Baśnie Nanajskie.doc

(46 KB) Pobierz
Baśnie Nanajskie (gołdyjskie)

Baśnie Nanajskie (gołdyjskie)

 

 

Dlaczego gęsi gęgają

 

W nanajskim szczepie Samar żył pewien Nanajczyk imieniem La. Miał córkę zwaną Ajogą, prześliczną dziewczynkę. Kochali ją wszyscy. I mówili wszyscy, że w żadnym innym obozowisku nie ma nikogo piękniejszego od dziewczynki La. Próżność opanowała Ajogę. Zaczęła przyglądać się sobie i nabrała upodobania do samej siebie. Patrzy i oczu oderwać nie może od swego odbicia. Wpatruje się w swe odbicie to w lśniącej misce miedzianej, to znowu w wodzie.

Ajoga całkiem się rozleniwiła, nic nie robi, tylko zachwyca się sobą!

Kiedyś mówi do niej matka:

- Córko, przynieś wody!

- Wpadnę do rzeki! - mówi dziewczyna.

- Więc trzymaj się krzaka-odpowiada matka.

- Krzak się urwie - mówi Ajoga.

- To chwyć się mocnego krzaka.

- Podrapię sobie ręce.

Mówi więc matka do Ajogi:

- Wdziej rękawice.

- Podrą się - rzecze Ajoga. Sama zaś wciąż przegląda się w miedzianej miednicy, jaka jest śliczna!

- Więc zaszyj rękawice igłą.

- Igła się złamie.

- Weź grubą igłę - powiada ojciec, którego zniecierpliwiło słuchanie, jak jego córka sprzecza się z matką.

- Ukłuję się w palec - odpowiada córka.

- Weź naparstek z mocnego zamszu - radzi ojciec.

- Naparstek się przedziurawi.

Wówczas córka sąsiadów prosi matkę Ajogi:

- Pozwól, matko! Ja pójdę po wodę!

Dziewczynka poszła i przyniosła wody, a matka zagniotła ciasto i uformowała placki. Upiekła placki na rozgrzanym palenisku. Zobaczyła Ajoga placki i wola:

- Matko, daj mi placek!

- Gorący, ręce poparzysz-odparła matka.

- Włożę rękawice.

- Rękawice są mokre...

- Wysuszę ja na słońcu...

- Pokurczą się.

- Wygniotę je międlarką.

- Zabolą cię ręce - odpowiada matka.-Po co masz, córko, męczyć się, niszczyć swą urodę? Oddam lepiej placek tej dziewczynce, która rąk swych nie oszczędza.

Wzięła matka placek i dała dziewczynce sąsiadów.

Rozgniewała się Ajoga. Wyszła za drzwi, nad rzekę. Patrzy na swe odbicie w wodzie. A dziewczynka sąsiadów zajada placek, Ajodze zaś ślinka cieknie. Spojrzała dziewczynka na Ajogę: widzi, że szyja Ajogi aż się wydłużyła z łakomstwa.

- Masz placuszek, nie żałuję ci, Ajogo - mówi dziewczynka.

Ale Ajoga rozzłościła się i tak na dziewczynkę. Zasyczała, zamachała rękami, rozczapierzyła palce, i aż zbielała ze złości. I tak długo machała rękami, aż ręce jej zamieniły się w skrzydła.

- Nie potrzebuję niczego-go-go!... - krzyknęła.

Ze złości nie mogła ustać na brzegu, wskoczyła do wody i przemieniła się w gęś. A gęś pływa i woła:

- Ach, jaka jestem śliczna! Gę-gę-gę... Ach, jaka jestem śliczna...

Pływała gęś, pływała, aż w końcu zapomniała nanajskiej mowy. Zapomniała wszystkie słowa, jedynie imienia swego nie zapomniała.

Odtąd Ajoga, pod postacią gęsi, gęga wołając: Ajo-ga-ga-ga-ga-gę-gę! - żeby wszyscy wiedzieli, że jest najpiękniejsza, i nie pomylili jej z nikim innym.
 

 

 

Drewniany tłuczek

 

Ani blisko, ani daleko - nie wiadomo gdzie - mieszkał pewien starzec.

Cały majątek starca stanowiło - plecione lubiane sito, srebrny dzbanek i drewniany tłuczek. Nic więcej nie posiadał.

Tak sobie żył ów człek.

Aż oto pewnego razu usłyszał, że w sąsiednim koczowisku bogaty szaman wyprawia stypę.

Poszedł starzec na stypę i zabrał z sobą sito.

A nie było to zwyczajne sito. Starczyło nałożyć w nie piasku lub śniegu i lekko potrząsnąć-i wnet sypała się zeń obfitość wszelakiego jadła.

Przyszedł starzec do szamana, czarodziejskie sito powiesił na żerdzi, a sam wszedł do domu.

Słudzy szamana częstują starca czerwoną wódką, a on siedzi i pije.

Tymczasem, gdy tak siedział w domu i pił wódkę, szaman wyszedł na dwór i zobaczył, że na żerdzi wisi plecione sito.

Szaman wziął sito i dalejże nim trząść! I nagle posypały się z sita kołacze, naleśniki i placuszki...

,,Oho-myśli szaman - to sito czarodziejskie!"

Po czym wziął sito i ukrył je.

Tymczasem starzec zbiera się w powrotną drogę. Podchodzi do żerdzi, patrzy - a sita nie ma. Szuka, szuka, ale daremnie. Rozgniewał się starzec, lecz trudna rada, wrócił do domu bez sita.

Nazajutrz znów zaproszono starca do szamana. Tym razem zabrał ze sobą srebrny dzbanek.

Dzbanek starca też miał niezwykłe właściwości. Wystarczyło go przechylić - a wnet płynie zeń wino!

Przyszedł starzec do szamana, dzbanek zostawił na żerdzi, a sam wszedł do domu.

Siedzi starzec w domu szamana, czerwoną wódkę popija.

Tymczasem, gdy starzec pił wódkę, szaman wyszedł na dwór i patrzy: na żerdzi wisi srebrny dzbanek.

Wziął szaman do ręki dzbanek, przechylił, polało się z dzbanka wino. Choćby nie wiem ile lał, choćby nie wiem ile pił - wino leje się bez końca!

Myśli szaman: "Dzbanek też mi się przyda!"

Szaman schował dzbanek.

Wyszedł starzec, patrzy, a dzbanka na żerdzi nie ma.

Szukał go, szukał i z niczym wrócił do domu.

Na trzeci dzień znowu wybiera się starzec do szamana.

Wszedł do swego spichrza i wziął ostatni przedmiot, jaki mu pozostał - drewniany tłuczek.

Tłuczek zaś, choć z drewna, także miał niezwykłe właściwości.

Oparł starzec tłuczek na ramieniu i poszedł do szamana.

I tak jak poprzednio zostawił starzec na żerdzi sito i dzbanek, tak teraz powiesił na niej tłuczek, po czym wszedł do domu szamana.

Ledwie usiadł z gośćmi i zaczął pić czerwoną wódkę, gdy wtem sprzed domu dobiegły odgłosy uderzeń i przeraźliwe krzyki.

Wybiegli wszyscy z domu, patrzą: tłuczek okłada sam, ile wlezie, szamana, a ten krzyczy:

- Ajaj, nie zabijaj! Litości!

A tłuczek dalej skacze po plecach złodzieja i dalej go okłada.

- Ajaj, nie zabijaj mnie! Oddam sito!... - wykrzyknął szaman.

- To nie wszystko - mówi starzec - jeszcze i srebrny dzbanek miałem.

- Tłuczek popędził szamana do domu, a szaman przyniósł sito i dzbanek i zwrócił je starcowi.

Wówczas rzekł starzec do tłuczka:

- Dosyć! Przestań bić złodzieja! - Dostał już za swoje.

Zabrał starzec swoje plecione sito, srebrny dzbanek i drewniany tłuczek i wrócił do domu.

Od tego czasu życie pędził w domu i do szamana już więcej nie zaglądał.

 

Kto jest najsilniejszy

 

Był sobie pewien chłopiec. Razu pewnego wyszedł na dwór poślizgać się po lodzie.

Nagle bawiąc się na ślizgawce upadł na wznak.

- Cóż w tobie, lodzie, za siła, żeś mnie na wznak powalił? - zwraca się chłopiec do lodu.

- Widać jestem silny, skoro cię na wznak powaliłem! - odpowiada lód.

- Jesteś bardzo silny, ale niech no tylko słońce dobrze przygrzeje, a wnet roztajesz! - mówi chłopiec.

- Widać słońce jest silniejsze! - odpowiada lód.

Chłopiec pyta więc słońca:

- Na czym polega twoja siła?

- Widać jestem silne, skoro lód roztapiam! - odpowiada słońce.

- Jeśliś takie silne, to czemu byle rąbek chmury może cię zasłonić? - pyta znów chłopiec.

- Widać chmura jest silniejsza! - odparło słońce.

Chłopiec zwraca się do chmury:

- Chmuro, czy naprawdę jesteś silniejsza od słońca?

- Widać rzeczywiście mam siłę, skoro słońce zasłaniam! - mówi chmura.

- Jeśliś taka silna, to czemu lada podmuch wiatru rozwiewa cię w różne strony? - pyta chłopiec.

- Widać wiatr jest silniejszy! - odpowiedziała chmura. Chłopiec pyta więc wiatru:

- Wietrze, czy jesteś silniejszy od chmury? Wiatr odpowiada:

- Widocznie jestem silniejszy, skoro chmury rozpędzam w różne strony!

- Jeśliś taki silny, to czemu nie możesz z miejsca gór przesuwać? - zapytał chłopiec.

- Widać góry silniejsze są ode mnie! - odpowiedział wiatr. Chłopiec mówi:

- Góry, skoroście tak silne, to dlaczego pozwalacie drzewom rosnąć na waszych wierzchołkach?

- Widać drzewo jest silniejsze! - odparły góry. Chłopiec zwraca się do drzewa:

- O drzewo, jeśliś takie silne, to czemu padasz, gdy człowiek cię ścina?

- Widać człowiek jest silniejszy! - odpowiada drzewo. Chłopiec zwraca się do człowieka:

- Człowieku, czy jesteś silniejszy od drzewa?

- Widać jestem silniejszy, skoro powalam drzewa rosnące na szczycie góry! - rzecze człowiek.

Tak oto człowiek, o którym jest mowa w końcu bajki, okazał się najsilniejszy.

 

Mściwa kobieta

 

W pewnym domu mieszkała stara kobieta.

Razu jednego wybrała się kobieta po trzcinę. Zrywając trzcinę skaleczyła sobie rękę.

- Przyniosę ogień i spalę cię za to, trzcino! - rzekła. Przyszła kobieta do domu i mówi do ognia:

- Zaniosę cię, ogniu, abyś spalił trzcinę.

- Nie mogę-nie dość mi nawet czasu, aby tu i ówdzie iskrę cisnąć.

- Skoro mi odmawiasz, pójdę do wody, żeby cię ugasiła.

Kobieta prosi wodę o pomoc, lecz ta odpowiada:

- Nie mogę-nie dość mi nawet czasu, aby tu i ówdzie pobulgotać.

- Skoro mi odmawiasz, pójdę i przyprowadzę świnię, żeby cię wszystką wypiła

Udała się stara kobieta do tajgi, przychodzi do świni i mówi:

- Zaprowadzę cię, świnio, żebyś wodę wypiła.

- Nie pomogę ci, nie dość mi nawet czasu, aby zakwiczeć, a co dopiero wodę wypić! - odpowiada świnia.

- I ty także mi odmawiasz! Przyprowadzę więc myśliwego, aby cię zabił!

Stara kobieta szła, szła, aż przyszła do pewnego domu. Tam myśliwy prządł nici.

- Zaprowadzę cię, myśliwcze, żebyś zabił świnię - mówi kobieta.

- Nie mogę ci pomóc - odparł myśliwy. - Nie dość mi nawet czasu, aby uprząść trochę nici!

- A więc to tak! - i ty mi odmawiasz pomocy! - rozeźliła się starucha.

- W takim razie przyprowadzę szczura, aby poprzegryzał twoje nici!

Przychodzi kobieta do szczura.

- Chodź ze mną, szczurze, poprzegryzaj myśliwemu nici!

- Nie mam nawet czasu, aby zapiszczeć, a cóż dopiero gryźć nici - odpowiada szczur.

- A więc i ty mi odmawiasz! - złości się kobieta. - Przyprowadzę kota, aby cię zagryzł!

Przychodzi kobieta do kota.

Chodź ze mną, kocie, i zagryź szczura.

Nie dość mi czasu aby zamiauczeć, a cóż dopiero się za szczurami się uganiać! - mówi kot.

A więc wszyscy mi odmawiacie?!

Rozgniewała się stara kobieta na dobre i z niczym wróciła do domu.

 

Ptaszek Czołczomiaka

 

 

 

W pewnej miejscowości żył sobie ptaszek imieniem Czołczomiaka.

Razu pewnego postanowił zwalić drzewo, zrobić zeń łódkę i wyruszyć na wyprawę, aby zabić diabła, który zgładził jego ojca.

Ptaszek dziobał drzewo, dziobał bez ustanku przez kilka lat, aż je w końcu powalił. Następnie z pnia wydrążył sobie Czołczomiaka łódkę, w której popłynął w górę rzeki.

Płynął tak, płynął, aż zobaczył szczupaka. Szczupak mówi doń:

- Dokąd podążasz, bracie?

- Płynę, by zabić diabła, który zgładził mego ojca - odpowiada ptaszek Czołczomiaka.

- Zabierz mnie, bracie, a dopomogę ci we wszystkim! - rzecze szczupak.

- Wsiadaj więc do łodzi! - mówi ptaszek.

Ruszył Czołczomiaka wraz ze szczupakiem w dalszą drogę.

Płynęli tak, płynęli, aż spotkali żołądź.

Żołądź pyta:

- Dokąd płyniesz, bracie?

- Płynę, by zabić diabła, który zgładził mego ojca-odpowiada Czołczomiaka.

- Zabierz mnie, bracie - rzecze żołądź - a dopomogę ci!

- Wejdź zatem do mej łodzi - mówi Czołczomiaka.

I Czołczomiaka, szczupak i żolądź popłynęli razem dalej.

Płynęli, płynęli, aż napotkali rożen.

Rożen pyta:

- Dokąd płyniesz, bracie?

- Płynę, by zabić diabła, który zgładził mego ojca!

- Zabierz mnie ze sobą, bracie - mówi rożen - a pomogę ci!

- Dobrze, wsiadaj do lodzi! - odpowiada Czołczomiaka.

I Czołczomiaka, szczupak, żolądź i rożen popłynęli razem dalej.

Płynęli tak, płynęli, aż napotkali drewniany młotek, którym się stłukuje z ryby łuskę, i klocek, na którym kładzie się rybę.

- Dokąd płyniesz, bracie? - zapytały klocek i młotek. - Zabierz nas do swej łodzi!

- Dobrze, wsiadajcie! - odpowiada Czołczomiaka.

I ptaszek Czołczomiaka, szczupak, żołądź, rożen, młotek i klocek popłynęli razem dalej.

Płynęli, płynęli, aż dopłynęli do brzegu i zobaczyli jakiś dom. Dom był pusty. Zaczekali do wieczora. Ledwo wieczór zapadł, zagrzebali żołądź w popiele, szczupaka wpuścili do wiadra z wodą, rożen umocowali nad paleniskiem pieca, młotek i klocek Czołczomiaka położył na progu, sam zaś schował się w kącie izby.

W domu zrobiło się ciemno i wszystko znikło. Nagle w pobliżu rozległ się jakiś szmer. Po chwili z zakamarków domu wylazł diabeł i począł nucić piosenkę.

Diabeł w ciemności podszedł po omacku do pieca, aby rozniecić ogień. Kiedy chciał skrzesać ogień, żołądź wskoczyła diabłu do oka, diabeł upadł na wznak, rożen zaś wbił mu się prosto w plecy.

Wtedy diabeł zerwał się i podbiegł do wiadra z wodą, by przemyć oko, ledwo jednak wsunął rękę do wiadra, szczupak ugryzł go w rękę.

Przerażony diabeł wyrwał rękę i w nogi! Gdy rzucił się do ucieczki, Czołczomiaka wskoczył mu na głowę i począł go dziobać.

Gdy diabeł znalazł się na progu, klocek wpadł mu do ust, młotek zaś porozbijał go na kawałki!

A potem wszyscy towarzysze podróży odpłynęli.

Płynęli tak, płynęli, aż dopłynęli do miejsca, gdzie mieszkali młotek i klocek, i tam ich wysadzili na brzeg.

Klocek i młotek mówią:

- Bracie, Czołczomiako, ilekroć będziesz w potrzebie, zawołaj nas, a wnet staniemy u twego boku.

Dopłynął Czołczomiaka z przyjaciółmi do miejsca, gdzie mieszkał rożen. Rożen opuścił łódkę i rzekł:

- Bracie, ilekroć będziesz w potrzebie, zawołaj mnie, a wnet stanę przy tobie.

Przybyli do miejsca, gdzie mieszkała żołądź. Tam żołądź pożegnała się z przyjaciółmi i rzekła do Czołczomiaki:

- Bracie, ilekroć będziesz w potrzebie, zawołaj mnie. Wnet stanę przy tobie.

Łódź popłynęła dalej, aż przybyła do miejsca, gdzie mieszkał szczupak.

Tam szczupak pożegnał ptaszka Czołczomiakę i rzekł:

- Bracie, ilekroć będziesz w potrzebie, zawołaj mnie. Wnet zjawię się przy tobie.

Popłynął Czołczomiaka w swoje strony i zaczął żyć tak, jak dawniej, jak za dobrych czasów z zadowoleniem dziobał pożywienie, wołając:

- No, nareszcie mogę żyć spokojnie! Wyrównałem porachunki z diabłem!

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin