Czy polskość jest.doc

(56 KB) Pobierz
Czy polskość jest "chorobą"

Czy polskość jest "chorobą"?

 

ks. prof. Czesław Bartnik

 

2002-10-26 (17:52) Nasz Dziennik

 

Wyróżniający się hierarcha Kościoła katolickiego w Polsce i zarazem działacz polityczny z "Magdalenki" w 1989 roku, arcybiskup gdański Tadeusz Gocłowski (ze Zgromadzenia Misjonarzy) w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" (Agnieszka Kublik, Monika Olejnik: "Nie zacierajmy różnicy", 8 X 2002 r., s. 17-18), dołączając do "Tygodnika Powszechnego", "Wprost", "Newsweeka" i innych, atakuje trzy zjawiska w Kościele polskim:

 

1. udział katolików jako katolików, zwłaszcza duchownych, w czynnym życiu politycznym,

 

2. Radio Maryja z ojcem T. Rydzykiem ze Zgromadzenia Redemptorystów oraz

 

3. sens publiczny jedynego dziennika katolickiego w Polsce, tj. "Naszego Dziennika".

 

Do tych ataków trzeba się odnieść, ponieważ wzbudziły one wśród katolików konsternację, ogromne zamieszanie i żal do hierarchii Kościoła w Polsce. Rzeczywiście wypowiedzi arcybiskupa Gocłowskiego są w wymienionych tematach błędne politologicznie i teologicznie. Wynikają one ze związania z ideologią Unii Wolności.

 

 

 

1. Kościół i polityka. Na początku jest przesłanka sekularystyczna, niezgodna z nauką Kościoła, jakoby człowiek wierzący, chrześcijanin, zwłaszcza duchowny, duszpasterz i zakonnik, nie powinien czynnie uczestniczyć w życiu publicznym, czyli uprawiać polityki ogólnopaństwowej (z wyjątkiem biskupów?). Jest to teza i marksistowska, i liberalistyczna, że mianowicie religia jest sprawą prywatną, a jej czynne uczestniczenie w życiu publicznym jest "chorobą". W życiu publicznym wszyscy, także wierzący, muszą się zachowywać tak, "jakoby Boga nie było".

 

Nauka katolicka jest inna, choć problematyka jest bardzo skomplikowana i spory między Kościołem a państwem toczą się od wieków. Po rewolucji francuskiej Kościół liczył, że gdy się wycofa całkowicie z życia publicznego, to spór ustanie i życie religijne będzie się toczyć w spokoju, dla życia publicznego wystarczy sama etyka chrześcijańska. Tymczasem stało się raczej odwrotnie: życie publiczne zaczęło zmierzać ku pełnej świeckości i ku ateizmowi państwowemu. Sobór Watykański II próbuje tę sytuację zmienić. Przyjmuje, że instytucja Kościoła i instytucja państwa są względem siebie autonomiczne, ale państwo i życie publiczne nie są autonomiczne względem Boga, toteż muszą respektować nie tylko etykę religijną, lecz także podstawowe prawdy religijne, jak godność osoby ludzkiej, ochrona życia, absolutny charakter moralności, wolność duchowa, służba społeczna, transcendentny sens życia i inne.

 

Kościół składa się z laikatu i duchownych. Laikat ma wszelkie prawa polityczne, łącznie z prawem do walki o władzę w państwie. Natomiast duchowni sami siebie ograniczyli przez prawo kościelne co do piastowania urzędów i stanowisk państwowych oraz co do partii, stowarzyszeń i organizacji państwowych. 

 

A zatem duchowni mają być neutralni wobec ugrupowań państwowych, czyli mają być apartyjni (bezpartyjni), jak zresztą i liczne służby świeckie (wojsko, policja, służby prawne itp.), ale właśnie tak jak i tamte świeckie służby, nie "apolityczni". Żaden bowiem obywatel, także duchowny, nie jest wyjęty spod praw i obowiązków politycznych, czyli spod teoretycznego i praktycznego, biernego i czynnego uczestnictwa w gospodarowaniu wspólnym państwem i w tworzeniu dobra wspólnego odpowiednio do norm moralnych i prawnych (por. Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym, numery 63-76; Katechizm Kościoła Katolickiego, nr. 1878-1948, 2244-2246, 2254-2257; a także całe nauczanie Jana Pawła II). 

 

To tylko ateiści polityczni chcą usunąć duchownych całkowicie z życia państwowego i obywatelskiego, pozostawiając im jedynie "wolność" głosowania na ateistów politycznych w wyborach. W każdym razie "bezpartyjność" nie utożsamia się z "bezpolitycznością", zarówno co do laikatu, jak i co do duchowieństwa. Wówczas bowiem państwo i życie publiczne byłyby zredukowane do partii i to do tych, które wygrały wybory. Pozapartyjni byliby tylko manipulowaną maszynką do głosowania. W Polsce po roku 1989 dążyli do tego jednocześnie postkomuniści, masoni i Unia Wolności. Często podszywali się oni pod różne bałamutne hasła katolickie, chcieli - i chcą - odebrać głos katolikom w życiu publicznym, w tym celu między innymi pozbawili katolików dostępu do kapitałów i mediów, rzucając im tylko malutką jałmużnę.

 

W takiej sytuacji, kiedy społeczeństwo katolickie jest kompletnie niezorientowane, nie wolno mówić takiego banału, że "duchowny ma głosić Ewangelię, a nie zajmować się polityką" (Wywiad s. 17). Bowiem w walce o własne i suwerenne państwo polskie każdy pogląd głoszony publicznie, każda postawa moralna i każdy czyn, także religijny, ma refleks polityczny w tym ogólnym znaczeniu. Ostatecznie biorąc, wszystko ma swój refleks polityczny: Ewangelia, wiara w Boga, Dekalog, życie zakonne, liturgia itd., jeśli tylko nie będzie zepchnięte do piwnicy czy katakumb. Pokazało to życie. Sam Jezus z Nazaretu został skazany na ukrzyżowanie z tytułu politycznego, a mianowicie podburzania Żydów przeciwko cesarzowi rzymskiemu. 

 

Pierwsi chrześcijanie żydowscy odegrali określoną rolę polityczną, gdy odmówili udziału w Powstaniu Żydowskim (66-70 po Chr.) przeciwko Rzymianom. Za głoszenie wiary w jednego Boga chrześcijanie byli prześladowani przez cesarzy rzymskich, uważających siebie za Bogów. Zresztą i dziś jeśli polityk ma dbać o dobro wspólne dla społeczeństwa, to dla wierzących właśnie wiara w Boga jest najwyższym elementem dobra wspólnego. 

 

I choć w Magdalence, o której wspomina ksiądz arcybiskup, duchowni nie wystąpili jako partia, lecz jako reprezentanci instytucji ponadpartyjnej, to przecież odegrali rolę na wskroś polityczną. Również wszystkie późniejsze wypowiedzi Episkopatu o Polsce są - jak słusznie zauważyły panie przeprowadzające wywiad - w określonej mierze także polityczne. Nie można zaprzeczać oczywistości. Najgorsze są sprzeczności. Gdy biskupi wskazują na kogo głosować, a na kogo nie, to rzekomo "nie uprawiają polityki", a jeśli czynią to samo prezbiterzy, to "uprawiają politykę" (s. 17).

 

Czy nie jest to taktyka Unii Wolności, która chce wbić klin między prezbiterów a biskupów, odmawiając prezbiterom wszelkich praw w państwie, przyznając je tylko samym biskupom.

 

2. Radio Maryja. "Radio Maryja - mówi Ksiądz Arcybiskup - weszło na płaszczyznę ściśle polityczną, obierając kierunek skrajnej prawicy i podejmując skrajnie negatywną ocenę wszystkiego, co w Polsce. Kiedy słyszę, że dzisiaj jest gorzej niż za czasów komunizmu, to uważam, że to radio całkowicie się sprzeniewierzyło temu, czemu miało służyć" (s. 18). 

 

Otóż są tu postawione trzy zarzuty: 1. Że Radio Maryja uprawia politykę, 2. Że oscyluje w kierunku skrajnej prawicy i 3. Że nie ocenia pozytywnie całości sytuacji Polski obecnej. 

 

Zarzuty te są błędne i merytorycznie wyrastają z ideologii liberalnej oraz Unii Wolności. Tymczasem stanowisko Radia Maryja to stanowisko nie tylko ojca Rydzyka i grupki redemptorystów, lecz znakomitej większości Polaków. Dlatego broniąc Radia Maryja, bronimy Polski i prawowiernego Kościoła. Jest to jedyne nasze autentyczne medium o powszechnym zasięgu, inne nas nie reprezentują ani nie mamy do nich dostępu, albo jesteśmy tam manipulowani. Na przykład Katolicki Uniwersytet jest przedstawiany w TV w sposób niepełny, zdawkowy albo nawet trochę ujemny, a przeważnie jest pomijany. W mediach publicznych panuje nadal czysta komuna. 

 

Radio Maryja wypełnia tę pustynię, a jego polityka polega na ratowaniu suwerenności duchowej Polski, na ratowaniu gospodarki polskiej oraz na próbie niedopuszczenia do zwierzęcego kapitalizmu i do ubezwłasnowolnienia Polski na sposób neokolonialny. Arcybiskup przemawia jakby z pozycji współtwórcy naszego wyzwolenia spod bolszewizmu moskiewskiego, ale zdaje się nie dostrzegać totalitaryzmu masonerii brukselskiej. Co więcej stawia takie zarzuty w sytuacji braku ogólnych mediów polskich i katolickich, patrząc na gruzy wsi, fabryk, kopalń, zakładów, przemysłów, upraw, wojska, szkolnictwa, rzemiosł, na gruzy życia społecznego? Śmie tak przemawiać do pięciu milionów bezrobotnych i głodnych? Żąda, żeby ten obraz wychwalać pod niebiosa?

 

"Ojciec Rydzyk - ciągnie dalej autor nieszczęsnego wywiadu - to jest tylko pewne zjawisko chorobowe na organizmie Kościoła... Trzeba radio leczyć. To nie jest radio ojca Rydzyka, tylko redemptorystów. To oni są za nie odpowiedzialni". Tak! Skąd ta napaść na Ojców Redemptorystów? Czyżby nowa monachomachia (walka między zakonnikami) - między misjonarzami a redemptorystami? Ksiądz Arcybiskup był łaskaw przemówić, jakby był Papieżem. Panie więc postawiły pytanie: "Można pozbawić ojca Rydzyka funkcji dyrektora?". Padła odpowiedź: "To jest w gestii prowincjała Księży Redemptorystów. Musi znaleźć się człowiek, który uporządkuje Radio Maryja" (s. 18). 

 

Tak oto Ksiądz Arcybiskup wie, co zrobić z ojcem Rydzykiem: usunąć! Właśnie tego samego żądają masoni polscy i zagraniczni, komuniści, liberałowie i wszyscy, którzy handlują Polską i Kościołem. 

 

Gdyby żył Karol Maria Splett, biskup gdański 1938-45, narzucony przez Niemców zamiast ks. Franciszka Sawickiego, zapewne żądałby od redemptorystów tego samego: rozwiązać radio polskie i wierne Stolicy Apostolskiej.

 

 

I oto według Księdza Arcybiskupa ojciec Rydzyk i Radio Maryja mają być "zjawiskiem chorobowym" (s. 18). Z kontekstu wynika, że ma to być choroba poglądów w dziedzinie polityki, która stanowi 10 proc. wszystkich programów. Co jest konkretnie "chorobowe"?

 

 

Mimo wielu uników, niedomówień i aluzji można wysnuć z tekstu kilka takich konkretnych zarzutów:

 

1) Radio Maryja jest chorobowe, bo ma wpływ na wybory w Polsce, parlamentarne i samorządowe.

 

2) Walczy o dusze, a "jest nieufne wobec świata".

 

3) Uprawia "totalną krytykę" obecnej sytuacji społeczno-politycznej Polski.

 

4) "Utożsamia się ze skrajną prawicą" (w czym?).

 

5) Utożsamia się "z zamknięciem na wszystkie sprawy, np. europejskie. Do Radia Maryja należy ewangelizacja, a nie ustawianie polityczne Polski" (s. 18). I tak oto chyłkiem jest powiedziana pretensja główna: Radio Maryja opowiada się za skrajną prawicą polską, czyli za polskością i patriotyzmem, a ścisłą integrację z UE chce brać na rachunek zysków i strat nie tylko materialnych, ale też duchowych, i w ogóle ludzkich. Tak więc nawoływanie wszystkich obywateli polskich do miłości Ojczyzny i swojego państwa oraz domaganie się głosu chrześcijańskiego w życiu publicznym Polski i Europy to ma być owa "choroba", na którą choruje także ok. 6 milionów słuchaczy Radia Maryja, w kraju i za granicą.

 

6) I dalej - "przejawem głupoty" Radia ma być posiadanie odmiennych poglądów niż ma "Tygodnik Powszechny" i bronienie się przed jego nieludzkimi napaściami.

 

7) Na głupich też jest obliczony zarzut, jakoby o. Rydzyk nie słuchał Papieża: tymczasem "Papież - mówi Ksiądz Arcybiskup - jest za zjednoczoną Europą, która by w pełni respektowała tożsamość narodów i zachowała suwerenność polskich podmiotów". Otóż dokładnie tego samego chce ogólny nurt Radia Maryja: "zachowania suwerenności". Niepokoić może tylko zwrot: "suwerenność polskich podmiotów". Czyżby dla arcybiskupa było już wiele Polsk?

 

8) "Ludzie [Radia Maryja - dop. autora] - mówi Ksiądz Arcybiskup - nie pracują całkowicie w służbie prawdy" (s. 18). Myśl nie jest wyłuszczona wyraźnie. Została wypowiedziana po uwadze pań, że "Ojciec Święty nie odwiedził Radia Maryja, nie przyjmuje księdza Rydzyka". Zapewne imputuje się Radiu skrajny konserwatyzm katolicki (lefebryzm), no i nieśmiertelny antysemityzm. Jednak my wiemy, że szczegółowy program wizyty papieskiej zależy w dużym stopniu od różnych grup nacisków, które za to pracują całkowicie w służbie prawdy, bo prawdy modernistycznej.

 

3. "Nasz Dziennik". Dostało się też "Naszemu Dziennikowi", który - jak powiedziano - "nie jest katolicki, bo nie ma asystenta kościelnego" (s. 18). Jest tu znowu brak precyzji. Pismo bez asystenta kościelnego może i nie jest "kościelne",

ale wydawane przez katolików może być "katolickie", jak np. "Tygodnik Powszechny". A może "Gazeta Wyborcza" stała się pismem Kurii Gdańskiej, przez to że Ksiądz Arcybiskup udzielił jej wywiadu? Niewątpliwie najbardziej właściwym "asystentem kościelnym" byłby ktoś taki jak abp Józef Życiński, bp Tadeusz Pieronek, bp Bronisław Dembowski albo jakiś prezbiter z ich otoczenia. To dopiero byłby i asystent, i dziennik! Byłoby jak kiedyś w Związku Sowieckim z podatkiem za kościół parafialny. Były nakładane podatki za korzystanie z kościoła coraz to wyższe. Proboszcz argumentował u urzędnika partyjnego: "Toż to będę musiał kościół zamknąć!". "Wot poniał" - padała odpowiedź. Tak byłoby i z "Naszym Dziennikiem". Także i do ludzkiego wymiaru Kościoła wkrada się zakłamanie.

 

W "Naszym Dzienniku", podobnie jak w Radiu Maryja, są według wywiadu "sformułowania trochę przekraczające przyzwoitość chrześcijańską, gdy chodzi o stosunek do innych ludzi" (s. 18). O co tu chodzi? Znowu jakaś gra aluzyjna. Z kontekstu długich już napaści na Radio Maryja i "Nasz Dziennik" zdaje się wynikać, że chodzi o to, iż oba media nie chcą iść na ślepo do łagru brukselskiego, bronią Kościoła polskiego przed opanowaniem go przez liberałów i "panów religijnych", a przede wszystkim nie chcą oddać sterów religijno-społecznych napastliwym i oczerniającym nas niesprawiedliwie filosemitom.

 

W rezultacie boli nas bardzo każdy taki atak na polskość i nasze dążenie do pełnej wolności i suwerenności. Może to ma być takie nowe kosmopolityczne duszpasterstwo? Nie pasterzuje się jednak nad jakimiś abstraktami, lecz nad konkretnymi społeczeństwami i narodami. - Jakie jest tego źródło? "Kto nie wchodzi do owczarni przez bramę, ale wdziera się inną drogą..." (J 10, 2). Przecież prawowierni katolicy polscy, także duchowni, są też ludźmi, są też obywatelami, a ponadto są w większości otwarci, tolerancyjni, pogodni, łagodni, cierpliwi, gościnni, przyjaźni wszystkim nacjom, także Żydom. Nie zgodzimy się tylko na jedno: żeby z racji naszej polskości i katolickości traktowano nas jako idiotów, murzynów, niewolników, jako "zjawisko chorobowe". 

 

Wszyscy, łącznie z Europejczykami, muszą wiedzieć, że z dziedzictwa szlacheckiego mamy wszyscy, także polscy komuniści i ateiści, i swoją dumę polską, poczucie godności osobistej, i postawę wolności. Nie pozwolimy dłużej pluć na nas. Nie będzie dla nas wzorcem Jerzy Owsiak, sprowadzony niedawno przez arcybiskupa Józefa Życińskiego dla kleryków do Seminarium Duchownego w Lublinie jako "nowoczesny" ewangelista wolności.

 

Co się w tej Polsce dzieje? Po której stronie rozwija się to "zjawisko chorobowe"? Atak na Radio Maryja i "Nasz Dziennik" w obecnej sytuacji jest atakiem na ostatnie bastiony naszej polskości. Dlaczego ma być chwalebne wysługiwanie się masonerii, nawet w Kościele polskim, a nie wolno by nam było wyrażać siebie po polsku i po katolicku? Dlaczego "wyznawcy" tolerancji i pluralizmu nie chcą tolerować mediów patriotycznych i prawowiernie katolickich? 

 

Jak może wysoki pasterz Kościoła imputować "chorobę" umysłową 5-6 milionom Polaków, w kraju i za granicą, słuchaczom Radia Maryja i czytelnikom "Naszego Dziennika", tylko dlatego że kochają Ojczyznę i wierzą w Boga po katolicku, nie chcąc, by wiara chrześcijańska wiodła ich w niewolę anglosaską lub romańską. 

 

To nie ojciec Rydzyk, lecz te miliony kształtują charakter tych mediów, zwłaszcza na płaszczyźnie politycznej, i charakter ten musi pozostać, choćby po latach nie stało ojca Rydzyka. Tylko lekkomyślni mogą się dziś wybierać do Europy masońskiej, zdradzającej swe fundamenty, bez odpowiednich zabezpieczeń, ustaleń i zagwarantowania postawy partnerskiej. Nie można się stawać narzędziem nachalnej i przestępczej propagandy. Do dziś nie są dopuszczani do głosu w mediach publicznych ludzie rozważni, żeby głębiej ująć i naświetlić te problemy. Nie możemy być słowiańskimi utopistami. Są pewne oznaki, że obecny rząd holenderski może zablokować szybkie wejście Polski do UE przede wszystkim z tej racji, że katolicy polscy wyznają "tradycyjną i przestarzałą" etykę. To samo zarzuca się skrycie Słowacji. Za zjednoczenie Europy nie mogą się brać ani lekkomyślni, ani idioci społeczno-polityczni, ani ludzie niemoralni.

 

Polskość, jak zresztą i każda inna narodowość, jest pewną światłością, godnością i cnotą, nie jest ciemnotą, wstydliwością ani grzechem; nie jest "chorobą". "Ojcowie, nie rozdrażniajcie waszych dzieci...!" (Kol 3, 21).

 

 

 

ks. Czesław Bartnik

 

 

 

 

6

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin