Mądry Beps - M. Kowalewska.doc

(32 KB) Pobierz

Mądry Beps – M. Kowalewska

 

      Wojtek miał psa Bepsa. Wiecie, jak ten pies wyglądał ? Był za wysoki na jamnika i za niski na wyżła. Za kudłaty na foksteriera i za gładki na pudla. Za to w sam raz na zwykłego kundla.

      Ale co to był za pies! Najmądrzejszy i najukochańszy!

      Sami się przekonacie.

      -Chodźmy, Beps, na polowanie –powiada kiedyś Wojtek.

      -Hau-hau! – chętnie zgadza się Beps.

      Idą...

      Nagle, patrzy Wojtek, z zarośli wyłazi czarne ptaszysko i wlecze bezwładnym skrzydłem po trawie.

      -Beps! Zwierzyna! Trzymaj, łapaj!  Pif-paf! – woła Wojtek.

      A Beps ani drgnie, tylko warczy z cicha, jakby mówił:

      „Ani mi się śni! Porządny pies przetrąconego ptaka nie ruszy!”

      Wojtek więc sam cichutko podchodzi do ptaka.

     -To kawka –powiada. –Ze złamanym skrzydłem. Biedna! Pewnie głodna. Może kawki, jak kruki, lubią ser? Jak myślisz, Beps? Mamy przecież chleb z serem na drugie śniadanie!

     Okazało się, że kawki lubią ser. Bardzo lubią!

     -Hau-hau! Niech idzie z nami –szczeka Beps. –We troje będzie weselej.

     Poszli. Wojtek podśpiewywał, Kawka krakała, a Beps dorzucał swoje hau-hau i było im wesoło.

     Aż tu nagle z polnej bruzdy wyskoczył szary, uszaty kłębek. Był to Zajączek, bardzo wystraszony.

     -Zwierzyna! Beps! Trzymaj go! –woła Wojtek.

     -Takich malców porządny pies nie łapie –warczy Beps.

     A Zajączek siedzi i trzęsie się ze strachu.

     -Kra-kra! –powiada Kawka. –Chodź, Zajączku, z nami. We czwórkę będzie weselej.

     -Poszli. Wojtek gwizdał, Kawka krakała, Beps poszczekiwał, a Zajączek mruczał pod nosem swoją zajęcza piosenkę. I było im jeszcze weselej.

     Łapaj, trzymaj, Beps! –zawołał nagle Wojtek, bo z zarośli, utykając na lewą łapkę, wysunął się Jeż.

      -Nie zwariowałem, żeby chwytać kolczastego Jeża! –warknął Beps. –I w dodatku kulawego! Tego nie robi żaden mądry i porządny pies!

      -No, to chodź, Jeżu z nami –pisnął uprzejmie Zajączek –w piątkę będzie jeszcze weselej.

      Weszli teraz do lasu, pięknego, wysokiego boru, miedzy rude, miedziane pnie strzelistych sosen.

       Bór szumiał rozgłośnie, chociaż trochę smutno. Dołem biegła ścieżka miedzy zaroślami jałowca i trzeba było bardzo uważać, żeby się nie pokłuć jego ostrymi igłami.

        Nagle piątka wędrowców zatrzymała się na komendę. Przed nimi, w gęstych zaroślach, coś się rozpaczliwie szamotało.

              -Nie pójdę!- szepną drżącym głosem Wojtek.

Zajączek też zadrżał, skulił się i zrobił zupełnie podobny do szaroburego kłębka wełny. Kawka na ramieniu Wojtka wtuliła główkę pod zdrowe skrzydło, a Jeż nastawił wszystkie kolce do boju. Tylko Beps był spokojny i pilnie węszył nosem po ziemi, potem machnął ogonem:

              -Już wiem! To Sarenka! Wpadła w sidła!

              Teraz wszyscy zrobili się raptem bardzo odważni i pobiegli w zarośla. Wojtek pierwszy                    z Kawką na ramieniu. Za nim, nieco ostrożniej, pokicał Zajączek, a na końcu jeż, z przygładzonymi grzecznie kolcami.

              Besp biegł obok nich i raźno wywijał ogonem.

              Wśród kolczastych zarośli jałowca miotała się biedna, mała Sarenka z głową uwięzioną                    w drucianej pętli sideł.

              -Poczekaj, Sarenko- powiedział spokojnie i serdecznie Wojtek. -Przestań się kręcić, to cię uwolnimy.

              A Sarenka, jak gdyby zrozumiała jego słowa, zaraz się uspokoiła. Wtedy Wojtek przy pomocy mądrego Bepsa rozciągnął zaciśniętą na szyi Sarenki drucianą pętlę w ten sposób, że łebek biednego zwierzęcia łatwo już mógł się z niej wysunąć.

              Uwolniona Sarenka drżała jeszcze ze strachu i zmęczenia, ale była już bardzo rada                           i z wdzięcznością spoglądała na Wojtka i Bepsa ślicznymi sarnimi oczami.

              Tymczasem Wojtek zręcznie odczepił drucianą pętlę, przymocowaną do drzewa.

              -Tych sideł nie możemy zostawić, bo przyjdzie jaki kłusownik i znów je założy...

              -I ja się złapie po raz drugi - żałośnie westchnęła Sarenka.

              -Trzeba uważać! - powiedział surowo Wojtek. -Czyż ta przygoda nie nauczyła cię rozumu?

Sarenka kiwnęła głową parę razy na znak, że przygoda rzeczywiście nauczyła ją rozumu i że teraz będzie już uważać.

              -No to chodź z nami -zaprosił ją Wojtek do towarzystwa. -W szóstkę będzie nam dużo, dużo weselej.

              Poszli. Szli sobie, szli, aż wyszli z sosnowego, szumiącego boru.

              Na błękitnym niebie płynęły puszyste, białe obłoki. Na zielonej łące kwitły żółte kaczeńce. A nasi przyjaciele wędrowali polną drogą i każdy śpiewał po swojemu. Nawet nieśmiała Sarenka pobekiwała cichutko, ale wesoło. I było im doprawdy bardzo, bardzo przyjemnie. Tak przyjemnie, że kiedy przyszli pod dom Wojtka, trudno było się rozstać.

              -Chodźcie do mnie. Będziemy mieszkać razem -zaprosił gościnnie Wojtek, ale Beps pokręcił głową.

-Zajączek woli mieszkać w bruździe, ja go znam! A Jeż w zaroślach. Sarence z pewnością tęskno już do mamy. Niech więc każdy wraca do siebie. Tylko Kawka zostanie tymczasem z nami, aż sobie skrzydło wyleczy. Bo ze złamanym skrzydłem trudno ptakowi żyć na świecie.

              Zajączek na pożegnanie machną grzecznie długim uchem i- kic-kic- ruszył w bruzdę. Jeż- tup-tup- w zarośla. A Sarenka spojrzała na Wojtka i Bepsa wielkimi sarnimi oczami i beknęła cicho, serdecznie. Kawka zaś posłusznie skoczyła w prób Wojtkowego domu.

              -To było Bardzo Dziwne Polowanie -powiedział Wojtek. – Nie upolowaliśmy żadnej zwierzyny...

              -Hau-hau! Za to zdobyliśmy czworo nowych przyjaciół!

              I pomyślcie sobie: taki zupełnie zwyczajny pies, za wysoki na jamnika i za niski na wyżła, na kudłaty na foksteriera i za gładki na pudla- ot, po prostu kundel, a jaki mądry!

              Takiego drugiego nie ma na świecie!

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin