Na czterech łapach czyli kołach.pdf

(1098 KB) Pobierz
hansen k.qxd
jak pomyś lał , tak zrobił
Podwozie luksusowej limuzyny sprzed I wojny światowej z pancerzem z I woj-
ny i późniejszymi dodatkami uzbrojenia w służbie brytyjskiej na Pustyni Libij-
skiej w 1940 roku. A pamiętam, panie tego... jakeśmy to jeszcze, panie ten...
zpułkownikiem Lawrence’em (Lawrence z Arabii) Turka gonili.
łem też o przodkach współczes-
nych ciężkich samochodów pan-
cernych i transporterów, czyli nie-
mieckich ośmiokołowych Sdkfz.
231 do 234, w tym tekście opisuję
kolejne pancerne pudełko i na tym
może się nie skończyć.
Wspominałem kiedyś o bry-
tyjskiej „recepcie” na zwiad
w czasie II wojny światowej, czyli
o wielkiej rodzinie czterokołowych
rozpoznawczych samochodów
pancernych. Bardzo małych, ma-
łych, średnich, trochę większych,
dużych i bardzo dużych, ale zaw-
sze czterokołowych. Brytyjczycy
trwali uparcie przy doktrynie czte-
rokołowców, podczas gdy inne
kraje stosowały rozsądną zasadę,
by przy wzroście masy pojazdu ut-
Na czterech łapach...
czyli kołach
Alvar Hansen
S amochody pancerne
rzymywać nacisk na grunt na ja-
kimś przyzwoitym poziomie pop-
rzez dodawanie kolejnych osi.
Amerykanie przyjechali na wojnę
z czterokołowymi M3A1, spróbo-
wali skonstruować coś „po angiel-
sku”, o czym nieco niżej, po czym
budując większego i cięższego
M 8, (Greyhounda), dodali kolejną
oś. Rosjanie używali dużych, trzyo-
siowych samochodów pancernych,
potem zrezygnowali z nich na
rzecz czołgów, ale mieli maleńkie-
go BA-64 na podwoziu GAZ-a.
Niemcy rozpoczęli wojnę ze znako-
mitymi czterokołowymi Sdkfz 221
oraz nieco przestarzałymi Sdkfz
231 w wersji sześciokołowej i no-
woczesnymi ciężkimi wersjami oś-
miokołowymi. Większa liczba osi
niż cztery nie wchodziła w rachu-
bę, bo taki jamnik nie zakręciłby
nawet na szerokiej drodze i ta licz-
ba pozostaje do dziś rozsądnie
utrzymywanym maksimum.
wydają się być jed-
nym z najbardziej
rozbudowanych wąt-
ków w JPTZ. Pisałem
już o maleńkim rosyj-
skim BA-64, o amery-
kańskim M3A1 Scout-
car, czyli samochodzie
dla skautów, bo prze-
cież nie nazwę go roz-
poznawczym samocho-
dem pancernym. Pisa-
Niemcy gromadzą już barki rzeczne, rowery wodne i kajaki, „Lew Morski” ante
portas, broń się Brytanio! Samochód pancerny przerobiony z ciężarówki Bed-
forda, nawet z rusznicą przeciwpancerną.
Mniejsze „samochody
pancerne” (tu Beveret-
te), przerobione z oso-
bowych, które w róż-
nych, mniej zabawnie
wyglądających wersjach
brały jeszcze udział
wlądowaniu w Norman-
dii w 1944 roku.
PANIKA,
LUKSUSOWE
LIMUZYNY I POMPKA
PANA KLEKSA
76
Wszystkie angielskie samo-
chody pancerne były dwuosiowe
i prawie wszystkie podobne do
25701984.015.png
 
Daimler Armoured Car, czyli waga średnia, wieża z ar-
matą ppanc. i współosiowym kaemem. Armata, pożal
się, Boże, dwufuntowa, ale zawsze.
M3A1 Scout Car okazał się za lekki, więc Departament Uz-
brojenia USA zmienił podziałkę szerokim gestem. Nowym,
średnim samochodem pancernym miał być cięższy od naj-
cięższego brytyjskiego T17E1, a kolejnym prototypem był
widoczny na zdjęciu trzyosiowy T 17, cięższy jeszcze o tonę.
siebie, choć występowały we
wszystkich możliwych rozmiarach
i pochodziły od różnych producen-
tów. Listę pojazdów będących na
wyposażeniu armii brytyjskiej
w czasie II wojny światowej nale-
żałoby rozpocząć od praprzodka
z czasów I wojny światowej, czyli
pancernego Rolls-Royce’a zbudo-
wanego na podwoziu Silver Gho-
sta, który odsłużył swoje jeszcze
w 1940/41 roku na Pustyni Zachod-
niej i w Indiach. Potem była dość
liczna rodzina pojazdów z okresu
międzywojennego, które uchowały
się w koloniach lub na Wyspach
Brytyjskich, a gdzieś w połowie
1940 roku grupa opancerzonych,
a czasem nawet tylko „obetono-
wanych” ciężarówek, które miały
bronić Anglii przed „Lwem Mor-
skim”, po pozostawieniu wszys-
tkich czołgów w korku drogowym
pod Dunkierką.
W 1939 roku do produkcji
wszedł Daimler Dingo, czyli „ma-
luch pancerny”, mniejszy od więk-
szości samochodów osobowych
(3,2 m długości), a jednak bardzo
dobrze opancerzony – do 30 mm,
czyli dwukrotnie więcej niż liczne
brytyjskie czołgi szybkie. Był to
bardzo udany pojazd, z niezależ-
nym zawieszeniem kół i specjalny-
mi oponami umożliwiającymi jazdę
po ich przestrzeleniu i chociaż wa-
żył 3 tony, a miał silnik o mocy za-
ledwie 55 KM, to rozwijał prędkość
do 90 km/h po drodze, a dzięki
krótkiej bazie był zwrotny i radził
sobie dobrze w terenie. Cechy te
zachował pomimo rezygnacji ze
stosowanego początkowo układu
4×4, który okazał się utrudnieniem
w obsłudze dla
kierowcy.
Humber Sco-
ut Car, produko-
wany od 1942 ro-
ku, był uzupełnie-
niem wobec nie-
dostatecznej li-
czebnie produkcji
znakomitego Din-
go. Brytyjczycy nie
byli Amerykanami
ani tym bardziej
Rosjanami i nie
mogli rozkładać
sobie produkcji
wybranego typu
na dowolną liczbę
prywatnych prze-
cież fabryk (nawet
w przemyśle zbro-
jeniowym). Samo-
chód zwiadowczy
Humbera był więk-
szy i nieco tylko
cięższy od Dingo (3,8 m długości
i 3,4 tony), podobna masa „roz-
ciągnięta” na większej długości
dała w efekcie cieńszy pancerz,
dłuższą bazę kół i pomimo silnika
mocniejszego o 30 KM gorszą
zwrotność i manewrowość. Hum-
berowi zdarzyło się również (1940)
skonstruować Light Reconnaissan-
Najcięższy z trzech, istny czołg na
kołach, czteroosiowy T 18 z armatą
37 mm (!) i dwoma kaemami.
Twarde piaski pustyni to prawdziwy żywioł dla szyb-
kich samochodów pancernych, o ile oczywiście
gdzieś tam nie okopała się dowolna niemiecka arma-
ta ppanc. lub czołg. AEC Armoured Car z wieżą czoł-
gu Valentine, ponownie z dwufuntówką.
Wszyscy trzej kandydaci, tj. T 17,
T 17E1 i T 18, nie znaleźli uznania
w oczach zamawiających, którzy
zmienili zdanie kolejny raz i posta-
wili na lżejszego M 8 Greyhounda,
konstruowanego pierwotnie jako
kołowy niszczyciel czołgów.
77
25701984.016.png 25701984.017.png
 
jak pomyś lał , tak zrobił
Kolejna kategoria brytyj-
skich „pancerek”, czyli przykłada-
my pompkę powiększającą niczym
z Akademii Pana Kleksa. Te same
firmy, nieco większe koła, propor-
cjonalnie dość krótka baza, dwu-
krotnie większa masa (ok. 7 ton),
trochę mocniejszy silnik, pancerz
nadal dość mizerny (7 do 16 mm)
ale pojawiły się wieże z jakimś po-
ważniejszym uzbrojeniem. Daimler
Armoured Car był trochę podobny
do Humber Armoured Car, choć
i tym razem ten pierwszy dawał
sobie lepiej radę z terenem. Były
też i inne typy, produkowane
w mniejszych liczbach ale zewnęt-
rznie bardzo podobne do tych
właśnie wymienionych np. Guy
Armoured Car z początkowego lub
Coventry Armoured Car z końco-
wego okresu wojny.
Ponownie poruszamy skalą,
nie zmieniając układu pojazdu, ale
tym razem jednak zmieniła się i fir-
Klejenie połówek kół z przesunię-
ciem bieżnika. Model miał niewielką
liczbę części, które trzeba było
czyścić po sklejeniu – koła, brzegi
wieży, zbiorniki, może coś jeszcze.
T 17, czyli Staghound, był jak na
zwiadowcę pojazdem ogromnym,
bo wielkości czołgu średniego, ale
szybkim i dobrze opancerzonym.
ce Car oparty na podwoziu luksu-
sowej limuzyny, tak jak to miało
miejsce ćwierć wieku wcześniej
w przypadku Rolls-Royce’a. Długie
(4,37 m) i słabo opancerzone pojaz-
dy mogły jeździć w zasadzie tylko
Nowa forma wtryskowa nie powinna
dawać nadlewek na styku, a tu na-
dal trzeba sporo czyścić. Pierwsze
części fototrawione, na stole do su-
permodelu dołącza superglue.
Czegóż, ach czegóż tu nie ma,
a i cena „niezupełnie japońska”.
Jest książeczka PRM (Photo Refe-
rence Manual – zdjęcia oryginału
i nieco historii), jest wkładka z du-
żym obrazkiem wymalowanym
przez polskiego autora, jest meta-
lowa lufa, są wysztancowane szyb-
ki i elementy fototrawione, jest też
nowy, duży, porządny model. Trzy
ostatnie pozycje do wykorzystania.
ma. AEC Armoured Car pojawił się
w 1942 roku, ważył już 12 ton, miał
poważny pancerz o grubości do 65
mm i wieżę z armatą sześciofunto-
wą. Wydawałoby się, że ten ciężki
samochód pancerny, z uzbrojeniem
porównywalnym do współczes-
nych mu czołgów, ale z nieporów-
nywalnie gorszą zwrotnością (5,18
m długości) i manewrowością –
dwukrotnie gorszy stosunek mocy
do masy w porównaniu z Dingo –
będzie ostatnim, najcięższym ogni-
wem „czterokołowej” historii. Tak
się jednak nie stało, a nawet,
o dziwo, ciężki samochód pancer-
ny okazał się lżejszy od średniego.
78
po drogach i twardej pustyni, ale
i tak wyprodukowano je w dość
znacznej liczbie. Trafiły do jednos-
tek ochrony lotnisk, do Indii, na
Bliski Wschód oraz do zadań poli-
cyjnych oraz pomocniczych i nie
brały, na szczęście dla ich załóg,
udziału w poważnych działaniach
bojowych.
Włosi bardzo dbają o opinię o ich
nowych modelach, czego przeja-
wem jest np. staranna errata już
wydrukowanego pudełka i zakleja-
nie papierkami „literówki”. Tak na-
wiasem mówiąc, jak można palnąć
takiego byka po jednej stronie pu-
dełka, gdy gdzie indziej na tym sa-
mym pudełku jest już dobrze?
Wieloelementowy kadłub wymaga
sporej ilości recepturek, ale składa
się precyzyjnie.
25701984.001.png 25701984.002.png 25701984.003.png 25701984.004.png 25701984.005.png
OGARY POSZŁY...
NA EKSPORT
a na nowe niemieckie czołgi trze-
ba mieć armatę o kalibrze 90 mm.
M 8 był dość duży (5 m długości),
miał opancerzenie na poziomie
M3A1, tj. chroniące przed ogniem
broni maszynowej, ale i tak ważył
blisko 8 ton. Ciężar rozkładał się
jednak na trzy osie, niedoszły nisz-
czyciel czołgów okazał się być
niezłym zwiadowcą i wszedł do
masowej produkcji w marcu 1943
roku – wyprodukowano łącznie ok.
12 000 wszystkich wersji. Chcąc
otrzeć łzy Fordowi, 250 sztuk już
wyprodukowanych, również trzyo-
siowych, ale niechcianych przez
nikogo T 17 zakupiono do służby
w żandarmerii i... przekazano
w końcu w ramach Lend-Lea-
se’u Brazylii.
Dwuosiowy samochód
Chevroleta wzbudził z kolei zainte-
resowanie brytyjskiej komisji do
spraw zakupu uzbrojenia w USA,
tym bardziej że pasował do ogól-
nego „wzoru dwuosiowego”, tyle
że amerykańska „waga średnia”
okazała się być angielską „super-
ciężką”! Wyprodukowano ok. 2900
sztuk T17E1 i wszystkie trafiły do
służby w armii brytyjskiej i państw
Wspólnoty. Lista angielskich nazw
amerykańskich pojazdów wzboga-
ciła się o Staghounda (Ogar)
a trzeba też wspomnieć, że przy
okazji rozważania możliwości za-
kupu pozostałych psiarnia rozsze-
Departament Uzbrojenia ar-
mii USA zlecił opracowanie no-
wych wzorów samochodów pan-
cernych w lipcu 1941 roku. Amery-
kanie postanowili od razu, że ich
wozy będą silnie opancerzone
i zbudowali trzy prototypy – Chev-
rolet skonstruował dwuosiowego
T17E1, Ford trzyosiowego T17,
a mniej znana w Polsce firma
o jakże znaczącej nazwie Yellow
Coach (tak, tak, jedna z tych robią-
cych długie żółte autobusy) opra-
cowała ciężki czteroosiowy T18.
Samochody te ważyły odpowied-
nio 14, 15 i 27 ton, miały pancerz
dochodzący miejscami do 40–50
mm i wieże z armatami 37 mm
(T17, T17E1) i 57 mm. Po odrzuce-
niu projektu nieudanego T18 i uru-
chomieniu produkcji seryjnej po-
zostałych dwóch armia amerykań-
ska stwierdziła, że jej założenia
wstępne były błędne i że teraz wo-
li już coś lżejszego, bardziej ma-
newrowego, z otwartą od góry
wieżą, cieńszym pancerzem i nis-
kim naciskiem na grunt, czyli
wspomnianego na wstępie M 8.
Ten ostatni projektowano jako ko-
łowy niszczyciel czołgów, ale
w międzyczasie okazało się, że ar-
mata kal. 37 mm może zniszczyć
co najwyżej Pzkw II i to z bliska,
Piękne podwozie, a jednocześnie
dużo mniej pracochłonne niż np.
przy modelach ciężarówek.
Wyginanie i wklejanie cienkich me-
talowych brzegów błotników – jesz-
cze jakoś, ale same błotniki trzeba
było mocno docisnąć przy klejeniu.
Kadłub już prawie do malowania...
...a wieża już zupełnie gotowa.
Wieloczęściowy kosz wraz z me-
chanizmem obrotu i siedzeniami
sklejał się precyzyjnie, lecz wyda-
wał się nadmiernym, niewidocznym
potem „luksusem”.
Kolejna errata – czerwone numery w wersji włoskiej zamiast czarnych, ładna
blacha fototrawiona, polskie oznaczenie z Włoch – „Nadwislanin” (Errata!! Er-
rata!!!), metalowa lufa – moim zdaniem gorsza, bo bez stożkowego zakończe-
nia, piękna faktura pancerza, śruby oraz wymienne numery odlewów na wieży.
A gdzie faksymile oryginalnych dokumentów z amerykańskiej odlewni?
79
25701984.006.png 25701984.007.png 25701984.008.png 25701984.009.png
 
jak pomyś lał , tak zrobił
Na kadłubie pojawiły się haki do liny i włazy, narzędzia mają paski mocujące –
niezły egzamin z montażu części fototrawionych. Komplet do malowania wraz
z liną, nadmiarem kanistrów i brezentu oraz kupioną dodatkowo figurką człon-
ka załogi. Oparty o pojazd, ręce w kieszeniach, beret – jako nieuleczalny an-
glofil nie mogłem sobie odmówić.
rzyła się o T17 Deerhounda (chart
szkocki), T18 Boarhounda (brytan)
i M8 Greyhounda (chart angielski).
Nazwy te miały swoje zabawne
konotacje, bo o ile brytan to... bry-
tan, a dokładniej każdy pies uży-
wany do polowań na dziki, chart
szkocki to duży odważny pies rów-
nież do polowań, to chart angielski
jest bardzo ekskluzywnym, ale
niezbyt dużym psem wyścigowym
i może co najwyżej zapolować na
króliki hodowane przez sąsiadów.
T17E1 Staghound wyglądał
jak „jeszcze jeden Anglik”, ale był
zlepkiem, zresztą udanym, różnych
manier projektowych i możliwości
konstrukcyjnych amerykańskiego
przemysłu samochodowego. Był
jednocześnie nowoczesny i prze-
starzały, miał np. wieżę ze słabą,
lecz półautomatyczną armatą kal.
37 mm stabilizowaną żyroskopo-
wo. Kadłub miał silny i pochylony
pancerz czołowy, ale słabe boki
z bocznymi wejściami. Wyposażo-
ny był w niewielki wewnętrzny
i dwa zewnętrzne zbiorniki paliwa,
które zdejmowano przed wejściem
do walki jak na rosyjskich czoł-
gach. Mogły być one też odrzuca-
ne z wewnątrz w razie niespodzie-
wanego kontaktu z nieprzyjacie-
lem. Zasięg na zbiorniku wewnęt-
rznym wynosił 250 km i 750 km na
wszystkich, więc po skończonej
walce warto było wrócić i odszu-
kać to, co swoje. Napęd przeno-
szony był na wszystkie koła, ale
poprzez sztywne mosty, podczas
gdy mniejsze samochody brytyj-
skie miały niezależne zawieszenie
kół. No cóż, to ponownie konsek-
wencja „używania pompki Pana
Kleksa” w projektowaniu, bo tak
duży i ciężki pojazd trzeba było
zbudować na mostach jak z dużej
ciężarówki. Ważący 14 ton Stag-
hound musiał być napędzany
przez dwa silniki, sześciocylindro-
80
Proste, kilkubarwne malowanie. Kadłub już z kalkomaniami i po malowaniu
zbyt rzadkim lakierem matowym – stąd te przebielenia na kołnierzu wieży.
Otwarte boczne drzwi umożliwiają
rozejrzenie się po wnętrzu, kosz
wieży nie jest już zbędnym, niewi-
docznym nadmiarem.
25701984.010.png 25701984.011.png 25701984.012.png 25701984.013.png 25701984.014.png
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin