Ashley Anne - Tajemniczy 01 - Tajemniczy opiekun.pdf

(844 KB) Pobierz
105314845 UNPDF
Anne Ashley
Tajemniczy opiekun
105314845.001.png
Rozdział pierwszy
Znakomicie dobrane siwki, podziwiane przez wielu dostojnych członków
Towarzystwa Koryntyjczyków, wyłoniły się spod jednego z najwspanialszych w
Wiltshire elżbietańskich łuków i zatrzymały na dziedzińcu stajennym.
Marcus Ravenhurst, właściciel pary rumaków, której mu powszechnie
zazdroszczono, zaczekał, aż stajenny wyskoczy z eleganckiej wyścigowej bryczki i
przytrzyma za uzdy rzucające łbami konie, i ze zwinnością sportowca zeskoczył na
ziemię.
Kiedy zmierzał w kierunku domu, zimny lutowy wiatr szarpał jeździecką peleryną,
owijając ją wokół potężnego ciała, i porywał zwiędłe liście, które wirowały nad
ścieżką, by w końcu opaść na gnijące po bokach stosy.
Marcus niezadowolony, patrzył na wysokie drzewa. Wreszcie dotarł do
zapewniającego względną ochronę przed wichrem kamiennego ganku.
Dłonią w rękawiczce uniósł kołatkę z wypolerowanego mosiądzu i kilkakrotnie ostro
zastukał. Dopiero po minucie lub dwóch ciężkie dębowe drzwi stanęły otworem.
Marcusa powitał starszy siwy służący:
- Jakże to, panie Marcus! - wykrzyknął z familiarnością dopuszczalną u
długoletniego lojalnego sługi. Odsunął się na bok, żeby nieoczekiwany gość mógł
wkroczyć do holu. - Jaśnie pani nie wspomniała, że pana oczekuje.
- Bo nie oczekuje, Clegg. Jestem w drodze do Somerset i wpadło mi nagle do głowy
złożyć wizytę. Bardzo krótką, zostanę tylko na jedną noc.
Marcus położył rękawiczki i bobrowy kapelusz z podwiniętym rondem na stoliku w
holu, pozbył się peleryny, odsłaniając błękitny surdut o nienagannym kroju,
śnieżnobiały szal i opinające muskularne nogi płowożółte obcisłe spodnie bez jednej
zmarszczki. Prostej elegancji dwurzędowej kamizelki nie zakłócały ani kieszonki, ani
dewizka. Jedyną ozdobą, na której noszenie pozwalał sobie Marcus, był zwykły złoty
sygnet, podkreślający siłę jego kształtnych dłoni.
Jak zawsze, stary kamerdyner podziwiał wytworną prostotę stroju gościa. Uznał w
duchu, że na całym świecie nie znalazłoby się chyba dziesięciu dżentelmenów, którzy
potrafiliby nosić się tak dobrze, jak najstarszy wnuk jego chlebodawczyni.
- Jaśnie pani jest w swoim prywatnym salonie, proszę pana - obwieścił, odbierając
pelerynę i układając ją z szacunkiem na przedramieniu. - Udam się na górę i
poinformuję o pańskim przybyciu.
- Oszczędź sobie fatygi, Clegg, sam się zaanonsuję. - Surową twarz Marcusa rozjaśnił
rzadko na niej goszczący uśmiech. - Nie lubię, kiedy stawia się mężczyznę w
niezręcznej sytuacji, uchronię cię więc przed tyradami i pytaniami, dlaczego przez
kilka miesięcy nie uznałem za stosowne złożyć wizyty.
- Jak pan sobie życzy. - Kamerdyner odpowiedział śmiertelnie poważnym tonem,
choć lekkie wykrzywienie ust zdradziło jego rozbawienie. - Każę tymczasem
przygotować dla pana pokój.
- Dziękuję, Clegg. Dopilnuj, żeby mój stajenny dostał wszystko, czego potrzebuje.
Po pokonaniu schodów Marcus ruszył w prawo, wąskim przejściem prowadzącym do
prywatnych pomieszczeń swojej babki. Zapukał i, nie czekając na odpowiedź,
natychmiast wkroczył do pokoju, zastając hrabinę wdowę usadowioną w fotelu przy
kominku, z pledem i otwartą książką na kolanach.
- Czy to jakiś gość, Clegg? - zapytała, nie odwracając się nawet, by sprawdzić, kto się
pojawił w drzwiach.
- Nie mogę wprost wyrazić swojej satysfakcji z tego, że masz nadal wspaniały słuch,
babciu.
- Ha! Ravenhurst! - Zmierzyła srogim spojrzeniem ulubionego wnuka, zmierzającego
zdecydowanie w jej kierunku. - Moje oczy nie widziały cię od dwunastu miesięcy.
Zaczęłam już myśleć, że umarłeś - poinformowała obcesowo.
- Ujmując rzecz ściślej, od trzech miesięcy. - Kiedy z niewinną miną całował ją na
powitanie w policzek, w jego ciemnych oczach błysnęła diabelska iskierka. -
Ponadto, co zapewne stwierdziłaś już z radością, jestem nadal zdrowy na ciele i
umyśle.
Odpowiedziała z szelmowskim chichotem:
- Ciało na pewno cię nie zawiedzie, Ravenhurst. Jesteś w tej rodzinie zdecydowanie
najlepszym okazem męskości. Nie cechuje cię wprawdzie uroda, o której warto by
choćby napomknąć - kontynuowała z brutalną szczerością, osłabiając nieco wymowę
wcześniejszego komplementu - ale się nie przejmuj. Nie każda kobieta da się zwieść
urodziwą twarzą.
Stanął tyłem do kominka, ogrzewając poły surduta; z leniwą czułością skierował
spojrzenie w dół, na hrabinę. Poza tym, że babka chodząc, korzystała z hebanowej
laski i miała siwe włosy skryte teraz pod uroczym koronkowym czepkiem, nic nie
zdradzało, że ma już siedemdziesiąt pięć lat.
Jej skóra zachowała gładkość, szare oczy spoglądały z ożywieniem, a umysł, ku
konsternacji jej najstarszego syna i dotkliwemu zakłopotaniu jego żony, nadal zacho-
wał bystrość, język zaś złośliwość. Wielu truchlało przed jej otwartością i
uszczypliwymi uwagami, jednak nie Ravenhurst. Jego babka zaliczała się do
nielicznej grupy osób, które podziwiał i wielbił.
- Nigdy nie aspirowałem do miana Adonisa, babciu.
- Bardzo słusznie. To, jak wygląda człowiek bogaty niczym krezus, nie ma większego
znaczenia dla szanujących się dam w wieku sposobnym do zamążpójścia.
- Nie jestem aż tak bogaty - zaprotestował.
- Nie próbuj mydlić mi oczu! Jesteś jednym z największych bogaczy, stąpających po
tej ziemi - Uniosła głowę i wpatrywała się w niego w milczeniu, aż wreszcie rzuciła:
- Jak długo zamierzasz tak sterczeć, ogrzewając tyłek przy moim kominku, chłopcze?
Idź, nalej sobie kieliszek madery. Jest z piwnicy Henry'ego. To jedyny przejaw
inteligencji, jaki odkryłam
u swojego najstarszego syna: naprawdę potrafi wybrać wino.
Skoro już się tym zajmujesz, nalej także dla mnie.
Marcus posłusznie ruszył do stolika, na którym dostrzegł karafkę.
- Ostatnio kiedy cię odwiedziłem, dowiedziałem się, że doktor Pringle powiedział, iż
wolno ci wypijać tylko jeden mały kieliszek wina do wieczornego posiłku.
- Niech zaraza wydusi wszystkich lekarzy! - zawołała bezlitośnie starsza pani. - Cóż
może wiedzieć ten głupiec? Jeśli sądzisz, że o tej porze będę sobie psuła żołądek
herbatą, to się grubo mylisz!
Wiedząc na podstawie wieloletniego doświadczenia, że dalsze protesty i tak nic by
nie dały, Marcus sumiennie napełnił dwa kieliszki i wręczył jeden poirytowanej
babce, po czym opadł na fotel po drugiej stronie kominka. Kiedy spróbował
wybornej madery i usadowił się wygodniej, zapytał grzecznie, czy hrabia Styne
przebywa w rezydencji.
- Nie. - Hrabina wdowa udzieliła odpowiedzi nie bez satysfakcji. - Zabrał tę swoją
żonę z twarzą jak serwatka do Kentu w odwiedziny do jej matki. Nie spodziewaj się
ich w ciągu tygodnia, a przy odrobinie szczęścia dwóch. Czy chciałeś się z nim
zobaczyć?
- Nie mogę sobie przypomnieć, bym kiedykolwiek wyraził pragnienie ujrzenia
mojego szacownego wuja Henry'ego - odparł beznamiętnie, wywołując tym znaczne
rozbawienie babki. - Uważam jednak, że powinien coś zrobić z roślinami wokół
domu. Przez te drzewa we wnętrzu jest cholernie ponuro, babciu. W ogóle cały teren
to hańba. Nie ma tu nic ładnego.
- Byłabym ci wdzięczna za niewściubianie nosa w nie swoje sprawy, Marcus! Dopóki
ja mieszkam w Dower House, dopóty żadne z tych drzew nie zostanie ścięte.
Zapewniają mi osłonę przed wścibskimi spojrzeniami z pałacu. A Wilkins wkrótce
uporządkuje ogród, gdy tylko pozwoli mu na to reumatyzm.
Rodzinne gniazdo hrabiego Styne zajmowało środek ogromnego parku, około ćwierć
mili od Dower House. Ktoś, kto pragnąłby szpiegować stamtąd hrabinę wdowę,
musiałby doprawdy mieć sokoli wzrok. Marcus zdawał sobie jednak sprawę, że także
w tym punkcie spór byłby stratą czasu, zmienił więc temat, wypytując grzecznie, acz
z wyraźnym brakiem zainteresowania,
o zdrowie pozostałych członków rodziny.
Ponieważ hrabina wdowa uznała za stosowne obdarzyć zmarłego hrabiego aż
sześcioma dowodami swoich uczuć, upłynęło nieco czasu, zanim skończyła narzekać
na piątkę
pozostałych dzieci i ich liczne potomstwo.
- Agnes była moim pierwszym kurczątkiem i ukochanym, Ravenhurst, nigdy nie
robiłam z tego sekretu. Twoja matka była zdecydowanie najlepsza z nich wszystkich.
- Może nie jestem bezstronny, ale też tak uważam - odpowiedział z rzadką u niego
nutą czułości w głosie.
- Nigdy nie sądziłam, że przeżyję którekolwiek z moich dzieci. - Smutno pokręciła
głową. - I to właśnie moją małą Agnes! Chyba nigdy nie doszła do siebie po śmierci
twojego ojca. Stanowili wyjątkową parę. Pobrali się z miłości.
Nie odpowiedział.
Po dłuższym milczeniu i głębokiej zadumie nad stratą, jaką poniosła przed sześcioma
laty i po której dotąd się nie otrząsnęła, hrabina uniosła wreszcie głowę i posłała
pytające spojrzenie jedynemu potomkowi swojego ukochanego dziecka.
Ciekawiło ją, co skłoniło Marcusa do złożenia jej niespodziewanej wizyty.
- Nie chciałem, byś odkryła, że przejeżdżałem niemal pod twoimi drzwiami i nie
zatrzymałem się - wyjaśnił. - Udaję się do Somerset.
- Tak? A przy okazji zamierzasz odwiedzić tę swoją podopieczną w Bath? Dziwne,
właśnie niedawno o niej myślałam. Agnes i jej matka bardzo się przyjaźniły.
Kształtna męska dłoń, unosząca kieliszek do ust, znieruchomiała w pół drogi.
- Nie. Nie miałem takiego zamiaru.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin