003. Langan Ruth - Jasny Nefryt.pdf

(963 KB) Pobierz
4983780 UNPDF
RUTH LANGAN
JASNY NEFRYT
ROZDZIAŁ PIERWSZY
San Francisco
1867
- Jedź ze mną do Teksasu, Ahn Lin. Tam jest two­
je miejsce. - Onyx Jewel leżał w zmiętej pościeli,
a jego twarz wyrażała pełną satysfakcję.
- Wiesz, że nie mogę. - Piękna kobieta o skoś­
nych oczach narzuciła bordowe kimono haftowane w
lecące żurawie, po czym starannie przewiązała się
szarfą w talii.
Patrzył na nią. Wszystko w niej było pełne wdzię­
ku i doskonałe. Zarys jędrnych piersi, miękka linia
bioder, ułożenie fałd szaty.
Ahn Lin była niczym cienisty gaj w upalne połud­
nie. Już samo patrzenie na nią przynosiło rozkosz
i ochłodę. Szczupła, delikatna, doskonale uformowa­
na. Kruczoczarne włosy sięgały niżej pasa. Na­
brzmiałe wargi kusiły obietnicą pocałunków. Przepa­
stne oczy zdawały się przenikać w głąb duszy męż­
czyzny.
- Nie możesz czy nie chcesz? - W jego głosie da­
wał się zauważyć ślad rozleniwienia.
Zamiast udzielić mu odpowiedzi, położyła na noc­
nej szafce tacę z egzotycznymi owocami. Granaty,
winogrona, owoce mango sąsiadowały z płodami tro­
pików, których nazw nawet nie znał. Do portu San
Francisco przybyły w okrętowych ładowniach, a sta­
nowiły tylko drobną cząstkę bogactw, które napływa­
ły tu z całego świata.
„Złoty Smok", wytworny dom uciech, którego de­
wizą było dostarczanie mężczyznom wszystkich
zmysłowych rozkoszy, stanowił jakby miniaturę całe­
go miasta, znanego z rozrywek i zbytków. Gabine­
ty niczym właściwie nie różniły się od pokoi sypial­
nych w magnackich rezydencjach, a tureckie dywa­
ny, irlandzkie szkła, chińskie jedwabie i belgijskie
koronki zaświadczały o epoce prosperity i zamożno­
ści klientów.
- Jedz - rzekła ze spokojnym uśmiechem. - To
ułagodzi tę bestię w tobie.
- Jest tylko jedna rzecz, zdolna tego dokonać. -
Ujął ją za rękę, ona zaś, jak zawsze, zdumiała się siłą,
jaka drzemała w tym Teksańczyku, który ukradł jej
serce.
Była właścicielką „Złotego Smoka", co nie znaczy,
że utrzymywała z klientami jakiekolwiek inne stosun­
ki poza towarzyskimi. Wyjątek uczyniła dla Onyxa.
Ten hodowca bydła i nie znający strachu awanturnik
podbił ją, gdy na niego po raz pierwszy spojrzała.
- Rozmawialiśmy już o tym. - Głos Ahn Lin za­
chował melodykę jej ojczystego języka. - Dlaczego
musisz wciąż powracać do tego tematu?
Przyciągnął ją bliżej i spojrzał w oczy.
- Ten ślub był tylko formalnością. Na miłość
boską, Ahn Lin, miałaś wtedy zaledwie trzy lata. Był
przyjacielem twojego dziadka. Teraz musi mieć co
najmniej osiemdziesiąt lat.
- To nie ma nic do rzeczy. Dokąd żyje, należę do
niego, a on należy do mnie. Podchodzę z szacunkiem
do tradycji.
- Do diabła z tą waszą tradycją! - W Jewelu ode­
zwał się nieokrzesany awanturnik. - On nigdy nie
opuści Chin, ty nigdy do Chin nie wrócisz.
Położyła dłoń na jego obnażonym torsie. Wy­
czuła przyspieszone bicie serca. Jej serce też biło jak
szalone. Pragnęła go. Każdego dnia i w każdej minu­
cie. Wystarczyło jej dotknąć go, ażeby cała reszta sta­
ła się jasna i oczywista.
- Nie proś mnie o rzeczy, których nie mogę ci dać.
Czy nie wystarcza ci, że jesteś jedynym mężczyzną
mojego życia? I że daję ci coś, czego tamten nigdy
nie otrzymał?
Rozmowę przerwało pukanie do drzwi, ciche i nie­
śmiałe.
Ahn Lin wyprostowała się i odsunęła od łóżka.
- Proszę - rzekła.
Drzwi otworzyły się i ukazała się w nich stara kobieta w
tradycyjnym chińskim stroju. Weszła, wprowadzając świe­
żą jak poranek i pełną ujmującego wdzięku dziewczynę.
Dziewczę zatrzymało się na środku pokoju, złożyło
dłonie jak do modlitwy i pochyliło głowę, wbijając
wzrok w jeden punkt na dywanie.
- Przyjm moje pozdrowienie, czcigodny ojcze.
Ahn Lin klasnęła w dłonie i dziewczyna się wy­
prostowała.
Na twarzy mężczyzny pojawił się szeroki, ciepły
uśmiech.
- Zbliż się, Jasny Nefrycie, i pocałuj mnie.
Ahn Lin cofnęła się o krok, dając przejście córce.
Jasny Nefryt pofrunęła i przywarła ustami do ojco­
wskiej dłoni. Jewel pogładził ją po włosach, smolis­
tych jak u matki. Jeszcze tylko niewielkim wzrostem
przypominała Ahn Lin. Bo już jej twarz, jeśli pomi­
nąć lekko podłużny wykrój oczu, nosiła wszelkie zna­
miona dziedzictwa po mieczu.
Ta młoda piękność stanowiła harmonijne połącze­
nie dwóch kultur, prastarej i wyrafinowanej kultury
chińskiej oraz chrześcijańskiej kultury europej­
skiej, przeszczepionej na grunt amerykański. Jasny
Nefryt znała smak i wagę wolności i, w odróżnieniu
od swojej matki, nie umiałaby bez niej żyć. Uosobie­
niem i symbolem wolności w jej oczach był zuchwa­
ły Teksańczyk, właściciel ogromnych stad bydła, jej
ojciec.
- Jak długo pozostaniesz, ojcze? - szepnęła
dziewczyna, gdy tulił ją do siebie.
- Wyjeżdżam rankiem - odparł i spojrzał na Ahn
Lin.
Wiedział, że sprawił jej ból tymi słowami, ale nic
na to nie mógł poradzić. Było ironią losu, że on, mi­
lioner i doradca samego prezydenta w sprawach rol­
nictwa i hodowli, nie mógł przekonać jednej małej
Zgłoś jeśli naruszono regulamin