PAN TADEUSZ - STRESZCZENIE SZCZEGÓŁOWE.doc

(150 KB) Pobierz
PAN TADEUSZ - ADAM MICKIEWICZ - STRESZCZENIE SZCZEGÓŁOWE

PAN TADEUSZ - ADAM MICKIEWICZ - STRESZCZENIE SZCZEGÓŁOWE

Pan Tadeusz czyli ostatni zajazd na Litwie. Historia szlachecka z r. 1811 i 1812 we dwunastu księgach wierszem. 
 
Księga pierwsza: Gospodarstwo.
     Dzieło Adama Mickiewicza rozpoczyna się słynną inwokacją, która skierowana jest do Litwy. Autor nawiązuje w pierwszych wersach do fraszki Jana Kochanowskiego Na zdrowie. Tym sposobem uzmysławia czytelnikom, że ojczyznę, wszystkie jej walory i wartości, tak samo jak zdrowie, docenia się dopiero po jej stracie. Następnie zwraca się do Matki Boskiej Częstochowskiej oraz Ostrobramskiej z prośbą o powrót „na Ojczyzny łono”. Autor przenosi się do kraju lat dziecinnych oczami swej wyobraźni i wyróżnia charakterystyczne, najbardziej malownicze i, co najważniejsze, utracone miejsca.
     Później zaprezentowany zostaje typowy polski dworek szlachecki, położony w otoczeniu urodzajnych pól, nad brzegiem strumienia, „na pagórku niewielkim”. Jest on drewniany, nieduży, pobielony i podmurowany, okolony brzozowym lasem i topolami. Wszystko wskazuje no to, że panuje tu dobrobyt, blisko dworku stoi stodoła i stogi, świadczące o żyznych polach uprawnych. Brama dworu jest gościnnie otwarta dla wszystkich przechodniów, zapraszająca każdego wędrownego. Po tym opisowym słowie wstępnym zaczyna się właściwa akcja dzieła.
     Do dworu przyjeżdża po dziesięciu latach nieobecności młody panicz, Tadeusz Soplica. Niemniej jednak nie zastaje w nim nikogo, w zamian witają go zamknięte drzwi od ganku. Panicz nie biegł nawet do folwarku po sługę, ale sam otworzył sobie drzwi, tak mu było pilno zobaczyć „ściany starodawne”. Promiennie wita każdy zakątek dworku, wracając pamięcią, do tego, jak wyglądały w czasach jego dzieciństwa. Powrócił tu ukończywszy szkoły, ogląda całe wyposażenie domu, które poznaje z lat młodzieńczych. Na ścianach dostrzega portrety dzielnych mężów narodu: Kościuszki, który przysięga „na stopniach ołtarzów”, że wypędzi z państwa okupantów, Rejtana po utracie wolności, Jasińskiego i Korsaka na okopach Pragi w trakcie ataku Moskali. Następnie dostrzega stary zegar kurantowy i pociąga za sznurek, w dworku daje się słyszeć brzmienie Mazurka Dąbrowskiego. Kiedy dochodzi do pokoiku, w którym sam niegdyś mieszkał, ze zdumieniem spostrzega, że należy on teraz do jakiejś młodej dziewczyny. Zastanawiając się, kto tu urzęduje, podszedł do okna i zauważył obcą sobie panienkę. Dziewczę w porannej białej koszulce stojące na środku ogrodu, niespodziewanie i bardzo szybko wbiegło do pokoju. Gdy dostrzegło panicza natychmiast uciekło wielce wystraszone i skonsternowane, nie oglądając się wcale na jego zakłopotanie i usprawiedliwienia. Młody mężczyzna odczuwał przy tym spotkaniu mocniejsze uderzenia serca, nie wiedząc tak naprawdę, czy to zajście powinno go radować czy może raczej zawstydzić.
     Tymczasem zauważono już przybycie gościa, a zawiadomiony o jego pojawieniu się Wojski, dalszy krewniak i przyjaciel rodziny, poderwał się, aby go przyjąć z otwartymi ramionami. Wojski zarządza folwarkiem, przyjmuje i zabawia gości pod nieobecność Sędziego. Mówi Tadeuszowi, że przyjechał w odpowiedniej chwili, ponieważ właśnie przygotowywana jest wieczerza, na której ma się zjawić całe mnóstwo gości. Potem obaj idą na spotkanie Sędziemu, wujowi Tadeusza i gospodarzowi dworu, oraz całemu towarzystwu, które uprzyjemniało sobie czas w nieodległym gaju. Po drodze starają się zrelacjonować sobie wszystko, co wydarzyło się w czasie pobytu młodzieńca w mieście. Niebawem spotykają gości i po niedługich przywitaniach komplet gości powraca do dworku. Sędzia, jako przykładny pan domu, jak każdego wieczora, dogląda inwentarza. Gości, ze świecami w dłoniach, przyjmują Wojski i woźny Protazy, który ukradkiem rozkazał przeniesienie stołów z jedzeniem do wiekowego zamku. Wojski jest zbulwersowany tym faktem, albowiem nie wyraził na to przyzwolenia. O zamczysko to Sędzia toczy wieloletni spór z Hrabim, który należy do rodziny Horeszków.
     Zamkowa sień była imponująca, „wielka jak refektarz”, z herbem Horeszków – Półkozic na suficie. Dalej ogół towarzystwa zasiada do kolacji zgodnie z mnogimi zwyczajami litewskimi, na przykład stosując się do hierarchiczności zasiadania przy stole, czyli zgodnie z wiekiem i oficjalnie zajmowanym stanowiskiem. Innym obyczajem było służenie przy posiłku niewiastom. Najważniejsze miejsce zajął Podkomorzy, koło niego zasiadł Kwestarz, następnie Sędzia, który dostrzegając, że zadumany Tadeusz nie zabawia swoich sąsiadek, wygłasza przemówienie na temat grzeczności i szacunku do przyjaciół. Myśl jego podejmuje Podkomorzy, który skupia się na konieczności dbania o polskość, dopatrując się we wszelkich modach, a w szczególności w modzie na francuszczyznę wpływów degeneracyjnych, które przyczyniły się do utraty niepodległości. Wiedząc, że ksiądz robak dostał list z Warszawy chciał się także dowiedzieć czy to może wieści na temat Napoleona i jego wojsk. Bernardyn odpowiedział, że przychodzą do niego listy tylko i wyłącznie z zakonu, ale mówiąc to spojrzał ukradkiem na siedzącego wśród gości Moskala, kapitana Rykowa.
     Przy trzecim daniu Podkomorzy zwraca uwagę, że sam jest zmuszony opiekować się kobietami, chociaż nie jest już młody. Sędzia mówi, że wprawdzie młodzi są oddawani do szkół, mając w rezultacie zwiększony zasób wiadomość aniżeli starsi, niemniej jednak nie mają sposobności poznawania zwyczajów. Sam Sędzia wychowywany był u ojca Podkomorzego i wyniósł z domu Wojewody wszystkie normy uprzejmościowe, do których stosuje się do dzisiaj. Przepływ poglądów kończy pojawienie się, wraz z czwarta potrawą, dystyngowanie odzianej i nieprawdopodobnie pięknej niewiasty, Telimeny. Powitawszy wszystkich zajmuje ona miejsce obok Tadeusza, nie je jednak nic tylko bawi się włosami. Paniczowi zdawało się, że jest to mieszkanka jego niegdysiejszego pokoju, toteż patrzył z zaciekawieniem. A i ona nie pozostawała na te spojrzenia bierną, tym bardziej, że dostrzegała i znała wszystkie Tadeusza „cnoty i zalety”, zapoczątkowała wiec z nim rozmowę w języku francuskim. Pytała go głównie o nowe książki i z jego odpowiedzi tworzyła następne pytania.
     Na przeciwnym krańcu stołu ciągnęła się polemika pomiędzy zwolennikami Kusego (pies Rejenta), a zwolennikami Sokoła (pies Asesora), o to, czyj chart upolował zająca. Rejent przedstawiał własną wersję wydarzeń. Asesor zapytał, czy konflikt będzie w stanie rozstrzygnąć Telimena, ciocia Tadeusza, która przypuszczalnie wie więcej o polowaniach niżeli Tadeusz, który chwile wcześniej próbował wypowiedzieć się w sprawie sporu. Dla Tadeusza informacja, że przepiękna pani koło niego jest jego rodziną, była niespodzianką. Podkomorzy ułagodził poróżnione strony, zarządzając przesunięcie polemiki na następny dzień i proponując polowanie na zająca.
     Młody Soplica z młodymi gośćmi udaje się do stodoły, by w zastępstwie pana domu mieć baczenie nad przygotowaniami dla nich miejsc do spania na sianie. W nieskończoność wraca pamięcią do wieczornych zdarzeń, ale nie miał kogo wypytać o Telimenę i łączące ich spokrewnienie. Czuł się zmieszany i zły, a w uszach wciąż brzęczało mu słowo „ciocia”.
     W finalnej części księgi narrator przeciwstawia śpiący, wyciszony dwór. Rozprawia o niepewnej doli żołnierzy, którzy walczą po stronie Napoleona. Dowiadujemy się, że wielu z nich przedziera się do Księstwa Warszawskiego, by móc zapisać się do wojska lub zostać konspiratorem. Opuszczali rodziców i swoje domy, by walczyć o odzyskanie dóbr zabranych przez cara. W Panu Tadeuszu takim tajnym wysłańcem jest ksiądz Robak, bardzo dobrze rozeznany w sprawach politycznych. Często prowadził na osobności rozmowy z Sędzią, a potem po okolicy zawsze rozchodziła się jakaś nowina. Znaczące jest, że pojawia się on w tej chwili i stawia na nogi Sędziego, żeby przekazać jakąś informację. Autor ostatecznie nie zdradza czytelnikom treści tej rozmowy. 

Księga druga: Zamek
      Nad Soplicowem budzi się nowy dzień i od samego rana wszyscy zjeżdżają się na polowanie z chartami. Tadeusza, który zasnął najpóźniej, wyrywa ze snu ksiądz Robak. Podkomorzy wydaje komendę do wyjazdu, a wszystko zapowiada udane polowanie. Zaczyna się pościg za zającem, który ma definitywnie rozsądzić spór o Sokoła i Kusego. Moment po wyjeździe całego towarzystwa przy zamku pojawia się spóźniony Hrabia, którego zachwycił wygląd budowli w promieniach porannego słońca. Trafiając po drodze na Gerwazego, który jest starym klucznikiem, ostatnim, z dworzan Horeszków. Hrabia zostaje zapytany przez niego o proces z Sędzią i odpowiada, że wyczerpany przedłużającym się sporem jest skory odsprzedać zamek. Oddany sługa Horeszków nie może zaakceptować takiej nowiny. Postanawia wyperswadować Hrabiemu ten zamiar z głowy, pokazując mu budowlę i opisując jak wyglądała za czasów swej świetności. Odtwarza również historię familii, podbudowując zaczerpniętymi z niej epizodami waśń pomiędzy Soplicami a Horeszkami.
      Stolnik Horeszko, potentat zamku, z początku, by pozyskać poparcie na sejmikach, przyjaźnił się z niejakim Jackiem Soplicą, zwanym „Wojewodą”. Stolnik miał jedyną bardzo ładną córkę, do której zalecało się całe mnóstwo paniczów z bliskiej i dalszej okolicy. Pomiędzy kandydatami na męża pojawił się także Jacek Soplica, który miał poparcie pośród szlachty i wiele znaczył w okolicy. Jacek Soplica myślał, że Horeszka go docenia i liczył, że zgodzi się, ażeby stanął na ślubnym kobiercu z jego córką. Miał się już oświadczać o rękę panny, lecz Horeszka, gdy zorientował się, co do jego intencji, podał mu czarną polewkę. Ponoć Soplica spodobał się Stolnikównie, ale panienka trzymała w sekrecie swoje uczucia. Kilka dni później na zamek wtargnęli Moskale, wprawdzie ich najazd udało się udaremnić, lecz Stolnik poległ, jak informuje Gerwazy, z ręki Jacka Soplicy. Wówczas sługa powziął postanowienie odwetu za śmierć pana. Co gorsza udało mu się wprowadzić swój zamysł w życie i wymordował znaczną część członków nienawistnego klanu. Zagorzała mowa Gerwazego poruszyła skłonną do wyobrażeń atmosferą tragedii fantazję Hrabiego tak mocno, że przysiągł on nie oddawać zamku Soplicom. Było to wszelako działanie chwilowe, bo ułowiwszy uchem odgłosy łowów zapragnął również wziąć udział w polowaniu.
      Jednak, gdy mijał niedaleki sad z posadzonymi w rzędach owocowymi drzewami, dostrzegł w nim dziewczę, ubrane wyłącznie w bieliznę. Zdawało mu się, że dziewczyna płynie w powietrzu, „po liściach”. Hrabia obserwował pannę w słomianym kapeluszu rozanielony jej widokiem, ale z zamyślenia wyrwał go dosyć brutalnie Ksiądz Robak, który zakomunikował mu, że nie ma tu dla niego ani jednego owocu. Gdy Bernardyn się oddalił, zniknęła jednocześnie ogrodniczka z różową wstążką, a na dróżce pozostał tylko porzucony „koszyk mały z rokity”.
      W domu Sędziego robi się głośno, wszyscy przybywają do dworku na śniadanie. Służba serwuje śniadanie według nowej mody, z której Sędzia był nierad, a zgodnie z która do jedzenia nie siadano przy stołach. Panie piją kawę i posilają się twarogiem, a panowie pogryzają różne mięsa i wędliny, których wybór jest naprawdę duży. Zebrani porozdzielali się na dwie grupy. Starszyzna w jednej izbie wypowiadała się na temat polityki, a młode pokolenie zebrane w innej izbie pasjonowało się lżejszymi treściami, miedzy innymi nierozstrzygniętym konfliktem Asesora z Rejentem. Nierozstrzygniętym, gdyż żaden z chartów nie powrócił z zającem. Wojski krąży między izbami i nie bierze udziału w rozmowach. W czasie posiłku Tadeusz gawędzi z Telimeną stojąc pomiędzy izbami i dowiaduje się, że jedynie przez przejawy przyjaźni nazywana jest ona jego „ciocią”, albowiem w rzeczywistości nie są spokrewnieni. Później Telimena opisuje wszystkim historyjkę z czasu jej wizyty w Rosji. Opowiada o tym jak psy jej tamtejszego sąsiada zagryzły jej ukochaną psinę, którą dostała „w podarunku od księcia Sukina”. Na szczęście chwilę później zjawił się Wielki Łowczy Dworu i widząc Telimenę w złym humorze zapytał o jego przyczynę. Kazał przywlec właściciela psów i wmówił mu, ze zagryzły łanię spodziewającą się młodych. Próby polemizowania na nic się zdały i trafił na miesiąc do aresztu. Opowieść ta, mająca przedstawiać przykład potwierdzający tezę o przenikliwości i nieustępliwości carskich urzędów, rozbawiła gości i podzieliła ich na nieduże grupy, w których poruszało się najróżniejsze zagadnienia. Telimena tymczasem coraz serdeczniej rozmawiała z Tadeuszem, zadowolona, że jej historia rozbawiła również jego. Zaloty ich kończy Wojski uganiający się z packą za muchami. Niemniej jednak za moment nie ma innego wyjścia, jak zająć się czymś innym. A to dlatego, że konflikt Asesora z Rejentem wybuchł na nowo i prawie doszło w nim już do pięści. Na szczęście w ostatniej chwili Ksiądz Robak złapał skłóconych kolegów za ramiona i cisnął w przeciwne kąty sali. Wojski starł się uciszyć gości, zaczął więc opowiadać o słynnych myśliwych, którzy nie mieli sobie równych. Powiadał, że niegdyś godzono zwaśnione strony dzięki zakładom. Poprosił, by Rejent i Asesor tym starym obyczajem skończyli spór o Kusego i Sokoła. Rejent wystawił w zakładzie rumaka z wyposażeniem, Asesor zaś złote obroże z jedwabną wodzą, które chciał zostawić dla dzieci.
      Znudzona tymi długimi zwadami Telimena zgłosiła pomysł wyprawy do lasu na grzybobranie. Jako pierwszy w milczeniu pospieszył za nią oczywiście Tadeusz. Sędziemu myśl ta spodobała się tak bardzo, szczególnie, że widział w niej sposób na przerwanie „krzykliwego sporu”, że zasugerował zawody. W nagrodę, ten, kto zbierze najwięcej grzybów, znajdzie najpiękniejszego rydza, dokona wyboru towarzysza lub partnerki na wieczorną uroczystość. 

Księga trzecia: Umizgi
      Hrabia miał zamiar powrócić do swojego domu, lecz ciągle wstrzymywał konia, ponieważ nadal nie potrafił zapomnieć o tajemniczej kobiecie, którą zobaczył w ogrodzie. Cały czas oglądał się za siebie i spoglądał na sad, a przez moment zdawało mu się nawet, że panna znowu wybiegła do ogrodu. Hrabia zszedł z konia, odesłał służbę do domu, a sam zaczął skradać się w stronę sadu. Skryty za ogrodzeniem, przez jakiś czas przygląda się dziewczynie, a potem, przyczajony pośród liści, podczołgał się w kierunku panienki. Dostrzegłszy go dziewczę chciało z początku uciec, lecz nie mogło opuścić dzieci, toteż pomiędzy Hrabim a panienką wywiązała się niedługa konwersacja. W trakcie jej trwania rozwiały się mrzonki Hrabiego, który obserwując małoletnią kobietę myślał o niej jak o bogini, świteziance, heroinie. Dziewczyna, czym prędzej go pożegnała i odeszła z dziećmi. Hrabia, który w rozmowie oświadczył jej, że udaje się na śniadanie do dworu, zadecydował wcielić ten plan w życie. Jednakże, kiedy dochodził do siedziby Sopliców, zobaczył całą elitę w nieodległym lasku. Nie wiedząc, co oni tam czynią, nie znając tego „wiejskiego zwyczaju”, postanowił do nich szybko dołączyć. Zdziwiony pobiegł więc do lasu.
      Grzybów było w lesie mnóstwo, więc grzybobranie trwało w najlepsze. Zbierano różnorodne okazy, lecz każdy szukał wzrokiem rydza. Tylko Telimena zdawała się nie być zainteresowana grzybami, zaczęła szukać głuszy i odosobnienia i pomału oddalała się na polanę na niedalekim wzniesieniu, gdzie znajdował się strumień. Zachwycona pięknem tego miejsca nazwała je Świątynią Dumania. Rzuciła na bujną trawę swój czerwony szal i usiadła na nim, a następnie na wpół się położyła. Niewiastę wypatrzył Tadeusz i skradał się powolnie w jej kierunku, na wzgórze, gdyż nie miał śmiałości by po prostu do niej podejść. Jego intencje przejrzał Sędzia i ubiegł go, przecinając mu drogę, bowiem miał sprawę do Telimeny. Chciał pomówić o zamiarach wydania Tadeusza za Zosię, która była podopieczną Telimeny. Zamysł tenże niepomiernie wzburzył ciotkę, która aż pobladła. Przyszedłszy do siebie zgodziła się jednak na ewentualność zaistnienia tego związku, lecz zastrzegła, że nikomu nie wolno ich z premedytacją i natarczywie kojarzyć. Soplica odszedł, a ku Telimenie z jednej strony przybliżał się Tadeusz, a z przeciwnej Hrabia.
      Scenę sporu Sędziego z Telimena Hrabia oglądał i szkicował, albowiem zawsze miał przy sobie papier i ołówek. Po odejściu Sędziego podszedł on do odpoczywającej na polanie kobiety pokazując jej swoje prace. Telimena oglądała je okiem znającej się na sztuce osoby, mało chwaląc, lecz zachęcając do dalszych prób. Tak nawiązał się pomiędzy nimi dialog o sztuce, której podług nich przysłużyć się może jedynie zagraniczny nastrój, urągając tym samym rodzimemu krajowi. Ich sądowi przeciwstawia autor swój opis piękna litewskich puszcz pełnych krasy.
      Tadeusz przysłuchiwał się tej długiej dyskusji coraz bardziej znudzony i podenerwowany. On, w przeciwieństwie do Telimeny i Hrabiego, widział urodę rodzimej natury, a nie tylko włoskich krajobrazów. Twierdzi nawet, że sąsiedzi będą dogryzać Hrabiemu, jeśli nie będzie malował pięknej litewskiej ziemi. Niemniej jednak Hrabia utrzymuje, że rzetelny obraz potrzebuje włoskiego nieboskłonu, albowiem bezwarunkowo to właśnie Włosi są perfekcyjnymi artystami. Tadeusz zachwyca się ojczystymi pejzażami, wiatrem i niepogodą, opisuje chmury, które potrafią nabrać różnorakich kształtów. Hrabia znowu rozkłada swój szkicownik, lecz niespodziewanie zadzwoniono we dworku na obiad i wszędzie było słychać pełno wrzawy i zgiełku. Telimena złożyła na ręce Hrabiego niezapominajki, które on przypiął do piersi, następnie zagadując go, dyskretnie podsunęła Tadeuszowi kartkę i klucz.
      Dzwon wciąż dzwonił, a goście wracali do dworu na obiad wśród gwar i krzyków. Wszyscy, oprócz Telimeny, Hrabiego i Tadeusza, nieśli kosze z grzybami, a Wojski chwalił się muchomorem. Goście wchodzili w odpowiednim porządku i stawali wkoło, a najważniejsze miejsce za stołem zajmował Podkomorzy. Obiad przebiegał w miłym, lecz także wyjątkowo cichym klimacie. Sędzia nie miał ochoty z nikim rozmawiać i widać było po nim, że wyczuwa jakieś tajemnicze problemy. Nieoczekiwanie przybiegł leśniczy z wiadomością o niedźwiedziu widzianym w borze, przerywając nudny przebieg obiadowania. Wszyscy jednogłośnie doszli do przekonania, że należy upolować niedźwiedzia i na kolejny dzień umówiono się na polowanie, które prowadzić miał Wojski. Sędzia zamówił także poranną mszę za myśliwych u księdza plebana. Pozostała część dnia upływała na podkuwaniu rumaków, karmieniu psów i przygotowywaniu broni. Żeby wstać bez problemu z rana, wszyscy przemęczeni poszli tego dnia spać wcześniej. 

Księga czwarta: Dyplomatyka i łowy 
     Księga rozpoczyna się wspomnieniami narratora dotyczącymi piękna litewskich lasów i obyczajów wiążących się z nimi, w tym łowów. Dalej przenosi nas na wyjątkowo ruchliwe podwórko Sopliców, skąd wyrusza ekspedycja na niedźwiedzia. Wszyscy byli tak zabiegani, że żadna osoba nie ściągnęła z łóżka wciąż dobrze śpiącego Tadeusza. Czyni to dopiero tajemnicza nieznajoma, Tadeusz rozpoznaje w niej tajemniczą kobietę, którą widział w dniu przybycia do Soplicowa. Panienka pukała w okno, a kiedy Tadeusz zerwał się z łóżka, uciekła zmieszana. We dworku, przed chwilą jeszcze tak hałaśliwym, teraz panowała pustota i cisza, wszyscy ruszyli w pole. Następnie Tadeusz udaje się na posiedzenie do gospody Jankiela, gdzie rankiem mieli się zbierać obławnicy. Narrator opisuje także wygląd karczmy.
     Tutaj odbywała się dysputa na różne tematy, głównie polityczne: o Napoleonie, o zbrojeniach Polaków, o niegdysiejszych czasach wolności szlacheckiej. W oberży izba rozgraniczona była na część dla dam i przybyszy, a także inną salę, gdzie przy stolikach skupiła się okoliczna drobna szlachta i gospodarze. W gospodzie wyprawiano chrzciny i przyjęcia ślubne, a co niedzielę Jankiel urządzał biesiady z przygrywką, w trakcie których sam grał na cymbałach, wyśpiewując pieśni narodowe. Bernardyn Ksiądz Robak postanowił skorzystać z tej narady i zrelacjonować sukcesy Napoleona, jak również przybliżyć pamięci zebranych postaci wielkich polskich wodzów, między innymi gen. Dąbrowskiego, który ponoć zażywał tej samej tabaki, którą Robak zebranych w zajeździe poczęstował. Jest to tabaka specjalna, jako że na jej przykładzie nawiązuje Robak do ważnych dla państwa zdarzeń. Sama zawartość pochodzi spod Jasnej Góry, gdzie po mistrzowsku wyrabiają ją bracia paulini. Natomiast na spodzie tabakiery znajduje się scena przedstawiająca Napoleona na czele wojska. Tak od tabaki przechodzi Ksiądz sprawnie do osoby cesarza, przywołując jego domniemany obyczaj zażywania tabaki przed każdą ważniejszą potyczką. Bernardyn chce w tenże sposób zyskać nowych ludzi do sprawy, naucza zgromadzonych, że nie starczy pasywnie na Napoleona patrzyć i czekać, powinno się organizować i zbroić. Niestety polemika zostaje przerwana, ponieważ Bernardyn zobaczył za oknem Tadeusza cwałującego gościńcem bez kapelusza i ruszył za nim do wielkiej puszczy.
     Las jest stary i niezmierzony, narrator opisuje niebezpieczny i nieprzebyty fragment boru, który znajduje się za jeziorami, zwany matecznikiem, w którym zwierzęta mogą czuć się pewnie, bo nikt z ludzi tam się nie zapuszcza. Tam zwierzęta dożywają kresu swych dni, matecznik je osłania i żywi. Kiedy jednak zwierzę wypuszcza się poza matecznik, tak jak niedźwiedź, na którego polowano, ma nieduże możliwości przetrwania.
     Zaczyna się pościg za niedźwiedziem. Wszyscy słuchają poleceń Wojskiego, ale po wytropieniu zwierzęcia przez ogary strzelcy, pomimo zakazów Wojskiego, czym prędzej puszczają się naprzód. Zwierzę zostaje ranne, lecz mimo to rusza w kierunku, gdzie znajdują się Wojski, Tadeusz i Hrabia. W końcu rzuca się do ataku na dwóch ostatnich z łapanki, czyli na Hrabiego i Tadeusza oraz kilku obławników. Niedźwiedź atakuje Hrabiego, zaczepiając łapą o jego głowę. Zaatakowani Hrabia i Tadeusz jednocześnie oddają dwa wystrzały, niestety nietrafne. Poprawiają ich Rejent, Asesor i Gerwazy tak, że niedźwiedź pada nieżywy pod nosem Hrabiego. Na koniec polowania Wojski odegrał pieśń na rogu bawolim, który jest „długi, cętkowany, kręty”, a wszyscy biorący udział w obławie są zachwyceni mistrzostwem jego gry. W melodii zawarte jest całe opowiadanie o polowaniu, Wojski dmie w swój róg cztery razy. Zebrani winszowali mu przepięknej gry, a potem oczy wszystkich zwróciły się na trupa niedźwiedzia.
     Pomimo to ponownie wybucha konflikt Asesora z Rejentem, tym razem o to, kto ustrzelił zwierzę. Wojski przystępuje do opowieści o analogicznym wydarzeniu, które przytrafiło się niejakiemu Domeyce i Doweyce. Jednakże przerywa mu i konflikt szybko rozsądza Gerwazy, wyjmując nabój z głowy niedźwiedzia. Okazuje się, że wyszła ona z jego strzelby, ale ugodził niedźwiedzia Ksiądz Robak, bowiem Gerwazy stchórzył bojąc się zranić przy okazji Hrabiego. Wznoszony jest toast za sprawność Bernardyna, pomimo jego nieobecności, Ksiądz Robak oddalił się bowiem na równi szybko i nieprzewidzianie, jak przybył. Po posiłku jeźdźcy powracają do dworu, po drodze Wojski dokończył historię o znajomych, przekonując, że wszelkie ich waśnie płynęły z podobieństwa nazwisk. Raz na przykład Doweyko, pomylony z Domeyką, dostał w skórę od wroga tego ostatniego. W końcu, będąc w takim położeniu, jak Asesor i Rejent, zdecydowali się strzelać do siebie z dystansu niedźwiedziej skóry. Wojski miał być sędzią pojedynku. Dzięki jego pomysłowi udało się przyjaciół ocalić, wręcz załagodzić spór. Rozpłatał on bowiem skórę niedźwiedzią na cienki, lecz bardzo długi pas, na którego krańcach rozstawił strzelców. Ostatecznie nieprzyjaciele nie dość, że się pojednali, to jeszcze brali za żonę obustronnie swoje siostry, rozdzielili bogactwo na pół, a na upamiętnienie konfliktu założyli zajazd, który nazywali „Niedźwiadek”.
     Pogadankę Wojskiego kończy zając, który niespodzianie wyskakuje przed łowczymi. Kusy i Sokół ruszają za szaraczkiem, a Wojski każe obserwować psiska, jednak zając czmycha do gaju. Asesor i Rejent tracą humor i starają się wyjaśnić kompanom, że ich charty nie doścignęły zająca, albowiem są nawykłe do poruszania się na smyczy. Zgromadzeni, nie słuchając pilnie, tego, co mówili Asesor i Rejent poczęli się śmiać i żartować z obojga zarazem. 

Księga piąta: Kłótnia
      Pozostawiona samotnie we dworku Telimena zastanawia się, w jaki sposób „upolować” Hrabiego i Tadeusza. Duma nad tym, czy Hrabia zwróci na nią uwagę, jegomość ten mami ją bowiem swoim bogactwem. Tadeusza uważa za prostaczka i poczciwinę, obawia się tylko zdania innych na jej związek ze sporo młodszym gentlemanem. Definitywnie postanawia podsunąć Hrabiemu Zosię, gdyż mogłaby wówczas mieć w ich domu azyl na stare lata. W tym celu woła do siebie panienkę w porannym stroju i z odkrytą głową, zajętą karmieniem ptactwa. Zawiadamia ją, że mając czternaście lat, przychodzi już czas wydorośleć i uzyskać obycie towarzyskie. Decydują, że Zosia zostanie przedstawiona gościom bawiącym w Soplicowie na kolacji po łowach.
      Zosia jest ucieszona tą informacją, a Telimena wyjaśnia jej, że skrywała ją do tej pory, ażeby nie przyzwyczajać innych do jej widoku. Miało to na celu dopiero w stosownej chwili sprawić zasłużone zamieszanie i wywołać zaintrygowanie jej osobą. Wszelako najpierw Zosia będzie zmuszona zmienić swoje normy i stać się dostojną niewiastą. A dystyngowanej pani nie przystoi biegać w słońcu, paść ptactwo i bawić się z dziećmi. Wezwano pokojówkę i służącą, aby pomogły panience się umyć. Telimena sama stroi wychowankę, polewa ją wodami toaletowymi, układa w loki włosy, wytyka jej niewłaściwe poruszenia. Zosia żali się, że wszak nie zdołała się ani trochę przyuczyć towarzyskiej ogłady, bo przecież była zamykana przez ciocię, ale obiecuje zmianę na lepszą pannę. Telimena przykazuje Zosi, aby była wyjątkowo uprzejma dla Hrabiego i sprawując obowiązki pani domu zapoznaje Zosię po kolei ze wszystkimi gośćmi. Jednym z pierwszych powracających z polowania jest Tadeusz, zobaczenie Zosi ponownie pociąga za sobą skrępowanie, zupełne zmieszanie panicza. Poznaje on w niej mieszkankę swojego byłego pokoju i postać, która zbudziła go rano na łowy. Widzi swoją pomyłkę, to znaczy fakt, że za tajemną nieznajomą uznał Telimenę, a jego wrażenia nie uchodzą czujności cioci. Toteż w trakcie przyrządzania jedzenia zagaduje młodzika o źródła jego pochmurności i podenerwowania. Zignorowana przez niego w irytacji zaczyna mu robić wyrzuty, więc rozgniewany jej postępowaniem Tadeusz oddala się. Obchodząc wokoło dworek trafia do „Świątyni Dumania”.
      Widzi tam także Telimenę, która siedzi w koszuli na głazie i roni łzy, a po chwili zaczyna wić się, skakać i rzucać się na ziemię. Tadeusz podbiega do niej i dopiero w tej chwili zauważa, że Telimena siedziała w pobliżu mrowiska, a mrówki znajdowały się teraz pod jej odzieżą i poczęły ją łaskotać i gryźć. Połączone zabiegi w celu usunięcia insektów przybliżyły przyjaciół do siebie, tak, że doszło pomiędzy nimi do pojednania. Kameralny klimat przerwał dzwon wzywający na kolację, każący powracać do domu. Tadeusz i Telimena wrócili zatem do dworku z innych kierunków, ażeby nie dawać nikomu powodów do jakichkolwiek plotek. Wieczerza, znowuż odbywająca się w zamku za sprawą Protazego, biegła w nieprawdopodobnie milczącej i spokojnej atmosferze. Na kolacji podano chłodnik, „raki, kurczęta, szparagi,/ W towarzystwie kielichów węgrzyna, malagi”. Powody milczenia były liczebne, ale głównym było to, że łowcy obawiali się ośmieszenia, bowiem ani jeden z nich nie upolował niedźwiedzia, zamiast nich zrobił to Ksiądz. Asesor z Rejentem świeżo w pamięci mieli również niedawne niepowodzenie ich chartów, ale Asesor miał jeszcze jeden powód smutku, a był nim widok Telimeny i jego rywali. Hrabia, który był być może obserwatorem aktu, który rozegrał się pomiędzy Tadeuszem i Telimeną umyślnie wynosi pod niebiosa Zosię, by sprowokować Telimenę do działania w wyniku zazdrości. Ta natomiast wdzięczy się do, również ponurego, Tadeusza, co jemu wydaje się teraz zbytnio aroganckie. Zaczyna też krytyczniej na nią patrzeć, widzi niedobory w krasie i próby ich tuszowania makijażem. Zauważa, ze brakuje jej dwóch zębów, a na czole, skroni i pod brodą ma mnóstwo zmarszczek
     Bardzo ponury Podkomorzy nie kryje swojego rozczarowania, że młodzi panowie zaniedbują jego córki na wydaniu. Zawiedziony wieczerzą upływającą w milczeniu Wojski nazywa kolację „nie polską, lecz wilczą”. Zabiera głos w kwestii prawideł wspólnych posiłków, mówiąc, między innymi, o potrzebie rozmowy. Rozumie, że przyczyną ciszy jest fakt, że wszyscy biorący udział w polowaniu zostali pokonani na nim przez księdza. Później Sędzia wznosi toast za Bernardyna, przeznaczając mięsiwo niedźwiedzie dla zakonu. Skóra natomiast orzeczeniem Podkomorzego znajdzie się w posiadaniu Hrabiego. Niemniej jednak miast przewidywanej radości przypomina to Hrabiemu o wydarzeniach rodzinnych, a zatem również i o konflikcie dotyczącym zamku. Hrabia mówi, ze przyjmie skórę, ale dopiero razem z zamkiem. W tej chwili w pomieszczeniu pojawia się Gerwazy, który wieczorem miał obyczaj nakręcania dwóch kurantowych zegarów i teraz także nie planował z niego rezygnować. Jego niewiarygodnie głośne poczynania poirytowały Podkomorzego, który kazał słudze Horeszków oddalić się. Wywiązał się spór pomiędzy Gerwazym a Protazym, który o mało co nie przerodził się w bijatykę. Zagniewany Hrabia wyzwany przez Tadeusza na pojedynek oddala się razem ze sługą. Rozzłoszczeni goście mimo wszystko nie pozwalają im na to, ostatecznie i tak wywiązuje się miedzy nimi bójka. Gerwazy kryjąc siebie i pana dużą ławką uchodzi z „pola boju”. Niebawem też wychodzą wszyscy goście, a jako ostatni salę opuszcza Protazy, i choć nie było strat w ludziach, to wszystkie ławy miały powyłamywane nogi.
      Nocą dotknięty Hrabia wspólnie ze swoim sługą rozwijają pomysł najechania na dworek Sopliców. Hrabiemu podoba się pomysł najazdu, który jest dawnym obyczajem. Wsparciem ma być pobliska szlachta z prowincji Dobrzyńskiej, Gerwazy podejmuje się zebrania maksymalnej ilości szlachty nieprzychylnej Soplicom. Po przygotowawczych porozumieniach Hrabia udaje się na odpoczynek, a klucznik na czaty. Będąc na warcie Gerwazemu zdaje się, że stają przed nim zjawy byłych właścicieli zamczyska. Wyobraża sobie atak na dworek Sędziego oraz podpalenie Soplicy w stodole i tak marząc, zasypia. 

Księga szósta: Zaścianek
      Wśród wilgotnego mroku wstał następny dzień, gospodarze wyszli w pole do zbiorów, niewiasty nuciły posępne przyśpiewki, żniwiarze obcinali zboża. Zarządca Sopliców obserwował silny ruch na gościńcu, na trasie do zaścianków. Udał się do Sędziego, ażeby mu zrelacjonować to, co przed chwilą zobaczył i myślał, że przy okazji sam się czegoś dowie. Tymczasem Sędzia opracowuje właśnie we dworze wezwanie sądowe przeciw Hrabiemu i Gerwazemu, oskarżając ich o zniesławienie i napaść na członków wczorajszej uczty. Woźny Protazy, czym prędzej udał się z pozwaniem do zamku, ponieważ pozew należy ustnie przekazać jeszcze tego samego dnia. Woźny ubrał się w stary strój, lecz, gdy tylko wybrał się w drogę, w Soplicowie zmieniły się plany.
      W dworku natomiast pojawiał się ksiądz Robak, który wskazuje na złe zachowanie Telimeny, mającej w końcu stanowić wzorzec dla Zosi. Patrzy złym okiem także na wczorajszą zwadę i zmusił tym samym Sędziego do zmiany postawy i pojednania. Poparł to miedzy innymi prośbą brata Sędziego, ojca Tadeusza, który poprzez małżeństwo syna z Zosią chciałby pogodzić skłócone familie. Wskazał również na „ogólnonarodową” konieczność opanowania, bo konflikt zbrojny o oswobodzenie Polski jest dosyć blisko. Informacja ta niesłychanie uszczęśliwiła Sędziego. Gawędzili później o zamysłach wzniecenia pod wodzą Sopliców zrywu, który zdynamizowałby zbliżającą się armię Napoleona. Niezbędna jest jednakże zgoda z Hrabią, bowiem za nim podąży do insurekcji gros szlachty. Ostatecznie pan domu zgadza się na współdziałanie, lecz pod warunkiem, że to Hrabia pierwszy przyjdzie go przeprosić. Robak nieznacznie uspokojony opuścił dworek i udał się do Hrabiego.
     W tym samym czasie Protazy kierował się do domu tego samego z pozwem. Schowany w konopiach, czekał, aż Hrabia ukaże się na zewnątrz. Wracał pamięcią do różnych sytuacji, w których wygłaszał pozwy i obawiał się odzewu Hrabiego. Następnie Protazy krążył wokół pustego zamku Hrabiego i spotkał Robaka. Obaj zauwa...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin