Kane_Stacia_-_Dolna_Dzielnica_03_-_Miasto_Duchów.doc

(1351 KB) Pobierz

Polecamy również

Stada Kane

Nieświęle duchy Nieś wie ta magia

Jocelynn Drakę

cykl DNI MROKU Nocny wędrowiec Łowca ciemności Posłaniec świlu

MIASTO DUCHÓW

STAC IA

KANE

Przekład AGNIESZKA KABAŁA

 

Rozdział 1

Nie wszystkie nasze obowiązki będą przyjemne. Ale to poświęcenie, o którym jako pracownicy Kościoła musicie zawsze pamiętać, sprawia, iż jesteście uprzywilejowani ponad innych, !esleí przykładem. Przewodnik dla pracowników Kościoła

Gilotyna już na nich czekała; poczerniałe drewno, ciemne i złowrogie, odcinało się od cementowych ścian Sali Egzekucji.

Chess przekuśtykała obok gilotyny, starając się na nią nie patrzeć. Starając się nic pamiętać, że sama zasługuje na lo. by pulużyi szyję na wyglad/unym przez czas łożu i czekać, aż opadnie ostrze. Zabila Psychopompa. Do diabła, zabila ludzi.

Tylko zamordowanie jastrzębia oznaczało natychmiastową egzekucję.

Ale o tym nikt nie wiedział. A przynajmniej nikt, kto miałby prawo skazać ją na śmierć. Chwilowo nic jej nie groziło.

Wielka szkoda, że jednak nie czuła się bezpieczna. Nie tak powinno być. Tępy ból w udzie przy każdym kroku, jaki stawiała w płaskich pantoflach, przypominał jej o niezagojonej ranie postrzałowej; jej utykanie ściągało uwagę innych i to teraz, kiedy starała się pozostać nie-

5

Starszy Griffin położył jej na ramieniu ciepłą dłoń.

- Możesz siedzieć podczas odczytywania i wykonywania wyroku, Cesario.

- Och, nie, naprawdę, nic mi...

Pokręcił głową, patrząc na nią z powagą. Co to miało znaczyć? jasne, żc egzekucja to niezbyt radosna impreza, jak zresztą większość kościelnych ceremonii. Ale mężczyzna wydawał się bardziej poważny niż zwykle, bardziej zatroskany.

Przecież nie wiedział, prawda? Czyżby Oliver Fletcher powiedział mu o Psychopompie, o tym, co zrobiła? Jeśli ten drań... Nie. Nie, takie myślenie to głupota, paranoja. Oliver by się nie wygadał. Zresztą kiedy miałby to zrobić'1 O ile się orientowała, ci dwaj rozmawiali ze sobą tylko raz od tamtej nocy. kiedy zabita Psycho-pompa - od tamtej nocy, kiedy Terrible o malo...

Oddech zarzęził jej w płucach. No właśnie. To nie czas ani miejsce. To jest egzekucja, ona ma złożyć zeznanie, a żeby tego dokonać, musi się uspokoić, do cholery

Więc usiadła na twardym, drewnianym krześle o prostym oparciu, wdychając ciężki zapach środków dezynfekcyjnych wypełniający salę, i patrzyła, jak pozostali wchodzą za nią do środka Starszy Murray z kolami wymalowanymi wokół oc/u lak czarnymi jak jego włosy, które byty niemal niewidoczne na tle jego ciemnobrązowej skóry Dana Wright z jasnymi puklami wijącymi się wokół twarzy - druga Demaskaturka. ona również brata udział w pojmaniu madame l.upity

Ze strony Lupity nie przyszedł nikt. Wszyscy, którzy się o nią troszczyli lub mogli chcieć być przy niej w ostatnich chwilach jej życia albo zostali zgładzeni, albo siedzieli zamknięci w więzieniu.

Na koniec wszedł kat z twarzą osłoniętą grubym, czarnym kapturem. Na jego otwartej prawej dłoni leżała psia czaszka - Psychopomp, który gotów byi za-

brać madame Lupitę do więzienia dla duchów; W dru 11, dłoni oprawca ściskał łańcuch ciągnąc oskarżoną Nieszczęsna kobieta miata kostki i nadgarstki skute ze laznymi kajdanami

Drzwi zamknęły się za nimi z hukiem, zamek zasko czyi. otworzy się dopiero za pół godziny To dość •u na wykonanie egzekucji i zabranie ducha do Miasta Wieczności Zamki czasowe zainstalowano już na po Giąlku funkc|onowania Kościoła, po seni wypadków, Ucdy lo duchom udało się otworzyć drzwi i uciec jak wtzystko, co robił Kościół, i to zabezpieczenie miało Mns. ale Chess nie potrafiła opanować lekkiego dresz-cru paniki, który przebiegi jej po plecach, kiedy usłyszała len dźwięk. Pułapka. Oto miejsce, w którym nigdy nie chciała się znaleźć.

Kat przypiął koniec łańcucha do gilotyny i położył czaszkę u stóp ołtarza w rogu. Dym buchnął z kadzielnicy i pochłonął zapach wybielacza i amoniaku. Gęsty, gryzący aromat melidii, która miała odesłać duszę Lupity do więzienia dla duchów, imbiru i asafetydy i płonących wiórków cisowych. To wszystko zakręciło Chess w no-»le. Energia w pomieszczeniu się zmieniła. Moc prześliznęła się wzdłuż jej nóg do góry i zjeżyła włosy na karku. Lubiła ten stan, sprawiał, że miała ochotę się uśmiech-

Ale nie zrobiła tego. Nie dzisiaj. Zacisnęła tylko zęby I spojrzała na skazaną.

Lupita zmieniła się, od kiedy Chess widziała ją ostatni raz w tej żałosnej dusznej piwniczce cuchnącej strachem, palonymi ziołami i trucizną. Wielkie ciało kobiety jakby się skurczyło. Zamiast idiotycznego srebrnego turbanu, który zapamiętała Chess, Lupita miała na głowie krotko ścięte włosy; zamiast głupiej, jarmarcznej tuniki jej ciało okrywała prosta czarna suknia skazanych na

6

7

I te straszne oczy. Czarownica rozejrzała się i odnalazła Chess. |ej wzrok zapłonął: buchnął żarem nienawiści, aż dziewczyna poczuta niemal, ze prawie przypieka jej skore.

Zmusiła się. żeby nie odwrócić spojrzenia Ta kobieta o mato jej nie zabita, dodając do jej napoju trucizny Omal nie zgładziła wielu niewinnych ludzi, kiedy przyzwala rozszalałego, wściekłego ducha Pieprzyć ją Teraz miała umrzeć, a Chess będzie na to patrzeć

Coś mignęło w oczach Lupity

Chess zaparto dech w piersi Czy naprawdę to widziała'' len srebrzysty błysk'' Ten btysk. który oznaczał, że oskarżona jest gospodarzem ducha?

Dziewczyna otworzyła szerzej oczy i wpatrywała się w skazaną. Czekała. To niemożliwe. Lupila nie była gospodarzem, kiedy ją aresztowano - natychmiast by to wykryto - i nie mogła związać się z duchem w więzieniu Kościoła To po prostu było niemożliwe

Błysk już się nie pojawi) Nie Musiało jej się wydawać Cały ten stres, napięcie w życiu osobistym - o Ue cokolwiek z mego zostało - oraz przytłaczające współczucie Starszych i innych Demaskatorów Ich troskliwość i dobre intencje wręcz ją przytłaczały. Dodać do tego jeszcze parę nadprogramowych ceptów. pandę i pot nipa. żeby nie zasnąć nic dziwnego, ze miała przywidzenia. Co będzie następne - różowe słonie?

Starszy Griffin stanął przed gilotyną i odchrząknął.

- Irenę Lowe alias madame Lupita. zostałaś uznana przez Kościół za winną przestępstwa przyzywania duchów na ziemię Zostałaś tez uznana za winną usiłowania morderstwa na kościelnej Demaskatorce Cesarii Pulnam Cesario, czy ta kobieta jest odpowiedzialna za le przestępstwa?

Chess wstała mimo bólu w prawym udzie i lekko zmarszczonych brwi Starszego Griffina.

- Tak, Starszy.

- Na jakiej podstawie tak twierdzisz? Widziałam, jak ta kobieta popełnia te zbrodnie.

- 1 przysięgasz, że twoje stówa są faktem i prawdą?

- Tak, Starszy Przysięgam.

Starszy Griffin kiwnął jej głową i zwrócił się do Dany Wright. Chess klapnęła z powrotem na krzesło. Kobieta miata za chwilę przez nią umrzeć. Co było warte jej stówo - stówo ćpunki i kłamczuchy, która zdradziła jedynego przyjaciela, jakiego miata? Nic nie było warte.

Nigdy się do niej nie odezwie. Przestała do niego dzwonić tydzień temu. Przestała mieć nadzieję, że zobaczy go w Tricksterze czy U Chucka. przestała plątać się po targowisku, czekając, czy się nie pojawi. Oczywiście on tam ciągle bywał. Ludzie go widywali.

Wszyscy, tylko nie ona. Nie miała pojęcia, że można unikać kogoś tak skutecznie. Zupełnie jakby wyczuwał jej nadejście.

Kuch wśród ludzi stojących w sali przyciągnął jej uwagę do ceremonii. Za chwilę miata nastąpić egzekucja.

Wokół unosiła się moc. która pulsowała stałym rytmem. Nie było potrzeby tworzyć kręgu; samo pomieszczenie było kręgiem, fortecą okoloną żelazem wtopionym w betonowe ściany.

Starszy Griffin zaczął bić w bęben. Pomiędzy uderzeniami jego dłoń zawisała w powietrzu. Trwało to tak długo, że Chess nie była w stanie się ruszyć czy głęboko odetchnąć, zanim ręka znowu nie opadła. Magia wypełniała dziewczynę, sprawiając, że czuta się kimś lepszym. To byto przyjemne uczucie. Tak przyjemne, że Chess miała ochotę zamknąć oczy i całkowicie mu się poddać, zapomnieć o wszystkim i wszystkich i nie robić nic, tylko nizkoszować się tą energią.

Oczywiście nie mogła Wiedziała, że nie może Więc zamiast tego patrzyła, jak tworzy się Psychopomp kata,

9

jak pies powstaje z czaszki, wypływa niczym rzeka z górskiego szczytu. Pojawiają się łapy, ogon, czarna błyszcząca sierść wyrastająca na skórze.

Bęben bił szybciej. Tamtej nocy. na seansie Lupity też były bębny, na których grał duet naszprycowanych dziwaków z oczami jak piłki golfowe. Teraz monotonny, powolny rytm bębnów akompaniował słowom Starszego Murraya.

- Irenę Lowe. zostałaś uznana za winną i skazana na śmierć przez trybunał Starszych Kościoła. Ten wyrok zostanie teraz wykonany. Jeśli chcesz coś powiedzieć, zrób to.

Lupita pokręciła głową ze wzrokiem wbitym w podłogę. Chess sięgnęła mocą, chciała wybadać intencje kobiety. Znaleźć choć trochę strachu, gniewu. Cokolwiek Lupita była zbyt cicha. Zbyt spokojna. Coś było nie tak.

Kat pomógł jej uklęknąć, położył jej szyję na bloki darni. Bęben bit mocniej, głośniej od krwi tętniącej w żyłach Chess i od powietrza gęstego od słodkiej magii, które grało w jej płucach. Głośniej od jej własnych myśli.

Sięgnęła głębiej, pozwalając mocy głaskać skórę Lupity, próbując znaleźć coś...

Kurwa!

Noga ugięła się pod nią, kiedy zerwała się z krzesła. Omal się nie przewróciła.

- Nie! Nie za...

Za późno. Ostrze opadło, jego metaliczny dźwięk przeciął powietrze równie gładko, jak szyję Irenę, i osiadło z głuchym łoskotem jak zatrzaskujące się drzwi wię-

Głowa skazanej potoczyła się do kosza. Krew trysnę-ta z przeciętej szyi na szarą cementową podłogę.

Jej duch uniósł się - duch madame Lupity. Pies skoczył ku niemu, gotów zawlec go pod ziemię, do więzienia poza murami Miasta Wieczności.

10

Uniósł się też drugi duch. Ten, którego Lupila była gospodarzem. Dla niego nie było Psychopompa. Nie mogli spacyfikować go cmentarną ziemią, bo jej nie mieli. Wszyscy kościelni pracownicy uwięzieni w jednej sali 0 żelaznych ścianach, za zamkniętymi drzwiami.

Krzyk wyrwał się z gardła Chess, wystrzelił w powietrze. Zmieszał się z wrzaskami innych - zaskoczenia

Starszy Griffin upuścił bęben. Pies chwycił ducha Lupity - miała na ramieniu paszport - i dał nura w plamę drgającego powietrza pod ścianą. W ostatniej chwili Chess zobaczyła usta czarownicy rozciągnięte w straszliwym uśmiechu, kiedy zostawiała ich wszystkich na śmierć.

Drugi duch wisiał w powietrzu przed gilotyną. Mężczyzna z włosami gładka zaczesanymi do tyłu. z pustymi oczami, z twarzą wykrzywioną okrutną radością Starszy Murray coś krzyknął. Chess nie bardzo wiedziała co. Skóra ją mrowiła i swędziała, jakby chciała zejść i. ciała. Ten duch był potężny, zbyt potężny. Czym byt, do cholery, jakim cudem ona...

- Rozkazuję ci pozostać na miejscu! - dźwięczny glos Starszego Griffina odbił się echem od ścian, przeszył ciało dziewczyny. - Nakazuję ci to moją mocą!

Wiedziała, że to nie zadziała. Nie musiała nawet patrzeć, żeby to wiedzieć. Czy kat... mia! drugą czaszkę? Trochę cmentarnej ziemi?

Dana wrzasnęła. Chess spojrzała w tę stronę i zobaczyła, że duch walczy ze Starszym Murrayem. Widmo w koszmarnym uśmiechu, mrużąc oczy z wysiłku, trzymało w dłoni rytualny nóż, którego kat używał do przyzywania Psychopompa.

Nie byto czasu na myślenie. Ani przyglądanie się walce. Zresztą nic by to nie dało. Salę wypełniały hałas, energia i żar, dezorientująca plątanina obrazów, których

jej mózg nie byt w stanie przetworzyć. Skupiła się na dymiącej kadzielnicy, na ołtarzu w kącie i na czarnej torbie leżącej obok niego. Kat grzebał w niej gorączkowo, wyciągał różne rzeczy..,

Ktoś wpadł na nią, przewracając ją na podłogę.

Coraz więcej wrzasków, hałasu. Coś poleciało z klekotem na posadzkę. Energia buzowała. Nie czuto się ju; podniecenia ani haju. To była inwazja, która rzucała nią po pomieszczeniu, mąciła jej myśli i wzrok, zarażała powszechną paniką.

Chess musiata się uspokoić. Ręce nie chciały jej słu chać Tatuaże szczypały i paliły - bu tez po to zostały stworzone. Uaktywniała je obecność ducha, były systemem wczesnego ostrzegania, za klóry zwykle byłi wdzięczna, ale teraz chętnie by go wyłączyła W sali eg zekucyjnej królował chaos, porywał ją za sobą

Okej Głęboki oddech Pauza Zamknęła oczy. za nurzyla się głęboko we własnej duszy. W miejscu, gdzie powinny się znajdować miłość, szczęście i ciepło, w miejscu, które dla niej było niemal puste. Mogła myśleć tylko o dwóch osobach, a jedna z nich jej nienawidziła.

Ale to wystarczyło, by uzyskać trochę ciszy, wygtu-szyć grozę i hałas wokót niej i odnaleźć silę.

Otworzyła oczy. Ciato znów jej słuchało. Zerwała się na nogi, ignorując ból, i omal nie straciła spokoju uzyskanego z takim trudem.

Starszy Murray nie żył. Leżał rozciągnięty na podłodze, jakby czekał na kremację. W jego szyi ziała wielka krwawa dziura.

Za ciałem Starszego kat osunął się pod ścianą; jego szata była przesiąknięta krwią. Ledwie go mogła dostrzec, bo duch błyszczał białym blaskiem, napompowany energią, którą ukradł. Chess jęknęła. Duch obdarzony taką mocą był jak recydywista - niepowstrzymany, bez

uczuć, bez logiki. Maszyna do zabijania, która nie zatrzyma się dopóty, dopóki ktoś jej nie zmusi. A uni byli tu z nim zamknięci.

Cholera - byli łu zamknięci z NIMI. Żelazne ściany więziły duchy Starszego Murraya i kata równie skutecznie, jak ich wszystkich; Chess widziała je kątem oka: niewyraźne cienie usiłujące nabrać kształtu.

Może ci dwaj nie będą głodni i nie opanuje ich żądza mordu. Ale szansa na to była równie duża, jak na to, że ona zaśnie dzisiaj wieczorem bez garści swoich pigułek. Innymi słowy, bardzo niewielka. Za jakąś minutę duchy odnajdą swoje kształty, swoją moc i sytuacja z fatalnej zmieni się w charakterystyczną.

Krew pokrywała ściany, ciekła z ostrza gilotyny i płynęła gęstymi strumieniami po cemencie. Kapała z sufitu w miejscu, gdzie wytrysnęła fontanną z szyi Starszego Murraya. tworząc błyszczącą kałużę przy jego ciele Wokół pełno było krwawych siadów- stóp na podłodze, potrzaskane resztki psiej czaszki Szlag Nic ma Psychopompa Czy kat miał drugiego?

Starszy Gnłfin byt pokryty krwią Dana też - oczy miała wielkie jak spodki. Ale Chess nie była jedyną, która wzięła się w garść. Wzrok Dany byl mroczny, płonęła w nim determinacja; oczy Starszego Griffina wręcz pałały mocą i siłą.

Chess uchwyciła spojrzenie Dany i ruchem głowy wskazała jej torbę. Kobieta skinęła i zrobiła krok naprzód.

- Moją mocą rozkazuję ci się uspokoić. - Wypowiadała głośno i wyraźnie każde słowo. - Rozkazuję ci wrócić do twojego miejsca spoczynku.

Duch odwrócił się i spojrzał na nią. Dana zaczęła się powoli cofać, odciągając go. Chess pomalutku ruszyła w lewo, starając się nie ściągać na siebie jego uwagi. Musiała się dostać do lej torby. Inaczej wszyscy zginą.

13

Może i tak umrą, ale musiała przynajmniej spróbować ich uratować. Może życie to sadzawka z gównem, ale Miasto było gorsze - przynajmniej dla niej - i nie miała zamiaru tam iść. Nie dzisiaj.

Poślizgnęły się na gęstej krwi; jej zapach wypełniał powietrze, miedziany smród, przebijający zapach ziół. )ak długo jeszcze będą się palić? 1 czy jest ich więcej?

Duch ruszył na Danę, która nie przestawała mówić, z jej ust wciąż płynęły słowa mocy. Ściskał nóż w pól-cielesnej dłoni; krew płynęła po ostrzu, pokrywała jego widmową skórę. Jego postać była czarna jak atrament.

Chess znów spojrzała na duchy Murraya i kata. Były już prawie całkowicie uformowane, wiły się powoli, nabierając życia, jak larwy poruszające się na kawałku gnijącego mięsa. Nie miała wiele czasu.

Dana krzyknęła. Duch skoczył na nią. Starszy Griffin rzucił się na niego i przyłączył do szamotaniny. Zaatakował widmo, które usiłowało poderżnąć kobiecie gardło.

Chess rzuciła się do torby. Najpierw zioła - złapała dwa małe woreczki i wytrząsnęła je do gasnącego ognia w kadzielnicy. Dym zgęstniał. A teraz Psychopomp - błagam, niech się okaże, że jest. Wyrzucała rzeczy z torby, nie patrząc, gdzie lądują. Włosy jeżyły się na jej głowie. Niewiele słyszała: co się tam dzieje? Czy Dana i Starszy Griffin nic żyją? Cholera...

jej dłoń trafiła na coś solidnego, dziewczyna poczuła ulgę, Jeszcze jedna czaszka. Dzięki wam. nieistniejący bogowie - kat miał zapas. Wyszarpnęła czaszkę z torby, rozdarła jedwab, który ją okrywał, i ledwie zerknąwszy, ułożyła ją na podłodze.

Za jej plecami rozległ się ryk. Duch ją zauważył. Dana i Starszy Griffin próbowali go przytrzymać, ale zrobił się przezroczysty i skoczył na nią. przenikając przez gilotynę. Usunęła mu się z drogi.

- Wzywam eskortę Miasta Umarłych - zdołała wydusić, jąkając się. Usiłowała pozostać w pobliżu czaszki, ale poza zasięgiem drapieżnej łapy ducha. - Wzywam was moją mocą!

Czaszka zagrzechotała Chess wykrzesała z siebie więcej mocy Nie było to łatwe zadanie, kiedy człowiek próbuje nie stać się energetyczną przekąską rozszalałego truposza.

Musiała rozwiązać jeszcze jeden problem. On nie miał paszportu. Ten duch nie był przewidziany, nie mial znaku na ciele; istniała możliwość, że pies, kiedy się już zjawi, nie będzie wiedział, którego ducha ma zabrać. To |uż się jej kiedyś przydarzyło, parę miesięcy temu - pies rzucił się na nią. Wiedziała, że nigdy nie zapomni tego Hraszliwego uczucia, gdy jej dusza była silą wyciągana

Nie wspominając już o dodatkowych duchach, formujących się ledwie półtora metra od niej - kata i Starszego Murraya.

- Nie ma paszportu - sapnęła bez tchu. Oczy Dany rozszerzyły się ze strachu. Spojrzała na nóż w swojej dłoni, uniosła brwi, a Chess kiwnęła głową, bo nie miała wyjścia.

Dana rzuciła nóż. Duch odwrócił się, kiedy ostrze zaklekotało na podłodze. Skoczył po niego. Chess chwyciła ektoplazmarker kata, zdjęła zatyczkę, przyczaiła się i krzyknęła.

Tak jak myślała, duch odwrócił się na pięcie i rzucił nic na nią z nożem. Dana i Starszy Griffin gdzieś odbiegli, Chess nie wiedziała, gdzie. Była zbyt zajęta obserwowaniem ducha, jego ręki wznoszącej się nad głową. Chwyciła jego nadgarstek lewą dłonią, a prawą dziabnęła w górę markerem.

Nie miał paszportu - nie spodziewali się go, nie zaprojektowali dla niego znaku. Trudno, uhaha. Kiedy

14

ostrze zatrzymało się tuż przed jej oczami, z czubkiem oblepionym zasychającą krwią, nakreśliła serię iksów na widmowej skórze. Twarz ducha wykrzywiła się z wściekłości.

A teraz najgorsze. Mobilizując całą siłę, jaka jej pozostała, odskoczyła na bok w stronę czaszki, odrzucając marker, zahaczyła prawą dłonią o koniec noża.

Nie spodziewała się, że natychmiast zaboli. Zabolało, cholera, jeszcze jak, więc kiedy krew kapała na czaszkę, caiy ból i całą moc tchnęła w następne słowa:

- Ofiaruję eskorcie dar pokoju w zamian za pomoc! Eskorto, wzywam cię! Zabierz tego ducha do miejsca spoczynku, nakazuję to moją mocą i moją krwią!

Pies z rykiem obudził się do życia, wielki i skudlony, z obnażonymi kłami. To nie był zwykły pies - to był wilk. skąd. do cholery, kat miał nieautoryzowanego Psychopompa...

Duch wybałuszył oczy. Rozdziawił usta w niemym krzyku, kiedy próbował uskoczyć. Mordowanie natychmiast wywietrzało mu z głowy. Wilk rzucił się za nim błyskawicznie, pędząc nisko.

Duchy kata i Starszego Murraya, już całkowicie uformowane, kuliły się w kącie. Chess widziała, jak ostatnie przebłyski świadomości tego. kim byli za życia, znikają; widziała, jak obaj pragną zachować resztki przytomno-

Rozdział 2

Najświętsze śluby to te złożone Kościołowi

i zawierane w obecności Kościoła. Dotyczę bowiem nie tylko serca i umysłu, ale i duszy. Księga Prawdy, Prawa. Artykuł 331

Nie rozumiem, jak to się mogło stać - powtórzył Starszy Griffin. Wrócili do jego gabinetu, przytulnego pokoju pełnego czaszek i książek Ten jeden raz telewizor podwieszony pod sufitem mikzał. Starszy właściwie zawsze go włączał, dla towarzystwa, jak twierdził

W lej chwili widocznie nie był w towarzyskim nastroju. Podobnie jak Chess, ale ona nigdy nie była Co komu po towarzystwie' Wpuszczasz ludzi do swojego życia i kończy się na tym, że cię ranią Albo ty ranisz ich. Tak czy inaczej, za ból są odpowiedzialni ludzie, a ona nie chciała mieć z nim nic wspólnego.

A przynajmniej tak sobie powtarzała. Akurat w tamtej chwili to zadziałało. Chociaż ostatnio zwykle nie spełniało swojego zadania. Kiedy już raz podjęło się decyzję, żeby otworzyć przed kimś drzwi i wpuścić go... nie tak łatwo było się pogodzić z faktem, że miejsce, do którego chciało się kogoś zaprosić, jest puste. 1 zawsze będzie puste.

I to z jej winy.

- Nie rozumiem, w jaki sposób przemyciła go przez wykrywacze. - Dana powtórzyła pytanie, które już wcześniej zadała sobie w duchu Chess, ale nie znała odpowiedni, 'leraz wypowiedziała te słowa na glos:

- Nie przemyciła. Nie była gospodarzem, kiedy ją (łupaliśmy.

- Byłam tam, Dana. - Chess umilkła na chwilę i po-Mnlu koleżance blady uśmiech, by jej słowa nie wydawały lic takie szorstkie. Zawsze była w dobrych stosunkach i Daną i nie miata zamiaru ich teraz psuć. - Tak, wiem, ty leż tam byłaś, ale ja czułam jej energię. Ukradła mo-|q, pamiętasz? Nie była gospodarzem. W tej kobiecie nie hyln nic, tylko śmietnikowe resztki i ta ohydna herbata.

- Resztki? - Starszy Griffin zrobił zdziwioną minc Cholera, Nie powinna była lego mówić. Wprawdzie mieszkała w Dolnej Dzielnicy, ale tak naprawdę nie miała pojęcia, co to jest. Nikt nie wiedział. I lepiej było nie Wiedzieć.

- To jest... To znaczy... wszelkie resztki mięsa nie-natlająee się do niczego. Takie, jakie znajduje się na •mielniku u rzeźnika.

Starszy uniósł brwi, jego ramiona się rozluźniły. |ikhy powiedziała coś, co mu sprawiło przyjemność.

Co było kompletnie bez sensu, bo dlaczego miałby ¦lę i lego cieszyć?

- Więc poznałaś swoją okolicę - stwierdził. - Nie je-iles aż tak wyobcowana wśród twoich sąsiadów, jak sobie wyobrażałem.

Po raz pierwszy od dłuższego czasu Chess nieomal rachciało się śmiać. Znalazła sposób na dopasowanie się do Dolnej Dzielnicy. Można na to spojrzeć i lak.

- Tak - przytaknęła w końcu, siłą przywołując umysł do porządku. Cholera. Ledwie dziesiąta wie-iBoran, a ona jest wykończona. W torbie miała więcej

18

dopalaczy; miata nadzieję, że skończą z tym szybko i się odpręży.

Przecież mogła iść spać. Zażyje ozer i odpłynie... Może nawet będzie miała szczęście i nic jej się nie przyśni. Ostatnio jej sny nie byty szczególnie wesote. Właściwie to nigdy nie były.

Starszy Griffin uśmiechnął się - to byt uśmiech, który kazat Chess zastanawiać się, co mężczyzna kombinuje - ale nic nie powiedział. Zza drzwi dobiegły stłumione głosy, szuranie stóp po błyszczącej podłodze obszernego holu przed gabinetem.

Dana się wzdrygnęła

- Ciągle nie mogę w to uwierzyć - weslchnęła -Starszy Murray   To takie nierzeczywiste

Twarz Starszego Griffina przybrała współczujący wyraz, alt kiedy się odezwał. Chess usłyszała chłodny ton Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia Chyba nigdy nie słyszała, zeby przemawiał do kogoś w taki sposób, a przynajmniej do nikogo żywego.

- Pamiętaj. Dano. Starszy Murray wciąż będzie z nami duchem. Nie ma powodów do żałoby.

- Oczywiście, że nie. - Dana wyprostowała się na krześle i odgarnęła jasne wtosy z twarzy. - |a... ja niczego nie sugerowałam. Po prostu jestem w szoku. Lubiłam Starszego Murraya.

- |a też. I dlatego, że znam prawdę, raduję się jego szczęściem, spokojem, który odnalazł w Mieście, tą ciszą... - Starszy Griffin pokręcił głową. - Zazdroszczę mu.

Chess z trudem opanowała dreszcz. Miasto - brrr. To, co dla Starszego Griffina stanowiło spokój, dla niej było pustką. To, co nazywał ciszą, dla niej było przerażającą samotnością, bez prochów, które pomogłyby ją znosić.

- Datę ceremonii ustalam na... - Przerzuci! kartki kalendarza siojącego przed nim na błyszczącym, szero-

kim blacie biurka. - Sobotę. Tak. Pięć dni od dziś to sobota... Jest tak późno, że przez chwilę zapomniałem, jaki mamy dzień, W sobotę, Dano, będziesz miata okazję obejrzeć szczęście Starszego Murraya.

Dana skinęła głową, jej twarz się rozpogodziła. Za lo Chess poczuta się, jakby ktoś wepchnął jej blender do żołądka. Przez to wszystko - wszechobecną śmierć, /ustanawianie się, skąd się wziął wilk - i przez głupie, dziecinne użalanie się nad sobą zapomniała o ceremonii poświęcenia, O tym. co następuje po śmierci Starszego.

- Cesario? Dobrze się czujesz?

Chess kiwnęła głową, otworzyła szeroko oczy i spojrzała w niebieskie oczy mężczyzny tak niewinnie, jak tylko potrafiła.

- Dobrze. Doskonale. Jestem tylko trochę zmę-

- Rzeczywiście wyglądasz na zmęczoną.

Nie odpowiedziała. Niby co miała powiedzieć? Dzięki?

- A jak twoja rana, moja droga? Czujesz się wystarczająco dobrze, żeby oficjalnie wrócić do pracy?

- Tak! - Słowo padło odrobinę za głośno, odrobinę za szybko. Nic nie mogła na to poradzić. Tak, chciała wrócić do pracy. Chciała mieć coś do roboty, zamiast niedzieć w mieszkaniu, gdzie drwiły z niej ściany, puste miejsce na zapadniętej kanapie. Chciała robić coś innego, niż zastanawiać się nad tym, czy wpuścić Lexa do inidka. czy nie. Bała się, że jeśli go zaprosi, będzie się inodziewal, że dopuści go również do siebie, a chyba nie była na to gotowa.

Nie wiedziała, czy ma w ogóle ochotę na tę wizytę. 1 llaezego? Dlaczego miałaby rezygnować z przyjaciela i idealnego partnera dla kogoś, kto nawet nie chciał jej widzieć, kto był skłonny obwiesić całą dzielnicę tablicami z informacją, żeby trzymała się od niego z daleka?

21

Ale Starszy Griffin chyba nie zauważył tej nadgorliwości.

- Doskonale. Doskonale Poczekajcie tu. proszę.

Chess i Dana wymieniły zdziwione spojrzenia, kiedy wstał zza biurka i przeszedł przez gabinet. W słabym, żółtawym świetle łagodnych lamp jego kostki w pończochach połyskiwały bielą, upstrzone wzorkami z zaschniętej krwi w kolorze suchych liści. Wyszedł z pokoju i z cichym kliknięciem zamkną! za sobą drzwi z ciemnego drewna.

Co to mogło oznaczać? Chess pomyślałaby, że poszedł po akta nowej sprawy dla niej, ale na pewno nie przydzieliłby jej sprawy przy Danie, i nie tak szybko. Zastanawiała się, w którym miejscu kolejki przydziałów się teraz znajdowała; po dwóch tygodniach hospitalizacji i kolejnych dwóch przymusowego odpoczynku wypadła z obiegu.

- Czyli wracamy do pracy - stwierdziła Dana znużonym, obojętnym głosem kogoś, kto odzywa się tylko dlatego, że uważa, iż niegrzecznie jest milczeć.

Na szczęście Chess nie miała tego rodzaju problemów, nie odczuwała żadnego dyskomfortu. Kiwnęła tylko głową, złożyła dłonie i rozejrzała się po pokoju. Zerknęła na Danę, oceniając jej jasne loki i drogie pierścionki. A czemu nie, do diabla? Większość Demaskatorów wydawała swoje pieniądze na prawdziwe rzeczy, a nie na ten szajs, który można było tylko połknąć, wypalić albo wciągnąć nosem.

Tak jak Chess.

A skoro już o tym mowa... Minęły trzy godziny, od kiedy wzięła pandę i cepty. Miała mnóstwo czasu, jeszcze parę godzin, ale zawsze lepiej się pilnować.

Drzwi się otworzyły t do gabinetu wszedł Starszy Griffin, a za nim Starszy Thompson i jakaś rudowłosa kobieta, której Chess nie widziała wcześniej.

i Co nie miało wielkiego znaczenia, bo nieznajoma fwldentnie była pracowniczką Kościoła jej nagie raniona zdobiły tatuaże, tak |ak u Chess i Dany. z jednym wyiątkiem przez całą długość jej ręki. od nadgarstku po bark, wił się czarny wąz z łuskami podkreślonymi IWbrzyslym. magicznym tuszem, który lekko błyszczał w przyćmionym świetle.

Członkini Czarnego Oddziału. Kościelna władza wykonawcza - elita, w odróżnieniu od Demaskatorów, do których należały Chess i Dana, szeregowe pracownice Knscioła

Chess zmroziło krew w żyłach. Czy ta kobieta przyszła po nią? Czyżby się dowiedzieli? Była przecież taka ostrożna przez te wszystkie lata, nigdy z nikim nie była za blisko, nłudy nie brała przy kimś nawet pieprzonej aspiryny, a te-IU... I to akurat w obecności Dany? Chcieli ją zamknąć na oczach... Nie. Nie. Co za bzdura. Zachowywała się jak ipamkowana kretynka. Musiała natychmiast przestać.

Najlepiej w tej sekundzie, bo rudowłosa kobieta spoglądała na nią dziwnym wzrokiem. Przyglądała się jej, jakby ją obwiniała. Niedobrze. Chess ścisnęła palce, żeby się uspokoić, i wytrzymała spojrzenie tamtej. Ruda ¦ ii. i.iI.i bawić się w gierki pod tytułem „kto ważniejszy"? Chciała urządzać sobie jakieś durne przepychanki na ipnjr/enia? Dobra. Jej strata.

Kobieta uśmiechnęła się, po czym bardzo ostenta-tyjnie zerwała kontakt wzrokowy i zerknęła na podłogę, i ¦ i t u to miało znaczyć?

- Dano - powiedział Starszy Griffin, przerywając tę rlihą wojnę - może powinnaś wrócić do swojej chaty. Odpocznij trochę.

I lana otworzyła usta, ale się nie odezwała. Odprawa Mlnrszego Griffina nie była niegrzeczna, ale jednak była lo odprawa, a ona nie była głupia. Odeszła, pospiesznie mm urocząc pożegnanie.

23

Chess została sama z dwoma Starszymi i z kobietą, która prawdopodobnie miała dość władzy, by wtrącić ją do więzienia za jedno krzywe spojrzenie. Cisza dudniła jej w głowie niczym nadmuchany wariat z młotem.

Starszy Griffin usiadł.

- Cesario, pozwól, że przedstawię ci Lauren Abrams. Dziś rano przyleciała z Nowego forku.

Kobieta wyciągnęła wąską, bladą dłoń Tatuaże okrywały ją całą. również od spodu, jak rękawiczka be? palców Lauren miała paznokcie krótkie jak u mężczyzny i błyszczące

- Miło mi cię poznać. Cesario Wiele o tobie słyszałam Elektryzujące mrowienie przebiegło wzdłuż ręki

Chess, kiedy uścisnęła dłoń 1-auren Zignorowała to Zignorowała leż lo. iż kobieta wyraźnie spodziewała się pytania, co takiego słyszała, albo jakiegoś żarciku Praca Chess nie polegała na tym, że zatańczy, jak jej zagrają.

Pracowała już wcześniej z Czarnym Oddziałem - kilka drobnych fuch na boku - ale to było coś innego...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin