125 Cornick Nicola - Cud zdarza się dwa razy.pdf

(834 KB) Pobierz
255559403 UNPDF
NICOLA CORNIK
CUD ZDARZA SIĘ DWA RAZY
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Czerwiec 1816 roku
Dyliżans z Leeds wtoczył się na dziedziniec Hope Inn w Harrogate późnym
popołudniem. Wysiadło z niego kilka osób. Choć był początek sezonu, uzdrowiskowe
miejscowości High i Low Harrogate zaczynały już zapełniać się kuracjuszami,
przyjeżdżającymi tu dla leczniczych kąpieli. Po to również przybyło siedmioro kolejnych
gości. Najpierw wysiadła czteroosobowa rodzina składająca się z matki, ojca oraz
szesnastoletniego chłopca i o rok starszej dziewczyny, których uśmiechnięte twarze wyrażały
żywe zainteresowanie wszystkim, co się wokół nich działo. Potem dyliżans opuściła starsza,
otulona obszernym szalem dama w towarzystwie troskliwego młodego człowieka, który
mógł, ale nie musiał, być jej krewnym. Kolejną przybyłą była Annis, lady Wycherley, ubrana
w praktyczną suknię z czarnej krepy i niezbyt twarzowy czepek. W ręku trzymała małą
skórzaną torbę.
Annis Wycherley nie przyjechała do Harrogate po raz pierwszy, urodziła się w tej
okolicy i często spędzała cudowne wakacje u kuzynów, podczas gdy jej służący w marynarce
ojciec wychodził w morze. Zmarły przed dziesięcioma laty kapitan Lafoy zostawił jej nawet
w tej okolicy niewielki majątek ziemski położony przy drodze do Skipton, który Annis
odwiedzała, ilekroć znalazła się w pobliżu. Niestety, nie bywała w Harrogate tak często, jak
chciała. Zwabiała na życie jako opiekunka rozpieszczonych panienek z wyższych sfer, więc
siłą rzeczy przebywała raczej w Londynie, Brighton czy Bath, choć to ostatnie wyszło już z
mody i było uważane przez ludzi z towarzystwa za mało dystyngowane. Harrogate,
dysponujące niezbyt pięknie pachnącą, ale za to leczniczą wodą mineralną i niekłamanym
urokiem północnej wsi, szybko przejmowało rolę Bath.
W kłębiącym się na dziedzińcu gospody tłumie Annis znalazła kuzyna Charlesa i
uściskała go serdecznie. On także ją uścisnął, ale potem odsunął na długość ramienia i
przyjrzał jej się podejrzliwie, choć z kpiącym błyskiem w bardzo błękitnych oczach.
- Annis, co ty z sobą zrobiłaś?!
- Ja też się cieszę, że cię widzę, kochany Charlesie! - odparła z lekkim rozbawieniem.
- Podejrzewam, że twój pełen grozy okrzyk jest spowodowany moim widokiem w służbowym
uniformie przyzwoitki. Muszę ubierać się odpowiednio do tej roli.
- To ci dodaje z dziesięć lat. - Charles obrzucił czarną krepę zamyślonym spojrzeniem
i skrzywił się na widok czepka. - Annis, bardzo się cieszę z twojego przyjazdu, ale naprawdę
ledwo cię poznałem!
- Wiesz, podróżowanie w najlepszych sukniach jest poważnym błędem. Pod koniec
podróży zawsze są albo zakurzone, albo obryzgane błotem. A poza tym jako zawodowa
przyzwoitka nie powinnam być zbyt elegancka.
- No, o to nie musisz się martwić. - Charles próbował ukryć szeroki uśmiech. - Miałaś
dobrą podróż?
- Trochę w zbyt szybkim tempie - odrzekła Annis. - Pewnie dlatego dyliżans nosi
nazwę: „Bierz go!”. Stangret niewątpliwie wziął sobie to zawołanie do serca.
- Przecież mogłem wysłać po ciebie powóz do Leeds - zauważył Charles. - To żaden
kłopot.
- Nie było potrzeby. Jestem przyzwyczajona do podróżowania dyliżansami. -
Pomachała ręką na pożegnanie czteroosobowej rodzinie prowadzonej przez karczmarza do
zajazdu. - Drodzy państwo Fairlie... Amelio... Jamesie... Mam nadzieję, że spotkamy się
niebawem w pijalni.
- Jak zawsze łatwo nawiązujesz znajomości - stwierdził Charles na widok uśmiechów i
ukłonów oddalającej się rodziny.
- Trzeba uprzyjemnić długą podróż, a to bardzo sympatyczna rodzina. W
przeciwieństwie do tamtego młodzieńca... - Annis wskazała głową mężczyznę, który
prowadził podstarzałą damę do gospody. - Jestem pewna, że on leci na jej pieniądze,
Charlesie. Gdyby doszły mnie słuchy o jej zgonie, byłabym nadzwyczaj podejrzliwa!
- Annis!
- Przecież tylko żartuję! - zawołała pospiesznie Annis, przypominając sobie
poniewczasie, że jej kuzyn jest człowiekiem nieco zbyt prostodusznym. - A ty... dobrze się
miewasz? A Sibella?
- U mnie wszystko w porządku. - Charles uśmiechnął się szeroko. - A Sib rozkwita.
Oczekują z Davidem czwartego dziecka.
- Słyszałam. - Annis z uśmiechem wzięła kuzyna pod rękę. - Jest niestrudzona,
podczas gdy my oboje, Charlesie, całkiem zaniedbaliśmy przyszłość rodziny. Ty nawet się nie
ożeniłeś, a ja zajmuję się dziećmi innych ludzi.
Roześmiał się i poklepał jej dłoń.
- Mamy jeszcze czas. Na szczęście to nie Sibella wyjechała po ciebie, Annis.
Wystarczyłoby jedno spojrzenie, a wyparłaby się ciebie jak amen w pacierzu.
- Sibella może sobie pozwolić na podążanie za modą. - Annis rozglądała się za swoimi
kuframi. - Ja muszę zarabiać na życie. Jestem ci bardzo wdzięczna, że schowałeś rodzinną
dumę do kieszeni i wyszedłeś mi na spotkanie. Jestem ci głęboko zobowiązana.
Charles znów się roześmiał.
- Byłem zaszokowany, to wszystko. Ledwo cię rozpoznałem w tej ponurej czerni.
Zawsze byłaś taką śliczną dziewczyną...
Annis dała mu porządnego kuksańca.
- Ty też kiedyś byłeś całkiem przystojny. Gdzie się podziała twoja uroda, kuzynie? -
zażartowała.
Charles Lafoy był naprawdę niezwykle przystojnym mężczyzną, co przyznałaby bez
wahania cała damska społeczność Harrogate. Podobnie jak jego siostra, Sibella, miał jasną
szczerą twarz Lafoyów, uczciwe niebieskie oczy i zaraźliwy uśmiech. Jako prawnik najlepiej
prosperującego przedsiębiorcy Harrogate, Samuela Ingrama, zajmował znaczącą pozycję w
społeczności miasteczka. Posługacze z gospody jeden przez drugiego rwali się, żeby pomóc
mu ulokować bagaże Annis. Wszyscy wiedzieli, że pan Lafoy dawał szczodre napiwki.
Annis Wycherley była niemal równie wysoka, jak kuzyn, co było wadą u kobiety, ale
zaletą u przyzwoitki, bo pomagało zdobyć autorytet. W przeciwieństwie do niebieskookich
Lafoyów, miała oczy orzechowe, ale włosy gęste i złociste jak oni. Tyle że włosy Annis
bardzo rzadko oglądały światło dzienne, zazwyczaj kryła je pod gęstymi koronkowymi sza-
lami, paskudnymi czepkami lub rozpaczliwie niemodnymi turbanami. Bardzo szybko
zorientowała się, że nikt nie potraktuje poważnie jasnowłosej przyzwoitki; odsłonięcie wło-
sów mogło okazać się wręcz groźne, bo prowokowało mężczyzn do niepożądanych zalotów.
Bezkształtne, czarne, fioletowe lub buraczkowe suknie miały oszpecić ją i postarzyć.
Tego wymagała jej profesja. Podobnie jak nikt nie potraktowałby poważnie złotowłosej
przyzwoitki, tak samo nie powierzyłby swej córki, siostrzenicy czy podopiecznej młodej
kobiecie, która sama wyglądała, jakby dopiero co opuściła szkolne mury. Annis miała już
dwadzieścia siedem lat i od ośmiu lat była wdową, ale jej jasna, młodzieńcza cera, ogromne
oczy, zadarty nosek i pełne usta nie pasowały do wizerunku dostojnej, nobliwej damy,
niezbędnym w jej fachu.
- Myślę, że pojedziemy prosto do domu przy Church Row - powiedział Charles, kiedy
ruszyli w stronę powozu.
- Zdążysz się trochę rozgościć, bo na wieczór jesteś zaproszona do Sibelli. Kiedy
przybędą twoje podopieczne?
- Dopiero w piątek - odparła Annis. - Sir Robert Crossley osobiście przywiezie
dziewczęta z Londynu, a pani Hardcastle będzie im towarzyszyć w moim zastępstwie jako
dama do towarzystwa. - Zadrżała lekko na wietrze. - Wielkie nieba, Charlesie, aż trudno
uwierzyć, że to już czerwiec! Wiatr od gór jest zimny jak zawsze.
- Wydelikatniłaś się, mieszkając tak długo na południu - rzekł Charles. - A te twoje
podopieczne, te siostry Crossley - to bardzo posażne panienki?
- Mogłyby kupić połowę Harrogate - oświadczyła. Skrzywiła się na wspomnienie
rozmowy, którą odbyła w Londynie z pannami Crossley, zanim zgodziła się wziąć je pod
opiekę. - Obawiam się, że nawet taka fortuna nie zdoła osłodzić fatalnych manier Fanny
Crossley. To dziewczyna kłująca jak cierń i w dodatku przeciętnej urody. Może się okazać
moją pierwszą porażką.
- Wątpię. Nawet tutaj, w Harrogate, słyszeliśmy o oszałamiających sukcesach lady
Wycherley w aranżowaniu małżeństw. Podobno jesteś w stanie znaleźć męża każdej dziew-
czynie, choćby była paskudna, rozpustna czy biedna jak mysz kościelna.
- No, może każdą z tych wad z osobna dałoby się zatuszować, ale nie wszystkie naraz.
- Annis zaśmiała się. - Chyba nie szukasz bogatej partii, prawda, Charlesie?
- Ja nie! Mam klienta, który rozgląda się za posażną panną. Sir Everard Dobie, bardzo
przyzwoity, choć trochę nudny mężczyzna z hipoteką na majątku. Zaaranżujmy spotkanie
pomiędzy nim a twoimi podopiecznymi.
- Kochany jesteś, Charlesie. Mam poczucie, jakbym już w połowie wykonała zlecenie.
Panna Lucy Crossley, w przeciwieństwie do starszej siostry, to słodka dziewczyna, dla niej
bez trudu znajdę męża choćby wśród oficerów, których wszędzie pełno. Trudno oczekiwać,
żeby obie siostry zdobyły jakichś rewelacyjnych konkurentów, ale może uda mi się wydać je
za mąż całkiem przyzwoicie. A wtedy - Annis westchnęła - będę mogła spędzić trochę czasu
w Starbeck. To prawdziwy powód, dla którego przyjęłam zlecenie sir Roberta i zostałam
przyzwoitką jego bratanic. Chciałam trochę pobyć w domu.
Charles nieco się zachmurzył.
- A tak, Starbeck! Wiesz, od kilku miesięcy nie mogłem znaleźć dzierżawcy i dom jest
w marnym stanie. Musimy porozmawiać o tym w wolnej chwili.
Annis spojrzała na niego badawczo. W głosie kuzyna zabrzmiał dziwny ton. Niewielki
majątek Starbeck pochłaniał jej skromne dochody i Annis zdawała sobie sprawę, że w oczach
Charlesa była sentymentalną idiotką, nie chcąc się go pozbyć. Po śmierci ojca Charles
zarządzał majątkiem w jej imieniu i od kilku lat namawiał ją do sprzedaży. Dom się walił i
ciągłe remonty wymagały pieniędzy, a Charles nie był w stanie znaleźć dzierżawcy, który
osiadłby tam na dłużej. Przynależna do majątku ziemia była tak licha, że ledwo pozwalała
dzierżawcy związać koniec z końcem. Annis miała tylko niewielką roczną rentę plus tyle
pieniędzy, ile udało jej się zarobić, więc z finansowego punktu widzenia utrzymywanie
ojcowizny było czystym szaleństwem, ale nie chciała się jej pozbyć. W dzieciństwie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin