Perez-Reverte - Szachownica flamandzka.pdf

(495 KB) Pobierz
29894373 UNPDF
I. Tajemnice mistrza van Huysa
Bóg graczem rzadzi, ten figure trzyma.
Jaki bóg spoza Boga spisek rozpoczyna?
Jorge Luis Borges, Szachy,
(przel. Krystyna Rodowska)
Zamknieta koperta stanowi zagadke kryjaca wewnatrz kolejne zagadki. Ta koperta byla spora, z
ryzowego papieru, a w jej dolnym lewym rogu widniala pieczatka laboratorium. Julia wazyla ja w dloni,
szukajac równoczesnie nozyka do papieru na stole zawalonym pedzlami oraz sloiczkami pelnymi farb i
lakierów. Nawet nie przypuszczala, do jakiego stopnia zmieni sie jej zycie po otworzeniu przesylki.
Wlasciwie znala juz jej zawartosc. A scislej mówiac, tak jej sie wydawalo, o czym przekonala sie chwile
pózniej. Dlatego moze nie poczula niczego szczególnego, gdy wyciagala z koperty odbitki fotograficzne i
rozkladala je na stole. Rzucila na nie roztargnionym nieco wzrokiem i nagle wstrzymala oddech. Pojela,
ze "Partia szachów" stanowczo wykracza poza zwykla rutyniarska robote. Zdarzalo jej sie co i raz
natrafiac na niespodziewane detale na obrazach, meblach czy oprawach starych ksiag. Pracujac od
szesciu lat, miala juz na koncie rekonstrukcje i uzupelnienia dokonywane na oryginalach, retusze i
poprawki Nawet drobne falsyfikacje. Ale jeszcze nigdy dotad nie spotkala sie z napisem ukrytym pod
warstwa farby: z trzema slowami, które wyszly na jaw dzieki promieniom Roentgena.
Nie odrywajac oczu od zdjec, zapalila wyciagnietego ze zmietoszonej paczki papierosa bez filtra. Nie
mozna bylo miec najmniejszych watpliwosci, odbitki radiologiczne o wymiarach 30x40 cm mówily same
za siebie. Wyraznie bylo widac oryginalna kompozycje pietnastowiecznego flamandzkiego obrazu na
drewnie, jego realistyczne szczególy uwypuklone dzieki zastosowaniu techniki verdaccio, sloje na trzech
deskach tworzacych calosc dziela, ich spojenia, wreszcie kolejne kreski, pociagniecia pedzlem i
warstwy, które wyszly spod reki malarza. A w dolnej czesci obrazu to ukryte zdanie, które aparatura
radiologiczna wydobyla po pieciuset latach, biale gotyckie litery tak dobrze widoczne na czarnym tle:
QUIS NECAVIT EQUITEM.
Julia znala lacine na tyle, ze nie musiala siegac do slownika. Quis, zaimek pytajny: kto. Necavit
pochodzilo od neco: zabic. Equitem zas to biernik liczby pojedynczej od eques: rycerz. Kto zabil rycerza.
Zaimek quis narzucal jeszcze znak zapytania, przez co cale zdanie nabieralo pewnej tajemniczosci:
KTO ZABIL RYCERZA?
Bylo to co najmniej zastanawiajace. Zaciagnela sie papierosem trzymanym w prawej dloni, lewa
tymczasem poprzesuwala zdjecia na blacie. Ktos, moze sam malarz, umiescil na obrazie cos w rodzaju
 
lamiglówki, która nastepnie zakryl warstwa farby. Ewentualnie zrobil to pózniej kto inny. Margines bledu
wynosil z grubsza piecset lat. Juz ta mysl wywolala usmiech na twarzy Julii. Podobna niewiadoma
potrafila znalezc bez specjalnych trudnosci. Ostatecznie na tym polegal jej zawód.
Pozbierala odbitki i wstala. Szarawe swiatlo wnikajace przez szeroka lukarne w suficie padalo wprost
na obraz oparty na sztalugach. "Partia szachów", olej na drewnie, z 1471 roku, autorstwa Pietera van
Huysa... Zatrzymala sie przed nim i wpatrywala dluzsza chwile. Oto scena domowa, przedstawiona z tak
typowym dla pietnastowiecznego malarstwa realizmem, jedna z tych, którymi wielcy mistrzowie
flamandzcy przygotowali grunt pod sztuke nowoczesna, wykorzystujac ostatni krzyk techniki, jakim
wówczas byly farby olejne. Glówny motyw obrazu stanowi partia szachów, która rozgrywalo dwóch
mezczyzn w srednim wieku, o szlachetnych obliczach. Na drugim planie po prawej, przy zwienczonym
ostrym lukiem oknie, za którym rozposcieral sie krajobraz, siedziala dama w czerni i czytala ksiazke
trzymana na podolku. Calosci dopelnialy detale namalowane z typowo flamandzka pieczolowitoscia,
rzetelnie, niemal po maniacku: meble i zdobienia, bialo-czarna posadzka, rysunek na kobiercu, tu i
ówdzie wrecz drobna rysa w murze czy cien bretnala wbitego w belke powaly. Z podobna precyzja
przedstawiono szachownice, figury i pionki, a takze twarze, dlonie i stroje postaci. Uderzal zreszta nie
tylko realizm, ale i barwy, wciaz bardzo zywe, choc wskutek uplywu czasu i utlenienia werniksu caly
obraz nieco sczernial.
Kto zabil rycerza. Julia spogladala to na odbitke, to na obraz, nie dostrzegajac na nim najmniejszego
sladu ukrytego napisu. Badanie z bliska siedmiokrotnie powiekszajaca dwusoczewkowa lupa tez nie
posunelo sprawy naprzód. Opuscila wiec zaluzje i w ciemnosci podciagnela ku sztalugom lampe Wooda,
emitujaca tak zwane czarne swiatlo. W jego promieniach ultrafioletowych wszystkie materialy, farby i
werniksy uzyte przez pierwotnego twórce fluoryzowaly, wszelkie zas poprawki i retusze dokonane
pózniej, a wiec po powstaniu obrazu, pozostawaly ciemne badz czarne. Jednak w swietle lampy Wooda
caly obraz pokryty byl jednostajnie fluoryzujaca warstwa, takze w czesci kryjacej tajemniczy napis. A to
oznaczalo, ze zdanie zostalo zamalowane albo przez samego artyste w trakcie pracy, albo wkrótce po
ukonczeniu dziela.
Zgasila lampe i odslonila lukarne. Szare swiatlo jesiennego poranka ponownie zalalo sztalugi z obrazem i
cala pracownie, pekajaca w szwach od ksiazek, od regalów z farbami, pedzlami, werniksami,
rozpuszczalnikami i narzedziami stolarskimi, od ram i precyzyjnych przyrzadów, od starych rzezb z
drewna i brazu, od zastawek i opartych plótnem o sciany obrazów, stojacych na prawdziwym perskim
dywanie poplamionym farbami. W kacie, na komodzie w stylu Ludwika XV, stal sprzet hi-fi, kolo
którego pietrzyly sie plyty: Don Cherry, Mozart, Miles Davis, Satie, Lester Bowie, Michael Hedges,
Vivaldi... Lustro weneckie w zloconej oprawie poslalo Julii ze sciany jej wlasne, nieco przycmione
odbicie: wlosy przyciete na wysokosci ramion, lekkie slady niewyspania pod duzymi, ciemnymi, jeszcze
nie umalowanymi oczyma. Atrakcyjna jak modelka Leonarda - mawial Cesar, gdy widzial jej twarz
otoczona zlotem tak jak teraz - atrakcyjna, ma piu bella* [przyp.: Ma piu bella (wl.) - ale piekniejsza]. I
aczkolwiek Cesara nalezalo zaliczyc do znawców raczej efebów niz madonn, Julia wiedziala, ze jego
ocena jest najzupelniej trafna. Sama lubila ogladac sie w tej zloconej oprawie, bo miala wówczas
wrazenie, ze znalazla sie po drugiej stronie zaczarowanych drzwi, skad na przekór odleglosci w czasie i
przestrzeni powracala niczym ucielesnienie renesansowej urody wloskiej.
Od dziecinstwa kazda mysl o Cesarze wywolywala na jej twarzy usmiech - delikatny, moze nieco
porozumiewawczy. Odlozyla odbitki na stól, zdusila niedopalek w ciezkiej popielniczce z brazu
sygnowanej przez Beniliurego i zasiadla przy maszynie do pisania:
"Partia szachów".
 
Olej na drewnie. Szkola, flamandzka. Datowany na 1471 rok.
Autor: Pieter van Huys (1415-1481).
Podobrazie: trzy nieruchome deski debowe, polaczone falszywymi spojeniami.
Wymiary: 60x87 cm (trzy identyczne deski po 20x87 cm). Grubosc desek: 4 cm.
Stan zachowania podobrazia:
Rekonstrukcja nie jest konieczna. Nie widac sladów dzialalnosci kornikowatych.
Stan zachowania warstwy malarskiej:
Dobre przyleganie farb do podobrazia i do siebie nawzajem. Brak odbarwien. Mozna zaobserwowac
pekniecia, jednak bez ubytków czy odprysków.
Stan zachowania warstwy zewnetrznej:
Brak sladów szkód wyrzadzonych przez sole i plam wilgoci. Werniks mocno sciemnial z powodu
utlenienia - te warstwy nalezy zastapic nowa.
Z kuchni dobiegal gwizd maszynki do kawy. Julia poszla nalac sobie wielka filizanke, bez mleka i cukru.
Po chwili wrócila, wycierajac dlon w wyciagniety meski sweter, który narzucila na pizame. Jeden ruch
palca wystarczyl, by szare swiatlo poranka wypelnily nuty "Koncertu na lutnie i viole d'amore"
Vivaldiego. Upila spory, gorzki lyk, parzac sobie przy tym czubek jezyka, i stapajac bosymi stopami po
dywanie, zasiadla znów do raportu:
Badanie ultrafioletowe i radiologiczne:
Brak istotnych pózniejszych zmian, poprawek czy retuszy. Promienie rentgenowskie pozwolily ujawnic
wspólczesny malarzowi ukryty napis wykonany pismem gotyckim (p. zalaczone fotografie). Slów tych nie
sposób dostrzec przy badaniu konwencjonalnym. Mozna je odkryc bez szkody dla calosci kompozycji
poprzez zdjecie przykrywajacej je warstwy farby.
Wyciagnela kartke z walka maszyny, wsunela do koperty razem z odbitkami, dopila wciaz goraca kawe
i siegnela po kolejnego papierosa. Oto przed nia dwóch mezczyzn, siedzacych kolo damy zajetej
ksiazka, toczylo od pieciuset lat rozgrywke na szachownicy. Dzieki kunsztowi Pietera van Huysa
 
zdawalo sie, ze szachy stoja poza obrazem, ze sa wlasciwie namacalne, podobnie zreszta jak i pozostale
przedstawione tu przedmioty. Realnosc "Partii szachów" pozwalala uzyskac typowy dla szkoly
flamandzkiej efekt wciagniecia widza w obreb scenerii. Odnosilo sie wrazenie, ze miejsce, z którego
obserwuje sie obraz, pokrywa sie z przestrzenia samego dziela - jak gdyby rzeczywistosc byla
fragmentem obrazu lub tez obraz byl fragmentem rzeczywistosci. Zludzenie potegowaly namalowane po
prawej stronie okno, wychodzace na dalszy krajobraz, oraz okragle, wypukle lustro na scianie po stronie
lewej, w którym odbijaly sie ukosnie sylwetki graczy i szachownica, znieksztalcone perspektywa samego
widza stojacego blizej. W ten zdumiewajacy sposób okno, izba i zwierciadlo tworzyly nierozerwalna
jednosc. Widz - pomyslala Julia - móglby sie poczuc uczestnikiem sceny, stojacym posród postaci.
Wstala, skrzyzowala ramiona i wrócila z papierosem do sztalug. Mimo gryzacego dymu nie mogla
oderwac oczu od obrazu. Gracz z lewej strony wygladal na jakies trzydziesci piec lat. Mial kasztanowe
wlosy, na sredniowieczna modle przystrzyzone na wysokosci uszu, nos orli, silny, a na twarzy wyraz
bezwzglednego skupienia. Ubrany byl w tunike z dlugimi rekawami, której cynobrowa czerwien zdolala
wyjsc zwyciesko z walki z czasem i utleniajacym sie werniksem. Z szyi zwieszalo mu sie Zlote Runo,
spiete na prawym ramieniu ozdobna brosza, odmalowana rzetelnie do najmniejszego szczególu, wlacznie
z drobnym refleksem swiatla w kamieniach szlachetnych. Mezczyzna opieral sie o stól lewym lokciem i
prawa reka. W dloni trzymal jedna z figur: bialego konika. Przy jego glowie widniala malowana gotykiem
inskrypcja: FERDINANDUS OST. D.
Drugi gracz, znacznie szczuplejszy, dobiegal czterdziestki. Wsród jego niemal czarnych wlosów
okalajacych wysokie czolo mozna bylo dostrzec na skroniach cieniutkie biale niteczki. Tej poczatkowej
siwiznie, a takze jego postawie i minie nalezalo przypisac wrazenie przedwczesnej dojrzalosci. Oblicze
mial pogodne i dostojne, nosil sie nie po dworsku, jak jego rywal, ale zwyczajnie: mial na sobie skórzany
napiersnik i wypolerowany stalowy naszyjnik od przylbicy. Byl bez watpienia zolnierzem. Siedzial ze
skrzyzowanymi ramionami, bardziej pochylony nad stolem niz przeciwnik, najwidoczniej uwaznie
studiowal sytuacje na szachownicy, nie zwracajac uwagi na otoczenie. Pionowe zmarszczki na czole
swiadczyly, ze mysli bardzo intensywnie. Wpatrywal sie w figury, jakby stanal wlasnie wobec zadania
najtrudniejszego z mozliwych. Napis obok niego brzmial: RUTGIER AR. PREUX.
Dama znajdujaca sie przy oknie, w pewnej odleglosci od obydwu graczy, dzieki perspektywie liniowej
zdawala sie siedziec nieco wyzej od nich. A jednak jej suknia z czarnego aksamitu, wyraznie
pofaldowana dzieki zmyslnemu dodaniu bieli i szarosci, jakby wysuwala sie na pierwszy plan.
Wysmienite przedstawienie tkaniny rywalizowalo z realizmem wzorzystego kobierca, dopieszczonego co
do supelka, ze spojeniami i sekami w drewnianych belkach powaly, z kamiennymi plytami posadzki.
Chcac lepiej docenic technike, Julia pochylila sie ku obrazowi i poczula dreszcz zawodowego podziwu.
Tylko mistrz pokroju van Huysa potrafil równie doskonale wykorzystac czern materii, uzyskac kolor
niejako poprzez jego brak, kolor, który malo kto osmielal sie wówczas spenetrowac tak doglebnie. A
przy tym miala wrazenie, ze niemalze slyszy szelest aksamitu ocierajacego sie o lezace na podnózku
poduszeczki z wytlaczanej skóry.
Spojrzala na twarz kobiety. Piekna i bardzo blada, zgodnie z ówczesnym upodobaniem, miala na glowie
kornet z bialej gazy skrywajacy widoczne tylko na skroniach bujne rude wlosy. Z szerokich rekawów z
jasnoszarego adamaszku wylanialy sie dlugie, smukle dlonie, w których dama trzymala brewiarz. W
promieniach dobiegajacego z okna swiatla poblyskiwala otwarta klamra ksiegi, a takze zlota obraczka,
jedyna ozdoba na dloni kobiety. Spuszczone oczy, w których mozna bylo dostrzec blekit, wyrazaly
skromna, cnotliwa lagodnosc, tak czesta na dawnych portretach niewiescich. Swiatlo padalo na nia z
dwóch zródel - z okna i ze zwierciadla - otaczajac ja tym samym nimbem, którym spowici byli gracze.
Jednakze dzieki nieco ukosnej perspektywie i gestszym cieniom dama pozostawala dyskretnie w glebi.
Malarz przyporzadkowal jej napis BEATRIX BURG. OST. D.
 
Julia cofnela sie kilka kroków i jeszcze raz przyjrzala calej kompozycji. Bez watpienia miala przed soba
arcydzielo, potwierdzone autoryzowanymi opiniami znawców, a to oznaczalo wysoka wycene na
styczniowej aukcji u Claymore'a. Kto wie, moze ukryty napis, wsparty odpowiednia dokumentacja
historyczna, jeszcze podniesie wartosc obrazu... Dziesiec procent dla domu Claymore, piec dla Menchu*
[przyp.: Menchu (hiszp.) - zdrobnienie od imienia Carmen.] Roch, reszta dla dotychczasowego
wlasciciela. Oczywiscie odliczywszy jeden procent na ubezpieczenie i na honoraria za odrestaurowanie i
oczyszczenie dziela.
Rozebrala sie i weszla pod prysznic, nie zamykajac drzwi, zeby mimo szumu wody slyszec Vivaldiego.
Restauracja "Partii szachów" mogla bardzo korzystnie podniesc jej wlasna pozycje na rynku. Wkrótce
po zrobieniu licencjatury Julii udalo sie posród muzealników i antykwariuszy zaskarbic sobie opinie
calkiem dobrego konserwatora. Obdarzona pewnym talentem malarskim, który wykorzystywala w
wolnych chwilach, w pracy byla metodyczna i zdyscyplinowana. Mówiono, ze do kazdego zadania
podchodzi z wyraznym szacunkiem dla oryginalu, czym róznila sie od wiekszosci swoich mniej etycznych
kolegów po fachu. W tej surowej walce, jaka toczy chec konserwacji z wola renowacji, miedzy
restauratorem a jego dzielem powstawala skomplikowana, czasem wrecz krepujaca wiez duchowa.
Dziewczyna potrafila jednakze nie tracic z oczu prawdy zasadniczej: dzielu sztuki nie sposób przywrócic
stanu pierwotnego bez wyrzadzenia istotnych szkód. Zdaniem Julii swiadectwa zestarzenia sie dziela,
patyna, nawet pewne znieksztalcenia koloru i werniksu, niedoskonalosci, poprawki czy retusze - z
czasem wrastaly w obraz, stajac sie jego nierozerwalna czescia. I moze dlatego gdy taki obraz trafial w
jej rece, to nie opuszczal ich odstrojony w niby oryginalne, krzykliwe kolory i swiatla (Cesar okreslal
takie przypadki mianem "wysztafirowanych kurtyzan"), ale raczej poddany delikatnemu cieniowaniu.
Dzieki temu znaki uplywu czasu wtapialy sie doskonale w calosc kompozycji.
Wyszla z lazienki owinieta w plaszcz kapielowy, zachlapany woda z mokrych wlosów, zapalila piatego
w tym dniu papierosa i, stojac przed obrazem, zaczela sie ubierac: ciemnobrazowa plisowana spódnica,
buty na plaskim obcasie, skórzana kurtka mysliwska. Wreszcie zerknela z zadowoleniem na swoje
odbicie w weneckim lustrze, jeszcze raz odwrócila sie ku obydwu graczom, mrugnela do nich
lobuzersko, choc nie zrobilo to na nich zadnego wrazenia - dalej siedzieli z marsowymi minami. "Kto
zabil rycerza". To zdanie wciaz tluklo jej sie po glowie, kiedy wsuwala do torebki raport o obrazie i
odbitki, kiedy wlaczala alarm i przekrecala na dwa razy solidny zamek w drzwiach. Quis necavit
equitem. Tak czy inaczej to na pewno ma jakies znaczenie. Zbiegla po schodach sunac dlonia po
poreczy z mosieznymi zdobieniami i powtarzajac te trzy slowa. I obraz, i ukryty napis bardzo ja
intrygowaly, ale bylo cos jeszcze: do jej serca wkradl sie jakis lek. Podobny do tego, jaki odczuwala
bedac mala dziewczynka, kiedy to stojac u szczytu schodów, zbierala sie w sobie, zeby w koncu wsunac
glowe do wnetrza ciemnego strychu.
- Przyznaj, ze to cacko. Czyste quattrocento.
Menchu Roch nie miala na mysli zadnego z licznych obrazów, które wisialy na scianach jej wlasnej
galerii. Jasnymi, przesadnie umalowanymi oczami popatrywala na szerokie ramiona Maxa, pograzonego
w pogawedce ze znajomym przy barze kafejki. Max, sto osiemdziesiat piec centymetrów wzrostu, o
plecach jak u plywaka, opietych dobrze skrojona marynarka, swoje dlugie wlosy nosil zwiazane ciemna
jedwabna wstazka w krótki kucyk. Ruchy mial powolne i gibkie. Menchu zmierzyla go taksujacym
spojrzeniem, po czym umoczyla usta w oszronionym kieliszku martini. Na jej twarzy malowala sie duma
posiadaczki. Max byl jej najnowszym kochankiem.
- Czyste quattrocento - powtórzyla, smakujac równoczesnie slowa i drinka. - Nie kojarzy ci sie z
cudownymi brazami wloskimi?
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin