FRASZKI I TRENY - Jan Kochanowski.doc

(1153 KB) Pobierz
Jan Kochanowski

WENUS I STREFY JEJ WPŁYWÓW
RENESANSOWA RYCINA Z CYKLU PLANETY

JAN KOCHANOWSKI

FRASZKI - WYBÓR

Fraszki tym książkom dzieją; kto się puści na nie
Uszczypliwym językiem, za fraszkę nie stanie.

FRASZKI PIERWSZE

DO GOŚCIA

 

Jesli darmo masz te książki,

A spełna w wacku pieniążki,

Chwalę twą rzecz, gościu-bracie,

Bo nie przydziesz ku utracie;

Ale jesliś dał co z taszki,

Nie kupiłeś, jedno fraszki.

NA SWOJE KSIĘGI

 

Nie dbają moje papiery

O przeważne bohatery;

Nic u nich Mars, chocia srogi,

I Achilles prędkonogi;

Ale śmiechy, ale żarty

Zwykły zbierać moje karty.

Pieśni, tańce i biesiady

Schadzają się do nich rady.

Statek tych czasów nie płaci,

Pracą człowiek próżno traci.

Przy fraszkach mi wżdy naleją,

A to wniwecz, co się śmieją.

 

O ŻYWOCIE LUDZKIM

 

Fraszki to wszytko, cokolwiek myślemy,

Fraszki to wszytko, cokolwiek czyniemy;

Nie masz na świecie żadnej pewnej rzeczy,

Próżno tu człowiek ma co mieć na pieczy.

Zacność, uroda, moc, pieniądze, sława,

Wszystko to minie jako polna trawa;

Naśmiawszy się nam i naszym porządkom,

Wemkną nas w mieszek, jako czynią łątkom.

NA STARĄ

 

Teraz by ze mną zygrywać się chciała,

Kiedyś, niebogo, sobie podstarzała.

Daj pokój, prze Bóg! Sama baczysz snadnie,

Że nic po cierniu, kiedy róża spadnie.

SEN

 

Uciekałem przez sen w nocy,

Mając skrzydła ku pomocy,

Lecz mię miłość poimała,

Choć na nogach ołów miała.

Hanno, co to znamionuje?

Podobno mi praktykuje,

Że ja, będąc uwikłany

Tymi i owymi pany,

Wszytkich inszych łatwie zbędę -

Tobie służyć wiecznie będę.

RAKI

 

Folgujmy paniom nie sobie, ma rada;

Miłujmy wiernie nie jest w nich przysada.

Godności trzeba nie za nic tu cnota,

Miłości pragną nie pragną tu złota.

Miłują z serca nie patrzają zdrady,

Pilnują prawdy nie kłamają rady.

Wiarę uprzejmą nie dar sobie ważą,

W miarę nie nazbyt ciągnąć rzemień każą.

Wiecznie wam służę nie służę na chwilę,

Bezpiecznie wierzcie nierad ja omylę.

 

 

 

NA NABOŻNĄ

 

Jesli nie grzeszysz, jako mi powiadasz,

Czego się, miła, tak często spowiadasz?

NA NIESŁOWNĄ

 

Miałem nadzieję, że mi zyścić miano,

Tak jako było z chucią obiecano;

Ale co komu rzecze białagłowa,

Pisz jej na wietrze i na wodzie słowa.

EPITAFIUM KOSOWI

 

Z żalem i z płaczem, acz za twe nie stoi,

Mój dobry Kosie, towarzysze twoi

W ten grób twe ciało umarłe włożyli,

Którzy weseli wczora z tobą byli.

Śmierć za człowiekiem na wszelki czas chodzi;

Niech zdrowie, niech nas młodość nie uwodzi,

Bo ani wzwiemy, kiedy wsiadać każą,

A tam ani płacz, ani dary ważą.

NA BARBARĘ

 

Jakoś mi już skaczesz słabo,

Folguj sobie, miła Barbaro, proszę cię.

Czart rozskakał tego swata,

Nie dba nic, choć kto ma lada co przed sobą.

Okazuje swoje sztuki,

Alboć nie wie, że masz w Nuremberku towar?

Ale ty wżdy nie bądź głupia,

Nieznajomym nie daj dudkować przed sobą,

Nie zwierzaj się leda komu,

Nie puszczaj mnichów do dobrego mieszkania.

I kapłanów się wystrzegaj,

Raczej sama zawżdy letanije śpiewaj!

A chcesz li mię słuchać dalej,

Moja Barbaro, nie szacuj dobrych ludzi!

Zawżdy raczej szukaj zgody,

Niech za cię skacze, kto młotem dobrze robi.

Możesz odpruć i te wzorki,

Czyście tak nama z paciorkowym biczykiem.

A nie dufaj w żadne czary,

I pod pierzem szpetny staroświetski bieret.

Wiedzże, co masz czynić z sobą,

Bo lisi ogon za towar nie uchodzi.

A łotrowie, co to widzą,

W oczy pięknie, w kącie szykują swe draby.

Domyślajże się ostatka,

Wszakeś już swym dziatkom marcypan rozdała.

Z ANAKREONTA

 

Ciężko, kto nie miłuje, ciężko, kto miłuje,

Naciężej, kto miłując łaski nie zyskuje.

Zacność w miłości za nic, fraszka obyczaje,

Na tego tam naraczej patrzają, kto daje.

Bodaj zdechł, kto się naprzód złota rozmiłował,

Ten wszytek świat swoim złym przykładem popsował.

Stąd walki, stąd morderstwa; a co jeszcze więcej,

Nas, chude, co miłujem, to gubi napręcej.

NA PODUSZKĘ

 

Szlachetne płótno, na którym leżało

Owo tak piękne w oczu moich ciało,

Przecz tego smutny u Fortuny sobie

Zjednać nie mogę, aby głowie obie

Pospołu na twym wdzięcznym mchu leżały,

A zobopólnych rozmów używały?

Więcej nie śmiem rzec, bo i tak się boję,

Że z tych słów Zazdrość myśl rozumie moje.

NA POSŁA PAPIESKIEGO

 

Pośle papieski rzymskiego narodu,

Uczysz nas drogi, a sam chybiasz brodu.

Nawracaj lepiej niżli twój woźnica,

Strzeż nas tam zawieźć, gdzie płacz i tesknica.

NA MATEMATYKA

 

Ziemię pomierzył i głębokie morze,

Wie, jako wstają i zachodzą zorze;

Wiatrom rozumie, praktykuje komu,

A sam nie widzi, że ma kurwę w domu.

O KSIĘDZU

 

Z wieczora na cześć księdza zaproszono,

Ale mu na noc małpę przywiedziono.

Trwała tam chwilę ta miła biesiada,

Aż ksiądz zamieszkał i mszej, i obiada!

O GOSPODYNIEJ

 

Proszono jednej wielkimi prośbami,

Nie powiem o co, zgadniecie to sami.

A iż stateczna była białagłowa,

Nie wdawała się z gościem w długie słowa,

Ale mu z mężem do łaźniej kazała,

Aby mu swoję myśl rozumieć dała.

Wnidą do łaźniej, a gospodarz miły

Chodzi by w raju, nie zakrywszy żyły.

A słusznie, bo miał bindasz tak dostały,

Żeby był nie wlazł w żadne famurały.

Gość poglądając dobrze żyw, a ono

Barzo nierówno pany podzielono.

Nie mył się długo i jechał tym chutniej:

Nie każdy weźmie po Bekwarku lutniej.

O CHŁOPCU

 

Pan sobie kazał przywieść białągłowę,

Aby z nią mógł mieć tajemną rozmowę.

Czekawszy chłopca dobrze długą chwilę,

Tak żeby drugi uszedł był i milę,

Pojźrzy pod okno, a ci sobie radzi!

I rzecze z góry do onej czeladzi:

"Po diable, synku, folgujesz tej paniej:

Jam kazał przywieść, a ty jedziesz na niej."

NA PANY

 

Ciężko mi na te teraźniejsze pany:

Siebie nie baczą, a ganią dworzany.

"W on czas - pry - czystych zapaśników było,

Szermierzów, gońców, aż i wspomnieć miło.

A dziś co młodzi pacholcy umieją?

Jedno w się wino jako w beczkę leją."

Prawda, że wielka w sługach dziś odmiana,

Ale też trudno o takiego pana,

O jakich nam więc starszy powiadali;

Oni się w męstwie, w dzielności kochali,

Dziś leda Żyda z workiem pieprzu wolą -

Nie dziw, że rzadko za tarczami kolą.

NA SOKALSKIE MOGIŁY

 

Tusmy się mężnie prze ojczyznę bili

I na ostatek gardła położyli.

Nie masz przecz, gościu, złez nad nami tracić,

Taką śmierć mógłbyś sam drogo zapłacić.

O DOKTORZE HISZPANIE

 

"Nasz dobry doktor spać się od nas bierze,

Ani chce z nami doczekać wieczerze."

"Dajcie mu pokój! najdziem go w pościeli,

A sami przedsię bywajmy weseli!"

"Już po wieczerzy, pódźmy do Hiszpana!"

"Ba, wierę, pódźmy, ale nie bez dzbana."

"Puszczaj, doktorze, towarzyszu miły!"

Doktor nie puścił, ale drzwi puściły.

"Jedna nie wadzi, daj ci Boże zdrowie!"

"By jeno jedna" - doktor na to powie.

Od jednej przyszło aż więc do dziewiąci,

A doktorowi mózg się we łbie mąci.

"Trudny - powiada - mój rząd z tymi pany:

Szedłem spać trzeźwio, a wstanę pijany."

O ŚLACHCICU POLSKIM

 

Jeden pan wielomożny niedawno powiedział:

"W Polszcze ślachcic jakoby też na karczmie siedział;

Bo kto jedno przyjedzie, to z każdym pić musi;

A żona, pościel zwłócząc, nieboga się krtusi."

O FRASZKACH

 

Najdziesz tu fraszkę dobrą, najdziesz złą i śrzednią,

Nie wszytkoć mury wiodą materyją przednią;

Z boków cegłę rumieńszą i kamień ciosany,

W pośrzodek sztuki kładą i gruz brakowany.

O ŚMIERCI

 

Śmiesznie to rzekła jedna białagłowa

Słuchając pieśni, w której są te słowa:

"Rada bym śmierci, by już przyszła na mię";

- Proszę, kto śmiercią, niech go też mam znamię.

DO PANIEJ

 

Imię twe, pani, które rad mianuję,

Najdziesz w mych rymiech często napisane,

A kiedy będzie od ludzi czytane,

Masz przed inszymi, jesli ja co czuję.

 

Bych cię z drogiego marmoru postawił,

Bych cię dał ulać i z szczerego złota

(Czego uroda i twa godna cnota),

Jeszcze bych cię czci trwałej nie nabawił.

 

I mauzolea, i egiptskie grody

Ostatniej śmierci próżne być nie mogą;

Albo je ogień, albo nagłe wody,

Albo je lata zazdrościwe zmogą;

 

Sława z dowcipu sama wiecznie stoi,

Ta gwałtu nie zna, ta się lat nie boi.

O ŻYWOCIE LUDZKIM

 

Wieczna Myśli, któraś jest dalej niż od wieka,

Jesli cię też to rusza, co czasem człowieka,

Wierzę, że tam na niebie masz mięsopust prawy

Patrząc na rozmaite świata tego sprawy.

Bo leda co wyrzucisz, to my, jako dzieci,

W taki treter, że z sobą wyniesieni i śmieci.

Więc temu rękaw urwą, a ten czapkę straci;

Drugi tej krotochwile i włosy przypłaci.

Na koniec niefortuna albo śmierć przypadnie,

To drugi, choćby nierad, czacz porzuci snadnie.

Panie, godno li, niech tę rozkosz z Tobą czuję:

Niech drudzy za łby chodzą, a ja się dziwuję.

 

 KSIĘGI WTÓRE

KU MUZOM

 

Panny, które na wielkim Parnazie mieszkacie,

A ippokreńską rosą włosy swe maczacie,

Jeslim się wam zachował jako żyw statecznie,

Ani mam wolej z wami rozłączyć się wiecznie;

Jesli królom nie zajźrzę pereł ani złota,

A milsza mi daleko niż pieniądze cnota;

Jesli nie chcę, żebyście komu pochlebiały

Albo na mię u ludzi niewdzięcznych żebrały:

Proszę, niech ze mną za raz me rymy nie giną;

Ale kiedy ja umrę, ony niechaj słyną!

DO JADWIGI

 

Wróć mi serce, Jadwigo, wróć mi, prze Boga,

A nie bądź przeciwko mnie tak barzo sroga,

Bo po prawdzie z samego serca krom ciała

Nie baczę, żebyś jaki pożytek miała;

A ja trudno mam być żyw, jesliże muszę

Stracić lepszą część siebie, a owszem, duszę.

Przeto uczyń tak dobrze: albo wróć moje,

Albo mi na to miejsce daj serce swoje!

O ROZWODZIE

 

Przyszedł chłop do biskupa chcąc się rozwieść z żoną.

Pytają go: "Czemuż tak w oczu twych mierzioną?"

"Atolim jej nie zastał dziewicą, ksze miły!"

A biskup mu zaś powie: "O błaźnie opiły,

Przychodzi to na króle i wysokie stany,

A nie przynoszą takich plotek przed kapłany.

I ty, chłopie, jeslić się tak dziewice chciało,

Mogłeś do Kolna jechać: tam ich jest niemało."

NA LIPĘ

 

Gościu, siądź pod mym liściem, a odpoczni sobie!

Nie dójdzie cię tu słońce, przyrzekam ja tobie,

Choć się nawysszej wzbije, a proste promienie

Ściągną pod swoje drzewa rozstrzelane cienie.

Tu zawżdy chłodne wiatry z pola zawiewają,

Tu słowicy, tu szpacy wdzięcznie narzekają.

Z mego wonnego kwiatu pracowite pszczoły

Biorą miód, który potym szlachci pańskie stoły.

A ja swym cichym szeptem sprawić umiem snadnie,

Że człowiekowi łacno słodki sen przypadnie.

Jabłek wprawdzie nie rodzę, lecz mię pan tak kładzie

Jako szczep napłodniejszy w hesperyskim sadzie.

DO PETRYŁA

 

Dawnoć nie stoi owa rzecz, Petryło,

A przedsięć igrać z niewiastami miło.

Wyjadłeś wszytki recepty z apteki

Dla tej ociętnej i niestałej deki.

Wielka część ludzi nie będzie wierzyła,

Że co nie stojąc - przedsię stoi siła.

Z GRECKIEGO

 

Nie znam się ku tym łupom: kto li to, szalony,

W Marsowym domu przybił ten dar niezdarzony?

Widzę całe szyszaki, tarcze nie skrwawione,

Widzę drzewa i groty nic nie naruszone.

Gore mi twarz przed wstydem, a pot przez mię bije.

Raczej gmach i łożnicę tym niechaj obije,

A mój kościół przyszlachci łupy skrwawionymi;

Srogi Mars rychlej się da ubłagać takimi.

DO PRZYJACIELA

 

Nie frasuj sobie, przyjacielu, głowy,

Chociaś zawiedzion omylnymi słowy;

Poczekaj jeszcze, a przypatrz się pilnie,

Jesli prawdziwie czy mówię omylnie,

Że białegłowy na to się ćwiczyły,

Aby nas za nos, prostaki, wodziły.

Ja nic nie twirdzę, ale mi ty powiesz,

Kiedy się też sam pewnej rzeczy dowiesz.

A ja przestanę na twoim wyroku,

Jako mam trzymać o tej kości z boku.

O KOŹLE

 

Kozieł, kto go zna, piwszy do północy,

Nie mógł do domu trafić o swej mocy;

Ujźrzawszy kogoś: "Słuchaj, panie młody,

Proszę cię, nie wiesz ty mojej gospody?"

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin