Magiczne Burze 02 - Burza - Lackey Mercedes.pdf

(1130 KB) Pobierz
5192271 UNPDF
MERCEDES LACKEY
Burza
Tom II Trylogii Magicznych Burz
(Tłumaczyła Katarzyna Krawczyk)
Dedykowane Teresie i Dejah
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wielki książę Tremane zadrżał, kiedy zimny powiew przeniknął przez okiennice i
przebiegł mu po karku. To miejsce bardzo różniło się od zamku Krąg, rezydencji cesarza
Charlissa, budowli z pozoru surowej, ale wyposażonej w przeróżne ukryte wygody. Pałac
księcia, w porównaniu z zamkiem cesarskim prymitywny, nawet w największe chłody nie był
tak zimny. Tremane zamknął oczy w przypływie tęsknoty za domem; w tej chwili za kołnierz
pociekła mu kolejna lodowata strużka. Bardziej przypominała przeciągnięcie nożem po
kręgosłupie niż zimną wodę.
“Raczej nóż na gardle.” Te chłody były zapowiedzią znacznie gorszej pogody, która
miała dopiero nadejść. Dlatego książę zwołał wszystkich oficerów, magów i uczonych, a
potem zebrał ich w największej komnacie swej tymczasowej kwatery.
“Któż to zbudował ten zamek? Zdaje się, że co najmniej wielki książę Hardornu.” W
swym pałacu miał wiele komnat większych niż ta i lepiej nadających się na poważne dyskusje
z udziałem wielu osób. Tutaj zaś wysokie okna, choć oszklone, były nieszczelne jak sita i
książę musiał zamknąć okiennice, odgradzając się tym samym od światła szarego, jesiennego
dnia. Chociaż w kominkach w obu końcach komnaty płonął ogień, ciepło uciekało do góry,
pomiędzy belki sufitu dwa piętra wyżej, gdzie nie przydawało się na nic. W lepszych czasach
ta zamknięta łukowym sklepieniem komnata o zimnej, kamiennej posadzce służyła zapewne
jako sala balowa. Przez resztę dni zamykano ją na głucho, gdyż z powodu przeciągów nie
dało się w niej utrzymać przyzwoitej temperatury. Tremane spojrzał w górę, na odsłonięte
belki ledwie widoczne w półmroku, chociaż w komnacie zapalono tyle świec i latarni, że
powietrze drżało nad płomykami.
Taka liczba świec powinna wydzielać niemal tyle ciepła, co oba kominki, jednak do
księcia niewiele z niego docierało.
Spojrzało na niego kilkanaście zaniepokojonych par oczu. Siedział na solidnym
krześle za małym biurkiem sekretarza, ustawionym na podwyższeniu kiedyś prawdopodobnie
zajmowanym przez orkiestrę. Było równie niewygodne jak katedra w sali wykładowej i
książę nie wątpił, że cesarscy szpiedzy nie pominą tego skojarzenia. Jednak w tej chwili nie
obchodziło go to. Istniała ważniejsza kwestia: przetrwanie.
Wstał i zanim zdążył chrząknąć, szmer rozmów ucichł.
- Wybaczcie, panowie, że zanudzam was powtarzaniem oczywistości - zaczął,
ukrywając zmieszanie spowodowane koniecznością przemawiania do tak dużego audytorium.
Nigdy nie był krasomówcą; to jedyna cecha dobrego przywódcy, której mu brakowało. Nie
wygłaszał porywających przemówień na polu bitwy - raczej chrząkał nerwowo, mamrotał
banały o honorze oraz lojalności i wycofywał się jak najszybciej. - Niektórzy z was na moje
polecenie zajmowali się innymi sprawami, teraz jednak chcę, żeby wszyscy poznali
szczegółowo nasze obecne położenie, tak by nie trzeba było później nic dwukrotnie
wyjaśniać.
Skrzywił się w duchu na dobór słów, ale jednocześnie dostrzegł potakujące kiwnięcia
głową. Widząc, że nikt nie wygląda na znudzonego, mówił dalej. Główną grupę stanowili
oficerowie, siedzący przed nim przy trzech długich stołach. W swych polowych
rdzawobrązowych mundurach tworzyli ciemną, złowróżbną plamę koloru skrzepłej krwi.
Jakiś dowcipniś zauważył kiedyś, że mundury cesarskich żołnierzy miały taki kolor po to, aby
uniknąć czyszczenia plam z krwi po bitwie. Żart nie należał do najzabawniejszych, ale w
pewnym sensie mogło się w nim kryć wiele prawdy.
Po lewej i prawej stronie stali magowie Imperium i szkolarze księcia. Magowie mieli
na sobie bardziej swobodne i wygodniejsze odmiany mundurów wojskowych, odpowiednie
dla starszych i mniej sprawnych ludzi. Uczeni, jako cywile, ubrali się wedle upodobania i
teraz tworzyli w komnacie jedyną barwną plamę. Pierwsze słowa książę skierował raczej do
nich niż do oficerów.
- Mimo że od czasu zgromadzenia sił i umocnienia naszych pozycji tutaj nie
spotkaliśmy się ze zbrojnym oporem, ciągle przebywamy na terytorium wroga. Odkąd
zerwaliśmy wszelkie układy, tereny na zachód od nas są niepewne, nie liczyłbym także na
spokój na ziemiach hardorneńskich leżących na południe i północ od naszych początkowych
linii. W każdej chwili mogą wybuchnąć zamieszki, więc układając plany, musimy brać to pod
uwagę.
Jedyną odpowiedzią były skrzywione twarze uczonych i magów oraz ponure
potakiwania oficerów. Armia Imperium, która miała klinem wbić się w Hardorn, aby potem
dzielić go na coraz mniejsze, łatwe do opanowania części, stała się teraz ostrzem strzały
odłamanym od drzewca, utkwionym gdzieś w głębi kraju. W tej chwili Tremane miał tylko
nadzieję, że większość mieszkańców zlekceważy samotny posterunek.
- Od czasu nasilenia magicznych burz straciliśmy wszelki kontakt z Imperium - mówił
dalej, na początek rzucając najgorszą wiadomość. - Nie udało nam się powtórnie go nawiązać.
Z niechęcią muszę przyznać, że jesteśmy zdani wyłącznie na siebie.
Ta wiadomość dla wielu była nowiną, a po szeroko otwartych oczach i zdumionych
twarzach książę widział, kogo najbardziej przeraziły jego słowa, chociaż usiłowali zachować
spokój. To byli dobrzy ludzie - nawet ci z nich, którzy szpiegowali dla cesarza.
“Czy którykolwiek z nich ma jeszcze kontakt ze zwierzchnikami w Imperium?
Dałbym wiele za odpowiedź na to proste pytanie.” Jednak nie było sposobu, by się tego
dowiedzieć. Każdy agent cesarza Charlissa będzie lepszym magiem niż Tremane. Cesarz był
zbyt szczwanym starym lisem, by cokolwiek pozostawić przypadkowi.
Tremane, czując na szyi następny zimny powiew, postawił futrzany kołnierz
wełnianego płaszcza w daremnej próbie osłonięcia się przed przeciągiem. Miał na sobie taki
sam rdzawoczerwony mundur, jak jego podkomendni. Nie cierpiał robić z siebie widowiska,
poza tym człowiek jaskrawo ubrany i obwieszony ozdobami stanowił świetny cel.
- Korpus magów - ciągnął, wskazując głową w kierunku różnobarwnie ubranych ludzi
siedzących przy najbliższym stole - przekazał mi, że burze nie słabną, lecz przeciwnie, stają
się coraz bardziej gwałtowne. Jak zapewne zauważyliście, wpływają one na pogodę. Oznacza
to więcej burz prawdziwych - i to coraz gorszych... - Spojrzał pytająco na magów.
Przedstawiciel magów wstał. Nie był to ich przywódca, Gordun - krępy, brzydki
starzec, siedzący na krześle z dłońmi zaciśniętymi na blacie stołu, lecz pomarszczony
mężczyzna, niegdyś nauczyciel samego księcia, najstarszy z magów, a może w ogóle
najstarszy z całej grupy. Sejanes nie był głupcem; być może czarodzieje spodziewali się, że
Tremane powściągnie swą wściekłość wobec kogoś, kto go uczył. W tym akurat się pomylili.
Tremane nigdy nie wyładowałby frustracji na kimś, kto powiedziałby mu nawet
najbardziej nieprzyjemną prawdę - nieubłagany bywał jedynie wobec kłamców.
Sejanes wiedział o tym, toteż z niewzruszonym spokojem spojrzał na księcia.
- Być może spostrzegliście niezwykłe dla nas, mieszkańców Imperium, zimno, i
zastanawialiście się, czy to normalny w tym klimacie stan rzeczy - odezwał się donośnym
głosem. - Zapewniam was, że nie. Rozmawiałem z tutejszymi i przeglądałem wszelkie
dostępne źródła. Najprawdopodobniej jest to najgorszy sezon w historii regionu. Jesień
nadeszła wcześniej i jest cięższa niż zwykle, z częstszymi burzami i większym mrozem.
Robiliśmy pomiary i możemy jedynie stwierdzić, że sytuacja się pogarsza. Jest to skutek
magicznych burz na terenie, którego równowaga już i tak zachwiana jest przez postępki tego
durnia, Ancara. Magiczne burze same w sobie stają się coraz silniejsze. Biorąc wszystko pod
uwagę - wolę nie myśleć, jak może wyglądać zima.
Sejanes usiadł, a wstał Gordun. Na twarzach siedzących wokół ludzi wstrząs zaczął
ustępować miejsca innym uczuciom. Widać było zadziwiająco mało paniki, jednak i niemal
najmniejszych śladów optymizmu. Książę uznał, że tak jest lepiej; im gorszą sytuację bowiem
będą przewidywać, tym staranniej się przygotują.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin