Michelle Martin - Królowa serc(1).pdf

(1109 KB) Pobierz
Michelle Martin - Królowa serc
23108438.001.png
MICHELLE MARTIN
KRÓLOWA SERC
1
Wysiadając z powozu, lord Simon Cartwright wpadł prosto w ogromną kałuŜę. W
dodatku wynajęty pojazd miał uszkodzone resory. Przeklinając pod nosem paskudną pogodę i
własnego pecha, który go ostatnio ciągle prześladował, Cartwright zapłacił woźnicy, po czym
znuŜonym krokiem ruszył w kierunku frontowych drzwi swego domu na Berkeley Square w
Londynie. Był bardzo zmęczony. Wracał właśnie z pięciodniowej wyprawy do ParyŜa, gdzie
pojechał, aby spłacić długi, które jego świętej pamięci ojciec zdąŜył w ciągu dziesięciu lat
zaciągnąć we Francji. Długi zostały uregulowane, ale młody lord nie mógł zapomnieć o
hańbie, jaką ojciec okrył całą rodzinę. Przestąpił próg domu z wyjątkowo ponurą miną.
Dlaczego musi znosić takie upokorzenie?
Nieszczęścia lubią chodzić parami. Dlatego teŜ lorda Cartwrighta nie powinna była
zbytnio zaskoczyć obecność siostry oczekującej jego powrotu w pokoju gościnnym. Hilary
siedziała przy kominku, zadumana, wolno popijając herbatę. Ujrzawszy brata, natychmiast
wstała i wyciągnęła ku niemu ramiona.
- Och, Simonie, tak się cieszę, Ŝe juŜ jesteś! - zawołała. - Wyglądasz na bardzo
zmęczonego. Wiedziałam, Ŝe tak będzie.
- Czuję się doskonale, Hilary - odpowiedział, czule ściskając jej dłonie. - Czy coś się
stało?
- Nie jestem pewna - odpowiedziała. - W kaŜdym razie coś mnie bardzo zaniepokoiło.
Wracałam dziś rano od Susan Horton i zauwaŜyłam przypadkiem, Ŝe ktoś wprowadza się do
Dower House!
- Ale... przecieŜ Robertsowie mieli pojawić się tam najwcześniej za tydzień - odparł
Cartwright, uwalniając dłonie siostry. - Z całą pewnością nie wprowadzaliby się tam, nie
uzgodniwszy tego uprzednio z tobą.
- Mogę cię zapewnić, Simonie, Ŝe ktokolwiek wtargnął do tego domu, z całą
pewnością nie nosi nazwiska Roberts - odezwała się lady Jillian Roberts, wstając z krzesła
ustawionego obok kominka. Podeszła do narzeczonego, by się przywitać.
- Jillian, cieszę się, Ŝe cię widzę - powiedział ciepłym tonem lord Cartwright i ujął
dłoń dziewczyny.
Jillian skrzywiła się na widok kurzu i błota na jego ubraniu.
- Właściwie to przyszłam poŜyczyć klucz do Dower House. Chciałam się zastanowić,
jak naleŜałoby ustawić tam nasze meble, ale mam wraŜenie, Ŝe się trochę spóźniłam...
23108438.002.png
- Ale przecieŜ to absurd! - uniósł się lord Cartwright. - Hilary, czy naprawdę nikt nie
prosił cię o zgodę na wejście do Dower House? Nikt nie próbował niczego wyjaśniać?
- Absolutnie nikt - odparła Hilary. - Wróciłam do domu koło jedenastej i ku swemu
największemu zdziwieniu zobaczyłam gromadę hałaśliwych robotników, wnoszących do
Dower House meble. Jest juŜ dobrze po południu, a oni nadal uwijają się jak w ukropie.
Simonie, czy sądzisz, Ŝe to moŜe być ta... stara panna?
Adamson? Do diaska, nie myślisz chyba... Karcące spojrzenie Jillian, która nie miała
zamiaru tolerować takiego języka, natychmiast przywołało lorda Cartwrighta do porządku.
Wybacz, Jillian, ale kiedy myślę o tej kobiecie, nie mogę się powstrzymać... Nie
zdziwiłbym się, gdyby to wszystko było sprawką naszego ojca. Jednak coś się tu nie zgadza.
śadna dobrze wychowana kobieta nie zachowywałaby się tak bezczelnie. Poza tym,
Adamsonowie naleŜą przecieŜ do wyŜszych sfer. No cóŜ - powiedział zrezygnowany,
prostując swe szerokie ramiona - najlepiej od razu wyjaśnię całą sprawę.
Dower House, usytuowany naprzeciwko domu Cartwrightów na Merkeley Square,
ojciec lorda Cartwrighta zapisał w testamencie lady Margery Adamson, a gdyby ta zmarła
przed nim (jak teŜ się stało), ,jej córce. lndy Samancie Adamson, kobiecie bez charakteru”.
PowyŜszy zapis poruszył cały Londyn, a dla Cartwrightów był prawdziwym ciosem.,
Szczególnie mocno odczuł to Simon, który od dawna potępiał wszystko to, w czym jego
ojciec znajdował upodobania. Ojciec całym sercem kochał lady Margery Adamson, a Simon
nie potrafił pogodzić się z myślą, Ŝe ona lub jej córka mogą wejść w posiadanie domu, który
jemu się naleŜał. W ciągu ostatnich dwóch lat jego obawy znacznie osłabły, bo nic nie
wskazywało na to, Ŝe córka lady Margery Adamson rości sobie jakieś prawa do spadku po
starym Cartwrighcie.
Ale moŜe teraz właśnie zmieniła zdanie?
Simon Cartwright wyszedł z domu, spręŜystym krokiem przemierzył plac i
bezceremonialnie rozpychając robotników, wspiął się po schodach Dower House. Jego oczom
przedstawił się straszny widok. Istna Sodoma i Gomora.
W tłumie barczystych męŜczyzn, którzy, taszcząc wszelkiego rodzaju meble, skrzynie,
pudła, paczki, zwinięte dywany, pokrzykiwali prostacko i co chwila wybuchali głośnym
śmiechem, dostrzegł młodą kobietę, zapewne słuŜącą lub gosposię. Kimkolwiek była, figury
mogłaby jej pozazdrościć niejedna dama. Rzucało się to od razu w oczy, choć miała na sobie
prostą, brązową sukienkę. Jej pełne, róŜowe usta były lekko rozchylone, a ciemnoblond włosy
luźno upięte z tyłu głowy.
Jej uroda przywiodła Cartwrightowi na myśl madonnę z obrazu Rafaela.
23108438.003.png
JednakŜe w następnej chwili do uszu lorda dotarły słowa dość sprośnej piosenki o
amorach młodego pasterza i młodej pasterki. Dziewczyna śpiewała ją z zapałem, choć trochę
nieczysto, a między kolejnymi zwrotkami wydawała wesołym głosem jakieś polecenia
robotnikom.
Lord Cartwright zapomniał od razu o wzniosłych skojarzeniach, jakie wywołał w nim
widok tej młodej kobiety.
Tak okropne słowa w ustach dziewczyny zgorszyły i uraziły jego lordowską mość. W
połączeniu ze zmęczeniem spowodowanym trudami ostatnich pięciu dni, świadomością
kłopotliwej sytuacji Jillian i goryczą, Ŝe wbrew nadziejom po powrocie do domu nie zaznał
nawet chwili spokoju, doprowadziło to do tego, Ŝe całą złość wyładował na Bogu ducha
winnej młodej osóbce.
- Hej, ty! Ucisz się natychmiast! Dość tych wrzasków - zaŜądał ostrym tonem, idąc w
kierunku stojącej u stóp ogromnych schodów dziewczynie.
Posłusznie zamknęła usta, po czym odwróciła się ku niemu i chłodnym spojrzeniem
orzechowych oczu zlustrowała intruza od stóp do głów. Miała przed sobą wysokiego, dobrze
zbudowanego, przystojnego męŜczyznę. Jego ciemne włosy były rozwichrzone, a brązowe
oczy płonęły tłumioną wściekłością. Miał wydatny nos arystokraty i niezwykle zmysłowe
usta, teraz zaciśnięte we wzgardliwym grymasie. Jego elegancki strój, choć poplamiony i
nieświeŜy po podróŜy, świadczył o dobrym smaku.
- Jak śmiesz, moja panno, uwłaczać godności własnej płci tak skandaliczną piosenką?
- wybuchnął lord Cartwright.
- To przecieŜ całkiem zwyczajna, zabawna ballada i bardzo często śpiewam ją sobie
przy pracy - odparowała spokojnie dziewczyna. - A w ogóle to kim pan jest, by pouczać mnie,
co mogę śpiewać? MoŜe krytykiem operowym z Wenecji?
Lord Cartwright wyprostował się z wielką godnością. Wyglądał teraz, o czym dobrze
wiedział, jeszcze bardziej imponująco.
- Jestem lord Cartwright, prawomocny wykonawca testamentu mojego ojca, i byłbym
ci wdzięczny, moja droga, gdybyś raczyła powściągnąć swój swawolny język i niezwłocznie
opuścić ten dom, wraz z tymi wszystkimi ludźmi i meblami, które tu wnieśli!
Dziewczyna powoli odłoŜyła na skrzynię swój notatnik, skrzyŜowała ręce na
piersiach, po czym bardzo spokojnie i dobitnie odpowiedziała:
- Ani mi to w głowie.
Lord Cartwright aŜ zaniemówił.
23108438.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin