Harrod-Eagles Cynthia - Dynastia Morlandów 01 - Gniazdo 01.pdf

(1537 KB) Pobierz
548834609 UNPDF
Harrod-Eagles Cynthia
Dynastia Morlandów 01
Gniazdo 01
Serce pięknej Eleonory Courteney niepodzielnie należy do Ryszarda, księcia
Yorku. Niestety, uboga szlachcianka wbrew swej woli musi poślubić bogatego
farmera Roberta Morlanda. Mijają lata, Eleonora nie kocha męża, ale darzy go
szacunkiem, razem wychowują liczne potomstwo i pomnażają rodzinny
majątek.
Tymczasem wybucha wojna między dwoma domami Lancasterów (czerwona
róża w herbie) i Yorków (biała róża), zwana Wojną Dwóch Róż, której celem
jest przejęcie sukcesji po obalonym królu. Morlandowie jeszcze się nie domyślają,
jak bardzo ów konflikt zaważy na ich losach. Zwłaszcza że ścieżki życia
Eleonory i jej ukochanego Ryszarda ponownie się skrzyżują...
Rozdział pierwszy
I
- Ruszamy jutro przed świtem - powiedział Edward Morland,
przeżuwającdużykęsbaraniny
Był wysokim postawnym i dość obcesowym mężczyzną Ogłady
nabrałwzbytpóźnymwiekubyterazniedoskwierałamunacodzień
Spożywałwłaśniewieczerzęajegoruchycechowałaztrudemposkramiana
gwałtownośćgdybyniezdobiłgokosztownystrójpostronnyobserwator
łacnomógłbysądzićżeEdwardMorlandjestczłowiekiemniskiegostanu i
tylkoprzezpomyłkętrafiłdopańskiegostołu
Robert, jegosynijedynykompanprzywieczerzybyłzupełnieinny
Wysokijakojciecodznaczałsięcoprawdamłodzieńcząkanciastościąale
takżepewnymwyrafinowaniemMiałłagodniejszerysytwarzypowściągliwe
ruchy, a zachowanie dobrych manier przy stole nie sprawiało mu
najmniejszej trudnościWdałsięwmatkęchoćprawiejejniepamiętałOj-
ciecpowiedziałmuniegdyśgrubiańskożepowinienwrazzbiałogłowami
siadaćprzykądzieli- niemógłbowiemdokońcasiępogodzićżwyrokiem
Opatrznościktórysprawiłżetojegostarszysynaniemłodszyumarłna
skrętkiszek
Robert posłał ojcu charakterystyczne cokolwiek nieobecne
spojrzenie.
- Dlaczegotakwcześnie?Dokądjedziemy?- spytał
- RuszamynaLeicestersynuWybieramysięnapołudnieadobrze
wieszjakwyglądajądrogiotejporzerokuJeśliutkniemy za konwojem z
wełnąstrawimywpodróżycałedwatygodnie
- Wybieramy się na południe? - zapytał zdumiony Robert - Na
południe?!Apoco?Nieztowarem?
Ojciecuśmiechnąłsiędrwiąco
- Nie, nie z towaremchłopczeOtowarniemusimysiętroszczyć
Jedziemypożonędlaciebie
Robertotworzyłustaleczniezdołałwydusićzsiebiesłowa
- Hm możesz się dziwić ile dusza zapragnie chłopcze - mówił
Morland bez cienia sympatii. - Gdybymzważałnazainteresowanie, jakie
okazywałeśkobietommógłbymcirówniedobrzeposzukaćmężaanie
żony Nigdy nie zrozumiem dlaczego Pan w swojejwielkiej mądrości
odebrałmisyna azostawiłcórkę
RobertzesztywniałizacisnąłzębyMusiałjakzawszewmilczeniu
548834609.001.png
znosićokrucieństwaojcaChciałsiędowiedziećbardzowielurzeczyalebał
się rodzicaczekał więc znadzieją żei bezponaglania go pytaniami
zaspokoiciekawość
- Nie wykazujesz dużego zainteresowania chłopcze - zauważył
MorlandzirytacjąRzuciłkawałektłuszczuulubionemupsualetenniebył
dość szybki i łakomy kąsek zniknął w kłębowisku warczących
czworonogów. - Niechcesznawetwiedziećkogoudałomisiędlaciebie
wystarać?
- Ależchcęnaturalnieojcze
- Naturalnie, ojcze - powtórzyłzanim Morland. - Męczysz jak eunuch.
Mamnadziejężeudacisięjakośspełnićmężowskiobowiązekwobectej
dziewczyny Może poćwicz sobie najpierw na owcach - Rozbawiony
własnym dowcipem ryknął rubasznym śmiechem Robert z trudem
przywołałnatwarzcieńuśmiechuwiedziałżejeślisięnieuśmiechnieoj-
cieczelżygolubnawetpotraktujekułakiemaojcowskikułakbyłjak
kopnięcieogiera- No to powiem ci, skoro tak nalegasz - ciągnąłMorland
ocierając łzy - To Eleonora Courteney, podopieczna lorda Edmunda
Beauforta, sierota. Ma brataorazzadłużonegruntaianipensaprzyduszy
zatownosinamwposaguprotekcjęlordaEdmundaijestkuzynkąhrabiego
Devonu. Rozumiesz?
- Tak, ojcze - odparłRobertodruchowochoćwzasadzieniewiele
rozumiał
- Myślchłopczemyśl- strofowałsynaMorland- Onamarodzinęi
protekcjęnatomiastjamampieniądzeTouczciwatransakcjaniesądzisz?
LordEdmundpotrzebujeśrodkówfinansowych na prowadzenie wojny i
dlatego chce mnie do siebieprzyciągnąćAjaJamam swoje plany.
RobertrozumiałTakieprawaobowiązywaływświeciewktórymżył
PodobniejakinniktórzyposzlizamłodymkrólemwbójEdwardMorland
ogromniesięwzbogaciłpodczas wojen prowadzonych przez Henryka V.
Kupiłziemięzapełniłjąstadamiowiecaobecnienależałdonajwiększychi
najbogatszychniezależnychfarmerów-hodowców w Yorkshire. Tymczasem
natronieAngliizasiadałnieletniHenrykVIwładzazaśspoczywała w
rękachjegowujów- lorda BedfordaorazksięciaHumphreya
Apośródpotężnychrodówktórychprzedstawicielepomagalirządzić
krajemznajdowalisięspokrewnienizkrólemmożniBeaufortowieNanich
spoczywałtrudprowadzeniawojnyodziedziczonejpopoprzednimwładcy-
wojnybardzokosztownejinieprzynoszącejjużzysków
Wielcyfeudałowiepotrzebowalipieniędzyawgronieludzi, którzy
nimi dysponowali był i Morland Dlatego hrabia Somerset osobiście
podsunąłswemubratuEdmundowipomysłbywydałmłodąpodopieczną
EleonoręzasynaMorlandaMałżeństwotomiałozłączyćbogatego farmera
zjednymznajznamienitszychrodówwkrajuizapewnićmuopiekęoraz
548834609.002.png
protekcjęBeaufortów- atymsamym„ochronędobregopanaZdrugiejzaś
stronyzwiązektennadobrezespoliłbyMorlandaijegozłotozlosami
rodziny Beaufortów, gwarantującjejgdybyzaszłatakapotrzebazarówno
jegooddaniejakidostępdowypchanegozłotemtrzosu
Tak załatwiano interesy Właśnie po to istniała instytucja
małżeństwa o czym Robert oraz nie znana mu Eleonora Courteney
wiedzieliodwczesnegodzieciństwa.
- Tak, mam swoje plany - ciągnąłEdwardHuknąłdrewnianym kuflem
wstółnacojedenzpomocnikówkucharza pełniącytegodniafunkcję
paziarzuciłsiędopanażebymu dolaćpiwa- JestembogatyMamziemię
owcezłotoisyna Jedynego syna. Jak sądziszchłopczeczegomogępragnąć
dla swego jedynaka co? Myślisz że chciałbym żeby jak ja został
nieokrzesanymchłopem?Uważaszżetegożyczyłabysobie twoja matka?
Panieświećnadjejduszą- PrzeżegnałsiępobożnieaRobertodruchowo
powtórzyłjegogest- NiechłopczeNieRobercieDlamniejużzapóźnoale
zanim umręzciebiezrobięszlachcica
- Szlachcica? - ZdziwiłsięRobert Ojcieckuksnąłgowgłowęale
delikatnie.
- PrzestańmniepapugowaćTakszlachcicaApocóżinnegomiałbym
wybierać ci akurat tę pannę miast bogatej kmieciówny która
przysporzyłabymiziemi?Wybrałemowądziewkędlategożewniesieciw
posagurodzinę - Chwilędumałpoczymodezwałsięzniezwykłądlań
łagodnością- MożetoidobrzeżewłaśnietymizostałeśPotrafiszczytać
pisaćigraćnainstrumencieEdwardtegonieumiałKtowie czy nie
będzieszlepszymszlachcicemodniego?Twoisynowieurodząsięwdobrym
domuDlamnienatakiezmianyzapóźnoNiedaradyzwieśniakazrobić
pana. Dobrze, żematkakazałacięuczyćczytać
- Niejedenszlachcicnieumieczytaćojczeawśródwolnych kmieci
znajdzieszwieluktórzytopotrafią
- Dobrze, dobrze - burknąłniecierpliwieMorlandNielubiłkiedy
pocieszałgowłasnysyn- Podobno ta dziewczyna czytaBędzieciezatem
mielioczymzesobągadaćTylkoniezapomnijczasemskądwzięłosię
twoje bogactwo. - Robert wiedziałjużcozachwilęusłyszyOjcieczacytuje
ulubioną rymowankę hodowców - „Wdzięcznym Panu za opiekę nad
każdymbydlątkiemteowcesąmoimjedynymmajątkiem
- Tak, ojcze.
Wnocyścisnąłprzymrozekpierwszyznakżerokchylisięjużku
końcowiiRobertażzadrżałzzimnakiedyWilhelmczeladniksprawujący
pieczęnaddomemobudziłgowciemnościMałeprzesuwanenakółkach
łóżko Roberta stało pod oknem gdzie owiewał je chłód sączący się
spomiędzyniedomkniętychokiennicOjciecspałwdużymłożuotulonym
548834609.003.png
zewszechstronkotaramiOnnapewnoniemarzł
WizbieczekałojużśniadanieBoczekgotowany w owsiance, piwo i
chleb. Nimskończylijeśćczeladźpodstawiłanawewnętrznympodwórzu
osiodłanekonieByłoichsześć- dla Roberta, jego ojca i trzech czeladników,
orazjedenjucznyzbagażamiiprezentamidlapannymłodejorazjej
opiekunaNiewidzącwpobliżuojcaRobert podszedłszybkimkrokiem do
jednejzszopnapodwórzuagdyzajrzałdośrodkapowitałgocichy
skowytLadyBrachjegosukależałazeszczeniakaminaposłaniuzesłomy
Małenieźlejużpodrosłydlategoczęstozostawiałajesameidreptałaza
swym panemPomyślałżenadeszłajużporaiżbyodstawićszczeniętaod
suki - brakowałomujejcichychkroków
- Robert!Nalitośćboskągdzieżsiętenchłopakpodziewa?! - krzyczał
MorlandByłjużnapodwórzu
- Muszęiść- powiedziałRobertdosukiktóranadźwiękjegogłosu
zaczęłabićogonemoziemię- SzkodażemusiszzostaćLadyBrachalenie
mogęcięzabraćZatojakwrócęprzywiozęcinowąpaniąjeszczejedną
osobęktórąbędzieszmiłowaćTylkożebyśminaniąniewarczałaz
zazdrości!
- Robert! - W głosieojcazabrzmiałazłość
PogłaskałszybkosuczyłebpodniósłsięizamarłPrzyszedłmudo
głowywspaniałypomysłBłyskawicznieterazjużwszaleńczympośpiechu
kucnąłprzylegowiskuipoomackuwyszukałnajwiększegoinajsilniejszego
szczeniaka. ZawieziegowprezencieswojejprzyszłejżonieWepchnął
szczenięzakoszulębyjetrzymaćwciepleiwybiegłzszopyakuratw
chwiligdyojcieczamierzałzawołaćgoporaztrzeci
Wkrótce potem wciąż jeszcze po ciemku jechali truchtem do
gościńcaOtej porze roku, wczasiestrzyżeniaowiecpoletnim wypasie, na
traktach codziennietłoczyłysiętransportyzwełnązdążającenapołudnie -
na wielki targ w portowymmieścieLondynieOwetransporty- bywałoże
wiozływełnęnawetzcałegookręgu- składałysięzestualboidwustu koni
iprzemieszczałysiępotraktachwolnodosłownienogazanogąKołysząc
obładowanymiwełnąbokamikoniezajmowałycałąszerokośćgościńcai
wzniecałytakietumany kurzużepodróżniktórzyakuratznaleźlisięza
nimi, ledwie mogli oddychać Zresztą zazwyczaj byli to ludzie którzy
specjalnie czekali na przejazd kawalkady łaknąc towarzystwa lub
bezpieczeństwajakiewdrodze zapewnia gromada. Morlandowie do nich
nienależeliPięciudobrzeuzbrojonychkonnychniestanowiłołatwego celu
dla zbójców. Transporty zwełnąruszałyoświciedlategoMorlandowie
wyjechalinatraktjeszczeprzedbrzaskiemKiedyłuksłońcawynurzyłsię
zzawidnokręgubylijużponadpięćmiloddomu
EleonoraCourteneysiedziałanarzeźbionymdębowym parapecie w
548834609.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin