Istota miłości na podstawie 'Uczty' Platona.doc

(40 KB) Pobierz
Paulina Sztejnwald

Paulina Sztejnwald

Filologia klasyczna

Rok 1

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Istota miłości na podstawie

‘Uczty’ Platona

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

              Ten popularny dosyć utwór jest dialogiem poświęconym Erosowi, a tym samym miłości. Występuje tam m.in. Arystofanes, Alkibiades i sam Sokrates, co wskazuje na wysoki poziom dyskusji podczas uczty w domu Agatona. Są tam ukazane ciekawe wizje właśnie Erosa i miłości.

Cały utwór jest jakby podzielony na trzy główne części: pięć mów dotyczących Erosa, mowa Sokratesa i opowiadanie Alkibiadesa o samym Sokratesie. W tej pracy chciałabym się oprzeć głównie na dwóch pierwszych częściach utworu, nie skupiając się jednak zbytnio na samym pochodzeniu Erosa.

              Około dwóch tysięcy czterystu lat temu spotyka się grupka mężczyzn na tytułowej uczcie. Po wystawnej kolacji Eryksimachos proponuje temat dyskusji, o którym mowa wyżej. Gdy z entuzjazmem reszta przystaje na ten pomysł, Fajdros rozpoczyna swoją mowę, mającą na celu pochwałę wielkiego Erosa.

Już w tym miejscu zauważamy potęgę miłości, która największemu tchórzowi dodaje odwagi i siły do stawiania czoła przeciwnościom losu. Absolutnie nie ma tu mowy o miłości macierzyńskiej, ale o, jak można to dziś nazwać, partnerskiej:

 

Dobrze o tym świadczy Hellenom Alkestis, córka Peliasa; ona jedna chciała umrzeć za swego męża, mimo że miał ojca i matkę. Jej przywiązanie do niego było bez porównania większe niż rodziców, bo ona męża kochała, a oni, jak się okazało, byli mu obcy i tylko się nazywali rodzicami.[1]

 

Widać tu, że tylko prawdziwa, szczera miłość jest gotowa na poświęcenia bez względu na wszystko.

              Pauzaniasz, kontynuując temat, podkreśla, że nic samo z siebie nie jest ani złe ani dobre – tak samo jest z miłością. Mówi więc, że miłość pięknie uprawiana jest rzeczą dobrą, źle natomiast rzeczą złą. Wskazuje również na to, że jest dwóch Erosów: Eros wszeteczny – kierujący się uczynkiem, kochający bardziej ciało od duszy, syn Afrodyty mającej w sobie coś żeńskiego i coś męskiego; oraz Eros niebiański – syn Afrodyty nie mającej na początku nic wspólnego z pierwiastkiem żeńskim, będącej starszą i nieskalaną niskimi skłonnościami.

Tu z kolei widzimy m.in. stawianie miłości do chłopców ponad miłość do kobiet. Ta pierwsza była uznawana za coś ważnego, godnego, nawet obligatoryjnego. Dobrze było gdy oblubieniec – często starszy, mądrzejszy, bardziej doświadczony, miał swego miłośnika – młodzieńca, pragnącego otrzymywać nauki od pierwszego.

Trzeba zaznaczyć, że już w najdawniejszych czasach godzono się na spanie pod drzwiami, zaklęcia, modły, przysługi dobrowolne, jeśli robił to człowiek zakochany:

 

I jest u nas rzeczywiście taki pogląd przyjęty, że gdy się ktoś oddaje drugiemu, bo wierzy, że się za jego sprawą stanie lepszym, mądrzejszym czy dzielniejszym w jakim innym kierunku, wówczas taka dobrowolna niewola ani nie uwłacza nikomu, ani za podłe nie uchodzi pochlebstwo.[2]

 

Wszystko to miało pozytywny wydźwięk wtedy, gdy jeden i drugi robił to z miłości, a nie za pieniądze czy dla kariery. Trzeba wiedzieć, że gdy miłośnik wierzył w szczerość uczuć oblubieńca, a ten go wykorzystał, nie miał miłośnik powodu do hańby, gdyż rozpacz to była piękna, bo szczera (i odwrotnie – jeśli oblubieniec został wykorzystany przed miłośnika):

 

Jeśliby się ktoś drugiemu oddawał, wierząc w jego wartość moralną, wierząc, że go lepszym zrobi przyjaźń miłośnika, a zawiódł się przecież, boby na jaw wyszło, że człowiek zły, i dzielności by w końcu nie zdobył, to przecież piękny to zawód. Bo i taki człowiek objawia wtedy, co w nim tkwi, pokazuje, że dla dzielności, dla moralnego postępu, on by był gotów dla każdego na wszystko – a gdzież jest rzecz piękniejsza?[3]

 

Znów jest zaznaczone, że miłość w celu własnego rozwoju jest rzeczą dobrą, bo w miłości chodzi właśnie o to, by się rozwijać przede wszystkim duchowo, a nie dzięki niej wspinać się po szczeblach kariery zawodowej czy pomnażać swoje dobra materialne.

              Z kolei Eryksimachos zaznacza, że zarówno jeden jak i drugi Eros jest we wszystkim. Tak w medycynie, muzyce jak i w miłości. Trzeba dbać o równowagę i uważać, by ten ‘zły’ nie wziął góry nad ‘dobrym’, bo z tego lubią zarazy powstawać i wiele innych różnych chorób pomiędzy zwierzętami i u roślin.[4]

Widać tu nawołanie do złotego środka, dzięki któremu będzie utrzymany balans między Erosem wszetecznym a niebiańskim.

              Arystofanes natomiast zwraca uwagę na płcie ludzi mówiąc, że niegdyś było ich trzy. Opowiada historię o tej trzeciej – obojnaczej, tłumacząc przez to poniekąd miłość homoseksualną. Tą trzecią płcią była płeć złożona z pierwiastka męskiego i żeńskiego:

 

Otóż cała postać człowieka każdego była krągła, piersi i plecy miała naokoło, miała też cztery ręce i nogi w tej samej ilości, i dwie twarze na okrągłej, walcowatej szyi, twarze zgoła do siebie podobne. (...) Strasznie to były silne istoty i okropnie wolnomyślne, tak że się zaczęły zabierać do bogów i do nich się odnosi to, co Homer mówi o Efialtesie i Otosie, to, że już zaczęli robić schody do nieba, żeby potem bogów napastować.[5]

 

W związku z tym Dzeus rozdzielił ich piorunem na pół i od tej chwili byli słabsi, i tęskniący za swoją częścią. Dlatego do dziś chodzą ludzie i szukają połówki pasującej do nich samych. Gdy już znajdą się dwie połówki, to pragną się spoić znów w jedność, bo nie potrafią bez siebie żyć. I nie chcą od siebie niczego innego, jak tylko być ciągle ze sobą (znów ukazana ‘czysta’ miłość). Kobiety oderwane od połówki kobiecej nie zwracają większej uwagi na płeć męską, a szukają wśród siebie (tzw. trybadki, dzisiejsze lesbijki). Z kolei te oderwane od połówki męskiej, nie tylko swego męża przyjmują w łożu, szukając tego ‘właściwego’. Ale ci, których od męskiego odcięto pnia, gonią za męskim rodzajem i już jako mali chłopcy lubią te kupony męskie mężczyzn ściskać w posłaniu; to są najwybitniejsze jednostki pomiędzy chłopcami i młodymi ludźmi, to są najbardziej męskie natury.[6]

Tu znowu widać ukłon starożytnych w stronę miłości homoseksualnej, biorąc pod uwagę mężczyzn. Wspomniano, że miłość ta nie jest spowodowana bezczelnością, a odwagą i pewnym męskim zacięciem – kochają przecież to, co do nich samych podobne.[7]

Mężczyźni stoją tu na piedestale możliwe dlatego, iż sami o tym rozprawiają, mając jednocześnie kobiety za osoby poniekąd szkodliwe. Miało miejsce bowiem świadome dążenie do ograniczenia przyrostu naturalnego z powodów ekonomicznych. Oprócz tego w kręgach uprzywilejowanych ‘modne’ były romanse między dojrzałymi mężczyznami i młodymi chłopcami. Można jednak dojść do wniosku, że nieważne jaka płeć z jaką się zejdzie – ważne, by uczucie to było prawdziwe, szczere i dające rozkosz, a Sokrates dodaje, by zachęcało również do tworzenia w pięknie.

              Tworzenie to jest swoistym zapładnianiem. Miłość bowiem nie goni za samym pięknem, ale za tworzeniem w tym pięknie. Ludzie kochający i zapładniający pozostają nieśmiertelni, gdyż na ich miejsce wstępuje jednostka młoda – czy jest to ich potomek, czy nowa nauka zastępująca starą. Bo kochając, trzeba zapładniać, a są tacy, którzy mają więcej nasienia duchowego, niż cielesnego, co widać również miało większą wartość w oczach innych:

 

I każdy by wolał raczej takie płody wydawać, aniżeli ludzkie dzieci płodzić, kiedy tylko popatrzy na Homera i Hezjoda, i tylu innych dzielnych twórców, i zazdrościć im zacznie, że takie cudne dzieci zostawili, dzieci, które im nieśmiertelną sławę i pamięć przyniosły, bo same są nieśmiertelne.[8]

 

Po raz kolejny można zauważyć, że najcenniejsze jest uczucie, nie patrzące się na sprawy doczesne, a sięgające dalej, wchodzące głębiej i wzlatujące wyżej. A takie może mieć miejsce tylko w miłości homoseksualnej.

 

Więc kto od kochania chłopców zaczął, jak należy, a wznosząc się ciągle wyżej już to piękno oglądać zaczyna, ten stanął prawie u szczytu. Bo tędy biegnie naturalna droga miłości, czy ktoś sam po niej idzie, czy kto drugi prowadzi: od takich pięknych ciał z początku ciągle się człowiek ku temu pięknemu wznosi, jakby po szczeblach wstępował: od jednego do dwóch, a od dwóch do wszystkich pięknych ciał, a od ciał pięknych do pięknych postępków, od postępków do nauk pięknych, a od nauk aż do tej nauki na końcu, która już nie o innym pięknie mówi, ale człowiekowi daje owo piękno samo w sobie; tak że człowiek dopiero przy końcu istotę piękna poznaje.[9]

 

 

 

Bibliografia:

 

Platon, Uczta, przekład Wł. Witwicki, Warszawa: wyd. ALFA, 1994

 

St. Farlough, Inna miłość: Opowieści o znanych i nieznanych homoseksualistach, Warszawa: Wydawnictwo Akademickie DIALOG, 1993, s.25-30

 

K.J. Dover, Homoseksualizm grecki, przekład J. Margański, Kraków: wyd. Homini, 2004, s.68-70, s.101n., s.197

5

 


[1] Platon, Uczta, przekład Wł. Witwicki, Warszawa: Wydawnictwo ALFA, 1994, s. 61 n.

[2] Platon, ibidem, s. 68.

[3] Platon, ibidem, s. 69 n.

[4] Platon, ibidem, s. 74.

[5] Platon, ibidem, s. 76 n.

[6] Platon, ibidem, s. 79.

[7] Platon, ibidem, s. 79.

[8] Platon, ibidem, s. 106.

[9] Platon, ibidem, s. 109.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin