46. Adams Alicia - Wyspy Szczęścia - Księżyc i róże.pdf

(554 KB) Pobierz
Office to PDF - soft Xpansion
Alicia Adams
Księżyc i róże
Przełożył Jakub Kowalski
132939987.002.png
Rozdział 1
Starszy mężczyzna siedzący na wózku inwalidzkim
kartkował z roztargnieniem oprawiony w skórę, cienki
wolumin, który zdawał się mieć dla tego człowieka
niezwykłą wartość. Tak naprawdę nie spoglądał jednak na
książkę. Uśmiechał się ciepło do szczupłej, jasnowłosej
dziewczyny siedzącej tuż obok na blacie stołu z
książkami. Pochylił się i uścisnął mocno jej rękę.
– Jestem z ciebie bardzo dumny, Gaylo – powiedział
cicho. – I oczywiście, niezwykle ci wdzięczny. Tak
niewielka firma jak nasza czuje się zaszczycona, że jesteś
członkiem naszego zespołu. Życie cię ostatnio nie
oszczędzało, ale potrafiłaś to jakoś znieść. Mimo tego
wszystkiego, co przeszłaś, umiesz się wciąż uśmiechać.
Trzeba naprawdę dużo siły, aby zachować pogodę ducha,
moja droga.
Gayla Townsend odgarnęła z oczu gęsty kosmyk
miękkich, złotych włosów. Chciała się odezwać, ale
niemal natychmiast poczuła bolesne ukłucie w sercu.
Podniosła jego dłoń do twarzy i pogładziła się delikatnie
po policzku. Jej spojrzenie padło na wózek, „nogi”
Jonathana Cortelli.
– Jon, nie chcę się rozwodzić nad tym wszystkim, co
sam przeszedłeś, ale przecież ty zawsze się uśmiechasz i
starasz się umilić życie innym.
– Wydaje mi się, że już ostatecznie pogodziłem się z
132939987.003.png
losem. Czy cię to dziwi? Jedynym, co miało znaczenie,
była szansa, jaka zdarza się raz na całe życie. A teraz
staram się pokazać naszemu dobremu Panu, że jestem mu
wdzięczny, z nogami czy bez nich. Ale, Gaylo, czasem
myślę, że łatwiej jest samemu stawić czoło tragedii, niż
patrzeć, jak dotyka ona kogoś innego. – Na jego porytej
bruzdami twarzy pojawił się uśmiech. – Jestem pewny, że
filozof mógłby się rozwodzić nad tym godzinami, lecz
wystarczy powiedzieć – ja już przez swoje przeszedłem.
Umiałem się ze wszystkim uporać i serce bije mi żywiej,
kiedy widzę, że także sobie radzisz. Nigdy nie spotkałem
twojej ciotki, a wuja widziałem tylko raz, ale mam
uczucie, że bez nich świat będzie uboższy.
Gayla odetchnęła głęboko. Zacisnęła mocno powieki,
kiedy przypomniał jej się telefon doktora Trenta,
zawiadamiającego ją, że ciotka Mart i wujek Joe zginęli w
wypadku samochodowym. Jon miał rację. Świat będzie
uboższy; dla Gayli przestał nawet istnieć na kilka dni,
dopóki nie przywykła do tej przerażającej myśli, że oto
straciła tych drogich i cudownych ludzi, którzy się nią
opiekowali, kiedy umarli jej rodzice. Nie będzie już więcej
wspaniałych pierników cioci Mart ani maleńkich figurek
zwierząt, które wycinał z drewna wujek Joe. Będzie za to
pustka. Gayla zastanawiała się, czy uda się ją
kiedykolwiek zapełnić. Czy zdoła ukończyć studia i
„zawojować cały świat”, jak przepowiadał wujek Joe.
Podniosła oczy, gdy zdała sobie sprawę, że Jon zaczął
znów coś mówić. Jego głowa była nachylona ku Gayli, a
132939987.004.png
kochające oczy wypełniało współczucie.
– Więc co zamierzasz teraz robić, prócz pomagania mi
w księgarni? Twój wuj nie był, dzięki Bogu, biedakiem,
więc nie powinnaś się zbytnio martwić o pieniądze. –
Zmarszczył brwi. – A może... ?
– Jeśli miałby czas na zmianę testamentu, to
rzeczywiście nie, ale z tego, jak sprawy się mają obecnie,
wszystko przypada mojemu kuzynowi Bradowi. Och, Jon,
cóż mogę powiedzieć? Brad ma żonę i trzech małych
synów, będzie dbał o stary dom i sam wycinał im z
drewna figurki zwierząt.
– W takim razie – twarz Joego przybrała wyraz jeszcze
większego niezadowolenia – muszę wrócić raz jeszcze do
kwestii finansowej. Jak stoisz z pieniędzmi?
Gayla ześliznęła się z blatu i zaczęła odkurzać długi
rząd książek, który utrzymywał księgarnię przy życiu –
skrypty, z których korzystali studenci z college’u leżącego
na wzgórzu.
– Naprawdę nie wiem – odrzekła w końcu. – Dam sobie
oczywiście radę w tym semestrze, ale co potem? Pewnie
będę musiała zatrudnić się na pełny etat i wrócić na
studia, jak tylko zdobędę odpowiednio dużo pieniędzy.
Nie widzę innego wyjścia z tej sytuacji, Jon. Dwa lata
antropologii nie wystarczą. Dzisiaj trzeba mieć co
najmniej tytuł magistra, aby cokolwiek zdziałać.
Jonathan obrócił się zręcznie na wózku.
– Ale zostaniesz na studiach tak czy inaczej? –
Zablokował przejście sprawiając, że musiała na niego
132939987.005.png
patrzeć.
– Owszem, zostanę na uczelni, i z pewnością będzie to
„tak czy inaczej”.
Oboje odwrócili głowy, kiedy rozległ się ostrzegawczy
sygnał małego dzwoneczka. Wysoki, wyprostowany
mężczyzna został niemalże wmieciony przez potężny
wiatr prosto do sklepu. Zdjął kapelusz i ruszył dużymi
krokami na tył księgarni, kierując się ku wózkowi
Jonathana.
– Dzień dobry, Jon. – Głos nie brzmiał serdecznie, ale
Jon nie dał po sobie nic poznać. – Nie mam za wiele czasu
– rzekł pośpiesznie mężczyzna. – Czy mogę odebrać
mojego Addisona i Steele’a?
– Gayla – Jonathan obrócił się lekko i zawołał
ponownie – Gayla! Sprawdź, czy nadeszły już dwa
egzemplarze Addisona i Steele’a.
Gayla pośpiesznie przeglądnęła kartoteki na biurku, ale
nic w nich nie znalazła. Weszła na rampę, która służyła
Jonathanowi do wjazdu na piętro i uśmiechnęła się do
nieznajomego. Kiedy ich oczy się spotkały, oddał jej
uśmiech. Jego silna pociągająca twarz, gęste rude włosy i
ogniste oczy zrobiły na niej wrażenie. „Za dużo czasu
poświęcam książkom”, pomyślała. To, co ujrzała, zdawało
się być obliczem młodego Lancelota.
– No i... ? – Uniósł nieco brwi. – Dostanę swoje
książki, czy też na darmo urządziłem sobie przechadzkę w
tę okropną pogodę?
– Ja... Ja... – zaczęła Gayla. – Myślę, że jednak na
132939987.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin