13_cz1_01. Michał 'Veron' Tusz - Trzynastka I.pdf
(
2187 KB
)
Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
ROZDZIAŁ 1
Michał ‘Veron’ Tusz
Trzynastka, część 1
Drzwi schronu zamknęły się. Ciężki mechanizm zachrobotał i w
ogłuszającym rumorze zablokował wejście do wnętrza bezpiecznego
bunkra. Kilka par potężnych, kilkutonowych, rozsuwanych w pionie i
poziomie oraz półokrągłych wrót zasunęło się, pozostawiając
spoglądającym nań ludziom jedyną możliwą drogę – ku wyjściu na świat
zewnętrzny. Schron Numer Dziewięć – Dziewiątka – nie będzie odtąd
stanowił pewnej przystani, bezpiecznej ostoi. Lecz na zawsze pozostanie
domem. Domem, który trzeba ratować.
Było ich trzynaścioro. Paradoksalnie złożyło się, że ich liczba
korespondowała z celem opuszczenia Dziewiątki. Musieli bowiem jak
najszybciej odnaleźć Schron Numer Trzynaście. Tam, według słów Rady
Schronu Numer Dziewięć, mieli wejść w posiadanie technologii, która
umożliwi przetrwanie ich ojczystego bunkra. Narastające problemy z
zasilaniem powodowały inne powikłania – z systemem hydraulicznym,
filtracją powietrza, hodowaniem żywności, przechowywaniem zapasów,
produkcją medykamentów. Konieczność wymogła na Radzie Schronu
wydelegowania kolejnej ekspedycji ratunkowej.
Kolejnej, gdyż trzynaścioro, o których mowa, nie było pierwszą
grupą śmiałków, gotowych stanąć w szranki z wymogami powojennego
świata. Pierwsza ekspedycja ratunkowa wyruszyła w drogę z końcem
października. Niestety przez prawie pięć miesięcy nie udało im się wrócić
ani nawiązać kontaktu. Rada Schronu uznała, że nie podołali zaledwie po
niecałym kwartale i już wówczas zaczęto przymierzać się do wyprawienia
w bój następnych mieszkańców Dziewiątki. To było przyczyną buntu.
Część obywateli Schronu Numer Dziewięć, zwłaszcza z bloku
południowego, zaprotestowała tak szybkiej rezygnacji ze swoich rodzin i
przyjaciół. Ich mały przewrót miał doprowadzić do tego, żeby Rada
Schronu wytypowała ekspedycję ratunkową, ale dla poprzedniej grupy.
Radni nie wyrazili zgody, buntowników zaś spacyfikowano i odizolowano
po kilku dniach małej rebelii. Przyczyną szybkiego i gwałtownego
stłumienia buntu było przede wszystkich podszyte strachem milczenie
pozostałych mieszkańców Dziewiątki, którzy nie chcieli opuszczać
schronu – ani z wyboru, ani z polecenia. Mimo że cicho popierających
rebelię wcale nie brakowało. Przez następne tygodnie Rada Schronu
cwanie przekonywała niezdecydowanych, aż w końcu, w trakcie obrad z
udziałem mieszkańców, pod koniec lutego powzięto decyzję o wysłaniu
na zewnątrz buntowników.
Przywódcą drugiej ekspedycji ratunkowej został Rudy, nazywany
tak ze względu na kolor włosów. Niewielu znało jego prawdziwe imię,
które zresztą sam skrzętnie ukrywał. Rudy był głównym prowodyrem
buntu w schronie, poparli go zaś inni. Pierwszą, która dołączyła do niego
była Oliwia. Powodem jej decyzji był fakt, że w pierwszej ekspedycji wziął
udział jej ukochany, Albert. Po postanowieniu Rady o utworzeniu
kolejnej grupy ratunkowej w tę delikatną, choć stanowczą dziewczynę
wstąpiły drzemiące gdzieś głęboko siły. Jej upór i wytrwałość w buncie
pociągnęły kolejnych.
Daniel był wyjątkowy z kilku względów. Miał posturę chodzącej
góry, ważył ze sto dwadzieścia kilogramów i jednocześnie był łagodny jak
baranek. Poprzysiągł jednak Albertowi, że zaopiekuje się Oliwią, toteż
chronił ją i traktował jak oczko w głowie.
Kapłan i Dziadek byli schronowymi autsajderami. Pierwszy był tak
nazywany z powodu gorliwego podejścia do wiary. Drugi zaś, jako jeden z
nielicznych w Dziewiątce, pamiętał jeszcze czasy sprzed wojny. Obaj
wstawili się za Rudym i Oliwią, kierowani różnymi powodami.
Ostatnimi, którzy dołączyli do buntu byli Ariel i David. Byli jednymi
z pierwszych zwanych „Dziećmi Schronu". David przyszedł na świat tuż
przed wybuchem III Wojny Światowej i był Uspolakiem – dzieckiem tak
zwanych naturalizowanych Amerykanów, których w przedwojennej
Polsce było bardzo wielu. Ariel zaś urodził się w nim kilka miesięcy po
Dniu Załamania. Obaj mieli dość marazmu w schronie i niejasnych
zagrań ze strony Rady.
Było ich trzynaścioro. Do siódemki z bloku południowego dołączyło
bowiem sześciu rosłych osiłków z bloku wschodniego. Stali teraz i patrzyli
na oświetlone kilkoma słabymi reflektorami, zamykające się wrota,
świadomi i nieświadomi niebezpieczeństw, jakie czyhały na nich u wylotu
około stumetrowego, wydrążonego w skałach sudeckiej góry Wolarz,
korytarza. Spojrzeli się po sobie i odetchnęli, czując w płucach wilgotne,
zimne powietrze, a w sercach i głowach strach i determinację. Nie bali się
panicznie, świadomość bycia w grupie dodawała im otuchy. Buzowały w
nich adrenalina z domieszką goryczy po wszystkim, co zafundowała im
Rada Schronu. Nie chcieli i chcieli opuścić miejsce, w którym spędzili –
jedynie poza Dziadkiem – praktycznie całe życie. Teraz już nie mieli
wyjścia.
– Nie ma na co czekać. – Rudy przerwał ciszę, a jego nosowy głos
odbił się echem po owalnej, nienaturalnie żłobionej jaskini. – Ruszamy.
– Uważam, że powinniśmy jakoś się ustawić – odezwał się jeden z
osiłków z bloku wschodniego. Mówił szybko i niewyraźnie.
– Proponujesz marsz w szyku? – zapytał Dziadek.
– Tak. Myślę, że tak będzie bezpieczniej dla wszystkich. A że jak
widać jesteśmy od was silniejsi – machnął ręką w kierunku swoich
towarzyszy – pójdziemy przodem. Zgoda? Cieszę się.
Wypełniony niezdrową energią osiłek odwrócił się i ruszył w
kierunku przeciwnym do wrót schronu, a za nim reszta jego
umięśnionych kompanów. Rudy wymienił spojrzenie z pozostałymi,
marszcząc brwi, co było znakiem, iż nieco zirytował go ów wygadany
herkules. Dziadek uśmiechnął się drwiąco i wzruszył ramionami, po czym
ruszył za grupą z bloku wschodniego. Kapłan klepnął Rudego w ramię,
który głęboko odetchnął i ruszył za Dziadkiem. Za nim zaś reszta.
W oddali majaczyło słabe światło dnia, sztuczne za nimi wygasało.
Im bliżej byli wyjścia, tym większy chłód odczuwali. Dostali co prawda
odzież termiczną, ciężką jak diabli, ale ciepłą. Przynajmniej takie odnieśli
wrażenie przymierzając ją w schronie. Wczesnowiosenna aura
najwyraźniej weryfikowała zdatność jej ocieplania. Każdy z nich był też
wyposażony w kilkunastokilogramowy plecak wypełniony przede
wszystkim suchym prowiantem i menażkami z wodą, także bielizną i
podstawowymi środkami higienicznymi oraz śpiworem.
Ostrożnie, nie spiesząc się, zbliżali się do wyjścia korytarzem o
wyraźnym nachyleniu. Idąc pod górę, ślizgali się po wilgotnych
kamieniach, raz po raz przytrzymując się, żeby nie upaść. Z odległości
przypatrywali się grupie z bloku wschodniego, której każdy członek
mrużył oczy przed ostrym światłem naturalnym. Niemal wszyscy
odwracali wzrok w kierunku jaskini. Intensywna poświata dawała się we
znaki także grupie Rudego. Po kilku chwilach zaczęły ich boleć oczy.
– Mamy na wyposażeniu gogle? – zapytał Ariel.
Kilka osób przeszukało swoje plecaki. Wszyscy pokręcili przecząco
głowami.
– Pięknie nas wyprawili, nie ma co – skwitował Dziadek.
– Może uda nam się przyzwyczaić oczy? – zastanawiała się Oliwia,
co Daniel potwierdził energicznym ruchem wielkiej łysej głowy.
Plik z chomika:
trzynasty_schron
Inne pliki z tego folderu:
13_cz1_do_wydruku.pdf
(2653 KB)
13_cz2_do_wydruku.pdf
(3033 KB)
13_cz1_01. Michał 'Veron' Tusz - Trzynastka I.pdf
(2187 KB)
13_cz2_09. Mosillo - Najemnik wolności.pdf
(1514 KB)
13_cz1_10. Dariusz Sidor - Pewnego razu.pdf
(1473 KB)
Inne foldery tego chomika:
13 [CD1]
13 [CD2]
13 [CD3]
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin