Juan Ramon Jimenez Platero y yo (Srebrzynek i ja) Elegia andaluzyjska z okolic Mogueru SREBRZYNEK Srebrzynek jest niedu�y, kosmaty i mi�kki; tak pulchniutki na zewn�trz, �e zdaje si� ca�y z waty, jak gdyby nie mia� ko�ci. Tylko b�yszcz�ce d�ety jego oczu maj� twardo�� chrab�szczy z czarnego kryszta�u. Kiedy puszczam go wolno, odchodzi na ��k� i ciep�ym swoim pyskiem - muskaj�c je zaledwie - pie�ci kwiatki niebieskie, r�owe i ��te. Przyzywam go �agodnie: Srebrzynku? - i zbli�a si� do mnie ZA�MIENIE W�o�yli�my odruchowo r�ce do kieszeni i poczuli�my na czole lekkie trzepotanie orze�wiaj�cego cienia, tak jak przy wej�ciu do g�stego lasu sosnowego. Kury bieg�y si� schroni� na os�oni�t� grz�d�, jedna po drugiej. Zewsz�d pola i ��ki spowi�y ziele� w �a�ob�, jakby przy�mi� je fiolet zas�ony wielkiego o�tarza. Wida� by�o dalekie bia�e morze i za�wieci�o kilka bladawych gwiazd. C� za przeobra�enie bia�o�ci taras�w! My, kt�rzy�my na nich stali, wykrzykiwali�my do siebie raz mniej, raz bardziej zabawne koncepty, mali, ciemni w tej ciszy tak przyt�oczonej za�mieniem. Ogl�dali�my s�o�ce, przez co si� tylko da�o: przez teatralne lornetki, lunety, butelk� czy szkie�ko zakopcone. I zewsz�d: z belwcderku, z drabiny na dziedzi�cu, z okna spichrza lub spoza kraty ogr�dka, przez jej szyby purpurowe i niebieskie... Swoim ukryciem si� s�o�ce, kt�re przed chwil� czyni�o wszystko dwa, trzy, sto razy wi�kszym i lepszym w zawi�o�ci odb�ysk�w �wiat�a oraz z�ota, pozostawi�o wszystko � bez powolnego po�rednictwa zmierzchu � niebogim i sierocym, jakby zmienia�o cenny kruszec, a potem srebro, na mied�. By�o miasteczko niby grosz za�niedzia�y, kt�ry wyszed� ju� dawno z obiegu; jak�e smutne i ma�e ulice, place, wie�a, drogi ku wzg�rzom! Srebrzynek tam, na dziedzi�cu, zdawa� si� os�em mniej rzeczywistym, odmiennym, z wycinanek; innym os�em... DRESZCZ Ksi�yc idzie wraz z nami, wielki, okr�g�y, czysty. Na u�pionych ju� ��kach czerniej� niewyra�nie jakie� zb��kane kozy mi�dzy krzakami je�yn... Kto� si� ukrywa chy�kiem, gdy przechodzimy... Ponad p�otem ogromny migda�owiec, �nie�ny od kwiecia i miesi�ca, ze zwichrzonym bia�ym ob�okiem u wierzcho�ka, chroni sk�ut� gwiazdami marcowymi drog�... Przenikliwy zapach pomara�czy... wilgo� i cisza... W�w�z wied�m. - Srebrzynku, jak... z-zimno! Srebrzynek, mo�e moim, a mo�e w�asnym strachem zdj�ty, k�usuje, wchodzi do strumienia, depce ksi�yc i t�ucze go na kawa�ki. C� to za roje r� jasnych i szklistych wpl�ta�y si�, by go wstrzyma�, w jego kroki?... I podkurczywszy zad, jakby go chciano dosi�gn��, Srebrzynek truchtem pnie si� po pochy�o�ci, czuj�c ju� mi�e ciep�o - kt�re rzek�by�, �e nigdy nie nadejdzie - zbli�aj�cego si� miasteczka. WARIAT Wystrojony �a�obnie, z nazare�sk� sw� brod� i w ma�ym czarnym kapeluszu, dziwacznie musz� wygl�da�, jad�c tak wierzchem na mi�kkiej szaro�ci Srcbrzynka. Kiedy w drodze do winnic przecinam ostatnie ulice, bia�e od rozs�onecznionego wapna, gromada zat�uszczonych i kud�atych Cygani�-tek o ogorza�ych, wzd�tych brzuchach wystaj�cych spod zielonych, czerwonych i ��tych �achman�w rusza biegiem za nami, nawo�uj�c przeci�g�e: - Wariaat! Wariaat! Wariaat! ...Przede mn� pola, ju� zielone. Naprzeciw niezmiernego i czystego nieba barwy roz�arzonego indyga oczy moje - tak daleko od moich uszu! - z dostoje�stwem otwieraj� si�, by zawrze� w swym spojrzeniu t� bezimienn� �agodno��, harmonijn� i bosk� pogod�, kt�ra �yje w bezkresie horyzontu... A tam z dali, z g�rnych zagon�w, dochodz� jeszcze przenikliwe pojedyncze krzyki, mi�kko przy�mione, przerywane, zadyszane, zm�czone: - Wa...riat! Wa...riatl JUDASZ Ale� nie p�osz si�, ch�opie! Co z tob�? Dalej, uspok�j�e si�... To tylko zabijaj� Judasza, g�uptasku. Tak, zabijaj� Judasza. Umie�cili jednego w Monturrio, drugiego na �rodkowej, trzeciego tam - na studni Rady Miejskiej. Dostrzeg�em ich wczoraj wieczorem, zawieszonych jakby si�� nadprzyrodzon� w powietrzu, gdy� w ciemno�ci nie by�o wida� sznura, co przytrzymywa� ich, uczepiony do balkonu. C� to za groteskowe pomieszanie starych cylindr�w i krynolin, masek ministr�w i kobiecych r�kaw�w, pod pogodnymi gwiazdami! Szczeka�y zje�one psiska, nie oddalaj�c si� jednak na dobre, a podejrzliwe konie nie chcia�y tamt�dy przechodzi�... Teraz dzwony zwiastuj�, �e rozerwa�a si� zas�ona wielkiego o�tarza, Srebrzynku. Nie s�dz�, by zosta�a w miasteczku jedna strzelba, co by nie wypali�a do Judasza. A� tu dochodzi zapach prochu. I jeszcze jeden strza�! I jeszcze! ...Tylko �e Judaszem, Srebrzynku, jest dzi� deputowany albo nauczycielka, sadownik czy poborca podatkowy, alkad lub akuszerka. I ka�dy z m�czyzn, stawszy si� znowu dzieckiem w ten ranek wielkosobotni, wy�adowuje tch�rzliw� sw� pukawk� przeciw komu�, kto zyska� sobie jego nienawi�� - w zagmatwaniu bezsensownych i mglistych z�ud i omamie� wiosennych. ANIO� PA�SKI Popatrz, Srebrzynku, ile tu zewsz�d opada r� doko�a: r�e niebieskie, bia�e r�e, bez koloru... Pomy�la�by�, �e niebo osypa�o si� dzi� w r�ach. O, patrz, jak okrywaj� mi si� nimi ramiona, r�ce, czo�o... C� ja poczn� z tyloma r�ami? Zdrad�, je�li wiesz - bo ja nie wiem - sk�d si� bierze ta mi�kka ro�linno��, kt�ra koi codziennie krajobraz i zostawia go lekko zar�owionym, pobiela�ym, b��kitnym (r�e, nowe r�e), niby p��tno Fra Angelico, co niebiosa malowa� na kolanach? Z siedmiu kru�gank�w raju rzucaj�, zda si�, te r�e na ziemi�. Jakby �nie�yca ciep�a i mgli�cie zabarwiona k�ad� si� r�e na wie�y, na dachu, na drzewach. Patrz: wszystko, co mocne, staje si� kruche w ich ozdobie. R�e, zn�w r�e, nowe r�e... Ma si� wra�enie, Srebrzynku, �e nasze �ycie traci sw� si�� powszedni�, �e inna si�a od wewn�trz, bardziej wznios�a, i ci�g�a, i czysta, wodotryskami �aski ka�e wzbi� si� wszystkiemu ku gwiazdom, co przeb�yskuj� ju� mi�dzy r�ami... R�e, zn�w r�e... Twe oczy, kt�rych nie widzisz, Srebrzynku, i kt�re zwracasz pogodnie ku niebu, to tak�e pi�kne dwie r�e. KOLEC Wchodz�c na pastwisko koni Srebrzynek zacz�� kule�. Rzuci�em si� na ziemi�... - Ale� ch�opie, co z tob�? Pozostawiwszy praw� przedni� �ap� z lekka uniesion�, zaledwie si�gaj�c� roz�arzonego piasku drogi, bezsiln� i bezw�adn�, Srebrzynek pokazywa� sp�d kopyta. Z wi�ksz� na pewno troskliwo�ci� ni� Darb�n, jego lekarz, zgi��em mu �ap� i obejrza�em czerwone strza�ki. Du�y zielony kolec zdrowego drzewka pomara�czowego utkwi� tam jak okr�g�y sztylecik ze szmaragdu. Wstrz��ni�ty b�lem Srebrzynka wyci�gn��em z�y kolec i zaprowadzi�em biedaka do strumienia Lilii Wodnych, �eby bie��ca woda swym d�ugim czystym j�zykiem poliza�a mu rank�. Nast�pnie poszli�my dalej w stron� bia�ego morsa, przodem ja, on tu� za mn�, kulej�c jeszcze i mi�kko poszturchuj�c mnie �biskiem po plecach. JASKӣKI Ju� tu j� widzisz, Srebrzynku, czarniutk� i �waw�, w jej szarym gnie�dzie z obrazu Dziewicy z Montemayoru, w jej gnie�dzie zawsze szanowanym. Biedaczka jest jakby wystraszona. Mam wra�enie, �e pomyli�y si� tym razem nieszcz�sne jask�ki, tak jak w zesz�ym tygodniu pob��dzi�y kwoczki, pierzchaj�c do kurnika, gdy s�o�ce za�mi�o si� o drugiej. Nasz� wiosn� filutk� skusi�o wstawa� tego roku wcze�niej, lecz, dygoc�c, co rychlej musia�a znowu ukry� wra�liw� swoj� nago�� w pochmurnym �o�u marca. Przykro patrze�, jak wi�dn� w p�kach dziewicze r�e ogrodu pomara�czowego. Srebrzynku, s� ju� jask�ki, a ledwie si� je s�yszy. Nie tak jak w inne lata, gdy przez ten pierwszy dzie� po powrocie wita�y wszystko i ciekawie wsz�dzie zagl�da�y, gwarz�c bez przerwy swym utrefionym szczebiotem. Opowiada�y kwiatom, co zobaczy�y w Afryce i jak dwukrotnie w�drowa�y przez morze, rzuciwszy si� na wody ze skrzyd�em zamiast �agla, albo przysiad�szy na linach okr�t�w; gaw�dzi�y o innych zmierzchach, innych jutrzenkach, o innych nocach gwia�dzistych... Nie wiedz� teraz, co pocz��. Lataj� nieme, oszo�omione - tak jak b��kaj� si� mr�wki, je�eli dziecko zadepcze im drog�. Brak im �mia�o�ci, by �mign�� tam i z powrotem wzd�u� dom�w ulicy Nowej, po uporczywej linii prostej z ow� ozd�bk� na ko�cu; albo zagl�da� do swoich gniazd po studniach; albo usi��� na drutach telegraficznych, co rozbrz�cza�y si� na wietrze p�nocnym, w tradycyjnym otoczeniu z malowanek, obok bia�ych izolator�w... Poumieraj� z zimna, m�j Srebrzynku! STAJNIA Gdy o dwunastej id� odwiedzi� Srebrzynka, przejrzysty promie� po�udniowego s�o�ca rozpala wielk� z�ot� plam� na mi�kkim srebrze jego grzbietu. Pod jego brzuchem, na zieleni�c� si� niewyra�nie ciemn� ziemi�, kt�ra wszystko zara�a szmaragdem, stary dach pocz�� tryska� jasnymi dukacikami z ognia. Diana, co wyci�gn�a si� mi�dzy nogami Srebrzynka, przyskakuje do mnie w podrygach, k�adzie mi przednie �apy na piersi i chce lizn�� mnie w usta swoim r�owym j�zykiem. Wst�piwszy na sam szczyt ��obu koza przygl�da mi si� zaciekawiona, przechylaj�c zgrabn� g��wk� z jednej strony na drug� z kobiec� dystynkcj�. Tymczasem Srcbrzynek -kt�ry, nim jeszcze wszed�em, zd��y� powita� mnie dono�nym r�eniem -usi�uje si� zerwa� z postronka, zawzi�ty i weso�y jednocze�nie. Przez �wietlik w dachu, przynosz�cy t�czowy skarb zenitu, po s�onecznym promieniu na chwil� oddalam si� od tej idylli w g�r�, do nieba. Potem, wst�piwszy na kamie�, spogl�dam ku polom. Zielona panorama p�awi si� w barwnym i sennym rozb�ysku, a na szczerym b��kicie, zamkni�tym w ramach plugawego muru, ulatuje leniwy i s�odki odg�os dzwonu. DOM NAPRZECIWKO Jaki� urok, Srebrzynku, mia� dla mnie zawsze w dzieci�stwie dom naprzeciwko mojego! Wi�c najpierw, na Nadbrze�nej, dom woziwody Arreburry ze swym dziedzi�cem od po�udnia, wiecznie z�oconym przez s�o�ce, sk�d spogl�da�em na Hucly� wdrapawszy, si� na parkan. Niekiedy pozwalali mi p�j�� tam na chwil�, i c�rka Arreburry, kt�ra wydawa�a ...
izat1984