Malachi Martin
JEZUICI
Towarzystwo Jezusowe
i zdrada ideałów Kościoła rzymskokatolickiego
Przekład:
Dagmara Kobylińska Jarosław Irzykowski
Gdańsk 1994
W oczach opinii publicznej
461
ROZDZIAŁ 22
Rzymska wiosna roku 1975 zaczynała stawać się wspomnieniem. Utarczki pomiędzy Towarzystwem Jezusowym a jego inspiratorem, papiestwem, trwały już od dziesięciu lat. Cała dekada minęła od chwili, gdy delegaci, już podczas pierwszej sesji XXXI KG, zaczęli — może trochę niepewnie — snuć nici dające początek nowej tożsamości jezuitów i nowej — godnej współczesnego świata — misji. Pomimo starć z papieżem Pawłem VI i Stolicą Apostolską, przywódcy Towarzystwa zdołali wreszcie, po 96 dniach kolejnej Kongregacji Generalnej, przeforsować wprowadzenie dekretów pozwalających na zmianę najgłębszych podstaw nowej „pierwotnej charyzmy", a zarazem, na potwierdzenie, że jezuici pozostają nadal lojalnym zgromadzeniem i heroldami wiary oraz lojalności, zgodnie z tradycją zapoczątkowaną przez św. Ignacego.
Pewną próbą, z jaką Pedro Arrupe i jezuici musieli się zmierzyć po zakończeniu XXXII KG było to, że nawet powołując się na jej dekrety, stracili przewagę. Dekrety XXXII KG znalazły się w posiadaniu Pawła VI i zostały poddane drobiazgowej analizie. Pogłoski krążące w korytarzach i biurach Watykanu były równie niesforne jak rtęć czy węgorze. Konserwatywni doradcy Ojca Świętego, jak głosiła jedna plotka, zalecali całkowite odrzucenie dekretów. Mówiono też, że Ojciec Święty nie tyle zaneguje dekrety, co raczej zawiesi ich zaakceptowanie sine aie, pozostawiając XXXII KG w stanie zawieszenia i skazując całe Towarzystwo Jezusowe na kanoniczną próżnię. Możliwe było też, według innej pogłoski, że pewnej części Towarzystwa Jezusowego pozwoli się oderwać od głównego trzonu i powrócić do tradycji sprzed XXXI KG. i XXXII KG. Jeszcze inni mówili, że dojdzie do całkowitego zrewidowania dekretów XXXII KG.
Cokolwiek by mówiono, pozostawało brutalnym faktem, że po » pierwszy od stu lat papież z miejsca nie zaakceptował ustaleń Kongregacji Generalnej. To zapowiadało kłopoty. Możliwe było dosłownie wszystko.
Wiele z tych plotek mogłoby zyskać potwierdzenie w owych tygo-, tuż po zakończeniu XXXII KG, gdyby tylko Paweł VI tryskał i fizycznym i był w doskonałej formie psychicznej. Niestety w
kluczowym dla dziejów Kościoła — momencie Pawłowi VI daleko
było do dobrej kondycji. Od lat lekarzy niepokoił stan jego i związany z tym niedowład nóg. W latach siedemdziesiątych jeszcze się pogorszył. Artretyzm, który początkowo zdawał się , stopniowo zaczął się pogłębiać, czyniąc każdy ruch sprawą kalkulacji — rozważań, jak tu najbezpieczniej wyciągnąć , usiąść, potrząsnąć głową, odwrócić się czy wykonać inne, najzwy-
; czynności, unikając dotkliwego bólu. Mimo iż te problemy fizyczne były nader poważne, osobisty lekarz i VI utrzymywał, że wszystko to wynikało z cierpień, jakie nękały {p i duszę Ojca Świętego. Zdaniem tego s...
gabriella153