Bear Greg - Radio Darwina 02 - Dzieci Darwina.pdf

(2158 KB) Pobierz
347830761 UNPDF
Greg Bear
Dzieci
Darwina
Przełożył
Janusz Pulryn
SOLARIS
Stawiguda 2009
347830761.001.png
Dla mego ojca, Dale'a Franklina Beara
Część pierwsza
SHEVA + 12
Ameryka to okrutny kraj. Mnóstwo w niej ludzi, którzy ot, tak sobie, zdepczą cię nogą
jak mrówkę. Posłuchaj wypowiedzi słuchaczy w radio. Pełno marionetek, okrutnie
mało tych, którzy pociągają za sznurki.
Za piknikami i odznakami skautów kryje się wilczy pomruk.
Chcą zabić nasze dzieci. Niech Bóg ma nas wszystkich w opiece.
Anonimowy zapis, ALT.NEWCHILD.FAM
Powołując się na „poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego", Urząd
Stanu Wyjątkowego zażądał w tym tygodniu od Departamentu Sprawiedliwości USA
uprawnień do śledzenia i zamykania stron internetowych rodziców SHEVY, a nawet
wydań elektronicznych gazet i czasopism, które zamieszczają nierzetelne informacje
- „kłamstwa" - o USW i rządzie Stanów Zjednoczonych. Niektóre grupy, broniące
praw rodziców, już złożyły skargi na ten przepis. Według pragnących zachować
anonimowość źródeł urzędnicy średniego szczebla Departamentu Sprawiedliwości
przekazali pozew do urzędu prokuratora generalnego w celu dalszego postępowania
prawnego.
Niektórzy prawnicy twierdzą, że w razie udzielenia takich uprawnień nawet
wydania internetowe oficjalnych gazet będą mogły paść ofiarą ataku hakerów albo
zostać zablokowane bez ostrzeżenia, a nadanie owych uprawnień przypuszczalnie
odbędzie się niejawnie.
„Seattle Times-PI Online"
Bóg nie ma nic wspólnego z pojawieniem się tych dzieci. Nieważne, co
myślicie o kreacjonizmie bądź ewolucji, musimy teraz polegać na sobie.
Owen Withey, „Creation Science News"
1
Hrabstwo Spotsylvania, Wirginia
Ciemny i cichy ranek otulał dom. Mitch Rafelson, trzymający kubek z kawą, półprzytomny
po zaledwie trzech godzinach snu, stał na tylnym ganku. Na niebie nadal widniały gwiazdy.
Kilka wytrwałych ciem i chrząszczy bzyczało, latając wokół lampy. Szopy próbowały się
dobrać do kubła na śmieci za domem, ale dawno już odeszły, prychając i przepychając się,
zniechęcone długością łańcucha.
Świat wydawał się pusty i nowy.
Mitch włożył kubek do zlewu w kuchni i wrócił do sypialni. Kaye leżała w łóżku,
jeszcze spała. W lustrze nad toaletką poprawił krawat. Nigdy nie wyglądał w nim dobrze.
Skrzywił się, gdy zobaczył, jak garnitur zwisa z jego szerokich ramion, jak kołnierzyk białej
koszuli luźno obejmuje szyję, a jej rękawy wystają poza mankiety marynarki.
Wieczorem doszło do kłótni. Mitch, Kaye i Stella, ich córka, aż do drugiej w nocy
siedzieli w ciasnej sypialni, usiłując postawić na swoim. Stella czuła się wyobcowana.
Chciała, potrzebowała, kontaktów z nastolatkami takimi jak ona. Pragnienie było zasadne, ale
nie mieli wyboru.
Kłótnia nie była pierwsza i pewnie nie ostatnia. Kaye zawsze przyjmowała takie
kryzysy z wypracowanym spokojem, w przeciwieństwie do wykrętów i wymówek Mitcha.
Jasne, że się wykręcali. Nie mieli odpowiedzi na pytania Stelli, jej argumentom nie
przeciwstawiali żadnych rozsądnych swoich. Oboje wiedzieli, że rozpaczliwie potrzebuje
przebywania z podobnymi sobie, odnalezienia własnej drogi.
Wreszcie, mając dość, Stella wyszła wściekła, trzaskając drzwiami swojego pokoju.
Kaye zaczęła płakać. Mitch obejmował ją w łóżku, aż powoli zapadła w niespokojny sen, a on
wpatrywał się w ciemny sufit, śledząc odbicia świateł ciężarówki jadącej powoli wiejską
drogą, jak zawsze zastanawiając się, czy skręci w podjazd do nich, przybędzie po ich córkę,
licząc na nagrodę albo w gorszym celu.
Nie znosił siebie w tym, co Kaye nazywa łachami pana Smitha - od filmu Pan Smith
jedzie do Waszyngtonu. Uniósł jedną rękę i przekręcił, przyglądając się wnętrzu dłoni,
długim, silnym palcom, obrączce - choć on i Kaye nigdy formalnie się nie pobrali. Miał łapę
jak wiejski cham.
Nie znosił wyjazdów do stolicy, mijania wszystkich posterunków kontrolnych,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin