13_cz2_22. Bartosz 'Rorsarch' Boroński - Nowa Era II.pdf

(392 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
ROZDZIAŁ 22
Bartosz 'Rorsarch' Boroński
Nowa Era, część 2
857152837.002.png
Nad ranem wstał i wyszedł, natrafiając na grupkę ludzi, która
odprawiała jakieś modły przed drzwiami jego celi. Jak tylko ich ominął,
wpadli tam z impetem i wynieśli niemal całe wyposażenie, następnie
postawili je w centrum katedry i dalej odprawiali modły. Rorsarch
sprawdził tylko, czy tajemnicze walce są w jego płaszczu i jak najszybciej
opuścił budzącą się do życia osadę. Po drodze do Radomia napotkał kilka
ciężko uzbrojonych patroli Federacji, strzegących okolic miasta. Kiedy
wkroczył do miasta, nie zaskoczył go widok masy uzbrojonych ludzi. Po
napaści robotów, każdy miał przy sobie jakąś broń, na wypadek ich
powrotu. Do biura Szeryfa ustawiła się spora kolejka petentów, więc
czekając aż sobie pójdą, poszedł zjeść śniadanie. Usłyszał garść
miejscowych plotek, jakoby Federacja stała za napaścią robotów, która
ma być pretekstem do wprowadzenia totalnej kontroli społeczeństwa. Jak
to zwykle bywało, ważnym wydarzeniom towarzyszyły zawsze tzw.
‘alternatywne wersje’. Przedwojenny Internet był ich pełen, ktoś nawet
ukuł powiedzenie, że Jeźdźcami Apokalipsy dwudziestego pierwszego
wieku są Debilizm, Przesąd, Niewiedza i Ignorancja. Zwykle chodziło o
spisek rządu albo jakiejś korporacji, mający na celu zawładnięcie
światem. Po nieudanych apokalipsach w latach 2000, 2012, 2015, 2023,
2030, 2038 i wielu innych, nadeszła ta prawdziwa, nieprzewidziana przez
miłośników teorii spiskowych. Podczas swoich podróży Rorsarch niewiele
dowiedział o tym, jak to się stało. Jedynie log ze Skynetu mówił coś na ten
temat, choć i on był niekompletny. Kiedy ostatnio przebywał na
Świecących Pustkowiach, spotkał wielu byłych rosyjskich żołnierzy,
którzy jakimś cudem przetrwali zmasowany ostrzał granicy i rozpoczęli
wojnę w głębi kraju. Niektórzy z nich jednak zjednoczyli się z Polakami i
jako Barbarzyńcy w Rzeszowie przeciwstawiali się najpierw Chińczykom,
którzy zniknęli a potem Reformatorom.
Kiedy wyszedł, kolejka do biura Szeryfa zmniejszyła się, więc stanął
w niej i chwilę poczekał. Zastanawiał się nad tym, czym są tajemnicze
walce. Samoreplikujące się, co już wykraczało poza możliwości cywilnej
techniki przed apokalipsą. Nanotechnologia była w powijakach, jedynie
ośrodki wojskowe rozwijały ją w celach medycznych i militarnych. Do
tego emitowały nieprzyjazny ludziom dźwięk, który miał zapewne
odstraszać ludzi. Pytanie brzmiało: po co? W lesie znajdowało się coś
ważnego, czy też miało się znaleźć? Czyjej produkcji są te obiekty?
Uszkodzenie jednego najprawdopodobniej wpływało jakoś na drugi, więc
musiały być sprzężone. Tylko czemu działały wyłącznie w parach?
857152837.003.png
Kolejka zniknęła, więc Rorsarch wszedł do budynku. Szeryf
analizował jakiś raport, jednak oderwał się od niego, gdy zauważył
przybysza.
— Witaj, co cię sprowadza? Słyszałem, że byłeś w Arkam.
— Tak, badałem sprawę tajemniczych świateł.
— I co ustaliłeś? Bo nie byłeś pierwszy, z tym że ludzie zwykle nie
zapuszczali się głęboko do lasu, z powodu pająków i innego tałatajstwa.
— No akurat z jednym się spotkałem. Z nieba spadają tajemnicze
obiekty – powiedział Rorsarch, jednocześnie wyjmując oba walce na
biurko – wykonujące własną kopię po czym nadające jakiś sygnał.
Szeryf wziął je do ręki, obejrzał uważnie, po czym odłożył, wstał i
podszedł do zamkniętej na klucz szafki, z której wyjął ciężkie, ołowiane
pudło a z niego identyczny walec.
— Widzisz, znaleźliśmy coś takiego już jakiś czas temu i
powiązaliśmy to z tym dziwnym, błyskającym światłem. Zamierzaliśmy
przyjrzeć się temu tajemniczemu obiektowi i poszukiwaliśmy
odpowiedniego teleskopu, jednak aktualnie poszukujemy siedziby
robotów i analizujemy to co mamy, więc nie mamy na to czasu. Najbliższy
sprawny teleskop znajduje się w Legnicy, ale mają go Zieloniacy z
Autonomii Legnicy, więc będzie ciężko się z nimi porozumieć. Z trudem
trzymają ich w granicach Federacji, a co dopiero się z nimi dogadać. Mają
ustrój kastowy, gdzie obcy są w najniższej z nich, ale mają szansę przebić
się do wyższej grupy społecznej, umożliwiającej kontakt z Vreemianami,
ich naukowcami. Jeśli nurtuje ciebie ta sprawa, a i nas interesuje, co to
jest, to mógłbyś przejechać się z najbliższym transportem militarnym do
Wrocławia a stamtąd do Legnicy już tylko kawałek.
— Chyba skorzystam z tej oferty, bo zapewne zajmie trochę czasu
poszukiwanie Terminatorów.
— Nie mamy pojęcia, skąd przybywają ani po co im ludzie.
Najprawdopodobniej jako źródło surowca, jakim są mózgi, ale nie
jesteśmy pewni. Codziennie patrole meldują o odległym kontakcie
wzrokowym, jednak przemieszczają się szybciej niż ludzie i mają dobry
sprzęt. Jak się czegoś dowiemy, to i tak ciebie ściągniemy, bo
potrzebujemy najlepszych ludzi, żeby uporać się z tym problemem. Póki
co możesz się zająć tymi walcami. Mieliśmy wysłać je do analizy, ale
aktualnie nie ma na to czasu. Jeśli wybierasz się do Legnicy, możesz po
drodze zahaczyć o Kutno i dostarczyć im to. Z tym, że samotne
857152837.004.png
podróżowanie jest aktualnie dość niebezpieczne. Transporty
zaopatrzeniowe wyruszają co kilka dni, więc załap się na jakiś.
— Rozejrzę się jeszcze po okolicy, intrygują mnie te nocne mutanty.
— To zapewne tylko legendy, jednak z jakiegoś powodu ludzie i
żywy inwentarz ginie coraz częściej nocą. Być może przybyły jakieś
stworzenia ze Świecących Pustkowi albo Barbarzyńcy postanowili nas
częściej odwiedzać. Nikogo nie złapaliśmy i nie mamy żadnych dowodów,
na czyjąkolwiek winę, więc jest to sprawa otwarta. Masz dwa dni, potem
wyrusza najbliższy transport zaopatrzeniowy. – dodał Szeryf, patrząc na
jakąś rozpiskę.
Rorsarch podziękował za rozmowę i wyszedł. Postanowił udać się
na krańce Radomia, gdzie zamierzał spędzić resztę dnia i noc, wypatrując
nieznanych napastników.
Zapadał zmrok, kiedy przyczajony na dachu stróżówki Rorsarch,
leżał i obserwował okolicę. Obok znajdowała się mała farma z żywym
inwentarzem, służącym za źródło napromieniowanego mleka. Coś co
jakiś czas napadało na tę okolicę i albo porywało przypominające krowy
jednorogi, albo mordowało ludzi. Miejscowi mówili, że to może mięsy,
dopóki ktoś opowiedział, że rzekomo widział , jak jakiś kształt porywa
cielaka a następnie rzuca nim o ścianę, niczym workiem kartofli. Od tego
czasu nikt po zmroku nie opuszczał mieszkania a i w dzień nie
zapuszczano się nigdzie bez broni. Mówiono, że to tajemnicze kotołaki,
które pojawiały się od czasu do czasu na horyzoncie, jednak nigdy nie
atakowały. Zagroda leżała poza murami, przez co była narażona na ataki.
Minęło kilka godzin a nic nie pojawiło się w zasięgu strzału. Nagle
dało się usłyszeć głośnie muczenie i gardłowe odgłosy. Rorsarch
skierował karabin na oborę i czekał, aż napastnik się ujawni. Po chwili
założył snajperkę na plecy i zeskoczył na grunt, po czym uzbrojony w
pistolet wszedł do obory z drzwiami, upewniwszy się przedtem, że jest
tylko jeden napastnik.
Niewysoki, niemal kwadratowy potwór z jednym okiem, krótkimi
kończynami i monstrualnymi szczękami konsumował zabitego cielaka,
głośno przy tym mlaszcząc. Jednak drzwi stodoły otwarte pod naporem
buta, zaskrzypiały niemiłosiernie i zwróciły uwagę mutanta, który
odwrócił się i ruszył na swojego przeciwnika. Na jego nieszczęście, jelito
cielaka zahaczyło mu o ząb i wyrwał je, biegnąc w stronę Rorsarcha.
Kawałek przewodu pokarmowego zaplątał się w jego krótkich nogach i
mniej więcej w połowie trasy wyrżnął z impetem o ziemię, wydając
857152837.005.png
kolejny gardłowy okrzyk. Plącząc się coraz bardziej, kłapał groźnie
szczękami, starając się odstraszyć potencjalne zagrożenie, zbliżające się z
pistoletem w jego stronę. Jednak jego kształt nie ułatwiał tego zadania, a
krótkie ręce i splątane wnętrznościami nogi działały na jeszcze większą
niekorzyść. Dodatkowy oczodół, wykonany przez rozgrzaną plazmę
ujawnił podłogę pod potworem, dogorywającym w drgawkach.
Już chciał wynieść truchło, gdy usłyszał na zewnątrz krzyki.
Wyszedł i ujrzał jak człowieka ubranego w skórzaną kurtkę gonią ludzie
ze wszystkim, co akurat mieli pod ręką. Uciekinier wpadł na Rorsarcha i
razem z nim do obory. Wieśniacy wygrażali leżącemu widłami, bronią
palną, wiadrem, wszystkim co mieli w rękach.
— Zabijcie skurwiela, bo nie mogę na niego patrzeć. – krzyczał
jeden.
— Jak myślicie, rzucić nim o ścianę czy od razu zabić? – zastanawiał
się na głos drugi.
— Powiesić go za jaja! – krzyczał trzeci.
Dopiero, kiedy Rorsarch wstał i gdy przy pomocy kolby karabinu
dopchał się do leżącego, licytacja kary jaka miałaby spotkać
nieszczęśnika, ustała.
— Za co chcecie ukarać tego człowieka? – spytał, patrząc przez
gogle na grupkę wściekłych ludzi.
— Ta psia końcówa kradnie i zabija nasze bydło! – krzyknął ktoś z
tyłu.
— Przyłapaliście go na gorącym uczynku?
— Nie, ale widać po jego mordzie, że to złodziej.
Oskarżony wstał i w świetle lamp trzymanych przez wieśniaków,
widać było doświadczonego podróżnika, jego strój nosił ślady pazurów i
zębów w różnych miejscach, a jego twarz zdobiła szrama, biegnąca od
lewej strony czoła aż po prawy policzek.
— Zanim cokolwiek zrobicie, popatrzcie tam – Rorsarch wskazał
palcem na zwłoki zaplątanego w jelito mutanta.
— Ło panie, Wyklop! Taki sam jak w mitach tych, no Greków! –
popisywał się swoją wiedzą jeden z wieśniaków.
Rorsarch już chciał poprawić nazwę, ale stwierdził, że kłótnia z tymi
ludźmi nie przyniesie efektu, więc przystał na Wyklopa.
— No właśnie, więc wracajcie do domów, a nikomu się nic nie
stanie.
857152837.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin