Webb Peggy - Gwiazdka miłości 1995 - Świąteczna przepowiednia.pdf

(406 KB) Pobierz
356970197 UNPDF
Webb Peggy
GWIAZDKA MIŁOŚCI
Świąteczna przepowiednia
BANANOWY PRZYSMAK
Z notatnika kulinarnego Peggy Webb
Przepis pochodzi z Nowego Orleanu. Chętnie przygotowuję tę niecodzienną potrawę w czasie
Bożego Narodzenia.
Składniki na jedną porcję:
2 stołowe łyżki brązowego cukru 1 stołowa łyżka masła
1 dojrzały banan obrany ze skórki i przecięty na pół
szczypta cynamonu
150 ml likieru bananowego
300 ml białego rumu
duża porcja lodów waniliowych
Masło włożyć do płaskiego rondelka, dodać cukier i podgrzać, aż się rozpuści. Dodać banana i
smażyć tak długo, aż stanie się miękki. Posypać cynamonem. Nalać likieru bananowego i rumu.
Podpalić. Kiedy płomień Zgaśnie, natychmiast podawać z lodami.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Johnny, musisz przyjechać do domu.
John Davis nie odpowiedział od razu. Przykrył dłonią słuchawkę i spojrzał na stos akt leżących na
biurku. Dotyczyły procesów w sprawach kryminalnych i czekały, żeby je przejrzał. Następnie jego
spojrzenie powędrowało do okna, z którego rozciągał się szeroki widok na "Seattle. Ulice jarzyły się
kolorowymi światełkami, drzewa przybrano jaskrawymi, błyszczącymi ozdobami. Miasto przygoto-
wywało się na przyjście Bożego Narodzenia. John jednak nie miał czasu ani na sentymentalny nastrój,
ani na gorączkowe zakupy, którym oddawała się większość ludzi przed Gwiazdką.
- Wujku Roscoe - westchnął ciężko - dobrze wiesz, że nie mogę przyjechać. Już ci to tłumaczyłem...
Przygotowuję się do bardzo ważnego procesu. - Starał się zachować cierpliwość; w końcu wuj Roscoe
miał już osiemdziesiąt lat i był jedynym żyjącym krewnym Johna.
- Bzdury. Młody człowiek, taki jak ty, przystojny i na stanowisku, może robić to, na co tylko ma
ochotę.
- Wiesz, że bardzo chciałbym cię zobaczyć...
- Nieprawda. Gdyby tak było, już dawno przyjechałbyś do Missisipi.
80
GWIAZDKA MIŁOŚCI
Przez moment w duszy Johna odezwały się wyrzuty sumienia. Ale przecież nie zaniedbywał wuja.
Dzwonił do niego dwa razy w tygodniu, co roku zlecał sekretarce kupno prezentów urodzinowych i
świątecznych. Oprócz tego na farmie wujka mieszkał specjalny pomocnik i opiekun, do którego John
miał pełne zaufanie.
- Zadzwonię do ciebie w Boże Narodzenie. Może później będę mógł się stąd wyrwać. Co ty na to?
- Niezły sposób na spławienie zawracającego głowę staruszka. Poza tym, wtedy może być już za
późno.
- Na co?
- Na rozmowę. Johnny, wczoraj w nocy słyszałem, jak śpiewają króliki.
Młody prawnik zamarł. Chociaż już dawno porzucił naiwne wyobrażenia dotyczące miłości, nadziei i
wiary, które były nieodłączną częścią atmosfery małego miasteczka, w którym się wychował, nigdy
nie zapomniał legendy o królikach.
Wieje lat temu, miał wtedy osiem lat, wrócił ze szkoły i zastał dom pełen obcych ludzi ubranych w
ciemne garnitury. Stanął w drzwiach i patrzył, jak owijają w białe prześcieradło ciało jego matki i
wynoszą je z domu.
Wujek Roscoe, brat matki, wziął go na stronę.
- Zadzwoniła do mnie w nocy i powiedziała, że widziała króliki na zaśnieżonym trawniku. Śpiewały
dla niej.
John był zbyt przerażony, żeby zadawać pytania. Obejmując wuja za kolana, patrzył tylko na puste
łóżko, w którym sypiała matka.
- Króliki wiedzą, kiedy ktoś ma umrzeć - ciągnął wuj Roscoe. - Kiedy przychodzi ta chwila, idą do
domu takiej
81
osoby i śpiewają jej na pożegnanie. Sam Bóg dał im ten dar. Oprócz tej smutnej okazji nigdy nie
usłyszysz śpiewającego królika. - Przytulił chłopca mocno. - Nie bój się, Johnny. Wszystko będzie
dobrze. Zaopiekuję się tobą -wyszeptał.
Trzymając teraz słuchawkę telefonu, John przypomniał sobie wydarzenia sprzed lat. Zamieszkał
wtedy z wujem. To on nauczył go grać w piłkę, pomagał w matematyce, wycierał nos, kiedy jego
siostrzeniec chorował, siedział wreszcie w pierwszym rzędzie na uroczystości rozdania dyplomów
Szkoły Prawa Vanderbilt. Teraz nadeszła chwila rewanżu.
- Przyjadę, wujku - powiedział krótko. - Nie martw się. Zajmę się wszystkim.
- Wiedziałem, że tak zrobisz. Liczyłem na to.
- Twój ruch, wujku.
Roscoe spojrzał na rozłożone warcaby i zbił swoim czarnym pionkiem dwa czerwone należące do
siedzącej przed nim młodej kobiety.
- Moja damka! - krzyknął, klepiąc się w kolano. - Ha! Nie masz szans, dziecko.
- Zawsze ze mną wygrywasz - odparła Ruth Mobley. - Ale kiedyś mi się uda. To tylko kwestia czasu.
Ruth lubiła te cotygodniowe partie warcabów. Roscoe nie był jej prawdziwym wujem. Poznała go
sześć lat temu, kiedy przyprowadziła swoją klasę do Centrum Seniora. Szybko się zaprzyjaźnili i
odtąd gra w warcaby stała się nieodłączną częścią jej wizyt.
Spojrzała na zegarek.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin