Jak Kamień W Wodę.doc

(67 KB) Pobierz

JAK KAMIEŃ W WODĘ
boy4U



  Każdy, kto chociaż raz w życiu przeżył bardzo gorące lato, wie, jak trudno jest wytrzymać w ubraniu. Do tego jeszcze ustronne miejsce –  i wszystko może się zdarzyć. Tak właśnie było wtedy, kiedy przydarzyła mi się ta historia.
 
  To był normalny letni dzień. Właśnie miałem się wybrać z kumplem pod namiot na tydzień, kiedy dowiedziałem się, że nie może ze mną pojechać. Byłem niesamowicie zdenerwowany. Zastanawiałem się, po co były te wszystkie przygotowania. Planowaliśmy to od bardzo dawna. W końcu nie często mogliśmy spędzić parę chwil na osobności i oddać się naszym zwierzęcym instynktom.
  Postanowiłem wyjechać sam. Nie chciałem, żeby długie godziny planowania poszły na marne. Spakowałem plecak i bez chwili zastanowienia wsiadłem do najbliższego autobusu. Chciałem szybko o wszystkim zapomnieć, ale odbywając samotną podróż, okazało się to bardzo trudne. Ciągle myślami wracałem do momentu, kiedy dowiedziałem się, że najbliższy tydzień spędzę sam. Myśli krążyły mi po głowie, wyobrażałem sobie, jak pięknie wyglądałyby nasze wspólnie spędzone dni. Myślami byłem już na miejscu, razem z Łukaszem, widziałem go w kąpielówkach, rozkładającego nasz namiot. Stałem obok niego i pomagałem mu wbijać bolce w ziemię. Dotarło do mnie, jak wiele straciłem i jaką okazję zmarnowałem. Chyba nigdy sobie tego nie wybaczę.
  Dojechałem na miejsce dosyć późno. Przeszedłem parę kilosów na pieszo, jak najdalej od szosy, aby samotnie rozkoszować się naturą i nie pokazywać nikomu mojego niezadowolenia. Gdyby w tym momencie ktoś się napatoczył, na pewno nie powstrzymałbym się przed wyżyciem się na nim. I tak nikt nie mógłby mnie zobaczyć.
  Znalazłem fajne miejsce przy strumyku, z dala od ludzi i postanowiłem rozbić tam namiot.
  Gdy w końcu tego dokonałem, a trwało to ze dwie godziny, z instrukcją w ręku, było już tak późno, że nie pozostawało mi nic innego, jak iść spać. Poza tym byłem strasznie wykończony podróżą.
  Było parno. Czułem się, jakbym dopiero co wyszedł z sauny. Cały zlany potem, zacząłem się powoli rozbierać. Najpierw zdjąłem koszulę, która najbardziej mi przeszkadzała, kleiła się do ciała. Zdawało mi się, jakbym zrywał z siebie drugą skórę. Od razu owiew chłodnego powietrza otarł się o moje nagie piersi i poczułem, jak skóra mi się napina. Na drugi rzut poszły spodnie. Najpierw pasek, a jak już uwolniłem się z jego uścisku, zacząłem rozpinać rozporek. Dało mi to niespodziewaną rozkosz. Wyorażałem sobie, że Łukasz jest ze mną, że to on zdejmuje ze mnie ubranie, jednocześnie pieszcząc moje ciało... Usnąłem zalany spermą.
  Obudziłem się wyspany i rześki, kąpiel wziąłem w strumyku, a potem łaziłem sobie goły i wesoły, tu i tam, czyli nigdzie.
  Podobnie było drugiego wieczora. Moment i byłem nagi. Mój penis wyprężył się, jakby był gotowy do czegoś większego, a ja, jak w ekstazie, zacząłem się nim bawić. Jeszcze nie całkiem mi stanął. Wziąłem go w rękę, delikatnie zsunąłem napletek, drugą ręką pieściłem swoją nagą klatę. To sprawiło, że w jednej chwili mój zuch postawił się na baczność. Teraz już nie przestawałem. Początkowo wolne, później coraz szybsze i szybsze ruchy. Nie miałem się w końcu czego obawiać. O wstydzie też nie było mowy. Byłem sam, niczym nie skrępowany. Postawiłem się w stan gotowości i prawie krzyczałem z podniecenia... Jeszcze chwila, taaak...  – i gęsta, długa struga niemal zalała mnie, oblewając mi ciało. Zapach nasienia wypełnił cały namiot. Przesiąkał powietrze, wgryzał się w moje zrzucone ubranie.
  Ale nastepnego wieczora, gdy już na całego zabawiałem się swoim małym... nagle coś usłyszałem. Dziwny szelest wyrwał mnie z tego transu, szybko wciągnąłem spodnie i wyszedłem sprawdzić, co to było. Otworzyłem namiot i zobaczyłem, jak coś przemyka wśród krzaków. Było już zbyt ciemno, żebym dostrzegł, co to było. To na pewno sarna albo jeleń – pomyślałem i wróciłem do poprzedniego zajęcia. Od razu zdjąłem spodnie. Ciążyły na mnie jeszcze tylko obcisłe, seksowne bokserki, które kupiłem specjalnie na randki z Łukaszem. Wkrótce miałem taki wytrysk, że sam nie mgłem się pozbierać. Byłem taki zmęczony, że nie wiem, kiedy usnąłem.
  Następnego dnia, wczesnym świtem, bo nie śpię długo, wstałem, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza i wykąpać się w strumieniu. Położyłem się w nim, a chłodna woda oblewała moje ciało. Przez cały czas miałem wrażenie, że nie jestem sam. Nikogo jednak nie widziałem, więc nie przerywałem swojego zajęcia. Po kąpieli założyłem tylko bokserki i adidasy, bo pogoda od rana nie dawała szans na przetrwanie tego dnia jeszcze choćby w spodniach. Po południu zmieniłem bokserki na luźne sportowe spodenki z kieszonkami i wybrałem się na spacer. Kieszenie są ważne, bo można w nie wsadzić ręce i zabawa z małym na całego! Od razu stoi! Po drodze zostawiłem spermę na pniu sośny, a potem na gęstych krzakach.
  Nigdy tak długo nie chodziłem. Zwiedziłem chyba całą okolicę. Podziwiałem krajobrazy i myślałem, że dostrzegę inne namioty, ale nikogo nie zauważyłem. Gdy wróciłem, zjadłem coś ze swoich zapasów i spokojnie doczekałem do wieczora. Tak samo jak poprzednio, rozebrałem się, tym jednak razem nie zapinałem namiotu, żeby w porę zobaczyć, gdyby znów coś się tu pojawiło. Ale nic nie widziałem i w końcu zasnąłem. Leżałem nagi, a że noc była gorąca, mojego ciała nie okrywał żaden koc ani śpiwór. Zasypiałem, patrząc, jak moje mięśnie, zalane potem, zdawały się błyszczeć na tle ciemnego namiotu. Usnąłem. Myślałem, że już nic mnie ciekawego w tym dniu nie spotka, ale się myliłem.
  Nagle obudziłem się, wyraźnie usłyszałem czyjeś kroki. Zerwałem się i wyjrzałem przed namiot, ale zanim się do reszty przebudziłem, minęło trochę czasu. Nie przepuszczę takiej okazji – pomyślałem. Muszę się dowiedzieć, co to jest! W pośpiechu wskoczyłem tylko w adidasy, żeby stracić jak najmniej czasu i ruszyłem w pogoń za tą obcą istotą. Znowu się jednak spóźniłem. Szlest ucichł. Straciłem trop.
  Wracałem zdenerwowany. Po raz kolejny to coś mnie przechytrzyło... i nagle w świetle księżyca widzę coś leżace zaraz obok mojego namiotu. Podchodzę bliżej i zamurowało mnie. Na ziemi, tuż obok wejścia, leżały męskie stringi w kształcie, jakiego nigdy nie widziałem. Odpinane z obu boków, zasłaniały męskość tylko drobną siatką. Zgubił je ten ktoś? Zostawił? Podrzucił?  
  Teraz wiem, kto odwiedza mnie od dwóch dni – pomyślałem. Przynajminiej wiem, że to człowiek. On musiał mnie wtedy widzieć nago, jak nie zapiąłem namiotu. Kosmate myśli przeszły mi przez głowę, a na samą myśl o nagim człowieku, który "podziwiał" moje przeciętne ciało, pomyślałem, że na pewno się mnie za bardzo przestraszył, zwłszcza tych moich chudych żeber i już nie przyjdzie. Bo oczywiście w namiocie nikogo nie było. To trochę mnie zaniepokoiło, ale przede wszystkim zaciekawiło. W końcu ten ktoś mógł być jedyną osobą, którą spotkam w tym lesie.
  Postanowiłem zostawić mu wskazówkę, aby go trochę ośmielić. Przed wejściem do namiotu położyłem moje zdjęcie z Łukaszem. Byliśmy na nim nadzy i całowaliśmy się. On trzymał w ręku mojego penisa, a ja gładziłem go ręką po pośladkach. Druga ręka była w górze, bo właśnie robiłem zdjęcie. Zrobiliśmy je po naszej pierwszej wspólnej imprezie, na której poznaliśmy się. Od początku nie mogliśmy oderwać od siebie wzroku. W końcu to on pierwszy podszedł do mnie i zapytał:
  - Nie masz ochoty na mały spacer? Duszno tu.
  - Jasne! – odpowiedziałem i zanim przkroczyliśmy drzwi, nasze dłonie już się spotkały. Byłem wtedy pewien, że to jest ten, na którego od dawna czekałem.
  - Może wpadłbyś do mnie? – zaproponowałem.
  Miałem akurat pustą chatę. Bardzo sprzyjająca okoliczność do bliższej znajomości.
  Skinął tylko głową na znak, że się zgadza i poszliśmy. Tego wieczoru nie zapomnę do końca życia. Od razu go rozebrałem, a on mnie i po krótkim poznaniu naszych ciał, a przede wszystkim penisów, które zaraz trafiły do naszych ust, od razu poszliśmy do łóżka. Mój penis był większy, więc to ja zacząłem. Ładowałem Łukasza raz po raz, a on się tylko wyginał jak wąż i syczał: "Mocniej, mocniej!" Potem on mi wsadził, ale tylko raz, powiedział, że bardziej mu odpowiada, jak ja to robię. Mnie też to bardziej odpowiadało. Waliłem go z całych sił i słuchałenm, jak pojękuje. Dlaczego dzisiaj go ze mną tu nie ma? Ciągle miałem przed oczami jego szczupłe pośladki, po każdym razie coraz więcej czerwone od moich klapsów i uderzania moich jaj. Dziś dopiero by miał czerwoną dupę! Ładowałbym go aż do utraty tchu!
  Poszedłem spać z myślą, że już rano przekonam się, czy ten ktoś naprawdę tu był. Miałem rację. Zdjęcie zniknęło, a na jego miejscu leżało czasopismo. Nie znałem tego tytułu, okładka już była trochę sfatygowana, ale od razu przyciągnęła mój wzrok. Wprost rzuciłem się do oglądania. Nigdy nie widziałem takich chłopaków! Z takimi wielkimi chujami!!! I takie dupy, w które te chuje bez niczego wchodzą! I tyle spermy! Nie chciało mi się to w głowie pomieścić. Długo wpatrywałem się w każde zdjęcie i onanizowałem się chyba z godzinę.
  Cały dzień przeleżałem z tym pisemkiem w jednym ręku i własnym penisem w drugiej, myśląc o tajemniczej wizycie tego nieznajomego.
  Nadeszła w końcu noc. Ciągle patrzyłem na zegarek. Minęła już północ. Przez to czekanie zasnąłem. Nie wiem, jak długo spałem, ale takiej pobudki to jeszcze nikt mi nie zrobił.
  Poczułem męski oddech na swojej szyi, obniżał się ciągle, nieubłaganie zmierzając do mojego penisa. Udawałem, że śpię, ale nie mogłem wytrzymać. Ogarnęło mnie to samo podniecenie, co podczas oglądania tych zdjęć. Nagle poczułem jego język. Lizał mi okolice członka, całował mnie, rękoma pieścił moje ciało. Nie wytrzymałem. Natychmiast penis stanął mi w pełnej gotowości, a nieznajomy powoli zaczął go pochłaniać. Najpierw żołądź. Lizał ją, całował, bawił się nią, przesuwał sobie po twarzy, aż w końcu trafiła do jego ust. Wtedy uniosłem głowę, powoli udając, że właśnie się obudziłem. Zobaczyłem jego umięśnione ciało. On też był zupełnie nagi. Jego pośladki i męskość, której jeszcze nie zobaczyłem, znajdowały się niesamowicie blisko mojej twarzy. Marzyłem, żeby się na niego rzucić i rozkoszować tą chwilą, ale on nie zamierzał przestać mnie lizać. Myślałem, że spuszczę mu się w usta, ale w ostatniej chwili oderwałem go od siebie. W sekundzie nasze twarze się zbliżyły, a usta zlały w pocałunku. Chwilę później leżałem na nim, cały czas go całując. Pieściliśmy swoje ciała nawzajem. Teraz ja zabrałem się do dzieła. Moje pocałunki spływały kaskadami i kierowały się do jego grubego członka. Stał mu na baczność, jakby czekał na moje wargi. Zbliżyłem go do twarzy, chwyciłem wargami, ale tylko na chwilę. Spojrzałem na niego, a on wprost emanował podnieceniem. Wziąłem jego męskość do ust i napawałem się tą chwilą. Pieściłem jądra, lizałem pięknego penisa we wszystkich miejscach. Przestałem, żeby zobaczyć, czy stać go na coś więcej, czy powie: "Odwróć się", czy powie: "Wchodź". Nie powiedział. Więc odwróciłem go plecami do siebie. Poddał się bez słowa. Zrozumiał, o co mi chodzi. Nie opierał się, wręcz mi pomagał. Wyprężył się mocno, a ja wkłułem się w niego, całkiem lekko, nie tak, jak z Łukaszem, do którego musiałem się wdzierać w jego ciasną dziurkę. Penetrowałem jego ciało, a moje ręce popłynęły ku penisowi, którym nie sposób się nacieszyć. Wtedy zaczął się rytmicznie poruszać, jakby mnie popędzając, a ja zacząłem wchodzić i wysuwać się z niego coraz szybciej. Nie mogliśmy przestać. Poczułem, jak nadchodzi mój wytrysk, on chyba też, bo nagle przyspieszył. Nie dało się już tego powstrzymać. Wlałem w niego tyle spermy, że aż jęknął. Po wszystkim on położył mnie na plecach i wprowadził w życie technikę 69. Zasnęliśmy w ten sposób, przy otwartym namiocie. To była najbardziej upojna noc mojego życia.  
  Poranne pianie koguta zastąpiła mi jego ponowna lawina pocałunków. Zastanawiałem się, czy on będzie miał kiedyś dość. Nie zanosiło się na to. Gdy grzałem mu penisa ostrą masturbacją, sam się położył na brzuchu. Wiedziałem, po co. Na nic nie czekałem, od razu w niego wszedłem, a on znowu mnie ponaglał, żebym ni zwlekał. Nie zwlekałem. Po chwili wlałem w niego całą spermę, a on pojękiwał zadowolony. Od pierwszego ruchu czułem, że nie było to tak, jak robiłem to z Łukaszem, że ten nieznajomy daje mi to dużo lepiej. Dlatego wcale nie chciałem skończyć i zejść z niego.
  Potem poszliśmy się razem wykąpać. Był szary świt, widać było tylko kontury drzew i nawet niedokładnie widziałem jego twarz. Weszliśmy do wody i gdy ja leżałem z zamkniętymi oczami, on nagle gdzieś przepadł. Zniknął.
  Wspominając poprzednią noc i ten poranek, zacząłem bawić się moim penisem, który od razu stanął na baczność. To wspomnienie działało na mnie jak narkotyk. Gdy tylko zniknął, już myślałem, czy wróci i co będzie, jak wróci.
  Cały dzień nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Chodziłem, szukałem nie wiadomo czego, a w międzyczasie oglądałem zdjęcia tych chłopaków z tymi wielkimi chujami. Porównywałem tych chłopaków do mojego nieznajomego, ale wyrzeźbieniem ciała żaden nie mógł się z nim równać. Dopiero teraz mogłem docenić doskonałość jego ciała. Miał około metra osiemdziesiąt pięć wzrostu, ciężko powiedzieć, ile ważył, ale proporcje miał perfekcyjne. Penis na pewno osiemnaście, dwadzieścia centymetrów, doskonale pasował do jego muskularnego, ale nie do przesady, ciała. Właściwie to gość był szczupły, ale bardzo dobrze rozwinięte mięśnie, które napinając skórę na jego ciele, sprawiały wrażenie muskularności. Przypominałem to sobie bardzo szczegółowo, jak na nim leżałem i jak całowałem, i długo analizowałem każdy centymetr jego boskiego ciała, chcąc się jakby nauczyć go na pamięć.
  Całkiem nago minął mi cały dzień i nie wiem, jak często miałem erekcję. Czegoś takiego nie dał mi nawet Łukasz, o którym całkowicie zapomniałem. Przestał mnie interesować. Czekałem, czy przyjdzie mój nieznajomy. Czekałem bardzo długo. Czy wróci po te swoje stringi, które tu zostawił? Śniłem o nim. Jego ciało było gładkie jak jedwab, dotyk delikatny, każdy pocałunek sprawiał mi tyle rozkoszy, że można by nią obdzielić całą okolicę. Stał się dla mnie wzorem piękna. Dlaczego go nie ma?
  Postanowiłem, że nie będę czekał. Sam go poszukam. Całkiem nago, chcąc zrobić mu niespodziankę, wyruszyłem w stronę, gdzie zniknął mi tego poranka i skąd teraz mógłby przyjść. Ale ta ścieżka była wąska, krzaki gęstniały. Co chwilę jakaś gałązka musnęła mnie po mojej męskości, której wiele nie potrzeba do szczęścia. Ocierałem się o delikatne gałązki i szedłem mając nadzieję, że to tak szybko się nie skończy. Wyszedłem na jakąś polanę, a za nią zobaczyłem otwarty horyzont. Zatrzymałem się, rozejrzałem i dla pewności zasłoniłem penisa rękoma. Bałem się, że ktoś w tej okolicy może mieszkać. Na dodatek na łące pasła się krowa. Ale nikogo nie było. Ukryłem się za krzakami i wzrokiem badłem jak największy kawałek tego terenu. Nie, lepiej nie ryzykować. Zawróciłem. Znowu wysokie drzewa i krzaki, które zasłaniały widok. Zaczęło się ściemniać. Żebym czasem nie zabłądził. Spory kawałek uszedłem już od namiotu. Nie wiedziałem, która jest godzina, bo zegarek też zostawiłem. Pewnie byłem w połowie drogi, a tu moment i zrobiło się czarno. Zacząłem biec. Nagle dostrzegłem jakieś światło. W środku lasu? Tam, gdzie powiniem stać mój namiot! Byłem zdyszany i zmęczony. Podszedłem bliżej. Zwolniłem, aby nikt mnie nie usłyszał i po cichu wyjrzałem zza drzewa. Przy namiocie stał jakiś mężczyzna. Z małą latarką w dłoni ogladał zdjęcia tych gołych chłopaków, które miałem od nieznajomego. Stał tyłem i mogłem zobaczyć jego muskularne pośladki. Nie wiedziałem, kto to. To mógłby być ten sam mój nieznajomy, ale też mógłby to być kto inny. Stanął w rozkroku i zaczął się onanizować. Zastanawiałem się, czy podejść, bo mój penis od razu na ten widok mi stanął. Pomyślałem, że podejdę. Powoli, od tyłu, żeby mnie nie widział, zacząłem podchodzić, czaić się, nie zdradził mnie najcichszy szelest. Podszedłem najbliżej i wtedy poznałem to samo nagie ciało, które dotykałem i całowałem ostatniej nocy. To był on. Znów miałem mocniejszą erekcję. Tym jednak razem to ja go zaskoczę – pomyślałem. Stanąłem za nim i jednym ruchem od tyłu złapałem go za wyprężonego członka, a swojego wcisnąłem między jego pośladki. Drgnął, podskoczył, naprawdę się wystraszył, ale jak swoją ręką wymacał mojego twardego penisa, sam się pochylił i przytrzymał go tak, żebym był tuż przy jego wejściu. Od razu wkłułem się w niego, wszedłem bez trudu. Rąbałem go na stojąco, a jego penisa ani na chwilę nie wypuściłem z ręki. On sam aż prosił się o pieszczoty i masturbację. Czułem, jak jego ciało drży, jak jego penis skleja mi palce swoim śluzem, a ja coraz szybciej i szybciej! Czułem, jak się wypręża, że zaraz mi strzeli. Żebym zdążył równo z nim. Zdążę! Nie zdążyłem. On poleciał pierwszy... Mój nieznajomy nie otwierał oczu, tylko rozsunął stopy, żebym wszedł jeszcze głębiej, a jak wszedłem, od razu poleciałem. On trzymał mnie za dupę, żebym z niego od razu nie wychodził, a jak mi mały zaczął mięknąć, jakby mi sam z niego wypłynął, a za nim strugi mojej spermy.
  Weszliśmy do namiotu i od razu padliśmy w pozycję 69. Śliniłem jego penisa, łapczywie pochłaniałem, pieściłem jądra, całowałem je, wciągałem do ust i namiętnie lizałem. Jego ręce powędrowały do mojej głowy. Zaczął mnie głaskać i mruczeć z podniecenia. Gdy poczułem, że znów zbliża się jego erupcja, wyjąłem go z ust i dokończyłem ręką. Wyrzucił z siebie tyle samo spermy, co przedtem, długim gęstym strumieniem, że chyba opróżnił całe jaja. Miałem w niej twarz, a ile jeszcze na niego poleciało. Ale teraz to on nie miał dość. Posadził mnie na swoje jaja, uniósł mi dupę i nadstawił nad swojego stojącego penisa. Teraz pomału mnie opuszczał. Nabijałem się na jego grubego członka. Czułem ból dużo większy niż ten, który miałem z Łukaszem. W porównaniu z tym, co czułem teraz, to z Łukaszem była sama przyjemnośc, Łukasz wszedł i wszystko. A teraz? Zacisnąłem zęby i dalej wsiadałem na niego z całą premedytacją, bardzo powoli, czując, jak mnie rozpycha, aż usiadłem dupą na jego jajach. Siedzę, pomyślałem, a to znaczy, że jego penis wszedł. Cały! To dobrze, bo gdyby miał mi wsadzić jeszcze kilka centymetrów, to bym chyba zaczął wyć i jęczeć z bólu. W momencie złapałem oddech, a wtedy on zaczął poruszac biodrami, do tego chwycił moją pałę w rękę i zaczął walić z całych sił. To lubię, niech mi jaja wytrzepie do końca. Zacząłem razem z nim prowadzić całą akcję. Nasze ciała klaskały o siebie, jego gruby penis coraz szybciej jeździł we mnie, a on nie przestawał mi walić, jakby chciał sprawdzić, czy wyciśnie ze mnie chociaż jeszcze jedną kropelkę spermy, czy już nie. Nie miałem już siły, ale czułem, że wyciśnie, bo jaja znów zrobiły mi sie twarde, ale wiedziałem, że nie będzie to szybko, że dużo czasu potrzebuję do mojego wytrysku. Zacząłem macać swoje piersi, lizać jego ciało, sam jeszcze dodatkowo się podniecałem, a jego ręce coraz mocniej pieściły mi dupę. Teraz będzie, czuję. W końcu trysnąłem między nas. Upadłem na niego i skleiłem nasze ciała w uścisku tą samą gęstą spermą. W tej samej chwli poczułem, jak jego członek szybkimi ruchami wrzuca we mnie swoją... Było mi dobrze i jakoś tak miękko, że wcale nie chciałem z niego zejść. Usnąłem.
  Wczesnym świtem obudziłem się, czując jego grubego, trwardego penisa na swoich pośladkach. Lepiej, żeby mi nie wsadzał, pomyślałem, bo pamiętałem, jak mnie to z nim bolało. Naraz poczułem jego mocne ręce, jak rozciągają mi dupę i ból wpychanego kutasa. Jęknąłem. Dupa mi się sama zacisnęła, a on ją rozciągał i pchał. Coraz więcej bolało. Dlaczego robi to ze mną na boku? Wolałbym normalnie. Nie podniosę nogi tak wysoko, żeby mu dać tam więcej miejsca... Bo mi dupa nie wytrzyma, aż mnie jaja rozbolały! Wytrzymałem. Ale nie byłem dziś z tego zadowolony. Pomyślałem, dlaczego teraz mnie nie onanizował, dlaczego zostawił mojego penisa i nawet go nie dotknął?
  Potem nasza kąpiel w strumyku. Nie zamyałem oczu, żeby mi znów gdzieś nie zniknął. Ale gdy spadła na mnie jakaś gałązka, gdy skuliłem głowę - jak się odwróciłem, jego nie było.
  Chodziłem zły. Wieczorem wyszedłem mu na przeciw, ale na próżno. Potem pomyślałem, że jestem głupi. On i tak przychodzi swoimi drogami. Wróciłem do namiotu i od razu zobaczyłem na wierzchu moje zdjęcie z Łukaszem, to samo, które kiedyś mu dałem, żeby go ośmielić. I zobaczyłem, że nie ma tego pisma z głymi chłopakami, które on mi podrzucił. Stringi też zniknęły. To zły znak, pomyślałem.
  Tak, to było nasze pożegnanie. Bez słów.
  Przepadł. Zniknął.
  Stałem nad strumykiem i wrzucałem kamyki do wody.
  Zniknął, jak kamień w wodę.
  Ja też zaraz stąd znikam. Koniec moich wakacji z naturą.

                                                                                         boy4U

Zgłoś jeśli naruszono regulamin