Ringo John - Posleen 01 - Pierwsze Uderzenie.pdf

(2612 KB) Pobierz
Ringo John - 01 - Pierwsze uderzenie
John Ringo
Pierwsze Uderzenie
Tłumaczenie:
Przemysław Bieliński
Radosław Botev
 
Pamięci Williama Pryora Ringo, wspaniałego inŜyniera.
 
PROLOG
– CóŜ, Tirianinie, uwaŜasz, Ŝe twoje plany dotyczące ludzi toczą się pomyślnie?
Darhelski Ghin machnął kadzidełkiem i umieścił wiadomość do Zwierzchników
na Ołtarzu Komunikacji. Dźwięczące w tle kryształy śpiewne i lustrzane, srebrne
kolumnady pomagały mu w rozmyślaniach o moŜliwym rozwoju wypadków. Był
wdzięczny nawet za to. Przyszłość jawiła się dość ponuro.
Orszak Indowy uniósł jego szaty, kiedy wstał i odwrócił się do swojego
tiriańskiego sługi. Lisia twarz młodszego Darhela zastygła w starannie
wypracowanym wyrazie obojętności starszego zarządcy.
Na uprzejme, pytające strzyŜenie uszami Ghina odpowiedział całkowitym
brakiem emocji. W rzeczywistości ponad dwie trzecie całego planu legło w gruzach,
głównie w wyniku szczęśliwych działań jednego człowieka. Przyznawanie się do
takich rzeczy nie było jednak dobrym sposobem na dojście do władzy. Na szczęście to
stare próchno niewiele mogło skrytykować. Całość planu znał jedynie on sam.
– śaden plan nie jest doskonały – powiedział gładko. – Po to właśnie istnieją
zarządcy.
Smukły Ghin znowu zastrzygł uszami. Gest ten był świadomie dwuznaczny.
Mógł wyraŜać uprzejme przytaknięcie; mógł wyraŜać uprzejme niedowierzanie.
RóŜnica była bardzo subtelna.
– WciąŜ mamy Diess.
Ghin celowo nie zawarł w tym stwierdzeniu pochwały ani przygany. Zniszczenie
broniących planety sprzymierzonych ziemskich wojsk mogło, ale nie musiało być
częścią planu młodego Tirianina.
Dwuznaczność wypowiedzi była pułapką; Ghin wątpił, czy zarządca był tego
świadom.
Tirianin przytaknął, wydymając nozdrza i spojrzał na zebranych Indowy.
– To waŜny dla nas świat.
Korporacje Diess znajdowały się pod całkowitą kontrolą Darhelów, mimo Ŝe
planetę zamieszkiwały miliardy Indowy. Robotnicy Federacji byli równie tani i mało
istotni, jak bakterie.
– Zyski nie są bez znaczenia.
Ghin wydął nozdrza. Tak, jak się spodziewał, młody głupiec zrobił unik.
– Barwhon równieŜ.
– Niestety, Ziemianie ponieśli tam cięŜkie straty. – Twarz Tirianina przybrała
wyraz, który podpatrzył u ludzi – oczy o kocich źrenicach i pionowych powiekach
szeroko się otworzyły, szeroka, ruchliwa Ŝuchwa opadła i odsłoniła podobne do
rekinich zęby. Opuścił nawet uszy. Był to subtelny i efektowny sposób wyraŜania
 
emocji, trudny do skopiowania. Ludzie teŜ załamaliby się w obliczu pozornej klęski.
Smutek nie był uczuciem znanym Darhelom. Nienawiść? Tak. Gniew? Na pewno.
Smutek? Nie.
Ghin rozmyślał przez chwilę o swoich własnych planach. Wiedział, Ŝe nie moŜna
polegać tylko na spiskowaniu; najwaŜniejsze było dogłębne zrozumienie
rzeczywistości. To, Ŝe ten młody głupiec wspiął się tak wysoko dowodziło, Ŝe
opozycja osłabła.
Albo było częścią skomplikowanej intrygi.
Ghin wydął w myślach nozdrza. Nie. Nie ma w tym Ŝadnej intrygi. Jego własne
plany otwierały drzwi jego przyszłym zamierzeniom i odcinały wszystkie drogi
młodemu głupcowi. Jego podejście nie miało słabych punktów. Poczuł przyjemne
ciepło, kiedy to sobie uświadomił.
– Twój plan wymaga pewnych... poprawek? Na Diess przeszkodził wam zaledwie
jeden Ziemianin.
– Tak, Ghinie – zgodził się Tirianin. Zastawił pułapkę, a stary głupiec wlazł
w sam jej środek. – Obawiam się, Ŝe następna faza planu będzie wymagała mojej
obecności na Ziemi.
– To znaczy?
Ghin zastawił pułapkę targan i czekał na zdobycz.
Twarz Tirianina stała się jeszcze bardziej nieprzenikniona. Następna faza była
oczywista. Nawet dla tego starego głupca.
– Ziemianie muszą wstąpić na ścieŜkę prowadzącą do oświecenia. Indywidualizm
jest przeszkodą na drodze do jedności i trzeba go przezwycięŜyć.
– Jak proponujesz to osiągnąć? – Ghin znów zastrzygł uszami, w ten sam
rozmyślnie dwuznaczny sposób.
– Opisanie wszystkich dróg do sukcesu zajęłoby wiele dni. Dość powiedzieć, Ŝe
Ziemianie muszą stać się pionkami na ŚcieŜce do Oświecenia. Ich mit
indywidualności musi zostać zniszczony, a wraz z nim ich namiętności. Namiętność
nie sprzyja naszym obecnym przedsięwzięciom. Nie jest teŜ drogą do oświecenia.
Tirianin przerwał. Lekko drŜał.
– Czas bohaterów minął. A zwłaszcza czas niektórych osobników.
Tirianin był mistrzem panowania nad mimiką twarzy, ale nadal nie kontrolował
zbyt dobrze mowy ciała. Głęboki oddech i drŜenie mięśni górnych kończyn zdradzały
wzbierający w nim gniew.
Młody głupiec był na skraju lintatai. Ghin przybrał nieprzenikniony wyraz twarzy.
Tirianin zbyt długo czytał swoje raporty i analizy. Zapomniał, Ŝe pod cienką powłoką
cywilizacji serce Darhela jest sercem wojownika. Z tym właśnie się zmagał i to
właśnie podpowiadało Ghinowi, Ŝe jego przeciwnik bardzo się przeliczył. Ziemianie
 
nie dadzą się tak łatwo podporządkować władzy Darhelów.
– Cieszy mnie, Ŝe nasz lud ma tak wspaniałych przywódców – powiedział.
RównieŜ skopiował ludzki grymas – jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu,
ukazując w całej okazałości lśniące kły mięsoŜercy. Indowy zamknęli ze strachu oczy
i odwrócili twarze. Nie byli tak głupi, Ŝeby uciekać albo w jakiś inny sposób
zawstydzać darhelskich władców, ale widok ten został im przed oczami na zawsze.
– Nasza przyszłość jest w dobrych rękach.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin