Feather Jane - Nieproszona miłość.pdf

(2143 KB) Pobierz
(Microsoft Word - Feather Jane - Nieproszona mi\263o\234\346)
Jane FEATHER
NIEPROSZONA MIŁO ĺĘ
342409378.002.png
Prolog
Sussex, Anglia, 1762
Trzej chłopcy wdrapywali si ħ po stromym, poro Ļ ni ħ tym traw Ģ zboczu na kraw ħ d Ņ urwiska nad
Beachy Head. Poryw wiatru chwycił latawiec unosz Ģ cy si ħ na jaskrawobł ħ kitnym niebie. Philip
Wyndham, p ħ dz Ģ c coraz szybciej, okr ħ cił sobie jeszcze raz link ħ wokół dłoni.
Gervase, najstarszy, przystan Ģ ł i zgi Ģ ł si ħ wpół, łapi Ģ c oddech z bolesnym Ļ wistem astmatyka. Cullum
wyci Ģ gn Ģ ł r ħ k ħ , by pomóc bratu wspi Ģę si ħ na szczyt, jego silne mi ħĻ nie bez trudu radziły sobie z
ciałem Gervase' Ģ mimo Ň e dzieliły ich tylko dwa lata. Obaj ze Ļ miechem dogonili Philipa.
Wszyscy trzej stali przez chwil ħ , wpatruj Ģ c si ħ w dół urwiska opadaj Ģ cego ku stercz Ģ cym ostrym
skałom, o które rozbijały si ħ fale.
Gervase przygarbił si ħ i wzdrygn Ģ ł, opuszczaj Ģ c w Ģ tłe ramiona. Urwisko miało dla niego
zawsze jak ĢĻ hipnotyczn Ģ moc. Zdawało si ħ zaprasza ę do skoku, do pod ĢŇ ania nieubłaganie
zw ħŇ aj Ģ cym si ħ tunelem w gwałtownym wirze wichru, ku pokrytym pian Ģ , wyszczerzonym kłom
w dole.
Cofn Ģ ł si ħ .
-
Moja kolej na puszczanie latawca.
Miałe Ļ go przez pół godziny - odezwał si ħ Cullum jak zwykle tonem nieznosz Ģ cym
sprzeciwu, równie Ň próbuj Ģ c uchwyci ę link ħ latawca.
Mewa sfrun ħ ła z urwiska, jej Ň ałobny krzyk podchwyciła druga, potem trzecia. Trzej chłopcy
chwiali si ħ , ka Ň dy ci Ģ gn Ģ c link ħ do siebie, a mewy kr ĢŇ yły nad nimi jak cienie na tle białych,
ħ biastych obłoków.
Cullum potkn Ģ ł si ħ i opadł na kolano. Kiedy wstał, Gervase wła Ļ nie rzucał si ħ , by chwyci ę link ħ ,
któr Ģ nadal trzymał Philip zanosz Ģ cy si ħ ur Ģ gliwym Ļ miechem; Młodszy chłopiec przymru Ň
nagle ciemnoszare oczy. Kiedy Gervase skoczył do przodu, Ň eby złapa ę brata za nadgarstek, Philip
si ħ uchylił. Jego obuta stopa trafiła brata w łydk ħ .
Krzyk Gervase'a zmieszał si ħ z piskliwym wrzaskiem mew, po czym ucichł na zawsze.
Dwaj chłopcy spogl Ģ dali z kraw ħ dzi urwiska na nieruchomy kształt le ŇĢ cy daleko w dole, na
płaskiej skale. Fale lizały nankinowe spodnie Gervase'a.
- Ty to zrobiłe Ļ - powiedział Philip. - Podstawiłe Ļ mu nog ħ .
Cullum spojrzał na brata z przera Ň eniem. Byli bli Ņ niakami, ale podobne mieli tylko oczy - te
szczególne szare oczy Wyndhamów. Philip wygl Ģ dał jak aniołek z mas Ģ złotych loków
otaczaj Ģ cych kr Ģ Ģ twarzyczk ħ . Był szczupły, lecz nie tak chorobliwie w Ģ tły jak Gervase. Cullum
miał bezładn Ģ strzech ħ ciemnobr Ģ zowych włosów i wyraziste rysy. Był postawny i silny, a teraz stał
mocno wparty nogami w dar ı .
-
Widziałem ci ħ - powiedział Philip cicho, wci ĢŇ mru ŇĢ c oczy. - Podstawiłe Ļ mu nog ħ .
Widziałem.
-
Co ty mówisz? - wyszeptał ze zgroz Ģ .
Nie - szepn Ģ ł Cullum. - Nie, ja tego nie zrobiłem. Próbowałem wsta ę ... a ty...
- To ty! - przerwał mu brat. - Powiem im, co widziałem, i uwierz Ģ mi. Wiesz, Ň e tak b ħ dzie.
Patrzył na brata, a Cullum poczuł przypływ dobrze znanej bezradno Ļ ci, widz Ģ c zło Ļ liwy
u Ļ miech triumfu maluj Ģ cy si ħ na twarzy cherubina. Uwierz Ģ Philipowi. Jak zawsze. Wszyscy
zawsze wierz Ģ Philipowi.
Odwrócił si ħ i pobiegł skrajem urwiska, szukaj Ģ c zej Ļ cia, by dotrze ę do martwego ciała brata.
Philip stał, patrz Ģ c za Cullumem, dopóki ten nie znikn Ģ ł za kraw ħ dzi Ģ kilka metrów dalej. Przez
moment widział jeszcze palce czepiaj Ģ ce si ħ darni. Kiedy Cullum rozpocz Ģ ł karkołomne zej Ļ cie
ku skałom, Philip pobiegł po zboczu w stron ħ w Ģ skiej alejki prowadz Ģ cej do Wyndham Manor,
siedziby hrabiego Wyndhama. Ze łzami, które na zawołanie napłyn ħ ły mu do oczu, zamierzał
opowiedzie ę o strasznym wypadku pierworodnego syna hrabiego.
Latawiec, którego link ħ wci ĢŇ trzymał, zataczał koło wysoko w powietrzu.
Nieprawda. Miałem go trzyma ę przez pół godziny. - Philip wyszarpn Ģ ł r ħ k ħ , kiedy Gervase
si ħ gn Ģ ł po latawiec.
-
-
-
342409378.003.png
1
Londyn, luty 1780
Tłum zacz Ģ ł wypełnia ę ulice ju Ň przed Ļ witem. Ka Ň dy chciał zaj Ģę jak najlepsze miejsce przy drodze
do Tyburn, szcz ħĻ liwcy zdołali stan Ģę przy samej szubienicy. Pomimo sypi Ģ cego Ļ niegu i
porywistego wiatru panowała od Ļ wi ħ tna atmosfera: wie Ļ niacy przybyli na widowisko z Ň onami
dzielili si ħ zawarto Ļ ci Ģ swoich koszy z s Ģ siadami; dzieci p ħ tały si ħ w tłumie, goniły si ħ z
wrzaskiem; obrotni mieszczanie - szcz ħĻ liwi wła Ļ ciciele domów wzdłu Ň trasy przejazdu wozu z
Newgate - wykrzykiwali ceny za udost ħ pnienie miejsca w oknie lub na dachu.
Zapowiadał si ħ spektakl wart, by za niego zapłaci ę - egzekucja Geralda Abercorna i Dereka
Greenthorne'a, dwóch najsłynniejszych d Ň entelmenów z go Ļ ci ı ca, którzy przez całe lata
terroryzowali podró Ň uj Ģ cych przez wrzosowiska Putney.
- Mo Ň na by pomy Ļ le ę , Ň e skoro złapali tych dwóch, tamtego trzeciego te Ň nietrudno b ħ dzie im
schwyta ę - wymamrotała rumiana niewiasta z ustami pełnymi jedzenia.
Jej mał Ň onek wydobył z przepa Ļ cistej kieszeni paltotu flaszk ħ rumu.
- Nie
Lorda
Nicka,
kobieto,
zobaczysz.
Poci Ģ gn Ģ ł pot ħŇ ny łyk i otarł usta wierzchem dłoni.
- Wydajesz si ħ bardzo przekonany, panie - odezwał si ħ z tyłu głos z nut Ģ rozbawienia. - Czemu Ň
to tak zwany Lord Nick ma by ę bardziej nieuchwytny od swoich nieszcz ħ snych kompanów?
M ħŇ czyzna popukał si ħ palcem w skrzydełko nosa i mrugn Ģ ł znacz Ģ co.
- Jest sprytny, rozumiesz pan. Sprytniejszy od stada małp. Za ka Ň dym razem wywija si ħ
gwardzistom. Mówi Ģ Ň e potrafi znikn Ģę w kł ħ bie dymu razem z tym swoim białym koniem. Zupełnie
jak Stary Nick, sam diabeł we własnej osobie.
Jego rozmówca u Ļ miechn Ģ ł si ħ kpi Ģ co, si ħ gaj Ģ c do kieszeni, by za Ň y ę tabaki, nic jednak nie
odrzekł. Stał blisko pierwszej linii gapiów, a poniewa Ň przewy Ň szał wzrostem wi ħ kszo Ļę widzów,
mógł nad ich głowami bez trudu dostrzec szubienic ħ . Wszelki Ļ lad u Ļ miechu znikn Ģ ł z jego twarzy,
gdy usłyszał pomruki podniecenia nadchodz Ģ ce od strony Tyburn Road - zbli Ň ał si ħ wóz ze
skaza ı cami. Robi Ģ c u Ň ytek z łokci, przepchn Ģ ł si ħ przez tłum do samego Tyburn Tree, za nic
maj Ģ c przekle ı stwa i utyskiwania.
John Dennis, kat, stał ju Ň na szerokiej platformie na kołach umieszczonej pod szubienic Ģ .
Otrzepawszy Ļ nieg z czarnego r ħ kawa, obserwował przez g ħ sto padaj Ģ ce płatki Ļ niegu przybycie
swoich klientów.
- Słówko, panie.
Dennis zaskoczony spojrzał w dół. M ħŇ czyzna w prostym, br Ģ zowym płaszczu i bryczesach utkwił
w nim przenikliwe spojrzenie szarych oczu.
- Ile za ciała? - spytał, wyci Ģ gaj Ģ c skórzan Ģ sakiewk ħ . Zabrz ħ czała przyjemnie, kiedy poło Ň ył j Ģ
na dłoni, Dennis nadstawił wi ħ c uszy. Przyjrzał si ħ bli Ň ej m ħŇ czy Ņ nie i dostrzegł, Ň e jego ubranie
mimo prostoty było doskonale skrojone i uszyte z wy Ļ mienitego materiału. Koszula, cho ę bez
Ň abotu, była nieskazitelna, a na przybranie kapelusza nie szcz ħ dzono srebrnej koronki. Ocenie
bystrego wzroku poddane zostały tak Ň e buty z mi ħ kkiej skóry ze srebrnymi klamrami. Rozbójnicy - a
przynajmniej pan Abercorn i pan Greenthorne - najwyra Ņ niej mieli maj ħ tnych przyjaciół.
- Pi ħę gwinei za sztuk ħ - odparł bez chwili wahania. - I trzy za ubrania.
Obcy wykrzywił wargi, przez jego twarz przemkn Ģ ł wyraz niekłamanego
niesmaku, ale bez słowa otworzył sakiewk ħ .
Dennis schylił si ħ z wyci Ģ gni ħ t Ģ r ħ k Ģ , a m ħŇ czyzna w br Ģ zowym odzieniu odliczył mu złote
monety. Nast ħ pnie odwrócił si ħ i przywołał czterech postawnych wozaków, którzy stali na
obrze Ň ach tłumu oparci o swe wozy.
-
Dostarczcie ciała do zajazdu Pod Królewskim D ħ bem w Putney - powiedział beznami ħ tnie,
wr ħ czaj Ģ c ka Ň demu po gwinei.
-
Jak nic b ħ dziemy musieli bi ę si ħ o nich z lud Ņ mi od chirurgów, panie -stwierdził jeden z
nich, mrugaj Ģ c oble Ļ nie.
- Kiedy ju Ň b ħ d Ģ bezpieczni Pod Królewskim D ħ bem, dostaniecie jeszcze po gwinei -
powiedział chłodno m ħŇ czyzna w br Ģ zowym odzieniu. Odwrócił si ħ na pi ħ cie i zacz Ģ ł si ħ oddala ę ,
przepychaj Ģ c si ħ przez tłum. Dostał to, po co tu przyszedł. Dopilnował, by ciała jego przyjaciół nie
dopadn Ģ
342409378.004.png
sko ı czyły na stole sekcyjnym pod no Ň ami chirurgów, ale nie miał siły patrze ę na ich Ļ mier ę .
Udało mu si ħ dotrze ę w sam Ļ rodek tłumu, kiedy nasiliły si ħ głosy od strony Tyburn Road - zbli Ň ali
si ħ wi ħŅ niowie z Newgate. Wtedy okazało si ħ , Ň e nie mo Ň e zrobi ę ani kroku dalej. Otaczaj Ģ ca go
rozgor Ģ czkowana gawied Ņ napierała, byle znale Ņę si ħ jak najbli Ň ej szubienicy. Zrezygnowany,
próbował oprze ę si ħ poszturchiwaniom. Ludzie wspinali si ħ na palce, wpadali jedni na drugich,
złorzeczyli i wykrzykiwali, chc Ģ c jak najlepiej widzie ę .
- Zdejmij ten kapelusz, kobieto! - Ochrypłemu okrzykowi towarzyszyło dalekie od uprzejmo Ļ ci
szturchni ħ cie monstrualnej konstrukcji ze słomki i szkarłatnych piór.
Zion Ģ ca d Ň inem, rozw Ļ cieczona wła Ļ cicielka, purpurowa na twarzy Ň ona wo Ņ nicy obróciła si ħ i
pu Ļ ciła wi Ģ zank ħ soczystych wyzwisk rodem z Billingsgate, na co otrzymała podobn Ģ odpowied Ņ .
M ħŇ czyzna w br Ģ zach westchn Ģ ł, próbuj Ģ c osłoni ę nos przed odorem alkoholu i niemytych ciał
unosz Ģ cym si ħ w rozgrzanym powietrzu, pomimo ci Ģ gle padaj Ģ cego Ļ niegu i szalej Ģ cego
wichru. Co Ļ otarło si ħ o niego, przez kamizelk ħ poczuł lekkie mu Ļ ni ħ cie, które go zaalarmowało.
Poklepał si ħ dłoni Ģ po kamizelce, wiedz Ģ c ju Ň , czego nie znajdzie. Nie było zegarka.
W Ļ ciekły rozejrzał si ħ wokół, po morzu podnieconych, dysz Ģ cych twarzy o rozpalonych oczach
i rozdziawionych ustach. Jego bystry wzrok padł na zwrócon Ģ ku górze twarz tu Ň obok. Stała tak
blisko, Ň e kosmyk włosów o barwie cynamonu dotykał jego ramienia. Miała twarz madonny -
blad Ģ , o doskonałym zarysie, z szeroko rozstawionymi, piwnozłotymi oczami pod delikatnymi
łukami brwi. Wspaniałe, ciemnobr Ģ zowe rz ħ sy trzepotały, pi ħ kne usta dr Ň ały z przykro Ļ ci.
Nagle rozległ si ħ ryk:
- Uwa Ň a ę
kieszenie!
Gdzie Ļ
tu
jest
przekl ħ ty
złodziej!
Natychmiast podniósł si ħ chór oburzonych głosów, kiedy ludzie, macaj Ģ c si ħ
po kieszeniach, zacz ħ li odkrywa ę , Ň e im równie Ň brakuje cennych drobiazgów.
Prawie w tym samym momencie dziewczyna stoj Ģ ca obok niego zachwiała si ħ , j ħ kn ħ ła i
upadłaby, gdyby odruchowo nie chwycił jej, zanim nie znikła w morzu nóg, pod ci ħŇ ko obutymi
stopami tupi Ģ cymi po bruku. Bezwładnie zawisła na nim, jeszcze bledsza ni Ň przedtem, z
kropelkami potu perl Ģ cymi si ħ na czole.
Zatrzepotała rz ħ sami i mrukn Ģ wszy: „Wybacz, panie", zacz ħ ła osuwa ę si ħ znowu mimo
podtrzymuj Ģ cej r ħ ki.
Podniósł j Ģ w gór ħ i trzymaj Ģ c w ramionach, ruszył przez tłum.
- Dajcie przej Ļę . Dama zemdlała - powtarzał co chwila, a jego ostry ton był na tyle skuteczny,
Ň e udało mu si ħ wydosta ę z tłumu zaj ħ tego teraz spektaklem rozgrywaj Ģ cym si ħ na rusztowaniu.
Kiedy dotarł do miejsca, gdzie tłum zrzedniał, ryk widzów powiedział mu, Ň e oto platforma
została usuni ħ ta, a Gerald i Derek zawi Ļ li na szubienicy. Jego twarz spochmurniała, powieki na
sekund ħ przesłoniły oczy, szare i zimne jak arktyczny lód.
- Dzi ħ ki, panie. - Dziewczyna w jego ramionach poruszyła si ħ . - Zgubiłam przyjaciół w tym
Ļ cisku i bałam si ħ , Ň e zostan ħ stratowana. Teraz jednak ju Ň sobie poradz ħ .
Jej głos był zaskakuj Ģ co gł ħ boki, o bogatej barwie. Spod aksamitnej peleryny, która rozsun ħ ła
si ħ , kiedy przeciskał si ħ przez tłum, ukazała si ħ skromna suknia z cienkiego mu Ļ linu z biał Ģ
chusteczk Ģ dyskretnie osłaniaj Ģ c Ģ szyj ħ i dekolt, jak przystało młodej damie z dobrego domu.
Dłonie schowane miała w aksamitnej mufce. Spojrzała na niego i obdarzyła go dr ŇĢ cym u Ļ mie-
chem, kiedy zdawał si ħ nie mie ę zamiaru postawi ę jej na ziemi.
- Jak zamierzasz odnale Ņę przyjaciół, pani? - spytał, rozgl Ģ daj Ģ c si ħ po napieraj Ģ cej znowu
ludzkiej ci Ň bie. - Mog Ģ by ę gdziekolwiek. To nie miejsce, by dziewczyna z dobrego domu
Ģ kała si ħ samotnie.
- Prosz ħ , nie chciałabym ju Ň dłu Ň ej ci ħ kłopota ę , panie - powiedziała. -Jestem pewna, Ň e uda
mi si ħ ich odnale Ņę ... b ħ d Ģ mnie szuka ę .
Poruszyła si ħ znowu, a on wyczuł, Ň e z wyra Ņ n Ģ determinacj Ģ próbuje si ħ uwolni ę .
Przez my Ļ l przemkn ħ ło mu pewne podejrzenie, kiedy przypomniał sobie przebieg wydarze ı .
Okoliczno Ļ ci były nad wyraz dogodne... ale nie, z pewno Ļ ci Ģ si ħ myli. To uosobienie niewinno Ļ ci,
o anielskiej twarzy i miodopłynnym głosie, nie mogłoby przecie Ň zr ħ cznymi palcami penetrowa ę
kieszeni tłocz Ģ cych si ħ gapiów.
Pami ħę , nieproszona, podsun ħ ła mu obraz twarzy Philipa. Philipa, kiedy był dzieckiem.
Anielski, łagodny, przymilny, niewinny mały Philip. ņ adne z rodziców nie dałoby wiary
jakimkolwiek zarzutom wobec ich skarbu - ani rodzice, ani niania, ani guwerner, ani nikt ze słu Ň by
na
342409378.005.png
Postaw mnie, panie! - ņĢ danie dziewczyny, wyra Ň one tonem oburzenia, gwałtownie
przywołało go z powrotem do rzeczywisto Ļ ci.
-
Za chwil ħ - odparł z namysłem. - Ale najpierw skupmy si ħ na odnalezieniu twoich przyjaciół.
Gdzie dokładnie ich zgubiła Ļ ?
- Gdybym to wiedziała dokładnie, panie, nietrudno byłoby mi ich odnale Ņę - zauwa Ň yła
rezolutnie. - Byłe Ļ niezmiernie uprzejmy i jestem pewna, Ň e mój wuj oka Ň e ci wdzi ħ czno Ļę za
uratowanie mnie. Je Ļ li podasz mi swoje nazwisko i adres, dopilnuj ħ , by dostarczono ci nagrod ħ .
Znów zacz ħ ła si ħ zaciekle wywija ę . On wzmocnił uchwyt, podnosz Ģ c j Ģ wy Ň ej i łagodnie
zaprotestował.
- Nie obra Ň aj mnie, szanowna pani. Tylko łajdak pozostawiłby niewinn Ģ dziewczyn ħ sam Ģ
sobie w takich okoliczno Ļ ciach. -Rozejrzał si ħ wokół z niepokojem i ciekawo Ļ ci Ģ , - Nie, pani,
naprawd ħ musz ħ osobi Ļ cie dostarczy ę ci ħ rodzinie.
Znów na ni Ģ spojrzał. Kaptur peleryny zsun Ģ ł si ħ jej z głowy i Ļ nieg pokrywał błyszcz Ģ ce
br Ģ zowe loki. Na jej twarzy malował si ħ wyraz bezgranicznej irytacji, po bezradnej,
omdlewaj Ģ cej dziewicy w opałach nie pozostał nawet Ļ lad.
-
Mo Ň e gdyby Ļ powiedziała, jak si ħ nazywasz, mogliby Ļ my si ħ czego Ļ dowiedzie ę -
zasugerował delikatnie.
-
Octavia - powiedziała przez zaci Ļ ni ħ te z ħ by, błagaj Ģ c w duchu, by mu to wystarczyło i Ň eby
wreszcie postawił j Ģ na ziemi. Wtedy byłaby wolna i tyle by j Ģ widział. - Octavia Morgan. I
zapewniam ci ħ , Ň e nie ma najmniejszej potrzeby, aby Ļ mi dotrzymywał towarzystwa ani chwili
dłu Ň ej.
U Ļ miechn Ģ ł si ħ teraz ju Ň przekonany, Ň e miał racj ħ .
-
Mój ojciec jest badaczem historii antycznej - wyja Ļ niła odruchowo. Jej umysł pracował teraz
szybko, odk Ģ d zorientowała si ħ , Ň e ten m ħŇ czyzna si ħ z ni Ģ bawi. Tylko po co? Czy Ň by miał
zamiar wykorzysta ę jej bezbronno Ļę ? W gruncie rzeczy nie sprawiał na niej wra Ň enia kogo Ļ , kto
byłby zdolny do zadania gwałtu młodej damie w trudnej sytuacji. Wygl Ģ dał i przemawiał jak
d Ň entelmen, cho ę jego prosty ubiór i niepudrowane włosy Ļ wiadczyły, Ň e nie jest bywalcem
modnego Ļ wiata.
Ale skoro tak, to dlaczego nie pozwala jej odej Ļę ? Owoce jej porannej pracy spoczywały
ukryte w sakiewce przywi Ģ zanej w pasie i przylegaj Ģ cej do uda pod halk Ģ . Mogła si ħ gn Ģę do niej
przez rozci ħ cie w sukni umo Ň liwiaj Ģ ce jej takie przesuwanie rogówki, aby mogła si ħ zmie Ļ ci ę w
w Ģ skich drzwiach. Niemo Ň liwe, by wyczuł sakiewk ħ , nawet trzymaj Ģ c j Ģ tak, jak trzymał, ale czas
najwy Ň szy poło Ň y ę kres tej Ň enuj Ģ cej blisko Ļ ci.
Wyj ħ ła r ħ k ħ z mufki i grzbietem dłoni uderzyła go w brod ħ tak mocno, Ň e głowa mu
odskoczyła. Jednocze Ļ nie z całej siły ugryzła go w rami ħ .
Pu Ļ cił j Ģ jak rozpalon Ģ cegł ħ , a ona pop ħ dziła przed siebie, z rozpaczliw Ģ determinacj Ģ klucz Ģ c
w tłumie. Wiedziała, Ň e jest tu Ň za ni Ģ , czuła cichy, Ļ miertelnie niebezpieczny po Ļ cig.
Czmychn ħ ła w zaułek. Z trudem chwytała oddech, maj Ģ c nadziej ħ , Ň e zmyliła po Ļ cig, ale wtem
dostrzegła m ħŇ czyzn ħ z zaci ħ tym wyrazem twarzy u wylotu zaułka. Zawróciła, aby schowa ę
si ħ w Ļ ród ludzi, ale tłum zaczynał ju Ň rzedn Ģę . Widzowie egzekucji byli w awanturniczych
nastrojach, grzmiały podniesione, wyt ħŇ one głosy, co chwila dochodziło do utarczek w Ļ ród grup
osób staraj Ģ cych si ħ wydosta ę z placu. Tragarze lektyk oczekuj Ģ cy na klientów, zach ħ cali gło Ļ no
przechodz Ģ cych ludzi, by skorzystali z ich usług. Octavii prawie udało si ħ dotrze ę do pierwszej
lektyki. Ale gdy obejrzała si ħ przez rami ħ , modl Ģ c si ħ , aby jej prze Ļ ladowca został w zaułku, on
wci ĢŇ dotrzymywał jej kroku. Przepychał si ħ przez ci Ň b ħ bez po Ļ piechu, ale jakim Ļ cudem j Ģ
doganiał. Było co Ļ nieubłaganego w tym zawzi ħ tym po Ļ cigu. Serce zacz ħ ło jej wali ę , ogarn ħ ła j Ģ
fala paniki. Miała jego zegarek. Je Ļ li domy Ļ lił si ħ i teraz miał zamiar j Ģ schwyta ę i doprowadzi ę
przed s Ģ d, niechybnie czekało j Ģ spotkanie z katem tak samo jak tych dwóch nieszcz ħĻ ników,
których egzekucja tego ranka dostarczyła ludziom tyle rozrywki.
Wsun ħ ła r ħ k ħ w rozci ħ cie spódnicy i namacała pełn Ģ sakiewk ħ . Tasiemki pod halk Ģ były
zawi Ģ zane z tyłu. Nie mogła si ħ gn Ģę do nich jedn Ģ r ħ k Ģ przez rozci ħ cie, nie mogła te Ň odwi Ģ za ę
sakiewki i porzuci ę jej, nawet gdyby chciała. A ona nie chciała. Nie zniweczy jak tchórz efektów
porannej pracy. W sakiewce było do Ļę fantów, aby opłaci ę czynsz, wykupi ę z lombardu cenne
Och, jestem pewien, Ň e jest, panno Morgan. Octavia... có Ň za niezwykłe imi ħ .
w domu, w którym wszystko kr ħ ciło si ħ wokół Philipa.
-
-
342409378.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin