Zderzenie dwóch Platform.pdf

(78 KB) Pobierz
Zderzenie dwóch Platform
Zderzenie dwóch Platform
piątek, 25 luty 2011, 10:02 Źródło: Newsweek Polska
Donald Tusk i Grzegorz Schetyna, fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Nigdy dotąd Platforma obywatelska nie była tak blisko katastrofy politycznej. Przez ostatnie pięć lat
Donald Tusk ciągnął PO w górę. Czy ma jeszcze siłę, aby teraz powstrzymać jej spadanie?
Premier jest coraz bardziej samotny i politycznie coraz słabszy. Niby wciąż jeszcze kieruje
najpopularniejszą w Polsce partią i ma szanse zostać pierwszym politykiem, który dwa razy z rzędu
wygra wybory parlamentarne. Tyle że nie ma już w nim dawnego entuzjazmu ani siły. Ostatnie
półtora roku było dla Donalda Tuska wyjątkowo trudne. Kiedy przetrwał niemal bez draśnięcia aferę
hazardową, komisję śledczą w tej sprawie i Smoleńsk, wydawało się, że nic nie jest w stanie go
zatopić. Że jest teflonowy – ten epitet opozycji był w gruncie rzeczy komplementem. Jednak
ostatnie wydarzenia dowiodły, że teflonowy nie jest.
W ciągu kilku tygodni jasny plan reelekcji, zachowania premierowskiego fotela i utrzymania władzy
w Platformie legł w gruzach. Najpierw premier oberwał potężny cios od Rosjan, którzy opublikowali
raport całkowicie obwiniający polską stronę za katastrofę smoleńską. Potem zaliczył bolesne ciosy
od liberalnych ekonomistów na czele z prof. Leszkiem Balcerowiczem , którzy przypuścili atak na
rządowe plany zmian w Otwartych Funduszach Emerytalnych. A w finale okazało się, że nie jest już
jedynowładcą w Platformie, że stracił kontrolę nad znaczną częścią partii. W tak złej sytuacji
politycznej Tusk nie był od podwójnej wyborczej porażki z PiS w 2005 roku. Wówczas się podniósł.
Jak będzie teraz?
Pałac prezydencki, miniony tydzień. Bronisław Komorowski podejmuje Donalda Tuska. Stara się
być miły, serwuje gościowi wino. Nigdy między nimi nie było szczególnej więzi. Lider Platformy
często wręcz ostentacyjnie lekceważył Komorowskiego albo nawet go dyskredytował na partyjnym
podwórku. Może dlatego premier wciąż nie najlepiej reaguje na zajmowanie przez Komorowskiego
pozycji politycznego arbitra. Prezydent zaprosił Tuska w bardzo konkretnej sprawie: żeby
przekonać go do porozumienia z ambitnym marszałkiem Sejmu Grzegorzem Schetyną . Konflikt
dwóch najważniejszych polityków PO przybiera na sile i coraz bardziej szkodzi partii. – Musicie się
jakoś dogadać z Grzegorzem przed wyborami – mówi Komorowski.
Tusk słuchać rad prezydenta nie zamierza. – Zobacz, co piszą gazety. On spiskuje z SLD, żeby po
wyborach wysadzić mnie z fotela premiera! – rzuca zirytowany. Mimo starań prezydenta, który
uchodzi za życzliwego Schetynie, Tusk nie daje się przekonać. Wychodzi ze spotkania
zdenerwowany. Dla zwolenników Schetyny to jasny sygnał: jeszcze przed wyborami może dojść do
ostatecznego starcia. – Jeśli panowie się nie porozumieją, dojdzie do rzezi. A czy są jeszcze w
stanie się dogadać? Znam ich od lat. I po raz pierwszy nie wiem – mówi nam jeden z ministrów.
Historia Platformy pisana jest politycznymi trupami tych, którzy stanowili zagrożenie dla pozycji
Donalda Tuska: od Andrzeja Olechowskiego przez Zytę Gilowską po Jana Rokitę. Schetyna – mówią
nam jego współpracownicy – jest przekonany, że miał być następny w tym szeregu straconych. I
że afera hazardowa była tylko pretekstem, aby usunąć go z rządu. Premier miał się obawiać
rosnącej roli Schetyny, sądził też, że ambitny wicepremier chce go wyekspediować do pałacu
prezydenckiego, by zająć fotel szefa rządu. Doszło do tego, że Tusk zlecał swemu zaufanemu
specowi od propagandy Igorowi Ostachowiczowi zamawianie – za plecami Schetyny – własnych
sondaży prezydenckich. Nie ufał przyjacielowi, który przekonywał go, że według badań zwycięstwo
ma w kieszeni.
1
448555557.002.png 448555557.003.png
Zawiedziona przyjaźń to w zrozumieniu wrogich relacji Tuska i Schetyny rzecz kluczowa. –
Wyglądało na to, że oni się naprawdę przyjaźnią – opowiada były członek rządu. – Ściśle
współpracowali, kluczowe decyzje podejmowali we dwóch, mnóstwo czasu spędzali razem.
I dodaje po niedawnej rozmowie ze Schetyną: – Grzegorz doszedł do wniosku, że gdy był w
rządzie, to nie była przyjaźń, tylko gra Tuska. Nie ma już złudzeń. I skrupułów.
Władzom Platformy i ministrom rządu Schetyna mówił co prawda, że krytyka Tuska za
nonszalancką reakcję na raport MAK w sprawie katastrofy smoleńskiej była przypadkowa
(„Wyrwało mi się rano w wywiadzie radiowym, poprzedniej nocy do późna byłem na zakrapianej
imprezie”), to niewielu traktuje to poważnie. Tym bardziej że w tej krytyce Schetyna był
konsekwentny, powtarzał ją wielokrotnie. Dlatego też na ostatnim posiedzeniu zarządu PO Tusk
nagle zmienił zaplanowany porządek obrad i kilka godzin poświęcił na publiczne pastwienie się nad
Schetyną. To jeszcze bardziej podniosło temperaturę w partii.
Schetyna jest pierwszym politykiem, którego Tuskowi nie udało się zmarginalizować ani wypchnąć
z Platformy. Być może dlatego, że jako wykonawca wcześniejszych wyroków Tuska na innych
polityków umiał się dobrze przygotować do obrony. Premier pozbawił go co prawda najpierw
stanowisk wicepremiera i szefa MSWiA, a następnie sekretarza generalnego i szefa klubu
parlamentarnego Platformy, ale nie był w stanie politycznie Schetyny dobić. Ze względu na duże
poparcie dla Schetyny w partii musiał przystać, aby został on marszałkiem Sejmu oraz
wiceprzewodniczącym Platformy. To był znak, że nie ma już pełnej kontroli Donalda Tuska nad
partią. Że już nie ma jednej Platformy.
Im bliżej wyborów, tym intensywniej ścierają się owe dwie Platformy. Poza rozgrywkami
personalnymi – to najważniejsze paliwo polskiej polityki – obie Platformy różnią się także w
kwestiach programowych. Platforma Schetyny (POS) oskarża Platformę Tuska (POT) nie tylko o
fatalne rozegranie sprawy raportu MAK o katastrofie smoleńskiej, lecz także o zaniechanie reform i
doprowadzenie do trudnej sytuacji finansowej kraju. POS czuje się bardziej przywiązana do
dawnego, liberalnego programu gospodarczego partii, który POT porzuciła na rzecz starań o
utrzymanie władzy. Zresztą Platforma Tuska to wcale nie są wpatrzeni w lidera wyznawcy. To
grupa interesów. Ludzie, którzy dzięki Tuskowi doszli do władzy i chcą zachować wpływy. Najlepszy
przykład to minister infrastruktury Cezary Grabarczyk. Ponieważ przez ostatnie trzy lata premier
zaniedbał kontakty z szeregowymi posłami i działaczami w terenie, Grabarczyk stał się dla wielu
nieformalnym liderem. Gdy Tusk potrzebuje szabel do starcia ze Schetyną, sięga właśnie po jego
ludzi. Nie ma miłości, jest tylko interes.
Niedawno podczas narady z kilkoma ministrami PO premier zastanawiał się, co może zrobić, aby
jeszcze przed wyborami poprawić notowania. Padła propozycja, by wziąć się na poważnie do
reformy zdrowia. – To byłby mocny sygnał dla naszego elektoratu, oburzonego sprawą OFE i
przekonanego, że rząd niewiele robi. Ale kiedy zaczęliśmy się zastanawiać nad konsekwencjami
zmian w służbie zdrowia, to uznaliśmy, że nie mamy dość siły, aby się z tym zmierzyć. Nie byliśmy
nawet pewni, czy PSL nas poprze – przyznaje samokrytycznie jeden z ministrów.
Takie są dziś nastroje w Platformie. Pewność siebie i samozadowolenie zniknęły wyparte przez
nerwowość i niepewność. Rząd jest jak oblężona twierdza, która spodziewa się ataku z każdej
strony. Dziś premier ma przekonanie, że wszyscy się przeciwko niemu sprzysięgli. Nie tylko
opozycja, lecz także media i eksperci gospodarczy. No i spora część własnej partii. Z grona, które w
pierwszych latach rządu spotykało się w gabinecie premiera przy alkoholu i cygarach, nie pozostał
prawie nikt. Petentem na premierowskich salonach stał się nawet uważany za mózg rządu minister
Michał Boni.
Ale przyczyn owych tarapatów premier powinien raczej szukać w sobie. Wygląda na to, że Donald
Tusk stracił swego słynnego nosa – wyczucie, czego oczekuje opinia publiczna i jak sobie zaskarbić
jej względy. Nie zrozumiał, jak bardzo elektorat Platformy zaboli dobranie się przez rząd do
pieniędzy OFE. I nie przewidział ostrej reakcji Leszka Balcerowicza, dotąd przecież rządowi
przychylnego. – Sprawa OFE została fatalnie rozegrana, wyszło na to, że potraktowaliśmy własnych
wyborców z pogardą – mówi nam jeden z ministrów.
Gdy został opublikowany raport MAK, premier był na nartach we Włoszech i – jak twierdzą nasi
rozmówcy z jego otoczenia – przez wiele godzin nie widział nawet potrzeby natychmiastowego
powrotu do kraju. Zmusił go do tego dopiero rzecznik rządu Paweł Graś, który na pokładzie
rządowego embraera poleciał po Tuska w Dolomity. Zaraz po swej konferencji w Kancelarii
2
448555557.004.png
Premiera w sprawie rosyjskiego raportu Tusk wsiadł do samolotu i wrócił na stok. Sondaże
pokazały, że Polacy źle ocenili spóźnioną reakcję rządu na raport MAK.
Platforma płaci za to, że skończył się jej – i tak wyjątkowo długi ze względu na powszechną niechęć
do PiS – okres karencji u wyborców. Dlatego dużej rangi nabierają dziś wpadki polityków PO, takie
jak idiotyczne wypowiedzi posłanki Joanny Muchy w partyjnej gazetce („starsi ludzie
przyzwyczajeni do traktowania wizyty u lekarza co dwa tygodnie jako rozrywki”) czy erotyczne
fantazje posła Roberta Węgrzyna („z gejami to dajmy sobie spokój, ale z lesbijkami to chętnie bym
popatrzył”). Media eksponują nawet informacje, że gminny radny PO gwałcił dziecko w
samochodzie.
Dziś rachunki za potknięcia, błędy i zaniechania Platformy są obłożone przez wyborców
dodatkowym podatkiem – od rozczarowania. W efekcie sondaże premiera, rządu i PO pikują, nawet
po kilkanaście punktów. Ostatni sondaż OBOP pokazał, że między styczniem a lutym Platformie
spadło poparcie o 13 pkt proc.
Słaby wynik wyborczy partii może zagrozić pozycji Tuska. Wiele zależy od tego, jaki po wyborach
będzie skład klubu parlamentarnego Platformy. Jeśli dominować będą zwolennicy Tuska,
premierowi włos z głowy nie spadnie. Jeśli wielu będzie stronników Schetyny, może dojść do próby
pozbawienia Tuska premierowskiego fotela i szefostwa w Platformie.
Dlatego decydujące starcie między POT a POS będzie zapewne polegać na próbie radykalnego
ograniczenia obecności ludzi Schetyny na listach wyborczych. A przede wszystkim na tzw.
biorących miejscach.
To starcie o listy jest tym bardziej prawdopodobne, że spór Tuska ze Schetyną podgrzewa trzeci
wpływowy człowiek w partii, Cezary Grabarczyk. A ma on duże wpływy wśród szefów regionów. W
interesie Grabarczyka jest, by konflikt Tuska ze Schetyną trwał, bo jeżeli dojdzie do ugody, to
odbędzie się to jego kosztem. Być może zapłaci wtedy stanowiskiem, na przykład podczas szerszej
rekonstrukcji rządu. Jeżeli konflikt będzie trwał, to Tusk zapewne się nim posłuży, by ograniczyć
wpływy Schetyny.
Do tej decydującej rozgrywki dojdzie już niebawem, bo w najbliższych tygodniach zarząd PO ma
robić przymiarki do pierwszych miejsc na listach. Całą procedurę układania list PO chce bowiem
zakończyć do lata, gdy rozpocznie się prezydencja Polski w Unii Europejskiej.
Kluczem do rozstrzygnięcia będą ustalenia dotyczące przede wszystkim trzech regionów: Łodzi,
Poznania i Krakowa. Jeśli się okaże, że w Łodzi na czele list będą ludzie skonfliktowani z
Grabarczykiem, czyli Krzysztof Kwiatkowski lub Iwona Śledzińska-Katarasińska, będzie to znak, że
Schetyna się obronił. Ale o jego naprawdę mocnej pozycji świadczyć będzie dopiero obecność na
listach Mirosława Drzewieckiego, skompromitowanego przez aferę hazardową.
W Poznaniu siły Schetyny dowiedzie miejsce jego stronnika Rafała Grupińskiego, obecnego szefa
regionu wielkopolskiego. Skonfliktowanego ze swoim poprzednikiem Waldym Dzikowskim,
trzymającym z kolei z Grabarczykiem.
Co do Krakowa, gdy okaże się, że pierwsze miejsce ma szef regionu małopolskiego Ireneusz Raś,
uważany za stronnika Grabarczyka, a nie ma na listach sejmowych Jarosława Gowina, będzie to
oznaczać, że Schetyna przegrał. Gowin jest bowiem także uważany za człowieka Schetyny. – Gowin
jest od dawna radykalnym przeciwnikiem Tuska. Nawet bardziej jest przeciwnikiem Tuska niż
zwolennikiem Schetyny. Jest to człowiek potrafiący otwarcie krytykować Tuska w różnych
gremiach, a ten o tym wie – mówi „Newsweekowi” Paweł Piskorski, też kiedyś wypchnięty przez
Tuska z Platformy.
Jeśli mimo to Gowin znajdzie się na sejmowych listach, będzie to najmocniejszy sygnał, że Tuskowi
nie udało się pokonać Schetyny. Choć oczywiście Ireneusz Raś zapewnia, że jego propozycja, by
Gowin kandydował nie do Sejmu, a do Senatu, nie ma nic wspólnego z próbą osłabienia jego
samego lub Grzegorza Schetyny. – W wyborach do Senatu po raz pierwszy będą obowiązywać
okręgi jednomandatowe. Potrzebne będą więc silne indywidualności, takie jak Gowin – przekonuje
Raś.
3
448555557.005.png
Zawieszenie broni między Tuskiem a Schetyną jest o tyle mało prawdopodobne, że relacje między
nimi są najgorsze od czasu, gdy się poznali dwie dekady temu. Wciąż jednak porozumienie jest
możliwe. – Ostachowicz sonduje nas, czy da się zaklajstrować konflikt na czas wyborów. Nie ma
wątpliwości, że robi to z polecenia Tuska – opowiada nam jeden ze stronników Schetyny.
W tych personalnych grach giną podstawowe pytania: po co Platforma chce rządzić przez kolejną
kadencję? W imię jakiego programu Donald Tusk ma być przez kolejne lata premierem? Zajęte
sobą frakcje nie są w stanie odpowiedzieć na te pytania. Wciąż trwa poszukiwanie przewodniego
motywu kampanii. Opowiada jeden ze współpracowników premiera: – Namawiałem go do
przeprowadzenia przed wyborami jakiejś naprawdę znaczącej reformy, żeby dać sygnał wyborcom
Platformy. „Chcesz zostać premierem?” – syknął Tusk.
Od czasu do czasu, siedząc w ulubionym fotelu w Kancelarii Premiera, Donald Tusk rzuca
nazwiskami ministrów, którzy mu się nie podobają. Często wymienia szefa MON Bogdana Klicha,
ministra środowiska Andrzeja Kraszewskiego i ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego. Ale w jego
otoczeniu brak wiary, że rekonstrukcja rządu na pół roku przed wyborami mogłaby poprawić jego
spadające notowania. Tym bardziej że najgorzej ocenianych ministrów – takich jak Ewa Kopacz
(zdrowie) czy Cezary Grabarczyk (infrastruktura) – Tusk nie odwoła, bo należą do POT. Nie wyrzuci
także ministra finansów Jacka Rostowskiego, choć – jak mówią nam współpracownicy premiera –
księgowe sztuczki, skrywające rzeczywistą sytuację kasy państwa, coraz bardziej niepokoją Tuska.
Na razie jedyny pomysł premiera na ucieczkę do przodu to prezydencja w UE i brylowanie w gronie
najważniejszych graczy tego świata. Poza tym zawsze Tuskowi może pomóc PiS, jeśli w rocznicę
Smoleńska wyjdzie na ulice z pochodniami i – daj Boże! – petardami. Premier oczekuje pomocy z
zewnątrz, ponieważ nie może już liczyć na dawnych przyjaciół w partii. W gruncie rzeczy Donald
Tusk jest dziś w Platformie zupełnie sam. I sam jest temu winien.
Andrzej Stankiewicz, Piotr Śmiłowicz, współpraca Amelia Panuszko
4
448555557.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin