Muggle Year.doc

(2047 KB) Pobierz
"Z mugolem za pan brat

"Z mugolem za pan brat!"
(tytuł oryginalny: "Muggle Year")
Autor: Virgi Ca
Tłumaczyła: Villdeo


Zrzeczenie: Harry Potter i wszystkie jego części są własnością Jane Katherine Rowling oraz firmy Warner Brothers. Ja tylko pożyczam ^__~


Prolog


- Zjeżdżaj stąd, sukinsynu!
- Sam stąd spadaj, gachu szlamy!
- Powtórz to!
- Jak mi się zechce!
- DOŚĆ!!!
Virginia Weasley mocniej chwyciła książki przed rogiem, bo wiedziała, co ją czeka. Znowu, Ron Weasley, jej brat, Draco Malfoy i Harry Potter "chłopiec, który przeżył" i najmądrzejsza czarodziejka na świecie, Hermiona Granger, kłócili się. Znaczy, Ron się wydzierał na Malfoya (a tamten przecież nie pozostawał mu dłużny^^), a Harry i Hermiona próbowali go bezskutecznie zająć czym innym.
Cała szkoła była już przyzwyczajona do tych kłótni, tym razem jednak konflikt się zaostrzył. Virginia to wyczuła. Dyrektor szkoły, Albus Dumbledore, nigdy się nie przejmował ich sprzeczkami, bo niemożliwe, żeby ich nie dostrzegał.
Zaraz wyjdzie, z dwoma wojowniczo do siebie nastawionymi uczniami przed sobą. Virginia była pewna, że dostaną szlaban albo jeszcze gorzej...
Wyjrzała za ścianę. Widok zaskoczył ją.
Wszyscy uczniowie ich otoczyli. Hermiona miała na twarzy, lekko mówiąc, wyraz wstrętu, książki leżały u jej stóp. Harry patrzył na Malfoya, trzymając Rona. Jej brat tak mocno zaciskał pięści, że zbielały mu nadgarstki. Virginia zauważyła, że ma ręce zaczerwienione przez krew.
- Powiesz to jeszcze raz, Draconie Malfoyu, to uniemożliwię ci używanie języka na resztę lat - powiedział, a w jego oczach płonął ogień gniewu.
- Powszechnie wiadomo, że prowadzasz się z tą szlamą - odrzekł Draco, na jego ustach pojawił się kpiący uśmieszek.
Ron wyrwał się Harry'emu i chwycił go za kołnierz.
- Nie jesteś lepszy, przyszły Śmierciożerco!
Draco spojrzał na niego nienawistnie i uderzył pięścią w zęby, którym to czynem ogłuszył wszystkich innych, dyrektora szkoły, Albusa Dumbledore, oraz jego zastępczynię, Minerwę McGonagall.
- Dosyć, Draconie!- krzyknął Dumbledore. - Koniec tej waśni.
Uczniowie stanęli jak wryci - dyrektor nigdy nie krzyknął na żadnego z nich. Miał opinię uprzejmego, starszego człowieka, miłego szczególnie dla swych podopiecznych.
Malfoy spojrzał najpierw na niego, potem na Rona, który trzymał swoją szczękę w rękach. Hermiona chwyciła go za rękę.
- Uważajcie, bo pożałujecie, szczególnie ty, Potter!
Malfoy wstał i poszedł przed siebie, niemal wchodząc na Virginię. Spojrzał na nią i gwałtownie odepchnął. Jej książki upadły na podłogę.
Zanim jednak zrobił następny krok, wstrząsnął nim straszny ból. Padł na ziemię, chwytając się mocno za przedramię.
- Malfoy!- krzyknęła Virginia, klękając tuż obok, jednak posłał jej wściekłe spojrzenie i próbował odepchnąć.
- Proszę natychmiast zabrać pana Malfoya i pana Weasleya do skrzydła szpitalnego - to było wszystko, co usłyszał, zanim zemdlał.

***

- Ron, nie powinieneś mu tego robić - upomniała go Hermiona, siadając na brzegu szpitalnego łóżka. Parsknął i odwrócił głowę.
- Zasłużył sobie na to, Hermiono - bronił go Harry. - Ta szuja nazwała cię szlamą!
Hermiona spojrzała na własne stopy, jakby one były teraz najciekawsze.
- Wyobraź sobie, że wiem. Nie możemy kontrolować mu myśli, ale wy możecie kontrolować własne łapy i nie pakować się w kłopoty, prawda?
- Ale...
- Przerywam? - spojrzeli w górę. Wychyliła się Virginia, odsłaniając szpitalną zasłonkę, która odgradzała ich od reszty skrzydła.
- Nie, wejdź, Ginny - odrzekł Harry, uśmiechając się do niej.
Kiwnęła głową i weszła cała, wnosząc tacę z jakimś eliksirem, nad którym unosił się dym.
- Co to, Ginny?- spytał Ron, marszcząc ze wstrętu nos.
- Eliksir, który uzdrowi cię mordkę - odpowiedziała, kładąc tackę na stoliczku obok łóżka.
- Eliksir? Autorstwa Snape’a? - Ron jakoś nie dowierzał.
Virginia zwróciła oczy ku niebu.
- Nie, sama go zrobiła za pozwoleniem Madame Pomfrey, ale przepis pochodził od profesora Snape'a. Niczego nie obiecuję.
Ron wzruszył ramionami, odetchnął i wziął duży łyk. W następnej sekundzie już nim pluł.
- A co to do diabła jest?!
- Język, Ron - poprawiła go Hermiona.
- Przecież mówiłam. Jeśli tego nie wypijesz do końca, twój ryjek będzie się goił dwa tygodnie. Co wolisz?- odpowiedziała Virginia, chcąc już wyjść.
- A jak tam Malfoy? - Ron uśmiechnął się drwiąco, pijąc to obrzydlistwo, które mu przyniosła.
Virginia odwróciła się.
- Nie wiem, idę go zobaczyć.
- Co?! Ale on jest przecież...- zaczął Harry.
- Widocznie nie macie pojęcia, jak to jest być pielęgniarką - odrzekła, patrząc na nimi oczami podobnymi do szparek.
- Wybacz.
- Gin, nie jesteś przecież pielęgniarką, tylko pomagasz w skrzydle szpitalnym. - "pocieszył ją" Ron.
- Ron, ależ z ciebie głupiec - skwitowała go Hermiona, ale on tylko dalej pił swój smakowity eliksir.
- Bracia... - mruknęła Virginia, wychodząc.

***

Już chciała wejść, kiedy...
- Profesorze, naprawdę, ja...
- Chcesz się tu zatrzymać na całe wakacje?
- Proszę...
- Nigdy nie pozwalałem uczniom na pozostawanie tu i raczej nie pozwolę, ponieważ brak nauczyciela, który by cię nadzorował. Hogwart nie jest taki bezpieczny, jak ci się wydaje.
- Przynajmniej bezpieczniejszy od mojego domu, panie profesorze...
- No, dobrze... Zobaczę, co da się zrobić. Porozmawiam z nauczycielami, może któryś z nich będzie chciał zostać w Hogwarcie. Niczego nie gwarantuję.
- Rozumiem, panie profesorze.
W Hogwarcie na wakacje? Czy mi się wydaje, czy Malfoyowi odbiło? Zastanowiła się Virginia.

Koniec Prologu.

 

 

Rozdział I
Nie ma jak w domu!



- Ginny, wstawaj! Virginio Weasley!
- Stul pysk...- jęknęła, zarzucając sobie poduszkę na głowę.
- Ginny!- drzwi otworzyły się z hukiem. Pomyślała, że zamorduje, obojętnie, kto to.
- Gin, budź się! - Ron łaskawie ściągnął z niej kołdrę.
- Czego?- spytała sennie, patrząc na zegarek. Była ósma rano!- Ron, jak chcesz mieć wszystkie zęby, to zjeżdżaj! Są wakacje, ja chcę spać!
- Przespałaś już przynajmniej miesiąc! Za trzy tygodnie zaczyna się szkoła, a ty śpisz!
Virginia gwałtownie się podniosła.
- Nie ŚPIĘ, robię tylko rzeczy, które lubię!
- Sen jest jedną z nich - odrzekł sucho.
- A nawet jeśli, wypad z mojego pokoju! - odmruknęła, z powrotem kładąc się spać.
- O nie, nie, nie. Nie będzie mi tu spała, kiedy przyjeżdża Harry - po raz drugi zabrał jej kołdrę.
- To TWÓJ najlepszy przyjaciel, nie MÓJ - odrzekła, trąc oczy. - Więc daj mi spać.
- No, Ginny, przecież ty się nadal w nim podkochujesz! A kto się rumieni i jąka, kiedy za każdym razem przyjeżdża do Nory?
- Dziękuję, że mi przypomniałeś, zapomniałabym, jak się mam zachować - powiedziała, wstając.
- Za godzinę będzie tu z Hermioną, a nie chcę, żebyś się musiała wstydzić, że jesteś w samej piżamie i nieuczesana. Przy okazji, powinnaś ściąć włosy - powiedział, patrząc jej w oczy i wyszedł.
- Śniadanie na stole!
Virginia nie zrobiła nic, żeby go poprawić co do Harry'ego. Po co? I tak skończyła z nim już w trzeciej klasie, kiedy Voldemort wrócił. Nie to, że bała się o niego, ale po co? To i tak była strata czasu.
Teraz szła do piątej klasy i miała lat piętnaście. Była chudą dziewczyną, nie przeraźliwie, ale chuda była. Miała płomiennorude włosy, którymi odznaczali się wszyscy Weasleyowie. Włosów nigdy nie ścinała, a powinna - tak się plątały, że hej! Oczy miała brązowe, a figura? Kto zobaczy figurę w szacie po bracie?
Mówią, że jeśli jesteś najmłodszy, najbardziej cię rozpieszczają. Ale nie, jest zupełnie przeciwnie - pomyślała. I zgoda, miała własny pokój, miała rzeczy, których nie mieli chłopcy. Ale nie miała cech, które mieli jej bracia. Bill był prefektem naczelnym, Charlie łowcą smoków i kapitanem drużyny Quidditcha, Percy był Bezczelnym Prefektem Naczelnym - Percym - to jego rodzice kochali najbardziej. Bliźniacy byli nieokiełznani, pełni poczucia humoru i optymizmu, ale posiadali przez to unikalną reputację, no i się wyróżniali.
Co do Rona, może nikt tego nigdy głośno nie powiedział, ale był dostawką do Harry'ego Pottera. Najlepszym przyjaciel "Chłopca, który przeżył". Tak szczerze, to było go jej żal. Kiedy ktoś wspominał Rona, mówiono "To ten rudy chłopak, który włóczy się z Harrym Potterem i tą zdolną mugolską Hermioną?". Zawsze pozostawał w cieniu Harry'ego. No, może nie zawsze, na światło wyciągał go Draco Malfoy, kłócąc się z nim, przez co ludzie zauważali jej brata.
A ona? Cóż, nie poświęcano jej zbyt dużo uwagi w domu czy w szkole, ale nie mogła powiedzieć, że czuje się samotna, szczególnie, kiedy bracia albo mama mówili jej, żeby ścięła włosy. Tak, oczywiście kochała swoją rodzinę, ale wydawało jej się, że interesują się nią szczególnie tylko czasami. Była jedną z wielu, w szkole niektórzy nauczyciele nie znali nawet jej imienia, co rzeczywiście było dziwne - uczyła się tam już przecież cztery lata! Może to niesamowite, ale jej ulubioną osoba w szkole była Madame Pomfrey, która stale doceniała jej pomoc w skrzydle szpitalnym i wiele ją nauczyła o lekach.
- Ginny! Śniadanie gotowe!- krzyknęła z dołu pani Weasley.
- Idę - szybko wciągnęła na siebie workowaty, biały T-shirt i zielone, krótkie spodenki, które sięgały jej kolan.
- Cześć, tato! - rzuciła, wchodząc do jadalni.
- Witaj, cukiereczku - odrzekł pan Weasley znad gazety.
Mam wspaniałą rodzinkę...
Usiadła obok Percy'ego, który przeglądał swój raport do Ministerstwa.
- Co tam, Percy?
- Sprawdzam, czy okej...- mruknął z buzią pełną grzanek. Jeśli się zagadnęło Percy'ego, miało się zawsze pewność, że zacznie mówić o swojej pracy, o swoich sukcesach, o pracy i jeszcze raz o sobie.
- Ginny, kiedy ty wreszcie zetniesz włosy, przecież to nawet nie uchodzi!- zagrzmiała pani Weasley.
Znów to samo...
Virginia sięgnęła po grzankę i masło.
- Mamo, powiedziałam już, że nie zetnę. Przecież są ładne.
Jej matka westchnęła.
- Jesteś tak samo uparta, jak Bill.
Córka uśmiechnęła się. Pamiętała dobrze, jak mama namawiała Billa, żeby ściął włosy i zdjął z ucha ten "okropny" kolczyk z kła.
- Gdzie w ogóle jest Bill?- spytała, rozglądając się. Akurat miał urlop, przyjechał nareszcie do domu.
- Ron ci nie powiedział? Pojechał po Rona i Hermionę - odrzekł pan Weasley.
- Tato... Jak tam szopa?
Artur Weasley zamknął gazetę i z trzaskiem odłożył na stół, patrząc na Virginię, która zajadała się grzanką. Jego żona nie zwróciła na szczęście uwagi, pochłonięta smażeniem jajek dla bliźniaków na ich specjalne życzenie.
- Ginny, nie wspominaj o szopie przy matce - powiedział ostrzegawczym tonem. Jego córka uśmiechnęła się tylko.
Pan Weasley pasjonował się światem mugoli, co było, trzeba przyznać, dziwnym hobby w świecie czarodziejów. A Virginia okazała się jego nieodrodną córką, ponieważ tak samo była zafascynowana mugolami. Przedmiot, który się tym zajmował, był jej ulubionym w szkole.
- Dobra.
Ojciec znów zajął się Prorokiem Codziennym.
- Fred, George, wasze jajka!
- Idziemy! - sekundę później bliźniacy pędzili schodami na dół, a w tym samym czasie wskazówka Billa przestawiła się na "dom".
- Jestem!- krzyknął w drzwiach.
- Cześć Hermiono, Harry - powiedziała Virginia zagłuszana przez swoją matkę, która wylewnie ich przywitała.
- Miło panią widzieć, pani Weasley - powiedziała Hermiona, całując ją w policzek.
- Dziękujemy, że możemy się tu zatrzymać - rzekł Harry.
- Co roku mówisz to samo - zwrócił uwagę Ron.- Chyba jasne, że jesteście tu mile widziani.
- Na szczęście nic się nie zmieniło - Harry uśmiechnął się do niego.
- Cześć, Ginny - powiedziała Hermiona, wchodząc do kuchni.
- Witaj Ginny, Percy, dzień dobry, panie Weasley - pozdrowił ich Harry.
- Dzień dobry, Harry - odrzekł Artur.
- Cześć, Harry.
- Cześć - Virginia pochyliła się. Ron puścił do niej oczko, ale zignorowała go.
- Harry!- wrzasnęli bliźniacy, rzucając mu się na szyję.- Dudley nadal się toczy?
- Jasne, jest jeszcze bardziej szerszy niż wyższy - zaśmiał się Harry.
- Nigdy bym nie pomyślał, że człowiek może wyglądać jak balon - skomentował Bill.
Fred i George uśmiechnęli się i posadzili czarnowłosego przy stole, spychając Percy'ego, który odszedł, mamrocząc pod nosem coś o braku wychowania. Ich siostra domyśliła się, że będą ją chcieli swatać.
- I co, Ginny, będziesz pomagała Madame Pomfrey w tym roku?- spytała Hermiona, siadając z drugiej strony.
- Jeśli będzie chciała, to na pewno - odpowiedziała.- Bardzo mnie cieszy to zajęcie - spojrzała na Rona, myśląc o jego walce z Malfoyem pod koniec roku.
- Gin, powiedz coś do Harry'ego - syknął jej do ucha brat.
Virginia obdarzyła go morderczym spojrzeniem i wstała, zabierając talerzyk.
- Miłego gadania, idę trochę posprzątać, bo nie będziesz się miała gdzie ulokować, Hermiono - powiedziała z uśmiechem.
- Dzięki - odrzekła, po czym wróciła do konwersacji z Harrym i bliźniakami. Ron spojrzał na rudowłosą i pokręcił głową.
Virginia zrobiła znudzoną minę i zaczęła wchodzić na górę.
I znów zostałam sama...

***

- Tato? - spytała, otwierając powoli drzwi szopy. - Tato!
- Tutaj, Gin! - odrzekł głos za kupą rupieci.
Virginia podeszła. Z półki nad nią zaczęła spadać puszka z farbą....
- Tato, uważaj!
I następną rzeczą, którą zobaczyła, był jej ojciec, cały pomalowany na pomarańczowo. Virginia zachichotała.
- Ech, nadal nie umiem tego uruchomić - westchnął pan Weasley, machając różdżką. Farba zniknęła.
- Czego, tatku? - spytała, patrząc w dół.- O, komputer!
- Wiesz, co to jest, Ginny?
- Oczywiście, przecież chodzę na mugoloznawstwo! - odrzekła.- Skąd go masz?
- Dostałem go od jakiegoś mugola, który mi dziękował za wspaniałe zachowanie stosunków między ich światem a naszym. Powiedział, że to jeden z najlepszych modeli - wyjaśnił.
I miał rację. To był laptop, czarny, cieniutki, lśniący. Virginia otworzyła go i zaczęła podejrzliwie patrzeć na monitor i klawiaturę.
- Potrzebny ci prąd elektryczny, by to uruchomić.
- Prąd elektryczny? Ale skąd ja go wezmę?
Jego córka uśmiechnęła się i wstała, zamykając komputer.
- Pozwól mi to zrobić, znajdę sposób.
- Powodzenia, Gin! A może chcesz baterie?
- Hmm... Nie, chyba nie... - Virginia spojrzała na całą stertę kabli i złączy. - To tego potrzeba prądu... Nie martw się tato, zrobię to przed początkiem roku!
- No, dobrze, i powiesz mi od razu, jak to się obsługuje - odpowiedział podekscytowany. Virginia uśmiechnęła się i wyszła. Jej ojciec zawsze zachowywał się jak kilkuletni dzieciak, gdy widział mugolski sprzęt.
Wróciła do domu i otworzyła drzwi, zaskakując siedzące przy stole trio.
- O, Gin, co to jest? - spytał Ron, wskazując na laptopa, którego trzymała pod pachą.
- To komputer, Ginny... Skąd go masz? - spytała Hermiona.
- Wygląda na nowy, chyba Dudley ma podobny.
- To prezent taty, chcę spróbować go uruchomić - wyjaśniła.
- Może ci pomóc? - zaofiarowała się Hermiona.
- Nie, nie musisz, sama też chodzę na mugoloznawstwo - przypomniała jej Virginia z uśmiechem.
- Dobra.
- Dzięki - rzuciła przez ramię, wchodząc szybko po schodkach. W swoim pokoju otworzyła szufladkę, wyjmując używanego CD-playera. Uśmiechnęła się sama do siebie i wzięła jedną z płyt z półki nad łóżkiem. To był prezent od Charliego.
Zeszła na dół, nawet nie patrząc na swojego brata i jego przyjaciół.
Na dworze położyła się na zielonej trawie i nacisnęła klawisz odtwarzania.
To był jej sposób na samotność. Wstała i zaczęła tańczyć, zapominając o całym bożym świecie. Tańczyła też w Hogwarcie, gdy nikt nie widział, ale ciężko było bez muzyki.
Kochała taniec, był jej życiem.
Mogłabym przetańczyć życie... - pomyślała, zamykając oczy. Wiatr zaigrał w jej włosach.
Tańczyła.

***

- Ginny, gdzieś ty była? - krzyknęła mama, kiedy weszła do domu.
Virginia zamknęła za sobą drzwi. Było ciemno. Nic dziwnego, że mama się niepokoiła.
- Przepraszam, mamusiu, zapomniałam się.
- No, no, żeby mi to było ostatni raz – odrzekła kobieta, wracając do kuchni.
Virginia westchnęła i ściągnęła zniszczone buty. Z pokoju doleciały do niej znajome głosy.
Weszła.
Przed kominkiem siedział Charlie Weasley ze swoją mugolską dziewczyną, Lesley Chestwood.

 

 

Rozdział II
Niemagiczna bratowa



- Lesley! - pisnęła Virginia, rzucając się młodej kobiecie na szyję.
- Młoda, uważaj, połamiesz mnie! - krzyknęła, śmiejąc się i mocno przytulając młodą Weasleyównę.
- Kiedy…? Jak…? Skąd tu się wzięłaś? Kiedy wjeżdżasz?
- Hej, a ukochany brat już nie zasługuje na buzi?- spytał Charlie, pozorując obrazę.
Virginia uśmiechnęła się szeroko i jego też uścisnęła. Był jej ukochanym bratem, ponieważ od dziecka się nią opiekował, najbardziej ją rozumiał. Bill traktował ją czasami jak ojciec. Charlie był inny. Tylko on ją rozumiał tak doskonale.
- Charlie, co ty tu robisz? - spytała.
- Ginny, przyjechali do domu. Nie wystarczy, że są? - zwróciła jej uwagę matka.
Virginia usiadła przed kominkiem. Brat spojrzał na nią wyczekująco.
- Stęskniłem się- odpowiedział. Lesley objęła go.
- A ja jadę do Londynu. Praca mnie zmusza - powiedziała.
Virginia poczuła, że czymś tu trąci.
Lesley była całkowitą mugolką, ale co to miało za znaczenie, skoro była taka wspaniała?
Z Charliem nie wiadomo jak się poznali, ale ich związek rozwinął się bardzo szybko. Ślub miał się odbyć w następne wakacje.
- Co tam ciekawego w Rumunii? - spytał Ron. On, Harry i Hermiona siedzieli na tapczanie, Percy był w swoim pokoju, a Bill klęczał przed przyszłym małżeństwem. Fred i George grali w Szacholicę, jakąś nową grę, którą sami wymyślili. Było to odmiana szachów i polegała na tym, że na końcu król triumfatora wrzeszczał jak najęty, a armia pozostała na planszy obchodziła całe pomieszczenie.
Charlie pokiwał głową.
- Jak zwykle to samo: smoki, zasadzki i starzy przyjaciele.
- Podziwiam cię, że się nie nudzisz - powiedziała Virginia. - A ty, Lesley, co tu robisz?
Dziewczyna uśmiechnęła się tajemniczo
- Pewne studio wynajęło mnie jako instruktorkę tańca przez okrągły rok. Tak to zdecydowałam się wreszcie wyruszyć do studia rodzinnego - dom Lesley znajdował się w Szkocji, ale naprawdę dużo podróżowała. Kilka lat temu w Rumunii spotkała Charliego.
- Pewnie fajnie jest uczyć tańca - rozmarzyła się Virginia.
- Tak.
- Zatrzymacie się tu dopóki dzieciaki nie pojadę do Hogwartu, prawda? - spytała pani Weasley, patrząc na młodych z nadzieją w oczach.
- Tak planujemy - odrzekł jej syn.
- Nadzwyczajne - mruknął Ron do przyjaciół.
- Szach mat!- krzyknął George i nagle całym domu zapanował ogromny hałas. Białe pionki poszły obejść całą Norę.
- Fryderyku i George'u Weasley, już nie żyjecie!!! - wrzasnął Percy, wbiegając do salonu. W ręku trzymał podarte wnioski do ministerstwa.

***

Virginię obudził dźwięk puszczonej wody. Podniosła się z materaca. Było bardzo rano, cały dom jeszcze spał. Zauważyła, że łóżko Lesley jest puste, ale Hermiona nadal spała, oddychając głośno. W ręku miała podręcznik do zaklęć.
Rudowłosa uśmiechnęła się i wstała. Kierując się do łazienki, wciągnęła na siebie wczorajsze ubranie. Ziewała przy tym nieustannie. Związała włosy w luźną kitkę.
Nagle drzwi otworzyły się i weszła Lesley z morką głowa.
- Cześć, Młoda - szepnęła do niej, uśmiechając się przyjaźnie.
- Hej - odrzekła. Po kilku minutach zeszły razem do kuchni.
- Co z tymi krokami, których cię nauczyłam na Boże Narodzenie? - spytała starsza, wpychając łepek do lodówki. - Mleko czy sok?
- Mleko. Dzięki.
Lesley usiadła przy stole na przeciwko niej.
- Nawet chyba mi nieźle idzie, ale czasami albo nie mogę się wyrobić w tempie, albo się wywracam.
- Hmm... - zamyśliła się Lesley, pijąc sok.- Pokaż mi, jak ci idzie, co? Nie, nie tu, na podwórku.
Virginia kiwnęła głową i dopiła mleko.
Lesley została wprowadzona do rodziny Weasleyów przed trzema laty, na krótko przed wycieczką do Egiptu. Była tancerką i instruktorką tańca. Często wyjeżdżała na tournee, a zanim spotkała Charliego, nic innego oprócz tańca się dla niej nie liczyło. Z uśmiechem mówiła, że pierwsze kroki musiała stawiać w baletkach.
Virginia też chciała tańczyć, więc ubłagała Lesley, aby ją nauczyła. Oczywiście przyszła bratowa wyraziła zgodę. Tak to młoda Weasleyówna tańczyła od ponad dwóch lat.
Lesley była szczupłą i śliczną dziewczyną, z ciemnoblond czuprynką do ramion i orzechowymi oczami. Na jej twarzy nigdy nie gościł smutek i zawsze była przyjaźnie nastawiona do otoczenia, życia i ludzi.
Dwie młode dziewczyny doszły na wzgórze. Starsza pacnęła na trawę.
- No, zaczynamy. Powiem ci potem, co byś mogła poprawić.
- A muzyka?
Lesley pokręciła głową.
- Muzyka powoduje, że jej słuchasz i nie koncentrujesz się na tańcu.
Virginia kiwnęła tylko głową i uniosła ręce w początkowej pozycji. Po chwili pląsała po trawie. Ten układ znała na pamięć.
Lesley patrzyła na jej zwinne ruchy. Miała w sobie wdzięk, grację, delikatność a jednocześnie siłę, moc oraz energię, która się w niej wyzwalała podczas tańca. Możliwe, że czasami nie mieściła się w takcie, ale czy to miało znaczenie, skoro TAŃCZYŁA? W jej ruchach objawiała się muzyka, nie grało, a jednak Lesley jakby słyszała nuty. Virginia mogła zostać zawodową tancerką, a nawet gwiazdą w tej profesji. Brakowało jej tylko ciut tego profesjonalizmu. Talent już miała.
- Cudownie - krzyknęła, klaszcząc w dłonie.
- Naprawę?- Virginia usiadła obok niej. - Ćwiczyłam całe pół roku.
Więcej, niż ci się wydaje...
Przyszła bratowa pokiwała powoli głową.
- Ehym... Może nauczymy cię tanga i jazzu. To, co przed chwilą odprawiłaś wyglądało jak nowoczesny balet.
- Ale fajnie - odrzekła Virginia z zachwytem. Dla Lesley mogła zrobić wszystko, a taniec był jej życiem.
Blondynka wstała.
- Poczekaj, przyniosę odtwarzacz, który przywiozłam.
- Możesz wziąć mojego CDka. Leży w szufladzie szafki nocnej.
- Dobra.

***

- Hermiono! Pobudka! Śniadanie!
Dziewczyna otworzyła oczy. Wstała i uderzyła głową o coś bardzo twardego.
- Aua! - krzyknęła, ale zanim mogłaby cokolwiek dodać, spadła na nią tona książek. Zakryła ramionami głowę.
- Co się stało?! - do pokoju wparowała Virginia. Zobaczyła osaczoną przez lekturę Hermionę.
- Sorry, zapomniałam cię ostrzec o półce na książki.
- Nie szkodzi - odrzekła, kaszląc. Wokół niej wznosiły się pyłki kurzu. - Nic mi się nie stało oprócz wstrząsu.- podniosła książkę, która leżała jej na kolanach. Jakieś opasłe tomisko.
- Standardowa Księga Zaklęć, szósty stopień. Ginny, co ta książka robi u ciebie w pokoju?
Rudowłosa dziewczyna uklękła, żeby pozbierać pozostałe książki. Były z piątego i szóstego roku. Książki Freda i Georga, mówiąc pokrótce.
- Powinny być u Rona, ale nie chciał ich. Powiedział, że woli trzymać te quidditchowe śmieci niż to. Czasami do nich zaglądam. Pozostałe leżą pokoju bliźniaków.
- Aha - to była cała odpowiedź Hermiony. Wstała i zaczęła jej pomagać układać książki na półce. Jej uwagę zajęła jakaś zielona. - Ginny! To są książki medyczne wyższego poziomu!
Virginia spojrzała na księgę obojętnie.
- Tak, tak, kupiłam je w lombardzie dwa lata temu, kiedy Madame Pomfrey poprosiła mnie o pomoc. Nie można nic przecież zrobić bez odpowiedniego przygotowania.
Hermiona pokiwała głowa. Ginny w tej chwil zrobiła na niech wrażenie. Nawet ONA nie czytała tych książek.
- Ginny, Hermiono. Śniadanie! - zawołała z dołu Lesley.
- Idziemy!

***

- O! Listy z Hogwartu! - krzyknął Ron, wskazując na okno. Na parapecie usiadło stadko sów.
Virginia i Charlie podeszli i odwiązali od nich cztery listy.
- Że co!? - krzyknął Ron, wymachując listem, napisanym zielonym atramentem, jak zawsze zresztą.- Po co nam podręczniki do mugoloznawstwa?!
- Ja też je mam - powiedział Harry i zajrzał Hermionie przez ramię.- O, i ty też.
Hermiona potarła czoło.
- Co jest? Czemu oni nam dołożyli mugoloznawstwo? Nie uczyłam się tego od trzeciej klasy!
- Gin, a co ty masz?- spytał Charlie, wyrywając jej (-HEJ!) list z ręki. Zrobił oczy jak koła u wozu, kiedy go przeczytał.
- Co się stało, Charlie? - zaciekawił się Bill.
- Ginny, to ma być TWOJA lista książek?! - Charlie dziwnie spojrzał na siostrę.
- Tak, a co? - poczuła, jak oblewa ją fala gorąca.
- Ale po co ci podręcznik do eliksirów dla klasy szóstej? - spytał Percy, zaglądając bratu przez ramię.
- CO?! - zawołał Ron, wyrywając Charliemu z ręki list. Podał Hermionie, żeby odczytała.

Panno Weasley. Informujemy panią, że powinna pani zakupić następujące podręczniki:

‘Standardowa księga Zaklęć, stopień piąty'
'Rozszerzona historia Magii. SUMY.'
'Wprowadzenie do transmutacji złożonej, część 1.'
'Zielarstwo dla zaawansowanych, część 1. '
'Magiczne zwierzęta i stworzenia, część 2.'
'Eliksiry. Tom szósty. Poziom zaawansowany'
'Historia mugolskiego świata'

- Dyrektor się chyba pomylił- powiedział pan Weasley. - Nie możesz mieć takiego podręcznika do eliksirów - pani Weasley pokiwała głową.
Jej, tylko to, że nie jestem kujonką, nie oznacza, że dyrektor się pomylił...
Virginia odebrała Hermionie listę.
- Nie, profesor Dumbledore nie pomylił się. Szósty tom eliksirów.
- Co?! Zamierzasz nam powiedzieć, że o tym wiesz?! - krzyknął Percy.
- I czemu nie masz Obrony przed czarną magią? - spytał Harry.- Podobno wraca profesor Lupin.
- Ginny! Wiedziałaś, nie oszukasz mnie! Wcale nie jesteś zaskoczona! - krzyknął Ron, patrząc na siostrę.
Virginia westchnęła.
- Tak, tak, wiem o tym. Mam specjalny tok nauczania, ponieważ zamierzam się kształcić na pielęgniarkę u Madame Pomfrey.
- Studium medyczne? - spytał Bill.
Siostra kiwnęła głową.
- Tak, profesor Snape powiadomił Madame Pomfrey, że umiem więcej, niż wymaga poziom nauczania i umiejętności całej klasy. Zaproponował, żebym przeskoczyła poziom piąty i kształciła się w kierunku medycznym- ostatnie zdanie niemal wyszeptała.
Wszyscy ucichli. Wiedzieli, że nawiązuje do wojny z Lordem Voldemortem, która miała nadejść już wkrótce.
- Ech, to znaczy, że będziesz miała z nami eliksiry!- powiedziała nagle Hermiona, uśmiechając się szeroko.
- Chyba tak - odrzekła, też z uśmiechem.- I słyszałam, jak profesor Dumbledore powiedział, że w tym roku mugoloznawstwo jest przymusowe.
- Nigdy niczego takiego nie było! Co go ugryzło? - jęknął Ron.
- A co z twoimi SUMami z eliksirów? - spytał nagle pan Weasley.
- Profesor Snape powiedział, że nie będę miała żadnych kłopotów i mogę spokojnie przejść rok wyżej - odpowiedziała.
- Mugoloznawstwo... Ech... - tym razem to był Harry.
- Och, przestańcie, wasze zajęcia są o niebo łatwiejsze od zaawansowanego poziomu! I nie musicie zdawać z tego SUMów, to tylko pewnie takie małe wprowadzenie - spojrzała jeszcze raz na swój list.

Panno Weasley, przypominamy, że nie będzie Pani brała udziału w zajęciach Obrony Przed Czarną Magią. Ma pani także powinność odnaleźć profesora Snape'a drugiego września zaraz po śniadaniu, aby ustalić swój plan zajęć. Dotyczy to również Madame Pomfrey. Przypominamy także, że jest pani potrzebny srebrny kociołek, wielkość 4.
Załączony dokument proszę pokazać goblinom w Banku Gringotta.
Proszę także zakupić komplet nowych składników dla stopnia zaawansowanego.

- Mamo, potrzebny mi nowy kociołek - powiedziała.- Czwórka.
- Srebrny? - zawołała Bill.- No, to się nazywa PRAWDZIWE eliksiry!
- Oj, kochanie, to swoje będzie kosztowało - powiedziała matka.
- Szkoła przeznaczyła pieniądze...
- No, no, Dumbledore'owi chyba zależy, że tak się troszczy o ciebie - powiedział Percy z zazdrością. On nigdy nie miał aż takich względów.
- Percy, proszę... - powiedziała pani Weasley, po czym zwróciła się do Virginii:
- Ginny, jesteś pewna, że możesz się zająć szóstym stopniem eliksirów? Przecież nie przerobiłaś w końcu tej piątej części.
- Poczytam stare książki Rona, chyba się czegoś powinnam nauczyć - odrzekła, wzruszając ramionami.
- No, dobrze... po południu wybierzemy się na Pokątną. Potowarzyszysz nam Lesley?
- No pewnie! – odpowiedziała dziewczyna, uśmiechając się.

***

- ULICA POKĄTNA!!! - krzyknęła Virginia i poczuła, jakby ją coś wsysało. Kilka sekund później stała na środku Pokątnej, na której panował jak zwykle ogromny ruch.
- O kur! - powiedziała Lesley, lądując obok niej.
- Nic ci nie jest, Lesley? - spytał Charlie, lądując z drugiej strony Virginii.
- No nie, tylko jestem z lekka zaskoczona - uśmiechnęła się przepraszająco.
- Nic ci nie będzie - Ron pojawił się z Charliem. Wyszedł z kominka.
- Ruszamy! - powiedział pan Weasley, spoglądając na białe wieżyczki Gringotta.
Kiedy Virginia wkroczyła do banku, pewien goblin obejrzał ją od stó...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin