Bretnor Reginald - Koci.txt

(33 KB) Pobierz
Autor: REGINALD BRETNOR
Tytul: koci

(Cat)

Z "NF" 6/99


Nie przeczuwa�em �adnej katastrofy, kiedy Smithby po�lubi� Cynthi� Carmichael i zabra� j� na sw�j urlop naukowy. �aden wewn�trzny g�os nie szepta� mi ostrze�e� do ucha, kiedy rozesz�y si� plotki, �e Smithby po�wi�ci� ca�y wolny rok na prywatne badania do�� dziwacznej natury. Nawet jako kierownik jego wydzia�u, sk�d mia�em wiedzie�, �e sprowadzi� na �wiat koci?
Jego urlop dobieg� ko�ca, zacz�� si� m�j w�asny i wyjecha�em - zamierza�em, po trzech terapeutycznych miesi�cach w s�onecznej Italii, sp�dzi� reszt� czasu w zacisznej enklawie Szkockiej Biblioteki Narodowej. Lecz nie dane mi by�o cieszy� si� spokojem. Zaledwie tydzie� po przyje�dzie do Edynburga otrzyma�em list.
Czy powiedzia�em "list"? Brudna koperta, kt�ra w�drowa�a moim �ladem z Neapolu na p�noc, nie zawiera�a �adnego listu. Znalaz�em w niej jedynie kr�tk� notatk� i wyj�tkowo obszerny wycinek z jakiej� taniej gazety drukowanej na zielonkawym papierze. Spojrza�em na lakoniczn� wiadomo��: 
Drogi Christopherze!
Smithby zdradzi� nasz� tradycj� i nasze zaufanie. Na twoim wydziale huczy jak w ulu. Trzech z nas ju� z�o�y�o rezygnacj�. 
Witherspoon  
Na jedn� okropn� chwil� zamkn��em oczy; przede mn� pojawi�a si� twarz Smithby'ego, blada maska skromnej erudycji. Potem dr��cymi r�kami roz�o�y�em wycinek. 
 MI�O�� �ONY MOTOREM NAUKOWEGO SUKCESU!
M�ODY PROFESOR Z BOGWOOD ZDOBYWA UZNANIE ZA PIERWSZE BADANIA NAD J�ZYKIEM KOT�W! 
Krzykliwe nag��wki d�wi�cza�y z�o�liw� rado�ci� nad fotografi� Smithby'ego i ma��onki, ka�de z wielkim kotem w ramionach. Og�upia�y, czyta�em dalej: 
New Haven, 5 sierpnia. Po raz pierwszy od prawie stulecia Uniwersytet Bogwood znalaz� si� dzisiaj w centrum zainteresowania, kiedy Emerson Smithby, profesor literatury  angielskiej, odkry� co�, co naukowcy okrzykn�li wybitnym osi�gni�ciem naszego wieku - j�zyk, kt�rym m�wi� koty.
Przyznaj�c pe�n� zas�ug� swojej �onie, kr�g�ej blondynce Cynthii Smithby, zdumiewaj�co m�ody naukowiec przedstawi� dzi� rano og�lne zarysy wyczerpuj�cych bada�, kt�re pozwoli�y mu prze�ama� dot�d niepokonan� barier� pomi�dzy cz�owiekiem a tak zwanymi zwierz�tami ni�szymi.
Profesor Smithby powiedzia� mi�dzy innymi:
"Koty nie tylko posiadaj� j�zyk - posiadaj� te� skomplikowan� kultur�, zasadniczo niezbyt r�n� od naszej. Po raz pierwszy zacz��em to podejrzewa�, kiedy sp�dzali�my miesi�c miodowy z pani� Smithby; �ona pomaga�a mi niestrudzenie i u�yczy�a do bada� oba swoje koty. Jak tylko przekonali�my je o wadze projektu, poczynili�my szybkie post�py. Ju� po nieca�ych dw�ch miesi�cach nauczyli�my si� do�� biegle papla� konwersacyjnym kocim". 
Nast�pnie profesor Smithby oznajmi�, �e wyda� ju� podr�cznik  dla pocz�tkuj�cych: "Koci, jego podstawowa gramatyka, wymowa i og�lne zastosowanie".
Odm�wi� jednak�e skomentowania pog�oski, jakoby dzi�ki wysi�kom Gregory'ego Mortona, powszechnie znanego mi�o�nika kot�w oraz cz�onka Rady Uniwersyteckiej Bogwood, kursy kociego zostan� wkr�tce w��czone do programu zaj��.
Nie zdo�ali�my uzyska� wywiadu od profesora Christophera Flewkesa, kierownika wydzia�u doktora Smithby'ego. 
Siedzia�em i gapi�em si� na druk. Nie mog�em jasno my�le�. �lepy instynkt powiedzia� mi, �e Bogwood jest w niebezpiecze�stwie - �e Bogwood mnie potrzebuje - �e musz� z�apa� pierwszy powrotny prom.
Nic nie mog�o przygotowa� mnie na przyj�cie, kt�re zgotowa� mi Los w wydzia�owym klubie w wiecz�r mojego powrotu. Mo�e o�lepi�o mnie jasne �wiat�o nad biurkiem w westybulu: mo�e by�em zbyt poch�oni�ty dr�cz�cymi my�lami, �eby zauwa�y� kota. Bez wzgl�du na pow�d, nie mia�em poj�cia o jego obecno�ci, dop�ki nag�y wrzask nie zawiadomi� �wiata, �e nadepn��em mu na ogon.
To by�a dziwna scena. Kot umkn��, a ja sta�em na �rodku holu, obok upuszczonego baga�u. Recepcjonista za biurkiem - m�ody Azjata zatrudniony pod moj� nieobecno�� - spiorunowa� mnie wzrokiem spoza dziwacznych okular�w, kt�re podobno nazywaj� si� arlekiny.
- Czy pan, m�j panie - zapyta� ze spokojn� arogancj� - ma zwyczaj depta� po go�ciach? Je�li tak, prosz� wraca�, sk�d pan przyszed�. 
St�umi�em gniew.
- Chwileczk� - powiedzia�em. - Jestem doktor Flewkes... Christopher Flewkes.
Facet u�miechn�� si�.
- Wi�c nadepni�cie jest przypadkowe. Mam wiedz� o panu. Pan jest Flewkes. Ja jestem Ty.
Pomy�la�em: "Ten cz�owiek oczywi�cie zwariowa�!"
- Naprawd�? - wykrzykn��em. - Ty jeste� ja?
Wci�� u�miechni�ty, uroczy�cie pokr�ci� g�ow�.
- Nie nazywam si� Jaa. Nazywam si� Ty... Beowulf Ty. Nazwa�em si� z angielskiej literatury. Pan b�dzie zadowolony.
- Doskonale - warkn��em - ty jeste� Ty. Czy m�j pok�j gotowy?
Ty sk�oni� si� niewzruszony.
- Ja tutaj studiuj� - poinformowa� mnie. - W nocy pracuj� w recepcji; w dzie� ucz� si� kociego i robi� post�py. W kocim nawet mog� zda� egzamin.
- Czy m�j pok�j gotowy? - powt�rzy�em gro�nie.
- W pewno�ci, m�j panie - odpar� Ty. - Za chwil� b�d� towarzyszy� swoj� obecno�ci�. Teraz musz� zapewni� naszego go�cia o pana przeprosinach...
Podszed� do kota, kt�ry siedzia� w k�cie, li��c poszkodowany przydatek. 
- Mii-aurr - powiedzia� bardzo grzecznie. - Miau, miauu mr-r-rau. 
Kot nie zwr�ci� na niego uwagi. Ty zrobi� zaniepokojon� min�, pospiesznie wyj�� z kieszeni ma�� ksi��eczk�, zajrza� do niej i kilkakrotnie powt�rzy� swoj� pierwotn� wypowied�. Wreszcie zwierzak podni�s� g�ow�.
- Miau - rzuci� �a�o�nie.
Ty sk�oni� si�. Potem rado�nie zwr�ci� si� do mnie:
- Panu jest wybaczone, gdy� on jest kulturalny. Teraz wzniesiemy si� na schody.
Z trudem skin��em g�ow�. Kiedy wchodzili�my na schody, zobaczy�em, �e w westybulu jest pe�no kot�w. Siedzia�y na krzes�ach, na dywanikach, przed kominkiem. Siedzia�y nawet na obramowaniu kominka pod portretem Ebenezera Bogwooda.
Wszed�em do swojego pokoju. W oszo�omieniu ledwie us�ysza�em niegramatyczne "dobranoc" Ty'ego przy drzwiach. Ze znu�eniem usiad�em na ��ku - i w tej samej chwili dostrzeg�em na nocnym stoliku "Informator o kursach" na bie��cy semestr. Pr�bowa�em opanowa� pokus�, �eby do niego zajrze� - ale przegra�em. Si�gn��em po informator, otworzy�em go, przewertowa�em stronice. I zobaczy�em:  
 DEPARTAMENT KOCICH J�ZYK�W
dr Emerson Smithby, przewodnicz�cy 
Dalej znajdowa� si� spis kurs�w: Koci 100A (Podstawowy), Koci 212 (Filologia), Koci 227 (Literatura) - oraz inne dane, w tym informacja, �e wszelkie instrukcje s� w posiadaniu pana i pani Smithby. 
A� do �witu beznadziejnie op�akiwa�em Bogwood.
Obudzi�em si� dopiero przed lunchem, kiedy zadzwoni� telefon z wiadomo�ci�, �e Witherspoon oczekuje mnie na dole. Nieweso�e my�li przechodzi�y mi przez g�ow�, kiedy  ubiera�em si� z wysi�kiem. W swojej notatce Witherspoon wspomnia� o rezygnacji z fakultetu, a teraz impulsywnie pomy�la�em, �e mo�e powinienem przy��czy� si� do jego tragicznej rejterady z akademickiego �wiata, �e mo�e obu nas zepchn�a w cie� nauka m�odszego wieku. Wreszcie, w pomi�tym ubraniu, z nieuczesan� brod�, zwlok�em si� po schodach.
Wszed�em do westybulu, us�ysza�em witaj�cy mnie znajomy g�os, i zobaczy�em d�ugie, bezkszta�tne tweedy gramol�ce si� z fotela przed kominkiem.
- Bertrand! - wykrzykn��em i po chwili trzyma�em go za r�k�.
Ze zdumieniem wytrzeszczy�em na niego oczy. Czy to by� ten �agodny, melancholijny Witherspoon, kt�rego zna�em?  Wci�� si� garbi�; jego siwe loki wci�� by�y przerzedzone jak dawniej. Lecz natychmiast zobaczy�em, �e dawny Witherspoon znikn�� - oto by� cz�owiek z �elaza!
Widocznie czyta� w moich my�lach. Zaprowadzi� mnie do fotela i zrzuci� kota, �ebym m�g� usi���. 
- Christopherze - powiedzia�, jego piskliwy g�os brzmia� bardzo zdecydowanie - nie zrezygnowa�em ze stanowiska. Nadszed� czas walki... i b�dziemy walczy�!
W�wczas moje serce wype�ni�a czarna rozpacz z powodu naszej przegranej sprawy.
 - Jak mamy walczy�, Bertrandzie? - zawo�a�em, wskazuj�c hordy kot�w w pomieszczeniu.
Witherspoon usadowi� si� obok mnie.
- Nie tra� odwagi, Christopherze! Te n�dzne stworzenia - wskaza� koty - nic nie zawini�y. Nawet Morton, chocia� tak pod�y, jest tylko narz�dziem. Naszym wrogiem jest Smithby. Musimy go zniszczy� za wszelk� cen�.
Oczy mu prawie b�yszcza�y, kiedy to m�wi�. Zni�y� g�os do konspiracyjnego szeptu.
- Zaplanowa�em strategi� naszej kampanii - sykn��. - Mam ci j� odkry�?
- Odkryj, koniecznie - poprosi�em, wychylaj�c si� gorliwie z fotela. 
Lecz Witherspoon nie zd��y� odpowiedzie�. Ledwie zacz�� m�wi�, jego spojrzenie zmieni�o kierunek. Z zaci�ni�tymi pi�ciami, z w�skim czo�em pofa�dowanym czyst� nienawi�ci�, wpatrywa� si� w wej�cie do westybulu.
Nie zauwa�y�em tych, kt�rzy weszli do jadalni podczas naszej rozmowy. Teraz jednak rozejrza�em si� - i zobaczy�em, �e zbli�a si� Smithby oraz Cynthia Smithby, a za nimi Beowulf Ty. Na ramionach pani Smithby spoczywa� d�ugi czarny kot, w uderzaj�cym kontra�cie ze z�otymi w�osami zwini�tymi powy�ej. Drugi kot, syjamski, umo�ci� si� w ramionach Smithby'ego, w przyjemnym tete-a-tete.
Us�ysza�em, jak Witherspoon zgrzytn�� z�bami.
- Popatrz na ni�! - sykn�� jadowicie. - Wygl�da jak skrzy�owanie krem�wki z Walkiri�.
Musz� przyzna�, �e zdumia�o mnie to por�wnanie - p�niej dowiedzia�em si�, �e Witherspoon us�ysza� je od jakiego� studenta. A jednak by�o ca�kiem trafne. Gdyby nie heroiczna postura - pomniejszaj�ca m�a o dobre sze�� cali - Cynthia Smithby �wietnie pasowa�aby do Karola II. Przypomina�a Juli� Herricka: wspania�a figura, nieco zbyt obfita jak na dzisiejsz� mod�, drobne czerwone usteczka, ma�y zaokr�glony podbr�dek, okr�g�e oko.
Ona pierwsza mnie zobaczy�a. Natychmiast figlarny u�miech wyp�yn�� jej na usta. Zmieni�a kurs i z g�ow� uniesion� wysoko ruszy�a w moj� stron�.
Wyprostowa�em si� i czeka�em na ni� z surowym, bezkompromisowym wyrazem twarzy. Wiedzia�em, �e Witherspoon si� myli�. Oto by� nasz wr�g! Oto by�a Lilith, kt�ra uwiod�a s�abego cz�owieka i sprowadzi�a go z kamienistej �cie�ki trze�wej naukowo�ci. Od razu wiedzia�em, �e tutaj nie ma miejsca na udawanie, �e musz� jasno przedstawi� swoj� opini�.
Podesz�a do mni...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin