Rafał Wojaczek - tomik poezji Którego nie było (m76).doc

(126 KB) Pobierz
POWIEŚĆ NOCY ZIMOWEJ

 

W sieci zebrał  Mandragora76

 

 

 

 

 

POWIEŚĆ NOCY ZIMOWEJ

Idzie dziewczyna senna i ciemna jej krew

Idzie równią białą - czystej karki śnieg

Wiedzie ją błędna gwiazda co we krwi jej płonie

Niesie ją drogi powieść

 

Idzie dziewczyna i jak długo idzie już

Lecz w długopisie inny - dłuższy czasu puls

Grzany pobożną dłonią nie zamarza nawet

Wtedy, gdy czas w zegarze

 

Przeto idzie dziewczyna i dziewczyna wciąż

Mimo że rośnie kartek zapisanych stos

- Gdy czasem Księżyc gwieździe na złość się zalęgnie

We krwi, po nogach ścieknie

 

Tak idzie - i niebaczna na granice cła

Wierna tylko miłości swojej ślepej - aż

Ciemną plamkę już zaschłej krwi o świcie znajdzie

Autor na prześcieradle

Grudzień 1969

 

 

 

 

BĄDŹ MI

Bądź mi od stóp do głowy, od pięty do ucha

Od kolan do pachwiny, od łokcia do paznokci

Pod pachą, pod językiem, od łechtaczki do rzęs

 

Bądź biegunem mojego pomylonego serca

Rakiem, który mózg jedząc pozwoli poczuć mózg

Bądź wodą tlenu dla spalonych płuc

 

Bądź mi stanikiem, majtkami, podwiązką

Bądź kołyską dla ciała, niańką co kołysze

Jedz mi brud zza paznokci, pij miesięczna krew

 

Bądź żądzą i spełnieniem, rozkoszą, znowu głodem

Przeszłością i przyszłością, sekunda i wiecznością

Bądź chłopcem, bądź dziewczyną, bądź nocą i dniem

 

Bądź mi życiem, radością, bądź śmiercią, zazdrością

Bądź złością i pogarda nieszczęściem i nudą

Bądź Bogiem, bądź Murzynem, ojcem, matka synem

 

Bądź- i nie pytaj, jak Ci się wypłacę

A wtedy darmo weźmiesz najpiękniejszą zdradę:

Miłość, która obudzi śpiącą w Tobie śmierć

 

 

 

 

CZY JA MOGŁAM W WĄTŁYCH USTACH

UNIEŚĆ TAKĄ MIŁOŚĆ

Nieskończenie beztroska

gdzieś na kresach

doby

tak zasnęłam - nareszcie

nie w Twoim śnie, lecz

w swoim!

 

- Nagle się obudziłam

naga

z sennych objęć

koszmarnych rąk- bełkocąc

sen ze snu, tę

myśl: ojciec

 

a Bóg już siedział w nogach

łóżka - w rękach trzymał

nocną koszulę - moją!

- sama

przez sen

ją zdjęłam?

 

- Krzyknęłam, oczy

dłonią bezmyślną zakryłam:

gdy znów odkryłam- mądry

Bóg

Już na mnie

nie czekał.

 

- Na pewno na koszuli

obłoku

odleciał

że już jej ani w nogach

nie znalazłam ni

nigdzie.

 

- Wiedz: po to do krwi w dziąsłach

gryząc pióro

piszę

ten list, by smutną nagość

zakryć

choć takim listkiem

 

28 V 1970

 

 

 

 

ZMIERZCH ŁAGODNIE ROZSUPŁAŁ

Zmierzch łagodnie rozsupłał mózgu ciasny węzeł -

Blask zapalanej lampy jakby uciął ręce

 

Mrozu, które przez szybę rosły serce macać-

Kryształ krwi się roztopił, pękła limfy szklanka

 

I rdza szronu spłynęła; czy może ściekła

Łza, nareszcie łaskawa. I w końcu śmierć, wściekła

 

Suka przywarowała w nogach łóżka, chłodnym

Nosem póty tykając sterczących spod kołdry

 

Stóp, póki nie schowam.- i dopiero wtedy

Mogłam zacząć się bać; bo nie tamtej już śmierci

 

Bezimiennej jak tyle kundli przy śmietnikach,

Co się już na chodniku na wznak rozwaliła

 

Iskając sobie gołe podbrzusze; ja mogłam

Każdy swój lęk szczególny imiennie wywołać

 

Z rejestru snów, dziennika jawy, katalogu

Czytelni, z Almanachu Gotajskiego, szkolnych

 

Wypisów lub z zarysu psychoanalizy,

Z historii świętej Kingi, z pism pornograficznych

 

-inwentarza pamięci... i tylko się strzegłam,

By przypadkiem nie wyrzec Twojego imienia.

 

8 III 1971

 

 

 

 

 

CZYŚ WIEDZIAŁ...

Zdyszany szept zegarka, pęknięte lustro słowa

Sen; bezsenność rytmiczna, czternastosylabowa

Z cezurą na skurcz serca: śmierć, która sercu śpiewa.

 

Ale nie Tobie śpiewa.- Czyś wiedział, że gdy nawet

Zaśniesz nie zżują mi Cię mrówki minut, że zaklnę

Śmierć tak, że w rym wkręcona w klatce tercyny skona?

 

 

 

 

GŁOS KOBIECY

Różdżkarzu, ślepy już na światło inne

Niż mieszkające w długich włosach żył

To osobliwe światło mojej krwi:

Nie muszę wołać Cię, bo wiem, że przyjdziesz

 

I wiem: znów uda Ci się mnie zaskoczyć

Wcześniej, nim zdąży zapowiedzieć słuch

Jako gościniec przyniesiesz mi znów

Topór swej długo ostrzonej nagości

 

A kiedy, czując w sobie nagłe ostrze

W największym strachu krzyknę: Kocham Cię

Wtedy, rzeźniku, znów przekonasz się:

Kobiety mówią czasem ludzkim głosem

 

 

 

 

KOCHANKOWIE MOI UMARLI POECI (...)

Kochankowie moi umarli poeci

Gryzą ziemię u mych stóp.

Chłodem wciskają się pod kołdrę.

Krążą rojem rozdrażnionych much

Nad kubłem gdzie cisnęłam tampon miesięczny.

Wieszam majtki na sznurze wisi Jesienin.

Biorę phanodorm tabletkę kradnie Trakl.

Kiedy otwieram oczy wyfruwa ptak

Anielska dusza Keatsa ponad wodę snu.

Ich śmierć przecinkiem, wciska się w tok zdania

I nieustannie sylaby mi liczy.

Zasypiam z ich imieniem na ustach i z nimi

W ustach, przy boku, w kroczu i macicy.

I nawet teraz któryś pisze mi te słowa:

„Bądź pochwalona pochwa Twa, Madonna”.

 

 

 

 

CZY ŚPIĄCĄ MOŻNA ZBUDZIĆ GRZECZNIE

Sen zgęstniał rtęć opadła na dno ciała krew

Odpłynęła z twarzy

I już gołymi dłońmi odgarniałam śnieg

Który wargi parzył

 

Strach zmroził lecz nie straszyć ale właśnie jął

Radość sobą karmić

Chociaż było nieomaIże niestrawne to

Smakowanie gwiazdy

 

Krzak trzewi się spopielił by szczęśliwy ból

Krzykiem wyrósł z krtani

Kto jak nie Ty potrafił obudzić mnie znów

Pocałunkiem takim

 

 

 

 

SUTKI STWARDNIAŁY (...)

Sutki stwardniały, schnie na nich sól

Odległych, nagle obudzonych muzyk.

Polifonicznym duchem sfery wzruszył

Bóg.

 

Śmierć pompuje od białego dna

Krwi, która żywszym pchnięta raptem prądem

Czerwonym snem mi paruje spod powiek,

Kat.

 

Ale tamten, co gdzieś w środku mgły

Snu niewidzialny wciąż do ucha szeptem

Mówi mi moje imię, wiem: to jesteś

Ty.

 

 

 

 

 

BAJKA ZIMOWEGO PORANKA

Pani Danucie Kiercowej

 

1

 

Raz klucz się śnił aż Księżyc zszedł i Odra krwi przed czasem

Wzruszyła kryształ morza. Ty - w swym śnie osobnym - spałeś.

 

2

 

Mój sprawdził się gdy nastał świt; lecz świat niecały: głuchy

Bez tego "a", któregoś już nie musiał we mnie budzić.

 

3

 

Śnieg sypał i -- jak w zaspie -- rósł strach: płaski, bez nadziei;

Nie wysoki lęk przed szczęściem, który aż wzrusza zenit.

 

4

 

Żal tylko przy mnie leżał; dzień topiłam w łzach na grochy,

Nie na perły je chowając w lagunie wspólnej kołdry.

 

5

 

W śnie ocean na odbicie swoje różowił przestwór,

Ja nie śmiałam myślą nawet pozdrowić córki ze snu

 

6

 

Kiedy tuląc twarz w poduszkę coraz to głębiej ciało

Przyszłości znów widziałam nie różowo, ale biało.

 

7

 

I znów mi pozostała ta jedyna pewność: smutna

Radość, że śpisz, więc wolno Cię kochać jak gdybyś umarł.

 

grudzień 70

 

 

 

 

PEWNIKI

Wypukłość moich piersi dopiero wklęsłością

Twoich dłoni czyniona

Gładkość moich pośladków dopiero szorstkością

Twoich palców gładzona

 

Pożywność mojej śliny dopiero Twój głód

Witaminowo stwarza

Tożsamość mego ciała dopiero mi ból

- gdy zadajesz – zaświadcza

 

Kościół mej płci dopiero wysoka modlitwa

Twego pragnienia wznosi

Czarna śmierć usta wtedy dopiero odmyka

Gdy się Twe życie zgłosi

 

 

BABILON

 

Któż to chodzi z butami po nagim ciele kobiecym

Odpowiadam: poeta

Gnój

alfons swej śmierci co ją rymuje wciąż ze śmiechem

 

Czy tak dobrze sprzedaje że może zniej żyć

Odpowiadam: wystarczy że wystawi w oknie

święty tyłek a lud

zbiegnie się zcałować, gdy da, pryszcze

 

Więc nie rozumiem co Ty robisz przy mnie

Odpowiadam: czy Ci się

nie podobam czy mało jestem kobieca

Ach, załóż jesczze ostrogi i kłuj aż mi braknie tchu

 

 

MARII KRWI KOBYŁA UŁANA (...)

 

Marii krwi kobyła ułana

Łydki śni całą no lecz żadna

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin