John
BURDETT
Tatuaż
Z angielskiego przełożył PIOTR JANKOWSKI
WARSZAWA 2006
Izraelici, chrześcijanie i muzułmanie głoszą nieśmiertelność, lecz cześć, jaką oddają temu światu, dowodzi, że wierzą tylko w ten jeden, albowiem wszystkie inne światy w ich nieskończonej liczbie traktują jako nagrodę lub karę za niego. Pojęcie kręgu egzystencji w pewnych religiach hinduskich wydaje mi się rozsądniejsze.
Jorge Luis Borges, Nieśmiertelny
Może wbrew wszelkim „nowoczesnym ideom" i przesądom demokratycznego smaku zwycięstwo optymizmu, rozumność, która zdobyła władzę, praktyczny i teoretyczny utylitaryzm, tożsamy z demokracją, z którą jest współczesny — stanowią objawy gasnącej siły, nadchodzącej starości, fizjologicznego znużenia? (...) Co, z perspektywy życia, oznacza moralność? (...) Wszystko, co zwiemy dziś kulturą, wykształceniem, cywilizacją, będzie musiało stanąć kiedyś przed nieomylnym sędzią Dionizosem.
Friedrich Nietzsche, Narodziny tragedii *
* F. Nietzsche, Narodziny tragedii albo Grecy i pesymizm, przełożył Bogdan Baran.
I
Old Mans Club
1
— Uśmiercanie klientów po prostu psuje nam interes.Głos Nong, mojej matki, wyraża rozczarowanie, jakie
czujemy wszyscy w związku z fatalnym postępkiem naszej gwiazdy. Czy nic się nie da zrobić? Czy trzeba będzie zwolnić naszą kochaną Chanyę? Taką decyzję może podjąć tylko właściciel większości udziałów w Old Man's Club, pułkownik Vikorn, który już tutaj jedzie swoim bentleyem.
— To prawda — przytakuję. Podobnie jak matka, nieprzestaję zerkać w stronę pustego stołka barowego, na którym leży kusa srebrzysta sukienka Chanyi (ledwie tyle jedwabiu, żeby zakrywał sutki i pośladki); leży i ocieka. Właściwie ociekania było niewiele i już prawie ustało (rdzawaplama na podłodze czernieje w miarę wysychania), ale i takw ciągu dziesięciu lat mojej pracy detektywa w KrólewskiejPolicji Tajskiej nie widziałem odzienia tak nasiąkniętegokrwią. Biustonosz Chanyi, też obrzydliwie zachlapany, leżyna schodach, a majtki — ostatnia część jej stroju — napodłodze pod drzwiami pokoju na piętrze, gdzie dziewczyna — co jest dość ekscentryczne nawet u tajskiej kurewki —schroniła się z fajką opium.
— I nic zupełnie nie powiedziała? Nie wyjaśniła dlaczego?
— Nie, przecież mówiłam. Wpadła tu jak bomba, roz-
11
trzęsiona, z fajką w ręce, wybałuszyła na mnie oczy i mówi: „Załatwiłam go". Potem zdarła z siebie sukienkę i pobiegła na górę. Na szczęście w barze było tylko kilku farangów, a dziewczyny zachowały się fantastycznie. Powiedziały tylko: „Ach ta Chanya, czasami trochę jej odbija", a potem grzecznie ich wyprosiły. Ja oczywiście musiałam grać opanowaną i kiedy wreszcie poszłam do jej pokoju, była już półprzytomna.
— Powiedziała coś wtedy?
— Po opium po prostu bredziła. Jak zaczęła rozmawiaćz Buddą, wyszłam i zadzwoniłam do ciebie i do pułkownika.Na tym etapie jeszcze nie wiedziałam, czy rzeczywiście gozabiła, czy tylko jej odbija po yaa baa.
A jednak załatwiła go na cacy. Poszedłem do hotelu tego faranga, kilka ulic w bok od Soi Kauboi, błysnąłem odznaką i dali mi klucz do jego pokoju. Leżał tam — wielki, nagi, muskularny amerykański farang, około trzydziestki, bez penisa, za to cały we krwi. Rana zaczynała się w dole pod-brzusza, a kończyła pod żebrami. Chanya, na co dzień bardzo schludna i uczciwa Tajka, położyła jego penisa na nocnej szafce. Obok stała pojedyncza róża w plastikowym wazoniku.
Pozostawało mi tylko zabezpieczyć pokój na potrzeby ekipy dochodzeniowej. Wręczyłem jeszcze recepcjoniście solidną łapówkę, co go właściwie zobowiązało do mówienia tego, co mu każę mówić (w Okręgu 8. pod rządami pułkownika Vikorna to standardowa procedura), a potem już tylko czekałem na dalsze rozkazy. Vikorn oczywiście zabawiał się w klubach, otoczony nagimi młodymi kobietami, które adorowały go lub dobrze udawały, że to robią, więc zupełnie nie był w nastroju, żeby się udać na miejsce zbrodni, dopóki nie przebiłem się do jego pijanego mózgu z informacją, że sprawa nie dotyczy śledztwa jako takiego, lecz znacznie trudniejszego aspektu dochodzenia, nazywanego po prostu „kryciem". Nawet wtedy nie był jeszcze skłonny się ruszyć, lecz w końcu pojął, że chodzi o Chanyę (sprawcę, a nie ofiarę).
12
— Skąd ona, u diabła, wytrzasnęła opium? — dziwi sięmoja matka. — W Krung Thep nie ma opium, od kiedybyłam nastolatką.
Widzę w jej oczach, że myśli z rozrzewnieniem o wojnie wietnamskiej, gdy sama pracowała Bangkoku, gdzie amerykańscy żołnierze przywozili kuleczki opium ze strefy frontu (jednym z nich był mój prawie anonimowy ojciec, o którym powiem później). Po opium klient prostytutki staje się właściwie impotentem — co znacznie zmniejsza jego wymagania — i jest mniej skłonny do dyskusji na temat wysokości wynagrodzenia. Nong i jej koleżanki okazywały szczególne zainteresowanie każdym amerykańskim wojakiem, który pochwalił się, że ma w hotelu trochę opium. Oczywiście jako praktykujące buddystki same nie używały tego towaru, lecz zachęcały takiego frajera, żeby się naćpał do nieprzytomności, po czym inkasowały z jego portfela dokładnie umówioną sumę plus raczej hojny napiwek — za ryzyko związane z obsługiwaniem narkomana, plus dodatek na taksówkę — i wracały do pracy. Dla Nong uczciwość zawsze była najważniejsza, dlatego właśnie tak się zdenerwowała Chanyą.
Oboje wiemy, że limuzyna pułkownika już podjechała, bo dobiegają nas dźwięki jego cholernej ulubionej muzyki, czyli Walkińi Wagnera. Podchodzę do wejścia i patrzę, jak kierowca otwiera tylne drzwiczki i w pewnym sensie wyciąga Vikor-na z auta (piękna kaszmirowa marynarka od Zegny, płowej barwy i nieco pomięta, spodnie od Monettiego z Via Con-dotti w Rzymie i nieodłączne ciemne okulary w stylu Blues Brothers).
Kierowca wlecze się w moją stronę z Vikornem uwieszonym na jego barkach.
— Przecież jest sobota, do kurwy nędzy — zrzędzi, zabijając mnie wzrokiem, no bo to wszystko moja wina.(W Okręgu 8. staramy się w soboty nie prowadzić dochodzeńnawet w najcięższych sprawach). Ścieżka buddyjska przypo-
13
mina chrześcijańską wtedy, gdy nagle zwala się człowiekowi na głowę karma innych.
— Wiem — odpowiadam. Usuwam się z przejścia i Vi-korn, który zsunął sobie okulary na czoło, szykownie choćnieco krzywo, też gromi mnie swym mętnym spojrzeniem.
Na końcu sali są intymne loże z wyściełanymi ławeczkami i kierowca sadza tam Vikorna, a ja przynoszę z lodówki butelkę wody mineralnej, a mój pułkownik opróżnia ją kilkoma haustami. Spostrzegam z ulgą, że jego szczere oczy, którymi wcale nie mruga, zmieniają się znów w sprytne ślepka gryzonia. Opowiadam mu ponownie całą historię, przerywaną reklamowymi wstawkami matki („Zarabiamy na niej w ciągu miesiąca więcej niż na całej reszcie dziewcząt razem wziętych") i widzę, że szykuje już sobie drogę odwrotu, na wypadek gdyby sprawy przybrały zły obrót.
Po dziesięciu minutach jest już prawie trzeźwy i każe kierowcy zniknąć razem z limuzyną (woli być tutaj incognito). Potem wbija we mnie wzrok.
— Znajdź jakiś tusz do pieczątek — mówi. — Spiszemyjej oświadczenie.
Biorę poduszeczkę do tuszu, której używamy z naszą firmową pieczątką („The Old Man's Club — Rods of Iron", czyli drągi z żelaza) i kilka kartek z faksu, który Nong zainstalowała dla tych nielicznych klientów z zagranicy nie-korzystających z poczty elektronicznej (chcieliśmy mieć domenę o nazwie dziwka.com albo jakąś podobną, ale wszystkie już były zajęte. Domena kurwy.org jest oczywiście zajęta od prapoczątków cyberprzestrzeni, więc musieliśmy poprzestać na skrócie literowym — omcroi.com), po czym idę za pułkownikiem przez bar. Spostrzega sukienkę na stołku i rzuca mi pytające spojrzenie.
— Versace.
— Podróba czy firmowa?
Podnoszę sukienkę ostrożnie, czując ciężar krwi, którą nasiąknęła.
14
— Trudno powiedzieć.
Mruczy coś pod nosem, trochę w stylu komisarza Maigre-ta, jakby rozmyślał nad poszlaką zbyt dla mnie trudną do pojęcia. Wchodzimy po schodach, mijając bez słowa komentarza biustonosz. Przed drzwiami pokoju podnoszę z podłogi majtki (lekkie jak piórko i bez śladu krwi — raczej seks w pigułce niż bielizna; z tyłu to tylko tasiemka rozdzielająca pośladki). Wieszam je na luźnym kablu elektrycznym. Cha-nya tak się naćpała, że nie zamknęła drzwi, i gdy wchodzimy, wita nas z szerokim uśmiechem na swych niesamowicie pięknych ustach, a potem powraca do którejś z niebiańskich krain Buddy, gdzie znalazła schronienie.
Jest całkiem naga; wyciągnęła się na łóżku z podkurczonymi nogami, jej pełne, twarde piersi celują w sufit (nad lewym sutkiem przeskakuje piękny niebieski delfin), a długie czarne włosy lśnią na bieli poduszki jak świeże pociągnięcie pędzla. Włosy łonowe ogoliła, zostawiając tylko cienką kreskę na środku, jakby drogowskaz ku łechtaczce dla pijanych i niezdarnych farangów. Obok niej leży fajka do opium, klasyczna, półtorametrowa rura z bambusa z pojemnikiem w dwóch trzecich długości. Pułkownik pociąga nosem i uśmiecha się — słodki aromat palonego maku wywołuje w nim, podobnie jak u mojej matki, przyjemne wspomnienia, chociaż zupełnie innego rodzaju. (Handlował opium w Laosie w złotej epoce bombowców B-52). Pokój jest mały, dlatego gdy przynoszę krzesła i stawiam je po obu stronach łóżka, ledwie się tam mieścimy. Bogini seksu zaczyna pochrapywać, a Vikorn dyktuje mi jej oświadczenie:
yfarang był już pijany, gdy przyszedł do mojego klubu. Przywołał mnie do stolika i chciał postawić coś do picia. Poprosiłam o colę, a on sam wypił... hm, zastanówmy się... prawie całą butelkę whisky Mekong. Chyba niezbyt dobrze znosił alkohol, bo był jakiś zdezorientowany i rozkojarzony. Potem chciał zapłacić grzywnę barową i zabrać mnie do swojego hotelu, ale powiedziałam mu, że jest zbyt pijany.
15
Wówczas mój papasan, niejaki Sonchai Jitpleecheep, poprosił mnie, żebym jednak poszła zfarangiem, bym potraktowała to jako przysługę, był on bowiem mężczyzną barczystym i silnym, i wyglądało na to, że jeśli się nie zgodzę, może zacząć rozrabiać".
— Wielkie dzięki — wtrącam.
— „Uderzyło mnie, że wyrażał się bardzo negatywnie
0 kobietach, szczególnie o Amerykankach, które nazywał»głupimi cipami«. Wyglądał na człowieka, który ma wieleproblemów. Wydaje mi się, że musiał przeżyć jakiś zawódmiłosny i skutkiem tego było głębokie rozgoryczenie w stosunku do kobiet w ogóle, choć wciąż powtarzał, że lubiAzjatki, które są jego zdaniem o wiele milsze i łagodniejszeod kobiet farangów, a także bardziej kobiece. Gdy znaleźliśmy się pod drzwiami jego pokoju, próbowałam mu wytłumaczyć, że jednak nie będzie mógł się kochać, gdyż jest zbytpijany, i że może będzie lepiej, jeśli wrócę do klubu. Zaproponowałam nawet, że zwrócę mu grzywnę barową, leczto go tylko rozzłościło. Powiedział, że może się pieprzyć całąnoc, i wepchnął mnie do środka. Kazał mi się rozebrać
1 posłuchałam go. Zaczęłam się bardzo bać, bo zobaczyłamna jego nocnej szafce wielki nóż...".
— Czyżbyśmy mieli narzędzie zbrodni?
— &#x...
joachim777