JENNIFER LYNCH
Nazywam się Laura Palmer. Właśnie parę minut temu skończyłam oficjalnie dwanaście lat! Jest 22 lipca 1984 roku, a był to dla mnie wspaniały dzień. Ty byłeś ostatnim prezentem, jaki rozpakowałam, i nie mogłam się doczekać momentu, kiedy pójdę na górę, żeby zacząć ci opowiadać o sobie i o swojej rodzinie. Tobie zwierzać się będę ze wszystkiego. Obiecuję opowiadać ci wszystko, co się będzie działo, wszystko, co czuję, wszystko, czego pragnę, każdą najmniejszą myśl. Są rzeczy, których nie mogę wyjawić nikomu. Obiecuję ci, że ty będziesz o nich wiedział.
Kiedy zeszłam dziś rano na śniadanie, zobaczyłam, że mama obwiesiła cały dom serpentynami i nawet tata paradował w zabawnym kapeluszu, przygrywając na trąbce. Myślałam, że nie wytrzymamy z Donną ze śmiechu.
Donna to moja najlepsza przyjaciółka pod słońcem. Nazywa się Hayward, a jej ojciec, doktor Hayward, sprowadził mnie na świat dwanaście lat temu. To nie do wiary, że udało mi się zajść tak daleko. Mama popłakała się przy stole, mówiąc, że zanim się spostrzegę, będę dorosłą kobietą. O tak, na pewno. Wiem, że upłyną jeszcze lata, zanim dostanę pierwszej miesiączki. Chyba zwariowała, jeśli myśli, że dorosnę w mgnieniu oka, zwłaszcza jeśli będzie mi nadal dawała pluszowe zwierzątka na urodziny!
Dziś wszystko się odbyło tak, jak tego pragnęłam, to znaczy była tylko Donna i rodzice. No i oczywiście mój kot Jupiter. Na śniadanie były moje ulubione naleśniki z jabłkami i sokiem klonowym oraz grzanki z zakwasem.
Od Donny dostałam bluzkę, którą widziałam na wystawie w domu towarowym Horne'a. Wiem, że kupiła ją za swoje kieszonkowe, które odkładała od dłuższego czasu, nie chcąc mi powiedzieć na co. To najpiękniejsza bluzka, jaką kiedykolwiek widziałam! Jest z białego jedwabiu, cała w haftowane różyczki, ale nie na tyle, żeby wyglądała źle. Jest po prostu doskonała. Ja też dam Donnie na urodziny coś ekstra.
Jutro przyjeżdża na cały tydzień moja kuzynka Madeline lub po prostu Maddy. Zamierzam z nią i z Donną wybudować w lesie twierdzę i nocować tam, jeśli mama nam pozwoli. Co do taty -nie mam wątpliwości. On kocha las tak jak ja. Kiedyś śniło mi się, że przeprowadziliśmy się z nim do domu w głębi lasu i za oknem mojego pokoju rosło olbrzymie drzewo, na którym zagnieździły się śpiewające ptaki.
Kochany pamiętniku, zaraz wrócę. Tata woła mnie z dołu. Mówi, że ma niespodziankę. Opowiem ci wszystko, jak wrócę.
Całuję, Laura.
Nigdy nie uwierzysz, co się stało! Zeszłam na dół, a tata powiedział mnie i mamie, żebyśmy wsiadły do samochodu i nie zadawały żadnych pytań aż dojedziemy na miejsce. Oczywiście, mama zadawała pytania przez całą drogę. Ja nie miałam nic przeciwko temu, licząc, że tacie może coś się wypsnie. Ale na próżno. Sama siedziałam cicho, żeby nie stracić niespodzianki. Kiedy zajechaliśmy pod stajnię na Łamanym Kręgu - wiedziałam! Tata kupił mi kucyka! Pamiętniczku, on jest przepiękny, znacznie piękniejszy niż mogłabym sobie kiedykolwiek zamarzyć! Jest w kolorach czerwono cynamonowym i ciemnobrązowym. Ma duże i słodkie oczy. Mama nie wierzyła własnym oczom, kiedy go zobaczyła i zaczęła się dopytywać, jak tacie udało się to zrobić w tajemnicy przed wszystkimi. Tata powiedział, że gdyby ona wiedziała, z całej niespodzianki byłyby nici, i ma rację.
O mało nie przyprawiłam mamy o zawał, włażąc kucykowi pod nogi, żeby sprawdzić czy jest chłopcem czy dziewczynką. Ale wystarczył rzut oka, żeby stwierdzić, że to chłopiec. Tak jakbym nigdy przedtem czegoś takiego nie widziała. Mama nie zna swojej córeczki tak, jak się jej to wydaje...
Wracając do kucyka. Postanowiłam go nazwać Troy, tak jak kucyk w albumie pani Larkin. Zippy, który pracuje w stajni, powiedział, że napisze mi dużymi literami TROY na tabliczce, którą powiesi się z przodu, tak żeby każdy wiedział od razu, jakie ma imię. Troy jest jeszcze za mały do jazdy, ale za dwa miesiące będę mogła go już dosiąść i pogalopować przez pola. Dziś poszłam z nim na spacer i dałam mu marchewki (tata miał ją w bagażniku) i kostkę cukru, którą dał mi Zippy. Troy był tym wszystkim zachwycony. Przed rozstaniem się wyszeptałam w jego ciepłe, miękkie ucho, że zobaczymy się jutro i że napiszę o nim wszystko tutaj, w pamiętniku. Nie mogę się doczekać, żeby go pokazać Donnie! Zapomniałabym, Maddy też go przecież zobaczy!
Kiedy wracaliśmy ze stajni do domu, tata powiedział, że obchodzimy z Troyem urodziny tego samego dnia, bo kiedy podarowuje się kucyka komuś, kto go będzie kochał, dzieli się z nim wszystko. A więc tobie też, Troy, wszystkiego najlepszego!
Cieszę się, że nie wiem skąd pochodzi, bo w ten sposób jest jakby zesłany z nieba prosto dla mnie.
W każdym razie, pamiętniczku, jutro jest wielki dzień. Dziś będę cudownie spała, śniąc o Troyu i o tym, jak będziemy spędzać razem cały czas. Jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.
P.S. Mam nadzieję, że BOB nie przyjdzie dziś w nocy.
Jest późna noc, a ja nie mogę spać. Śnił mi się koszmar za koszmarem i postanowiłam w końcu w ogóle zrezygnować ze snu. Myślę, że Maddy będzie zmęczona podróżą do nas i będzie chciała się jutro zdrzemnąć tak czy owak, więc i ja będę się mogła wtedy przespać. Może kiedy rozjaśni się, moje sny nie będą takie ponure.
Jeden z nich był okropny. Obudziłam się z krzykiem, bojąc się, że mama mnie usłyszy i przyjdzie, a ja chcę być teraz po prostu sama. Ona tego nie zrozumie. Kiedy nie mogę zasnąć albo, tak jak dzisiaj, mam koszmary, zawsze przychodzi i śpiewa mi „Walc Matyldy”. Nie to, żebym nie chciała, żeby mi śpiewała. Po prostu śnił mi się dziś dziwny mężczyzna, który śpiewał właśnie tę piosenkę mamy głosem. Byłam tak przerażona, że nie mogłam się ruszyć.
Śniło mi się, że chodzę po lesie w pobliżu Perłowych Jezior. Wiał bardzo silny wiatr, ale tylko wokół mnie. Było upalnie. Wiatr. Jakieś sześć metrów dalej stał ten mężczyzna. Miał długie włosy i bardzo duże, zgrubiałe ręce. Były bardzo szorstkie, a on, śpiewając, wyciągał je ku mnie. Jego broda nie poruszała się na wietrze, bo wiało tylko wokół mnie. Opuszki jego kciuków były czarne jak węgiel i zataczał nimi kręgi, zbliżając ku mnie ręce. Posuwałam się ku niemu, choć wcale nie chciałam, bo przerażał mnie.
Powiedział: „Mam twojego kota”, a Jupiter wyskoczył mu zza pleców i pomknął w głąb lasu jak biały punkcik na czarnym papierze. Śpiewał dalej, a ja usiłowałam mu powiedzieć, że chcę wracać do domu i chcę, żeby Jupiter poszedł ze mną. Słowa nie mogły mi się jednak przecisnąć przez gardło. Wtedy podniósł ręce, bardzo, bardzo wysoko, jak gdyby z każdą minutą rósł i powiększał się. W miarę jak jego ręce wznosiły się, czułam, że wiatr wokół mnie ustaje i nagle wszystko uspokoiło się. Pomyślałam, że puszcza mnie, bo czyta w moich myślach, tak to przynajmniej odczuwałam. Więc kiedy zatrzymał w ten sposó...
blackcardamon