68. Kristine K. Rusch - Nowa rebelia(1).pdf

(1783 KB) Pobierz
68. Kristine K. Rusch - Nowa rebelia(1)
 
NOWA REBELIA
Przekład
ANDRZEJ SYRZYCKI
 
ROZDZIAŁ 1
Stał w najwyŜej połoŜonym miejscu planety Almania - na dachu wieŜy, wzniesionej kiedyś przez
potęŜnych Je'harów. WieŜa była teraz zrujnowana, kamienie schodów kruszyły się, kiedy stawiał na
nich stopy, a na dachu leŜało pełno śmieci, pozostałych po bitwach, stoczonych przed wielu laty. Z tego
miejsca mógł jednak spoglądać na swoje miasto i podziwiać tysiące widocznych jak okiem sięgnąć
świateł, mimo iŜ po opustoszałych ulicach przemykały się tylko automaty, a takŜe wszechobecne
androidy-straŜnicy.
Nie zamierzał jednak patrzeć długo w dół, na miasto. Pragnął wpatrywać się w gwiazdy.
Lodowaty wicher załopotał fałdami jego czarnego płaszcza. MęŜczyzna złączył za plecami dłonie,
ukryte w czarnych rękawicach. Pośmiertna maska, którą nosił od chwili unicestwienia Je'harów, wisiała
teraz na srebrnym łańcuszku otaczającym jego szyję.
Gwiazdy nad głową mrugały i migotały. Nie do wiary, Ŝe gdzieś w górze istniały inne światy.
Planety, którymi będzie kiedyś władał.
JuŜ niedługo.
Mógł był czekać cierpliwie na swoim stanowisku dowodzenia; stać w obserwatorium wzniesionym
specjalnie dla niego, ale tym razem nie chciał przebywać wśród ochronnych murów. Pragnął się
napawać, a nie tylko odbierać wraŜenia za pomocą wzroku.
Siła spojrzenia była przecieŜ niczym w porównaniu z potęgą Mocy.
Odchylił głowę i zamknął oczy. Tym razem nie dojdzie do Ŝadnej eksplozji, nie będzie Ŝadnego
oślepiającego błysku światła. Skywalker powiedział mu, Ŝe właśnie tak wyglądały przestworza, kiedy
został unicestwiony Alderaan.
„Poczułem silne zakłócenie Mocy" - oznajmił wówczas starzec. A przynajmniej takich słów uŜył
Skywalker, kiedy przytaczał jego słowa.
To zakłócenie nie będzie moŜe równie silne, ale mistrz Jedi je poczuje. Z pewnością odbiorą je
takŜe wszyscy młodzi Jedi, a wówczas zrozumieją, Ŝe układ sił w galaktyce uległ radykalnej zmianie.
Nie będą wiedzieli tylko tego, Ŝe zmienił się na jego korzyść. Jego, Kuellera, władcy Almanii, a
niedługo lorda wszystkich poŜałowania godnych światów, na których przebywali.
Kamienne mury były wilgotne i zimne, kiedy Brakiss dotykał ich nie osłoniętymi niczym palcami.
Jego połyskujące czarne buty ślizgały się na wykruszonych kamieniach schodów i młody męŜczyzna
musiał nieraz wyciągać ręce na boki, by utrzymać równowagę. Srebrzysta szata, w którą był odziany,
odpowiednia na krótką przechadzkę ulicami miasta, nie chroniła ciała przed podmuchami zimnego
wichru. JeŜeli ten eksperyment zakończy się sukcesem, Brakiss powróci na Telti, gdzie przynajmniej
panowały znacznie wyŜsze temperatury.
Pod palcami czuł chłód metalowej obudowy zdalnego sterownika. Nie chciał wręczać go
Kuellerowi, dopóki cały eksperyment nie dobiegnie końca. Dopiero przed kilkoma chwilami
uświadomił sobie, Ŝe męŜczyzna będzie czekał na wyniki tu, na Almanii - miejscu triumfu jego
nieprzyjaciół, ale takŜe ich późniejszej śmierci.
Brakiss nienawidził wieŜ. Miał wraŜenie, Ŝe wciąŜ jeszcze coś grzechocze w ich kamiennych
murach. Pewnego razu, kiedy odwiedził znajdujące się pod nimi katakumby, ujrzał ogromnego białego
ducha.
Tego dnia wspiął się na wysokość dwudziestego piętra, ale dopiero kiedy przebiegł kilka
pierwszych, przeskakując po kilka schodów naraz, uzmysłowił sobie, Ŝe niektóre kamienne stopnie
mogą nie utrzymać cięŜaru jego ciała. Kueller, co prawda, nie wzywał go, ale Brakiss się tym nie
przejmował. Pomyślał, Ŝe im szybciej opuści Al-manię, tym będzie się czuł szczęśliwszy.
Schody zakręciły i w końcu młody męŜczyzna znalazł się na dachu. .. a raczej na czymś, co kiedyś
pełniło funkcję dachu. Zmurszałe stopnie schodów osłonięta przed oddziaływaniem wiatru i wody,
stawiając wokół nich coś w rodzaju kamiennej chaty. Nie wyposaŜono jej jednak w Ŝadne otwory
okienne ani drzwiowe. Brakiss ujrzał jedynie inkrustowane Ŝwirem kamienne ściany, ponad którymi
widniało usiane gwiazdami niebo. Część kamiennych bloków tworzących mury chaty wykruszyła się i
roztrzaskała o dach wieŜy. Ślady po trafieniach bomb i blasterowych błyskawic tworzyły niewielkie
wgłębienia w powierzchni, która musiała być kiedyś idealnie gładka. Kueller nie zadał sobie trudu,
Ŝeby naprawić wieŜę albo inne budynki rządowe, wzniesione za czasów panowania Je'harów. Zapewne
juŜ tego nie uczyni.
Kueller nigdy nie wybaczał nikomu, kto ośmielał się krzyŜować jego plany.
Brakiss się wzdrygnął, po czym chwycił połę cienkiej peleryny i zarzucił na ramiona. Jego
zgrabiałe z zimna palce prawie nie poczuły, kiedy zetknęły się z tkaniną szaty.
- Powiedziałem ci, Ŝebyś zaczekał na dole! - usłyszał niesiony z wiatrem, głęboki głos Kuellera.
Przełknął ślinę. Nawet nie wiedział, w którym miejscu znajduje się męŜczyzna.
 
Dach wieŜy był oświetlony blaskiem tysięcy gwiazd, rozjaśniających mroczne niebo poświatą,
którą uwaŜał za dziwaczną. Pokonał kilka ostatnich stopni, po czym przeszedł przez wyrwę w
kamiennym murze chaty. Podmuch wichru natychmiast odepchnął go pod ścianę. Brakiss musiał
wyciągnąć prawą rękę, by nie upaść, wskutek czego wypuścił rąbek peleryny. Zapinka wpiła mu się w
szyję, a wiatr załopotał fałdami materiału za jego plecami.
- Musiałem się dowiedzieć, czy zadziała - odparł.
- Dowiesz się, kiedy zadziała.
Głos Kuellera przypominał coś Ŝyjącego własnym Ŝyciem. Otaczał Brakissa i rozbrzmiewał echem
w jego uszach, sprawiając, Ŝe młody męŜczyzna czuł się osaczony. Brakiss skupił myśli, ale nie na
głosie, a na samym Kuellerze.
Dopiero wówczas go dostrzegł, stojącego na krawędzi dachu i spoglądającego na miasto,
widoczne pod jego stopami. Oglądana z tej wysokości Stonia, stolica Almanii, wydawała się małą i nic
nie znaczącą gromadą domów. Kueller patrzył jednak na nią jak potęŜny drapieŜnik na zdobycz. Jego
peleryna powiewała na wietrze, a szerokie barki sugerowały, iŜ męŜczyzna jest obdarzony niezwykłą
fizyczną siłą.
Brakiss postąpił krok do przodu, kiedy nagle wicher ucichł. Powietrze zamarło, podobnie jak on...
gdyŜ w tej samej sekundzie usłyszał-poczuł-zobaczył-milion głosów istot krzyczących z przeraŜenia.
Zalała go fala trwogi. Ponownie przypomniał sobie chwilą, kiedy mistrz Skywalker kazał mu
wyprawić się w głąb własnego serca. Zobaczył, co się w nim kryje, ale omal nie postradał zmysłów...
W gardle Brakissa wezbrał okrzyk...
I w tej samej sekundzie zamarł, kiedy wokół niego eksplodowały inne okrzyki, napełniając go,
rozgrzewając i topiąc niesione podmuchami wiatru kryształki lodu. Młody męŜczyzna miał wraŜenie,
Ŝe staje się silniejszy, większy i potęŜniejszy niŜ kiedykolwiek przedtem. Zamiast przeraŜenia czuł
teraz dziwaczną, pokrętną radość.
Uniósł głowę i spojrzał na Kuellera. MęŜczyzna uniósł ręce ku rozgwieŜdŜonemu niebu i odchylił
głowę. Dokonała siew nim jakaś przemiana. Został napełniony nową wiedzą, której Brakiss
prawdopodobnie nawet nie pragnąłby poznać.
A mimo to...
Mimo to Kueller promieniował, jakby ból kryjący siew głosach milionów osób podsycił coś w
jego duszy i sprawił, Ŝe urósł jeszcze bardziej niŜ kiedykolwiek.
Wicher zaczął znów wiać, a jego lodowaty podmuch odepchnął Brakissa pod kamienną ścianę.
Młody męŜczyzna zaczekał, aŜ Kueller opuści ręce swobodnie wzdłuŜ ciała, i dopiero wówczas
powiedział:
- Działa.
Kueller nasunął maskę na twarz.
- Całkiem dobrze - przyznał.
ZwaŜywszy na doniosłość chwili, takie stwierdzenie było oczywistym niedomówieniem. Kueller
powinien pamiętać o tym, Ŝe Brakiss takŜe umiał władać Mocą.
MęŜczyzna się odwrócił, aŜ zaszeleściły fałdy szaty za jego plecami. Sprawiał wraŜenie, Ŝe za
chwilę pofrunie. Podobna do czaszki pośmiertna maska, ściśle przylegająca do jego twarzy, lśniła,
jakby promieniowała wewnętrznym blaskiem.
- Domyślam się, Ŝe chciałbyś powrócić teraz do swojego nikczemnego zajęcia - odezwał się
Kueller.
- Na Telti jest o wiele cieplej.
- Tu teŜ moŜe być ciepło.
Brakiss niemal odruchowo pokręcił głową. Nienawidził Almanii.
- Twój problem polega na tym, Ŝe nie doceniasz potęgi nienawiści - rzekł łagodnie Kueller.
- Wydawało mi się, Ŝe mój problem polega na tym, iŜ słuŜę równocześnie dwóm panom - odparł
Brakiss.
Kueller się uśmiechnął, a wąskie wargi maski poruszyły się razem z jego wargami.
- Czy tylko dwóm?
Słowa wisiały przez chwilę w powietrzu między męŜczyznami niczym Ŝywe istoty. Brakiss miał
wraŜenie, Ŝe całe jego ciało zamienia się z wolna w bryłę lodu.
- Działa - powtórzył po chwili.
- Domyślam się, Ŝe oczekujesz nagrody.
- Zgodnie z tym, co pan obiecywał.
- Nigdy niczego nie obiecuję - odparł Kueller. - Co najwyŜej daję do zrozumienia.
Brakiss zaplótł ręce na torsie. Nie okazał gniewu, mimo iŜ Kueller pragnął, Ŝeby się rozgniewał.
- Dał pan do zrozumienia, Ŝe obdarzy mnie wielkimi skarbami.
- To prawda - przyznał Kueller. - Tylko czy zasługujesz na to, Ŝebym obdarzył cię wielkimi
skarbami?
 
Młody męŜczyzna nie odpowiedział. WciąŜ pamiętał o tym, Ŝe to właśnie Kueller pomógł mu
przyjść do siebie po przeŜytym wstrząsie. Kiedy Brakiss przebywał na Yavinie Cztery, wyruszył na
katastrofalną wyprawę w głąb własnego serca, w trakcie której omal nie oszalał. JuŜ dawno jednak
spłacił ten dług wdzięczności. Został, poniewaŜ nie miał dokąd się udać.
Odepchnął się od kamiennej ściany. Odwrócił się i postanowił zejść z wieŜy.
- Wracam na Telti - powiedział, czując wzbierającą falę buntu.
- To dobrze - odezwał się Kueller. - Ale najpierw dasz mi ten zdalny sterownik.
Brakiss stanął i obejrzał się przez ramię. Odnosił wraŜenie, Ŝe w ciągu ostatniej godziny Kueller
zdecydowanie urósł. Urósł i zmęŜniał, wydoroślał.
A moŜe tylko było to złudzenie, wywołane panującymi ciemnościami.
Gdyby Brakiss miał do czynienia z jakimkolwiek innym śmiertelnikiem, zapewne zapytałby go,
jakim cudem mógł dowiedzieć się o urządzeniu. Kueller nie był wszakŜe pierwszym lepszym
śmiertelnikiem.
Młody męŜczyzna wyciągnął rękę, w której trzymał niewielki przedmiot.
- Nie działa tak szybko, jak inne sterowniki, które dla pana skonstruowałem.
- Doskonale.
- Musi pan wprowadzić najpierw kody zabezpieczające. Trzeba poinformować urządzenie, na jaką
sekwencję cyfr powinno reagować.
- Jestem pewien, Ŝe sobie z tym poradzę.
- Musi pan sprząc je ze sobą.
- Brakissie, potrafię posługiwać się zdalnymi sterownikami.
- To dobrze - odparł młody męŜczyzna.
Zebrał siły i przeszedł przez wyrwę w murze kamiennej chaty. Przekonał się, Ŝe w środku, dokąd
nie docierały podmuchy wiatru, jest o wiele cieplej.
Nie wierzył jednak, aby Kueller pozwolił mu tak po prostu odejść.
- Czego pan oczekuje ode mnie, kiedy wrócę na Telti? - zapytał.
- Skywalkera - odparł Kueller. W jego chrapliwym głosie zadźwięczała nuta nienawiści. -
Wielkiego mistrza Jedi, Luke'a niezwycięŜonego Skywalkera.
Młody męŜczyzna poczuł, Ŝe kryształki lodu przeniknęły do głębi jego serca.
- Co zamierza pan z nim uczynić?
- Unicestwię go - odrzekł Kueller. - Tak samo, jak on usiłował nas unicestwić.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin