Jiddhu Krishnamurti - Uwagi o zyciu.pdf

(866 KB) Pobierz
280710859 UNPDF
Jiddu KRISHNAMURTI
I. 1. TRZECH ŚWIĄTOBLIWYCH EGOISTÓW
Przed paru dniami przyszło do mnie trzech świątobliwych egoistów. Pierwszy był Sanjasinem, (tj.
człowiekiem, który się wyrzekł świata); drugi orientalistą, a zarazem wyznawcą wszechludzkiego
braterstwa; trzeci pracował z całym przekonaniem nad urzeczywistnieniem wspaniałej utopii. Każdy z nich
był całkowicie oddany swej pracy i patrzył z góry na działalność i postawę życiową innych ludzi, każdy też
czerpał natchnienie i siły z własnych przekonań. Wszyscy trzej byli namiętnie przywiązani do swych
poglądów, a w każdym na swój sposób zaznaczała się dziwna bezwzględność.
Mówili mi - zwłaszcza ów utopista, - iż gotowi są wyrzec się wszystkiego dla swych przekonań, nawet
siebie i przyjaciół poświecić. Byli na pozór łagodni i skromni - najbardziej ten od braterstwa - a jednak była
w nich jakaś twardość, nieczułość serca i owa szczególna nietolerancja, właściwa ludziom którzy się czują
czymś lepszym od innych. Uważali się za wybranych, którzy są powołani do wskazywania drogi innym
bowiem sami posiedli wiedzę i są pewni swej słuszności.
Sanjasin w toku poważnej rozmowy, stwierdził że przygotowuje się do następnego żywota. Obecny -
mówił - może mu dać niewiele, albowiem potrafił już przeniknąć na wskroś wszystkie światowe ułudy i
oswobodzić się od doczesnych spraw. Przyznawał iż ma pewne wady, oraz trudności w koncentracji, ale -
dodał - w następnym wcieleniu musi dorosnąć do ideału, który już dziś widzi przed sobą. Całe jego
zainteresowanie i energia skupiały się w przekonaniu iż ma się stać kimś wybitnym w następnym swym
życiu. Rozmawialiśmy dość długo a on wciąż podkreślał z naciskiem doniosłość jutra, przyszłości.
Przeszłość - mówił - istnieje tylko w związku z przyszłością, a teraźniejszość jest jeno przejściem w
przyszłość; "dziś" może być ciekawe tylko przez wzgląd na jutro. Gdyby to jutro nie istniało, po cóż byśmy
mieli podejmować jakiekolwiek wysiłki? Można by równie dobrze wegetować, lub jak cielę trwać w miłym
spokoju.
Całe życie było dlań nieustannym przesuwaniem się przeszłości w przyszłość poprzez chwilową
teraźniejszość; powinniśmy więc używać jej - mówił, - aby się stać w przyszłości człowiekiem wybitnym -
silnym, rozumnym, współczującym. Zarówno teraźniejszość, jak przeszłość przemijają, ale w jutrze
dojrzewa owoc. Podkreślał wciąż iż dziś jest jeno szczeblem i nie należy o nie zbytnio się troszczyć, ani mu
nadawać wielkiego znaczenia, trzeba natomiast widzieć jasno ideał jutra przed sobą i wytrwale ku niemu
dążyć, a osiągnie cię cel. Teraźniejszość niecierpliwiła go i męczyła niewymownie.
Wyznawca braterstwa był bardziej wykształcony, używał też bardziej poetycznego języka; umiał świetnie
operować słowami, mówił łagodnie, miękko i przekonywująco. On również stworzył idealny obraz siebie w
przyszłości. Musi stać się nie byle kim. Idea ta wypełniała jego serce, toteż już zawczasu starał się
gromadzić swoich przyszłych uczniów. Śmierć - mówił - jest piękna, gdyż zbliża nas do tej boskiej wizji
nas samych w przyszłości; a myśl o niej czyni nam życie w tym brzydkim i smutnym świecie znacznie
łatwiejszym.
Pragnął gorąco przetwarzać i upiększać świat i pracował szczerze dla urzeczywistnienia braterstwa ludzi.
Uważał iż ambicja wraz z nieodłącznym od niej okrucieństwem i amoralnością jest nieodzowna na tym
świecie gdzie wszak należy niejednego dokonać; twierdził również, iż chcąc prowadzić różne
organizacyjne prace, trzeba - niestety - mieć dość twardą rękę. Praca nasza jest ważna, - mówił - gdyż ma
pomagać ludzkości, więc każdy kto się jej przeciwstawia musi być odsunięty - oczywiście łagodnie.
Organizacja stworzona dla wykonywania tej pracy ma najwyższą wartość, toteż nie możemy dopuścić aby
jej utrudniano. "Inni mają swoje drogi i metody - dodał, - ale w istocie nasza jest najważniejsza, a każdy kto
nam w tej pracy przeszkadza, nie jest jednym z nas."
Utopista był dziwnym połączeniem idealisty i człowieka na wskroś praktycznego. Ewangelią jego nie było
dawne, lecz nowe; w to nowe wierzył bez zastrzeżeń. Twierdził, iż wie co przyszłość niesie, albowiem ta
nowa ewangelia dokładnie ja, przepowiedziała. Planem jego było najpierw szerzyć zamęt, a potem
organizować i przeprowadzać swoje. Teraźniejszość - mówił - jest zgniła, trzeba ją zburzyć doszczętnie i
dopiero po zniszczeniu jej coś nowego zbudować. Trzeba poświęcić teraźniejszość dla jutra; człowiek
przyszłości jest ważny, los człowieka dzisiejszego ma małe znaczenie. "Wiemy dobrze, jak stworzyć tego
człowieka przyszłości" - mówił - "możemy z łatwością ukształtować jego umysł i urobić serce, ale aby
dokonać czegoś dobrego, musimy wpierw zdobyć władzę; gotowi jesteśmy poświęcić siebie i innych, aby
stworzyć nowy porządek na świecie; zniszczymy każdego, kto nam stanie na drodze, bowiem jakość
środków nie ma żadnego znaczenia; cel uświęca wszystkie środki".
"Dla osiągnięcia ostatecznego celu tj. pokoju, można używać każdej formy gwałtu i przymusu; dla
zapewnienia swobody jednostce w przyszłości, ucisk i tyrania są dziś nieuniknione. Gdy pochwycimy
władzę w swe ręce," - stwierdzał - "będziemy używali wszelkiego rodzaju przymusu, byle za wszelką cenę
zbudować nowy porządek na świecie; by zorganizować bezklasowe społeczeństwo, nie mające żadnych
kapłanów. Nie odstąpimy nigdy od naszej podstawowej tezy, zjednoczyliśmy się z nią całkowicie, ale
będziemy zmieniać strategię i taktykę w zależności od zmieniających się warunków. Planujemy,
organizujemy i działamy w jednym celu: by zniszczyć człowieka dzisiejszego, a stworzyć człowieka jutra".
Sanjasin, wyznawca braterstwa i utopista, wszyscy trzej żyją dla jutra, dla przyszłości. Nie mają, w
zwykłym tego słowa znaczeniu, wygórowanych ambicji, nie pragną zaszczytów, bogactwa, sławy czy
uznania; ambicje ich są o wiele subtelniejsze. Utopista utożsamił się z pewną grupą i wierząc w jej siłę był
pewien iż jest zdolna nadać nowy kierunek życiu całego świata; wyznawca braterstwa marzył o wzniesieniu
się na wyżyny; a Sanjasin o osiągnięciu swego celu - doskonałości. Wszyscy trzej są pochłonięci swym
własnym stawaniem się, rozwojem i ekspansją swego "ja". I nie dostrzegają że właśnie te pragnienia
zaprzeczeniem pokoju, braterstwa, prawdziwego szczęścia.
Ambicja w jakiejkolwiek formie - żywiona w imieniu grupy, czy z pragnienia osobistego zbawienia lub
duchowych osiągnięć - jest tłumieniem i odwlekaniem bezpośredniego czynu. Pragnienie wybiega zawsze
w przyszłość; chęć stania się czymś jutro, kiedyś, w przyszłości, hamuje czyn w "dziś". A właśnie "dzisiaj"
o wiele więcej znaczy aniżeli jutro; chwila obecna zawiera całość czasu; dogłębne zrozumienie tego
wyzwala nas z więzów czasu. Stawanie się czymś dokonuje się zawsze w czasie, jest jego przedłużaniem, a
więc i przedłużaniem męki. Stawać się jest czymś zgoła innym aniżeli być. Być można tylko w teraz, a
wejść w stan bytu jest największą z przemian. Stawanie się czymś jest jeno formą ciągłości, przedłużaniem
czasu; a przemiana dogłębna i całkowita, może dokonać się tylko w " teraz "; tylko w teraz można być .
I. 2. UTOŻSAMIANIE SIĘ
Co jest przyczyną, że identyfikujemy się z czymś poza sobą, z grupą, organizacją, narodem? Dlaczego
nazywam siebie chrześcijaninem, hindusem czy buddystą, albo zostają członkiem którejś z niezliczonych
sekt? Należymy do tej czy też innej, religijnej albo politycznej grupy, dzięki tradycji lub przyzwyczajeniu,
dzięki własnemu impulsowi lub przesądom, czy też z lenistwa albo naśladownictwa. A wzorując się na
innych utożsamiamy się z daną grupą, co kładzie kres wszelkiej twórczej myśli i rozumieniu; i człowiek
staje się pionkiem w rękach partyjnego czy religijnego kierownika, albo swego ulubionego przywódcy.
Parę dni temu ktoś powiedział iż czuje się wyznawcą Krishnamurtiego, o kimś innym zaś wspomniał, że
tamten należy do innej grupy. Ale mówiąc to nie zdawał sobie zupełnie sprawy, co znaczy taka
przynależność; a nie był to wcale człowiek niemądry, był kulturalny, oczytany, rozsądny, nie był też
sentymentalny i nie traktował spraw emocjonalnie, raczej odwrotnie, patrzył jasno i trzeźwo.
Dlaczegóż został wyznawca, Krishnamurtiego ? Najpierw szedł za wzorem innych, należał do rozmaitych
grup i organizacji, aż wreszcie poczuł się nimi znużony i znalazłszy nowego człowieka stał się jego
wyznawcą i z nim się utożsamił. Ze słów jego można było wywnioskować że swe poszukiwania uważa za
skończone. Zarzucił kotwicę, i na tym kończy swe wędrówkę odkrywczą. Wybrał i nic już nie będzie
mogło ruszyć go z tego stanowiska. Zapuści teraz wygodnie korzenie i będzie stosował się z żarliwością do
wszystkiego co było już, lub jeszcze będzie powiedziane.
Czy takie utożsamianie się z innym człowiekiem jest dowodem miłości? Czy obejmuje ono odkrywcze
eksperymentowanie? Czy może odwrotnie, wszelkie utożsamianie się kładzie kres miłości i samodzielnemu
odkrywaniu? Wszak identyfikowanie się z czymkolwiek bądź jest formą posiadania, stwierdzaniem
własności, a czyż uczucie posiadania nie jest zaprzeczeniem miłości? Uważać coś za swą własność to
upewnić się w poczuciu bezpieczeństwa, otaczać się murem, który nas chroni i czyni niedosięgalnym. W
każdym utożsamianiu się kryje się zawsze mniej lub bardziej subtelny opór, a czyż miłość jest rodzajem
samoobronnego oporu? Czy miłość może w ogóle istnieć tam gdzie jest samoobrona?
Miłość jest bezbronna, giętka, odbiorcza, jest najwyższą wrażliwością, a identyfikowanie się niweczy
wszelką wrażliwość; nie idzie ono nigdy w parze z miłością, jedno wyklucza drugie. Identyfikowanie się z
czymkolwiek bądź jest w samym swym założeniu procesem myślowym, który dąży do zabezpieczenia się i
ekspansji; w tym procesie stawania się czymś, człowiek musi bronić się i sprzeciwiać, posiadać i odrzucać;
może w nim zdobyć więcej sprytu i twardości, ale cóż to ma wspólnego z miłością? Utożsamianie się
niweczy wolność, a tylko w pełnej swobodzie może istnieć ta najwyższa forma wrażliwości jaką jest
miłość.
Czy identyfikowanie się z czymś jest potrzebne aby móc odkrywać i eksperymentować? Czy sam akt
poddania się czemuś, czy komuś, nie ucina wszelkiej możliwości dociekliwego badania ? Nie można
doznać szczęścia jakie rodzi się z prawdy, gdy nie eksperymentujemy w odkrywaniu siebie. A
identyfikowanie się uniemożliwia odkrywczość; jest ono jedną z odmian lenistwa; jest jakby
doświadczaniem zastępczym - poprzez kogoś innego - a więc czymś sztucznym i nieprawdziwym.
Aby móc samemu doświadczać, trzeba skończyć z wszelkim utożsamianiem się, jak i ze strachem; lęk
uniemożliwia prawdziwe doznania. A u podłoża wszelkiego utożsamiania się - z człowiekiem, grupą,
ideologią, czy teorią - kryje się zawsze strach. Lęk zawsze się czemuś przeciwstawia, coś tłumi, budzi chęć
samoobrony; a w tym stanie czyż można się puścić na nieznane morza? Nie da się znaleźć prawdy i
szczęścia jeżeli nie podejmiemy takiej odkrywczej wędrówki, badając drogi i działania naszego "ja". Wszak
nie można odpłynąć od brzegu stojąc na kotwicy. Utożsamianie się jest schronem. A wszelkie schronienie
wymaga obrony; a to, co jest bronione niszczeje szybko. Identyfikowanie się z czymkolwiek sprowadza
nieodmiennie swe własne zniszczenie; stąd powstają ustawiczne starcia i konflikty pomiędzy różnymi
wiernościami.
Im bardziej staramy się utożsamić z czymś albo odwrotnie walczymy przeciw temu, tym większe powstają
w nas przeszkody ku rozumieniu. Gdy jasno zdamy sobie sprawę z całego procesu utożsamiania się z
różnymi, zarówno zewnętrznymi jak wewnętrznymi, czynnikami i zrozumiemy że jego zewnętrzne wyrazy
są tylko projekcją naszej własnej wewnętrznej chęci i potrzeby, dopiero wówczas prawdziwe odkrywanie i
radość stają się możliwe. Ale człowiek, który się z czymś na stałe utożsamił, nigdy nie pozna wolności. A
tylko w wolności jawi się Prawda.
I. 3. PLOTKI l ZGRYZOTY
Jakże uderzająco są do siebie podobne! Jedne i drugie rodzą się z niespokojnej, rozproszonej myśli. Umysł
pełen niepokoju i powierzchniowej ruchliwości lubuje się w różnorodnych i ciągle zmieniających się
wyrazach i działaniach; musi być wciąż czymś zajęty, pożąda coraz silniejszych wrażeń i zmiany
przedmiotów przyciągających jego uwagę; a plotki i obmowy tego wszystkiego mu dostarczają.
Zajmowanie się plotkami jest antytezą wrażliwości i głębszego odczuwania. Mówienie o innych, czy to źle
czy dobrze, jest ucieczką od siebie, a ta z kolei staje się przyczyną rozedrgania myśli. Wszelka ucieczka jest
z samej swej natury pełna niepokoju. Większość ludzi zajmuje się z upodobaniem cudzymi sprawami;
wyraża się to między innymi w chętnym czytaniu niezliczonych czasopism, które zapełniają cale szpalty
opisami kradzieży, zabójstw, rozwodów itp.
Interesuje nas co inni o nas myślą, chcemy więc i o nich wszystko wiedzieć; liczymy się z ich opinią, stąd
powstają różne, brutalne i subtelne, formy snobizmu i hołdowania autorytetom. I rozpraszamy się coraz
bardziej, uzależniając się od rzeczy zewnętrznych; a wewnątrz szerzy się w nas pustka. Im więcej uwagi
kierujemy ku zewnątrz, tym więcej potrzebujemy wrażeń i rozrywek, a ich wpływ czyni całą psychikę
niespokojną, a myśl rozproszoną, nie zdolną do głębszych odkryć i dociekań.
Zajmowanie się plotkami to wyraz rozedrgania myśli; ale samo powstrzymywanie się od nich nie dowodzi
że umysł jest cichy. Cisza i spokój umysłu nie rodzą, się z jakiegokolwiek zaprzeczenia czy wyrzeczenia
się, przychodzą one wraz z rozumieniem tego co jest. Aby zrozumieć to co jest trzeba być niesłychanie
czujnym i ogarniać w lot każdą rzecz, bowiem to co jest nie pozostaje w bezruchu, nie jest nigdy statyczne.
Większość z nas nie czułaby wcale że żyje gdybyśmy się wciąż o coś nie kłopotali i nie martwili;
nieustanne borykanie się z trudnościami jest dla wielu ludzi jakby potwierdzeniem ich własnego istnienia.
Po prostu nie możemy sobie wyobrazić życia bez jakiejś troski czy kłopotu, i zdaje się nam że im więcej
nas pochłania jakaś sprawa, tym żywsi jesteśmy i bardziej aktywni. A przecie nieustanne naprężenie myśli
zajętej jakimś problemem -najczęściej przez nią samą stworzonym - tylko nuży umysł i stępia wrażliwość.
Co jest przyczyną tego nieustającego zaabsorbowania myśli jakąś trudnością lub zagadnieniem? Czy
kłopotanie się, jakby cięgle przeżuwanie, trosk i zmartwień może coś pomóc i rozwiązać? Czy też
odpowiedź na nurtujące nas zagadnienie przychodzi sama gdy myśl się ucisza? Ale większości ludzi spokój
i cisza myśli wydają się czymś przerażającym; boją się takiej ciszy w sobie, bo któż wie co się z niej może
nagle, nieoczekiwanie wyłonić, a ciągłe troskanie się o coś jest przed tym ochroną. Psychika która się
obawia odkrywać w sobie nieoczekiwane musi z konieczności utrzymywać postawę obronną, a nieustanne
kłopotanie się jest jej samoobroną.
Powierzchniowe warstwy naszego umysłu stały się nazbyt ruchliwe i rozedrgane pod wpływem
otaczających warunków, przyzwyczajeń, oraz ciągłego naprężenia; życie współczesne wzmaga tę
zewnętrzną ruchliwość i rozproszenie, i to się zmienia również w formę samoobrony. Wszelka postawa
obronna jest rodzajem oporu i utrudnia rozumienie .
Kłopotanie się o coś jak i plotkowanie jest na pozór wyrazem żywego i głębszego zainteresowania, ale przy
bliższym badaniu przekonujemy się iż wcale nie wynika z żywości odczuwania, lecz po prostu z chęci
wrażeń i podniet; te wciąż się zmieniają dlatego też przedmioty naszych trosk jak i obmów są coraz to inne.
Ale ta zmiana jest tylko zmodyfikowane formą tego samego. Zarówno plotki jak i zgryzoty mogą zniknąć
dopiero wówczas, gdy zrozumiemy przyczyny rozproszenia myśli. Samoopanowywanie, ćwiczenia i
urabianie myśli nie sprowadzą spokoju, tylko stępią i zacieśnią umysł i zmniejszą naszą wrażliwość.
Ciekawość nie prowadzi do rozumienia, przychodzi ono wraz z poznawaniem siebie. Człowiek który cierpi
nie jest niczego ciekaw; sama ciekawość wraz z jej spekulatywnymi odmianami, stanowi przeszkodę w
samopoznaniu. Spekulacje myślowe jak i ciekawość dowodzą tylko niepokoju i rozedrgania myśli; a
rozproszony choćby najzdolniejszy umysł niweczy szczęście i rozumienie.
I. 4. MIŁOŚĆ A MYŚL
Myśl, z całą swą emocjonalną zawartością, to nie miłość. Myśl nieodmiennie miłości zaprzecza, gdyż
podstawą jej jest pamięć, a miłość nie ma nic z pamięcią wspólnego. Gdy myślimy o kimś kochanym, owa
myśl nie jest miłością. Możemy sobie przypominać przyzwyczajenia, ruchy, sposób bycia, upodobania czy
antypatie przyjaciela, i myśleć o miłych lub smutnych chwilach czy zdarzeniach w naszym wzajemnym
stosunku, ale obrazy, które nam pamięć podsuwa, to nie miłość. Myśl z samej swej natury zawsze dzieli i
wyodrębnia. Poczucie czasu i przestrzeni, rozłąki i bólu rodzę się wszystkie z myślowego procesu, a miłość
może istnieć tylko tam, gdzie len proces ustaje.
Intelekt nieuniknienie wytwarza poczucie własności, ów zmysł posiadania, z którego świadomie lub
nieświadomie rodzi się zazdrość; a gdzie jest zazdrość tam nie może być miłości; a jednak większość ludzi
uważa właśnie zazdrość za wyraz miłości. Zazdrość i zawiść są zawsze wytworem myśli, reakcją
emocjonalnych składników intelektu. Gdy poczucie posiadania lub bycia posiadanym, napotyka zaporę i
zahamowanie, tworzy się pustka, którą wypełnia zazdrość zamiast miłości. Tyle zawiłych komplikacji i
cierpienia powstaje właśnie dlatego że myśl chce grać rolę miłości.
Gdy nie myślimy często o kimś bliskim jesteśmy skłonni przypuszczać że go nie kochamy; ale czy
myślenie o kimś jest miłością? Gdybyśmy na przykład spostrzegli że nie myślimy o przyjacielu, którego -
wedle naszego przekonania - kochamy, bylibyśmy tym niemal przerażeni, nieprawdaż? Podobnie
gdybyśmy nie zwracali się myślą do kogoś drogiego który umarł, wyrzucalibyśmy sobie oziębłość,
obojętność, brak wierności, i w tym poczuciu staralibyśmy się specjalnie zwracać ku niemu myśl,
stawialibyśmy przy sobie i wpatrywali się w jego fotografie, lub we własne o nim wspomnienia - czyli
obrazy myślą lub ręką ludzką stworzone; - ale wypełniać serce obrazami wyobraźni to nie zostawiać w nim
miejsca na miłość. Gdy przyjaciel jest z nami nie myślimy o nim, prawda? Tylko w jego nieobecności
pamięć przywołuje sceny i zderzenia przeżytych z nim, a minionych chwil; czyli poczyna odtwarzać to,
czego już nie ma, co umarło. I to ożywianie nieistniejącej, martwej przeszłości, jakże często nazywamy
miłością. - Czyli dla wielu ludzi miłość jest ożywianiem tego, co jest już martwe; a to jest zaprzeczaniem
samemu życiu. Żyjemy więc wciąż martwą przeszłością, tym czego nie ma, toteż sami jesteśmy jakoby
martwi, choć nazywamy to miłością.
Wszelkie procesy myślowe zaprzeczają zawsze miłości. To myśl, a nie miłość, stwarza różne komplikacje
emocjonalne. Myśl jest największym wrogiem miłości. Oddziela to, co jest , od tego co powinno być ; i na
tym podziale i odróżnieniu opiera się cała nasza moralność; ale zarówno ludzie moralni jak i amoralni, nie
wiedzą, czym jest miłość. Wskazania moralne stworzone przez intelekt, aby utrzymać w pewnych ramach
wzajemne stosunki ludzkie w społeczeństwie, nie mają nic wspólnego z miłością; stanowię raczej proces
tężenia, na kształt twardniejącego cementu.
Myśl nie jest nigdy drogą do miłości; nie może budzić jej ani rozwijać, bowiem miłości nie da się hodować
jak roślin w ogrodzie. Sama chęć wyrabiania jej i kultywowania jest procesem myślowym.
Każdy kto potrafi z pewną dozą czujności obserwować siebie, stwierdzi z łatwością, jak wielką rolę
odgrywa w jego życiu myśl. Ma ona oczywiście swe właściwe miejsce, spełnia swoje zadanie, ale nie ma
ono nic wspólnego z miłością. Tylko to, co ma jakiś związek z myślą, może być przez myśl zrozumiane; a
tego, co nie ma z nią żadnego związku, intelekt nigdy nie zdoła uchwycić. Spytacie, czymże tedy jest
miłość? Miłość jest stanem duszy, w którym myśl całkowicie ucicha. Ale samo określanie miłości jest
procesem intelektualnym, więc nie ma z nią nic wspólnego.
Trzeba zrozumieć myśl samą w sobie, a nie starać się schwytać miłość myślą. Jednak samo odsunięcie
wszystkich myśli nie sprowadza jeszcze miłości. Można uwolnić się od intelektualizmu, gdy zrozumiemy w
pełni prawdziwe znaczenie procesów myślowych; a na to potrzeba głębokiego rozumienia siebie; płytkie i
powierzchowne o sobie twierdzenia na nic się tu nie zdadzą. Umiejętność prawdziwej medytacji, a nie
przyzwyczajenia myślowe, jasna świadomość i czujność wobec siebie, a nie określenia i definicje,
odsłaniają nam istotę procesów myślowych. A bez doświadczalnego ich poznania miłość się nie objawi.
I. 5. SAMOTNOŚĆ A OSAMOTNIENIE
Zgłoś jeśli naruszono regulamin