Buddyjski savoir-vivre.pdf

(258 KB) Pobierz
380537199 UNPDF
Buddyjski
savoir-vivre
czyli
co można a czego nie wypada
czynić w świątyni
i jak się zachowywać
wobec duchowego Nauczyciela
Na podstawie wykładów Lamy Rinczena opracowała Agnieszka Zych
Redakcja: Adam Kozieł
W BUDDYJSKIEJ ŚWIĄTYNI
Lhakang to tybetańskie słowo oznaczające główne pomieszczenie świątyni, salę
z ołtarzem, w której odbywają się wspólne medytacje, pudże, abhiszeki czy wykłady.
W Polsce często zamiennie stosujemy termin gompa , co dokładniej odnosi się do całe-
go budynku czy też kompleksu zabudowań klasztornych.
W tradycji buddyjskiej przyjęte jest, że przed wejściem do lhakangu zdejmujemy
buty. To wymóg bardziej praktyczny niż religijny – pomaga w utrzymaniu czystości
w świątyni.
Warto też zwrócić uwagę na swój ubiór, zwłaszcza latem lub podczas odwiedzin
w krajach tropikalnych. Skoro mamy wejść do pomieszczenia, w którym znajdują
się liczne podobizny Buddów, święte teksty, a często także żyjący w celibacie mnisi
i mniszki, postarajmy się zachować umiar w odsłanianiu różnych części ciała. Świąty-
nia nie nadaje się także na miejsce do flirtowania oraz wszystkiego, co się z nim wiąże.
Po wejściu do lhakangu wykonujemy trzy pokłony w stronę ołtarza, chyba że na tro-
nie siedzi Lama – wówczas kłaniamy się przed nim. Lama reprezentuje całe Schronie-
nie i jest niejako „żywym ołtarzem”. Natomiast nie wykonujemy pokłonów wychodząc
ze świątyni – jest to wręcz uważane za niepomyślny znak.
W świątyni zawsze dobrze jest ofiarować zapaloną lampkę, kadzidło lub kwiaty. To
jeden z wielu sposobów gromadzenia zasługi, bez której, jak wiemy, nie da się osiągnąć
rzeczywistych efektów praktyki duchowej. Pamiętajmy jednak, że na ofiary przezna-
czone są określone miejsca – czy to za sprawą obrządku religijnego, czy to ze wzglę-
dów bezpieczeństwa, czy po prostu dla utrzymania porządku. Kłopotem może się oka-
zać zarówno ustawiony w przejściu wazon, jak i zapalone kadzidło, beztrosko wetknię-
te w miseczkę z ryżem albo doniczkę z kwiatami. Dlatego najlepiej zwrócić się o po-
moc do osoby odpowiedzialnej za opiekę nad ołtarzem. Warto też poprosić o wska-
zanie, gdzie możemy usiąść. Niektóre miejsca są zarezerwowane dla osób pełniących
określone funkcje w czasie pudży.
Nie przestawiajmy też niczego na ołtarzu bez uzgodnienia z osobą, która sprawuje
pieczę nad lhakangiem. To, co wydaje nam się błędem w ustawieniu przedmiotów na
ołtarzu, może być wymogiem rytuału, którego nie znamy.
2
Do medytacji zwykle siadamy na podłodze, ze skrzyżowanymi nogami. Jeśli rozbo-
lą nas kolana, możemy zmieniać pozycję, pamiętajmy tylko, by nie wyciągać wypro-
stowanych nóg w stronę ołtarza czy Nauczyciela – w kulturze tybetańskiej jest to uwa-
żane za brak szacunku. Jeśli mamy problemy z siedzeniem na ziemi, zawsze możemy
poprosić o krzesło.
Jeżeli w czasie przerwy czujemy się zmęczeni, poszukajmy miejsca poza lhakan-
giem, gdzie będziemy mogli się położyć. Nie traktujmy świątyni jako miejsca na po-
obiednią drzemkę. Czasem, gdy ośrodki Dharmy nie dysponują wystarczającą ilością
miejsc noclegowych, dopuszcza się możliwość nocowania przyjezdnych w lhakangu,
ale są to sytuacje wyjątkowe. Pamiętajmy wtedy, by nie układać się nogami w stronę oł-
tarza ani pomieszczeń, w których śpi Rinpocze.
Teksty Dharmy, buddyjskie książki i notatki kładziemy zawsze na podwyższonym
miejscu. Okazujemy w ten sposób szacunek słowom Buddy Siakjamuniego i pokole-
niom wielkich urzeczywistnionych Mistrzów. Jeśli warunki są prowizoryczne (na przy-
kład w czasie dużych kursów) i nie mamy własnego stolika, to przynajmniej symbo-
licznie podłóżmy pod tekst do praktyki czy zeszyt z notatkami poduszkę medytacyjną
lub zwinięty sweter. Uważajmy też, żeby nie deptać świętych tekstów ani nie przecho-
dzić nad nimi. Omijamy też stoliki medytacyjne, nie przeskakując przez nie. Kiedy wi-
dzimy, że ktoś chce przejść, a nasze teksty leżą na drodze, podnieśmy je na chwilę lub
odsuńmy na bok.
Warto też wiedzieć, że kiedy broszurki, informatory, notatki czy inne materiały za-
wierające słowa Dharmy nie są nam już potrzebne, nie wyrzucamy ich na śmietnik, lecz
palimy. Jeśli nie mamy po temu warunków, możemy przywieźć je do ośrodka Dharmy,
który zwykle dysponuje specjalnym miejscem do palenia tekstów.
Wedle tradycji tybetańskiej nie należy też przechodzić nad drugą osobą. Jeśli zatem
siedzimy w lhakangu i ktoś musi nas ominąć, usuńmy się z drogi. Nawet jeśli wydaje
nam się, że przejście jest wystarczająco szerokie, na wszelki wypadek unieśmy nogę,
by nikt nie musiał nad nią stawać.
Czasem chcemy spędzić w lhakangu więcej czasu na indywidualnej medytacji. Nie-
którzy przynoszą sobie wtedy kubek kawy czy herbaty. Jest to dopuszczalne. W klasz-
torach w czasie długich, wielogodzinnych recytacji, są specjalne przerwy, w czasie któ-
3
rych mnisi piją herbatę, a często jedzą też kawałek chleba czy garść ryżu. W czasie pu-
dży tsok wszyscy uczestnicy również jedzą i piją ofiarowane im substancje.
Starajmy się jednak zachować zdrowy rozsądek i nie przekształcajmy lhakangu
w kawiarnię. Jeśli uczestniczymy we wspólnej praktyce lub słuchamy wykładu, to na-
prawdę, nawet w upalny dzień, możemy wytrzymać godzinę czy dwie bez płynów. Pi-
cie, jedzenie albo żucie gumy w chwili, gdy Nauczyciel dzieli się z nami cennymi na-
ukami Dharmy, jest naprawdę mało taktowne.
Jeśli zastaniemy w lhakangu kogoś, kto akurat tam medytuje, starajmy się nie prze-
szkadzać. W czasie formalnej sesji medytacyjnej nie powinno się używać innych słów
niż tekst rytuału, nie oczekujmy więc, że medytujący odpowiedzą na nasze powitanie.
Nie zagadujmy ich i o nic nie pytajmy. I choćbyśmy pękali z ciekawości, nie zaglądaj-
my nikomu w teksty medytacyjne czy notatki.
Trzeba wiedzieć, że dopytywanie, jaką medytację ktoś wykonuje, jest buddyjskim
nietaktem. Nauki mówią, że każdy powinien się starać jak najmniej opowiadać o wła-
snej praktyce, gdyż przyciąga to niepotrzebne przeszkody na ścieżce. Nie dociekamy
zatem, co robią inni, unikając przy tym chwalenia się własnymi osiągnięciami. Przykła-
dem godnym naśladowania może być Tenga Rinpocze, urzeczywistniony Mistrz medy-
tacji, który pytany o swoją praktykę, odpowiada skromnie: „Ja tylko próbuję rozwinąć
odrobinę współczucia...”
Oczywiście, kiedy pyta początkujący, można mu wyjaśnić podstawowe rzeczy, jeśli
w pobliżu nie ma żadnego Lamy; w grupie przyjaciół wykonujących tę samą medyta-
cję można też wymieniać się informacjami. Nie wolno jednak opowiadać o szczegółach
w obecności osób, które nie mają stosownego przekazu. Trzeba też wiedzieć, że wyja-
śnienia do praktyki są jednym z trzech elementów niezbędnych do prawidłowej medyta-
cji. Dwa pozostałe to abhiszeka i lung (ustny przekaz, polegający na przeczytaniu przez
Lamę tekstu praktyki). Wszystkie trzy powinny być przekazywane przez upoważnione-
go Lamę, bowiem dopiero wtedy niosą ze sobą błogosławieństwo Linii Przekazu.
Wykonywanie niektórych rytuałów wymaga uprzedniego przejścia przez szereg
praktyk przygotowawczych. Jeśli uczestniczymy w pudży, w której nie możemy jesz-
cze brać czynnego udziału, nie zaglądajmy nikomu przez ramię do tekstów czy notatek.
Nauki „skradzione” w ten sposób przynoszą niewiele pożytku.
4
Wiele osób używa do liczenia mantr tak zwanej mali – buddyjskiego różańca. Nie
wszyscy wiedzą jednak, że jest to przedmiot bardzo osobisty, zwłaszcza jeśli używa się
go od dłuższego czasu. Dlatego powstrzymajmy się od obmacywania cudzej mali, na-
wet jeśli bardzo nam się podoba. Dotyczy to również innych przedmiotów rytualnych
- dordże i dzwonka, damaru (małego bębenka) i tak dalej – chyba że właściciel sam nam
je podsunie.
Jeśli przyszliśmy do lhakangu z dziećmi, znajdźmy im jakieś zajęcie, by nie nudzi-
ły się oraz pozwoliły nam i innym słuchać nauk lub brać udział w ceremoniach religij-
nych. Pamiętajmy, że jesteśmy w miejscu, które ma służyć wyciszeniu i duchowemu
skupieniu. Inni przyjechali tu medytować i poznawać cenne nauki Dharmy. Jeśli zatem
trzeba, poświęćmy się dla pozostałych uczestników i wyjdźmy na chwilę z dzieckiem,
póki się nie uspokoi. Nie martwmy się, że umknie nam jakaś część rytuału – Rinpoczo-
wie nieraz podkreślają, że troska o dziecko to dla rodziców najwspanialsza okazja prak-
tykowania Dharmy w codziennym życiu!
Kiedy opuszczamy świątynię, nie zostawiajmy po sobie nieporządku. Zabranie
brudnego kubka, papierków po cukierkach, skórki pomarańczy czy zużytej chustecz-
ki kosztuje bardzo niewiele. Sprzątnijmy też po swoich dzieciach lub przypilnujmy, by
zrobiły to same.
SPOTYKAJĄC BUDDYJSKIEGO NAUCZYCIELA
Jak traktować duchowego Nauczyciela
Z szacunkiem i wdzięcznością! Szczególnie tych, którzy noszą zaszczytny tytuł
„Rinpocze”. Tradycyjnie przysługuje on „tulku”, czyli świadomym inkarnacjom Bud-
dów, Bodhisattwów oraz wielkich mistrzów. Są to osoby o wysokim stopniu urzeczy-
wistnienia, które w wielu poprzednich żywotach rozwinęły tak ogromne współczucie
i miłującą dobroć, że świadomie zrezygnowały z własnej wolności od uwarunkowanej
egzystencji i powracają do pełnego cierpień świata, aby pomagać innym na drodze do
Wyzwolenia.
Czasami tytuł „Rinpocze” nadawany jest Lamom, którzy nie zostali rozpoznani jako
tulku, lecz poświęcili całe życie rozwojowi duchowemu i altruistycznej pracy dla dobra
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin