Niedziela - pó ł noc
Poziom adrenaliny podskoczył jej tak szybko, że Tabby nie była w stanie
ustać w miejscu. Szybka wspinaczka po schodach na drugie piętro była
wysiłkiem niewartym wzmianki. Skrzywiła się na widok zielonych drzwi, z
których płatami odchodziła farba, a numer mieszkania był przekrzywiony.
Jaki
szanujący się Raintree może mieszkać w takiej norze?
Tabby od dawna na to czekała. Czasem wydawało jej się, że od zawsze.
Nie należała do osób cierpliwych, ale wstrzymywała się, czekając na
właściwy
moment. Wielokrotnie słyszała, że zadanie musi być wykonane w ściśle
określonym terminie. I oto wreszcie może zrobić coś, do czego się tak
długo
przygotowywała. Z pudełkiem pizzy w dłoni zapukała do drzwi, mocno i
szybko. Planowała wszystko od roku. Nadszedł czas.
- Kto tam? - spytał niecierpliwie kobiecy głos.
- Pizza - odparła.
Osoba po drugiej stronie zdjęła łańcuch, odsunęła zasuwę i drzwi
otworzyły się ze skrzypieniem.
Tabby jednym rzutem oka oszacowała stojącą przed nią dziewczynę.
Dwadzieścia dwa lata, metr sześćdziesiąt wzrostu, zielone oczy, włosy
ufar-
bowane na różowo. Ona.
- Myślę, że to pomyłka - zaczęła kobieta, ale nie miała szansy dokończyć
zdania.
Nowo przybyła wepchnęła ją do środka. Odrzuciła puste pudełko po pizzy
i pokazała nóż, który trzymała w lewej ręce.
- Jedno słowo, a zginiesz - zagroziła, zanim Echo zdążyła wydać z siebie
głos.
-2-
490826845.003.png
RS
Oczy dziewczyny zrobiły się okrągłe. Dziwne, ale nie było w nich
niczego szczególnego. Jej tęczówki były całkiem przeciętne, szarozielone.
A
tyle słyszała o charakterystycznych zielonych oczach rodu Raintree.
Jeden cios i zadanie zostanie wykonane. Tabby nie chciała się spieszyć,
rozkoszowała się każdą minutą. Była empatką, ale zamiast odczytywać
uczucia i
myśli innych ludzi, karmiła się ich strachem. Nienawiść i przerażenie miały
słodki odurzający smak. Wzmacniały ją. W tej chwili spijała każdą kroplę
śmiertelnej zgrozy, jaka emanowała z dziewczyny, i czuła się wspaniale.
Czuła
się potężna, fizycznie i psychicznie. Aż kręciło jej się w głowie.
- Nie mam pieniędzy - jęknęła żałośnie Echo, coraz bardziej
przestraszona. - Dam ci wszystko, czego chcesz.
- Wszystko, czego chcę - powtórzyła Tabby, popychając Echo, aż ta
uderzyła plecami o ścianę.
Tak się stanie. To, czego naprawdę chciała, kryje się w głowie
dziewczyny. Jej dar przewidywania przyszłości. Jeśli naprawdę jest tak
potężny,
prorokini nie robiła z niego dobrego użytku, sądząc po tym obskurnym
mieszkaniu. Jaka szkoda, że zupełnie wyjątkowy talent marnuje się w
takiej
roztrzęsionej nieudacznicy.
Tabby czasem śniła o tym, że wchłania w siebie wszystkie talenty swoich
ofiar. Teoretycznie było to możliwe, powinno jej się kiedyś udać. Na razie
nie
potrafiła urzeczywistnić swoich snów. Ale nadejdzie taki dzień, kiedy
znajdzie
zaklęcia czarnej magii, które przeniosą ą na kolejny etap osobniczej
ewolucji.
Byłoby dobrze, gdyby dar profetyczny przeniósł się z duszy małej
prorokini do jej własnej. Ta myśl ją podnieciła. Tabby przesunęła
koniuszkiem
noża po smukłej białej szyi. Na skórze pojawiła się krew. Dziewczyna
wydała z
490826845.004.png
siebie jakiś zdławiony odgłos, a strach, który wypełnił pomieszczenie, był
mocny i aromatyczny.
Mogłaby się zabawiać z Echo Raintree przez całą noc, ale Cael kazał
zabić ją szybko i sprawnie. Podkreślił to parę razy. To nie czas na zabawę.
-3-
Jesteś żołnierzem. Wojowniczką. Trzeba odłożyć na bok prywatne
upodobania.
Zdecydowanie nie chciała narazić się Caelowi.
Uśmiechnęła się i cofnęła rękę z nożem. Echo nabrała nadziei, a Tabby
pozwoliła jej na złudzenie, że to zwykły napad rabunkowy, który zaraz się
skończy.
A to był dopiero początek.
-4-
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Poniedzia ł ek - 3.37 rano
Telefon dzwoniący w środku nocy oznaczał tylko jedno - czyjąś śmierć.
- Gideon Raintree - powiedział zaspanym głosem.
- Przepraszam, że cię budzę.
Zdziwiony, że słyszy głos Dantego, z miejsca oprzytomniał.
- Co się stało?
- W kasynie wybuchł pożar. Mogło być gorzej, ale i tak jest wystarczająco
źle. Nie chciałem, żebyś zobaczył to w porannych dziennikach
telewizyjnych i
niepokoił się o mnie. Zadzwoń za parę godzin do Mercy, daj jej znać, że
nic mi
się nie stało. W najbliższych dniach będę miał tu urwanie głowy.
Gideon usiadł, całkowicie obudzony.
- Jeśli mnie potrzebujesz, jestem do twojej dyspozycji.
RS
RS
490826845.005.png
- Dziękuję, ale nie trzeba. Nie powinieneś latać samolotami w tym
tygodniu, poza tym wszystko jest w porządku. Chciałem ci dać znać, zanim
wpadnę w taki wir rozmów z policją, inspektorami i agentami
ubezpieczeniowymi, że nie będę miał ani chwili na telefon.
Gideon przeczesał palcami włosy. Za oknem fale Atlantyku rozbijały się o
brzeg i cofały. Ponowił propozycję przyjazdu do Reno. Mógłby wziąć
samochód. Ale Dante tylko powtórzył, że ze wszystkim sobie poradzi, i
zakończył rozmowę. Gideon nastawił budzik na piątą trzydzieści. Rano
zadzwo-
ni do Mercy. To musiał być ogromny pożar, skoro Dante oczekuje, że
wzmianka
o nim trafi do ogólnokrajowych wiadomości.
Opadł na łóżko. Może jeszcze zdoła zasnąć? Wsłuchał się w monotonny
szum fal. Za tydzień będzie letnie przesilenie; energię elektryczną, która go
przepełniała, było coraz trudniej opanować. Jej niespodziewane erupcje
oznaczały najczęściej obecność jakiegoś ducha w pobliżu, ale w
najbliższych
-5-
RS
dniach nawet bez duchów Gideon będzie stanowił śmiertelne zagrożenie
dla
wszelkich elektronicznych urządzeń. Może powinien wziąć parę wolnych
dni i
trzymać się z dala od komendy?
Przymknął oczy i zasnął.
Pojawiła się bez ostrzeżenia, unosiła się nad brzegiem łóżka i uśmiechała
do niego. Miała prostą białą sukienkę i rozpuszczone ciemne włosy.
Emma, tak się przedstawiła, bo takie imię będzie nosiła pewnego dnia,
pojawiała się zawsze pod postacią dziecka. Nie przypominała innych
duchów,
które go nawiedzały. Przychodziła tylko we śnie i była nietknięta trudami
ziemskiego bytowania. Nie domagała się sprawiedliwości, nie dręczyło jej
po-
czucie, że zostawiła jakieś niezałatwione sprawy, nie miała złamanego
serca.
Zamiast tego przynosiła ze sobą światło, miłość i pokój. Upierała się, by go
490826845.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin