Anne McCaffrey - Wieże Talentów 3- Dzieci Damii t.2.rtf

(744 KB) Pobierz
Anne McCaffrey

Anne McCaffrey

 

 

 

DZIECI DAMII

Przełożył Leszek Ryś


Rozdział pierwszy

 

Laria ściągnęła wodze i wstrzymała kuca na wzniesieniu pozwalając, by Tlp i Hgf ich dogonili. Z rozmysłem nie oglądała się za siebie, trzymając krótko Saki, która najchętniej żwawo pokonałaby ostatnią, dzielącą ich od domu przeszkodę. Wiedziała, że wówczas 'Diniowie wspięliby się po stromiźnie na czworakach, reagowali z chorobliwą nadwrażliwością, jeśli ktoś ich na tym przyłapał. Podobnie jak ludzie, Mrdiniowie przyjmowali pozycję dwunożną dopiero wtedy, gdy pozwalały im na to dostatecznie rozwinięte mięśnie grzbietu. Ojciec zwierzył się jej ze swych przypuszczeń, że 'Diniowie musieli z ulgą przyjąć wiadomość, iż także dzieci ludzi uczą się chodzić na dwóch nogach.

Saki zastrzygła uchem, a w powietrzu rozszedł się aromat skóry, nieomylna oznaka, że jej przyjaciele znaleźli się tuż obok. Laria wydała ni to gwizdnięcie, ni to mlaśnięcie na znak, iż wie o tym. Nie potrafiła imitować tego dźwięku tak dokładnie jak jej bracia, Thian i Rojer, jednak była w tym lepsza od Żary, w ogóle nie umiejącej tego zrobić, czy Kaltii i Morąg, które nawet nie próbowały, choć już nieźle porozumiewały się z 'Diniami w języku migowym. Najmłodszym z rodzeństwa - Ewainowi i Petrze - wiek pozwalał zaledwie na wymianę elementarnych sygnałów z parą młodych przybyszów, z którymi dzielili kołyskę.

Pomimo ciężkich, wypełnionych całodniową zdobyczą juków Saki dziarsko maszerowała pod górę. Zwierzę kroczyło ostrożnie, by nie nadepnąć na płetwiaste stopy Tipa i Hufa - takie właśnie przydomki nadała im na własny użytek Laria - którzy uchwycili się strzemion dla ulżenia sobie podczas pokonywania największej stromizny. Przyzwyczajona do holowania 'Diniów Saki nie boczyła się mimo dodatkowego ciężaru.

Zadowolona Lana wypuściła z rąk wodze, by z ożywieniem rozprawiać w języku migowym o udanym polowaniu. Jej głos zagłuszyłoby człapanie podków i echo radosnego mlaskania Tlpa i Hgfa, od którego wszystkim aż dzwoniło pod czaszką. 'Diniowie potrafili wydawać dowolną liczbę rozróżnialnych dźwięków, wyrażających ich stany emocjonalne: strach, zuchwałość, niechęć, ciekawość, troskę, radość oraz jeden uchodzący za śmiech.

Przedstawiciele obu gatunków nie mogli imitować pełnej gamy tonów koniecznych do wyrażenia niuansów mowy partnerów, jednak słowniki urozmaicały język gestów tak ludzi, jak i 'Diniów, którzy swymi pięciopalczastymi dłońmi potrafili zwinnie powtarzać ustalone gesty, a z otworów gębowych wydawać modulowane, dość łatwe do powtórzenia przez ludzi dźwięki. Dostępny dla obu gatunków zbiór wyrazów był dość ubogi, szczęśliwie udało się go jednakże poszerzyć o terminy z wielu dziedzin techniki, takich jak podróże kosmiczne, podstawy projektowania napędów, nauki biologiczne i meteorologiczne, metalurgia oraz górnictwo. Piętnaście minionych lat upłynęło Damii Raven-Lyon i Lyonowi, matce i ojcu Larii, na budowaniu i udoskonalaniu metod komunikacji ze swymi kolegami spośród Mrdiniów, komunikacji, która rozpoczęła się od snów. Laria była pierwszym człowiekiem, jakiego poddano eksperymentowi. Od urodzenia otoczona przez dorosłych Mrdiniów i dwoje dzieci, Tipa i Hufa, chłonęła dźwięki, uczyła się rozpoznawać gesty jak każde, poznające od najmłodszych lat obcy język dziecko. Gdy ukończyła sześć miesięcy, dodano jej do kołyski kompanów - Tlpa i Hgfa. W ich towarzystwie śniła - czy to w nocy, czy ucinając sobie drzemkę w dzień - najprzyjemniejsze sny. Wszystkim dzieciom Raven-Lyonow, które skończyły pół roku, dano do towarzystwa parę młodych 'Diniów.

Na Iota Aurigae tego rodzaju partnerstwo stało się powszechne. Nawet przed ustanowieniem międzygatunkowego kanału komunikacyjnego górnicy - zapracowani i radzi z wszelkiej pomocy - przyjęli 'Diniów do robót w kopalniach, gdy tylko Mrdiniowie wyrazili na to chęć w “snach”. Twardzi i podejrzliwi Aurigianie stwierdzili, że 'Diniowie są sumiennymi pracownikami oraz, z uwagi na swą nadzwyczajną siłę, urodzonymi górnikami.

- Hej, ho! - rozległo się za jej plecami. Odwróciwszy się, Laria ujrzała swego brata, Thiana, wyłaniającego się zza zakrętu na swym krępym, czarnym kucu w eskorcie nieodłącznej pary - Mrga i Dpla.

Nie pierwszy to już raz z rozczarowaniem stwierdziła, że budowa ciała 'Diniów, ich krótkie, mocarne nogi i tępe ogony, nie pozwalała im dosiąść okrakiem denebiańskich kuców, które służyły ludziom pod wierzch i jako zwierzęta juczne. Kiedy byli młodsi, od czasu do czasu zabierała ich z sobą na konne przejażdżki. Z przodu sadzała sobie Tipa, a z tyłu mocno wczepiającego się palcami w jej pas Hufa. Nie był to jednak zbyt wygodny sposób podróżowania, a od tamtej pory jej przyjaciele przybrali na wadze i Saki nie mogłaby ich już wszystkich razem unieść.

- Dobry połów, Thianie? - zakrzyknęła Laria.

- Oj, będzie co włożyć do garnka i nadziać na rożen - zawołał rozpromieniony brat. - I na dodatek Rojer ze swoją torbą następuje nam na pięty. Sądząc po tym, co w niej można znaleźć, ani chybi odkrył jakieś tajemnicze tereny łowów na czmychacze.

Najstarsze dzieci Raven-Lyonow zobowiązane były urządzać z końcem tygodnia polowanie. Zręcznie posługiwały się łukiem, 'Diniowie zaś zastawiali sidła. Z uwagi na liczbę domowników dostawy drobnego ptactwa, ryjących w ziemi zwierząt, czmychaczy oraz różnych gatunków zajęcy, które dobrze zaadoptowały się na Aurigae, były mile widzianym urozmaiceniem codziennej diety, i do tego proteiny, jakich ogromne ogrody nie zawsze mogły dostarczyć w dostatecznej ilości. Wieża mogła oczywiście sprowadzić dowolną ilość potrzebnych zapasów, jednak w tym gospodarstwie do samodzielnego zdobywania żywności - dla ludzi i Mrdiniów - przykładano wielką wagę i polowanie stało się sprawą rodzinnej dumy i honoru. Tereny łowieckie obejmowały doliny sąsiadujące z Aurigae City, wysoki płaskowyż oraz pola uprawne będące własnością rodziny.

Saki z takim zapałem zmierzała do ciepłej stajni, gdzie w żłobie czekała na nią kolacja, że nie można jej już było powstrzymać. Lana zrezygnowała z czekania na Thiana i popuściła wodze, a klacz pociągnęła za sobą zmęczonych, młodych 'Diniów.

Kiedy dotarli do tarasu, w gasnącym świetle dnia zamajaczył blask latarni rozświetlających szeroki podjazd. Klekotanie kopyt kuca o brukowany podwórzec było sygnałem na zbiórkę dla wszystkich domowych ulubieńców: szopokotów, darbulów oraz domowych zwierząt Mrdiniów, dla których Laria wymyśliła nazwę - ślizgacze. Ni to płazy, ni to ptaki, pokryte czymś, co przypominało nieco miękkie futerko, a równocześnie pióra, rozbrajające, niezwykle wierne, wymagające opieki w każdym środowisku ślizgacze zostały - ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich - zaakceptowane przez szopokoty; darbule zaś je ignorowały. Okazało się, że są bardzo pożyteczne w gospodarstwie domowym i tym ostatecznie podbiły ludzi. Ich istnienie i opieka sprawowana nad nimi przez Mrdiniów okazały się osobliwie ważnym czynnikiem w akceptacji obcych. “Istoty, które troszczą się o swoje zwierzaki - nawet tak obrzydliwe jak te... ech... pełzliwe reptiliadoidy - skwitował dowódca floty - nie mogą być z gruntu złe”.

Ponieważ pożywieniem ślizłaczy były żuki oraz insekty, odrażające dla innych zwierzaków, stworzenia oczyściły rezydencję Raven-Lyonow i przyległe do niej pola z robactwa, które dawało się we znaki kolonistom na Aurigae i żerowało na plonach.

 

Kiedy Thian i zaraz po nim Rojer zjawili się w stajni i przystąpili do oporządzania swoich wierzchowców, Laria już wycierała do sucha Saki. Jeden z 'Diniów zebrał trofea myśliwskie i oddalił się w stronę kuchennego skrzydła, a pozostali pomagali przy sianie dla kuców, które tupały zniecierpliwione, znalazłszy się w swych boksach.

Trzeba nakarmić wszystkie kuce? Laria, telepatycznie zadając to pytanie, nie kierowała go do nikogo w szczególności, odsłoniła swe myśli szeroko przed wszystkimi.

Bardzo proszę, kochanie. Mieliśmy nieco ruchu na Wieży, odparła Damia. Wspaniale powiodło się wam na polowaniu!

Laria teleportowała paszę do żłobów, dodając do niej witamin i soli potrzebnej dwom nowym kucom, których żołądki jeszcze nie przywykły do traw Aurigae. Jak zwykle czwórka 'Diniów, mlaskając unisono, wyraziła swój podziw nad jej nadzwyczajnymi zdolnościami telekinezy.

- Karmimy kuce. Kuce częśliwe - wyrecytowali Tip i Huf. Tym razem nie zrobili nic, jednak fakt, że stanowili nierozłączną trójkę, upoważniał ich do przypisywania i sobie tej zasługi. Laria pozwoliła sobie na cichutkie, niemal niedosłyszalne westchnienie, dając upust swej rezygnacji, bo przez wszystkie razem spędzone lata 'Diniowie byli zawsze bardziej oczarowani tego rodzaju niewielkimi popisami teleportacji, niż tym, co działo się na Wieży. Tam ładunki i transportowce znikały z leży dokowych i pojawiały się w nich ponownie, lecz nie było to tak ekscytujące jak wtedy, gdy przemieszczenie przedmiotów z jednego miejsca na drugie odbywało się na oczach 'Diniów.

- Ma karmić kuce, też - wtrąciła się para Thiana.

- My karmić pierwsi. - Tip wywrócił swe ogromne oko, by przygwoździć Mura nieugiętym spojrzeniem.

Laria gestem zwróciła im uwagę, by nie byli głuptasami, podkreślając to pełnym dezaprobaty mlaśnięciem języka. Tip tylko wzruszył ramionami, zakołysał się od pasa w górę i kiwnął głową.

Laria posłuchała przestróg, których udzielili jej rodzice po jej pierwszych eksperymentach telekinetycznych, i rozważnie wykorzystywała swój talent. Rodzice woleliby, by ich dzieci rzadziej korzystały ze swych zdolności, jednak warunki, w jakich żyła rodzina, były dość niezwykłe. Konwersacja w obecności 'Diniów, którzy nie mogli nadążyć za mową prowadzoną w normalnym tempie, byłaby grubiaństwem, zatem rodzina porozumiewała się telepatycznie, by ustrzec się przed nieuprzejmością wobec swych nie rozumiejących ich języka gości.

Cała rodzina Raven-Lyonow, nie wyłączając osiemnastomiesięcznej Petry, uważana była przez administrację rządową za oficjalnych przedstawicieli dyplomatycznych do kontaktów z Mrdiniami. Telepatia zapewniała rodzinie intymność, dzięki niej można było prowadzić niekrępujące rozmowy, w których 'Diniowie nie musieli uczestniczyć.

Zatroszczywszy się o swoje kuce, Laria, Thian i Rojer wraz z 'Diniami opuścili zabudowania stajenne i weszli po rampie do budynku głównego, w którym mieściły się ich połączone gospodarstwa. Morąg wraz ze swymi 'Diniami już rozpoczęła skubanie i sprawianie upolowanej zwierzyny. Zara, która za nic na świecie nie przyłożyłaby ręki do prac rzeźnickich, przygotowywała zieleninę i warzywa. Afra wspólnie z Flkiem wiązali ptaka i czmychacza, przygotowując je do pieczenia na rożnie, a Damia z Trpem zajęli się pracami pomocniczymi. Mimo różnicy w wyglądzie tak ludzie, jak i Mrdiniowie ogromnie troszczyli się o swe potomstwo.

Laria zrozumiała zaledwie połowę z tego, co Flk z Trpem powiedzieli dzieciakom. Jednak wydawane przez nich wesołe dźwięki żwawo przebiegały dostępną dla strun głosowych 'Diniów gamę w górę i w dół, a więc domyśliła się, że wszystko jest w porządku. W rozmowie między sobą 'Diniowie nie uciekali się do pomocy języka gestów, lecz wrażliwi Talenci z tonu głosu rozpoznawali jej sens.

Co słychać?, zapytała Laria.

Nic a nic, kochanie, odpowiedziała Damia. Czy możesz obrać nieco więcej marchewek? Wiesz, że Flp z Trpem za nią przepadają, a nie mają zielonego pojęcia, jak obchodzić się ze skrobaczką.

Witamina A! Myśli Larii zaiskrzyły się wesoło, gdy teleportowała ze spiżarni dodatkowe dwa pęczki, zawieszając je w powietrzu przed Damia, która miała osądzić ich świeżość. Na przyzwalające skinienie głowy matki przystąpiła do ich przygotowywania.

Natychmiast jak spod ziemi wyrośli jej dwaj asystenci. Pojedyncze oczy Tlpa i Hgfa zabłysły podnieceniem, bo młodzież 'Diniów zajadała się marchewkami z takim samym zapałem jak dorośli. Obrane ze skórki warzywo kroili na plasterki, wykrzywiając przy tym górną część ciała i pochylając “głowy” tak, by mieć w polu widzenia dłonie. Zazwyczaj wszelkie czynności 'Diniowie wykonywali, podnosząc przedmioty do oka, jednak podejmując się prac ludzi, starali się imitować przyjmowane przez nich pozycje.

Niektórzy ludzie utrzymywali, że niemożliwe jest rozróżnienie 'Diniów. Było to jednak spowodowane tym, iż nigdy z nimi nie pracowali. Laria rozpoznawała i znała imiona wszystkich par, które zamieszkały na Aurigae. Dobieranie się 'Diniów w pary było kolejną tajemnicą, dotąd dostatecznie nie wyjaśnioną pomimo wysiłków biologów, którzy nie mieli wyjścia i musieli tylko skonstatować fakt, że 'Diniowie zawsze występują w parach. Laria nie wiedziała, czy Flk i Trp są rodzicami Tipa i Hufa, ani nawet tego, czy byli parą już od urodzenia, czy też sami dokonali takiego wyboru po osiągnięciu dojrzałości. Wciąż jeszcze pozostało do pokonania sporo szczebli w drabinie do osiągnięcia pełnego zrozumienia.

Mrdiniowie przesyłali ludziom objaśniające sny, jednak zagadka biologiczna nie została rozwiązana. Mrdiniowie rozmnażali się podczas hibernacji, której poddawali się raz do roku. O to, czy partnerzy dobierali się przed czy w jej trakcie, spierano się w nieskończoność. Sami zainteresowani nie wydawali się rozumieć koncepcji “ciąży” zarówno w kategorii czasu, jak i procesu; nie rozumieli, co to “bezpłodność” ani “impotencja”, które mogły być przyczyną tego, że niektóre z “par” nie miały potomków, podczas gdy w przypadku innych zawsze przychodziły na świat bliźnięta. Wymogi dyplomacji zabraniały ludziom podglądania ich sojuszników, gdy przebywali w chłodniach hibernacyjnych. Nikt nie dałby zatem głowy, czy Mrdiniowie byli żywo-, czy może jajorodni. Wiadomo było jednak, że noworodki przychodzą na świat “dojrzałe”, to znaczy wyposażone już w wiedzę daną wszystkim 'Diniom. Nie byli w stanie przybierać od razu wyprostowanej pozycji, musieli czekać, aż wzmocnią się ich mięśnie grzbietu, lecz, pomyślała Laria, wystarczyło im zaledwie raz usłyszeć dźwięk - słowo - a już mogli go bezbłędnie reprodukować. Damia skwitowała to pewnego razu stwierdzeniem, że dzieci 'Diniów zaczynały od podstawowej głoski “o” i bez zająknienia kończyły prawdziwą “oracją”. Na dodatek młode opuszczały chłodnie hibernacyjne z garniturem bardzo ostrych zębów oraz z nienagannymi manierami.

Inżynierowie Mrdiniów zbudowali ośrodek hibernacyjny w górach, u stóp których stał rozłożysty dom Raven-Lyonów. To właśnie tutaj ściągali wszyscy Mrdiniowie z Aurigae, by spędzić bezczynnie dwa miesiące. Nie wszystkie pary doczekiwały się wtedy młodych, nie dla wszystkich okres odpoczynku trwał tylko dwa miesiące. Opustoszały ośrodek był skrupulatnie sprzątany i przygotowywany do następnego okresu hibernacji.

Gdy opuszczała ją jej para 'Diniów, Laria czuła zarazem ulgę i tęsknotę. Było jej lżej, bo nie musiała mieć się na baczności, aby nie uczynić lub nie powiedzieć czegoś, czym mogłaby zbałamucić swych przyjaciół. Doskwierała jej jednak i samotność, bo lubiła ich towarzystwo oraz figle. 'Diniowie odznaczali się dziwacznym poczuciem humoru, rozbawienie okazywali w specyficzny sposób: szybkimi, modulowanymi sapnięciami na pograniczu śmiechu i plucia, lecz na szczęście rozśmieszało ich to samo co ludzi.

Laria nauczyła się układać odpowiednio język przy wymawianiu pozbawionych samogłosek imion Tip i Hgf, wolała jednak nadane im przydomki: Tip i Huf; Thian wolał od Mrga i Dpla Mura i Dipa; rodzice zaś nazwali Fika Fokiem, a Trpa Tri. Sami 'Diniowie doskonale obchodzili się bez samogłosek, za to ich język obfitował w nieprzeliczone spółgłoski, dźwięki zdławione, trące, kliknięcia, klaknięcia, dongi, bongi, tloknięcia i niezmierzone bogactwo gwizdnięć. Laria nabrała takiej biegłości w ich interpretowaniu, iż nierzadko nawet rodzice zwracali się do niej z prośbą o sprawdzenie, czy prawidłowo rozumieją słowa Fika i Trpa.

Kolacja była gotowa i zgłodniała horda ujrzała ją przed sobą na stole. 'Diniowie posiadali pomysłowe sztućce, które równocześnie spełniały rolę łyżki, widelca i noża. Laria potrafiła posługiwać się tym specyficznym przyrządem i dlatego, za przykładem Tipa i Hufa, zawsze trzymała go u pasa. Ponieważ w domu można było jeść palcami, Morąg z Ewainem skwapliwie skorzystali z tej okazji, nie zapominając nawet o miseczkach z wodą do płukania rąk i serwetach. Dziewięcioletnia Zara odznaczała się jeszcze bardziej wyszukanymi manierami, mając za dzielnych sekundantów swoich 'Diniów. To, że wiedzieli, do czego służą miseczki i serwety, początkowo wprawiało ludzi w ogromne zdumienie. Pierwszą miseczkę wyrzeźbił z twardego denebiańskiego drewna Afra; zdobiła ją scena z pierwszego Snu, jaki zesłali jemu i Damii przybysze. W dalszym ciągu zabawiał wszystkich domowników składaniem origami, lecz jego dodatkowym zajęciem w czasie wolnym stało się żłobienie w drewnie. Wykonane przez niego z papieru figurki 'Diniów Fok z Tri nosili zawsze przy sobie, chwaląc się nimi często przed gośćmi. Cała rodzina uwielbiała obserwować, jak spod jego palców wyłaniają się miniaturowe zwierzęta, jak zginany papier zamienia się i przeistacza w różnorodne kształty; jednak tylko Rojera i Zarę zainteresowało to tak bardzo, że zaczęli się uczyć tej zawiłej sztuki. Fok i Tri zniechęcili się już po pierwszych dwóch lekcjach, bo w ich mocnych palcach papier rozdzierał się przy składaniu.

Choć procesy umysłowe Mrdiniów bardzo różniły się od ludzkich, ich rezultaty wydawały się podobne; obszary wzajemnego zrozumienia ulegały zatem ciągłemu poszerzaniu. W ogromnym stopniu przyczyniały się do tego wspólne gospodarstwa domowe takie jak Raven-Lyonow, a decydującą rolę odgrywał w tym nie tyle Talent, co wrodzone poczucie empatii i obiektywność.

- Tato - nasyciwszy pierwszy głód, odezwał się Thian - wypłoszyliśmy już niemal całą zwierzynę z najbliższej okolicy. Czy nie jestem już na tyle duży, by sterować saniami?

Afra uważnie zmierzył spojrzeniem swego najstarszego syna. Chłopiec, który ostatnio wystrzelił jak świeca w górę, wyglądał, jakby składał się wyłącznie z żeber, łokci i kolan obciągniętych skórą. Nie było wątpliwości, że wzrostem wkrótce dorówna ojcu.

Tak byłoby praktyczniej zważywszy, że nie możemy teleportować naszych przyjaciół.

Laria wstrzymała oddech, bo choć nie zazdrościła Thianowi...

I Laria i Thian są odpowiedzialnymi nastolatkami, ciągnął Afra, kiwając w charakterystyczny dla siebie sposób głową, co, o czym wiedzieli, było tyleż ostrzeżeniem, ile wyzwaniem. Zwrócę się do magistratu o licencję. Będziecie musieli wykazać się umiejętnościami, ale umówię się z Xexo, by odbył z wami kilka lotów ćwiczebnych... Zaglądnijcie do instrukcji obsługi.

Oczywiście, tato, uradowani odpowiedzieli chórem Lana i Thian. Wziąwszy pod uwagę absolutną pamięć, jaką odznaczali się wszyscy członkowie rodziny, nie będą musieli ślęczeć nad podręcznikiem dłużej jak godzinę, a Xexo, pomysłowy inżynier Wieży o Talencie rangi T-8, od kołyski należał do najbliższych przyjaciół rodziny.

Kiedy Thian przekazywał tę nowinę Murowi i Dipowi, Laria zasygnalizowała Tipowi i Hufowi, iż wkrótce nie będą już musieli trudzić się przy wspinaczce pod górę, że zostanie zorganizowany transport i nowe tereny łowieckie, na które dotrą bez najmniejszego wysiłku, staną przed nimi otworem. 'Diniowie aż zaczęli się wiercić ze szczęścia, w takt entuzjastycznych mlaśnięć. W uniesieniu Tip o mały włos nie spadłby z ławki.

Lario, będziesz musiała się także zapoznać z obsługą naziemnych pojazdów Mrdiniów, dorzuciła Damia, spoglądając porozumiewawczo na córkę. Omówię wszystko z koordynatorem.

Czy to znaczy, że wysyłacie mnie na Mrdini?

Damia skinęła głową, z rezygnacją zaciskając usta.

Na tym właśnie polega plan. W twoje ślady pójdzie Thian, kiedy ukończy szesnaście lat. Ty będziesz pierwszym młodym człowiekiem, który wyjedzie. Damia przesłała swej najstarszej córce dodającą otuchy falę uczucia dumy, a po chwili ją samą otuliło miłe i uspokające ciepło miłości, którego źródłem był Afra, co złagodziło w niej ból rozłąki.

Szesnaście lat to dla każdego z nas wiek już dojrzały, rozbłysła w jej mózgu myśl, którą Afra chciał się podzielić wyłącznie ze swoją żoną. Jej zmysły odebrały przy tym jego miłą mentalną pieszczotę.

Nie byłam starsza, kiedy zostałam odesłana na Altaira, odpowiedziała w tak samo dyskretny sposób.

Różni was tylko to, że Laria nie buntuje się przeciw swoim obowiązkom.

Moim zdaniem zrobiliśmy co w naszej mocy, by w jej przypadku nigdy do tego nie doszło, westchnęła zrezygnowana Damia. Jesteś wspaniałym ojcem.

Afra pozwolił sobie na szeroki, otwarty uśmiech, który był skierowany także do zebranych przy stole dzieci. Zawsze mogą się zwrócić o pomoc do matki.

Jednak na tęsknotę nic nie da się zaradzić.

A to dlaczego? Będziecie z dala od siebie zaledwie na odległość myśli.

Chodzi mi o samą świadomość, że jej przy mnie nie będzie! Starając się czymś zająć dla odwrócenia uwagi od smutnych rozważań, Damia telepatycznie sprzątnęła stół i wyciągnęła deser ze spiżarni.

Z wyjątkiem pochodzącego z Ziemi miodu Mrdiniowie uważali wszelkie słodycze za nie nadające się do jedzenia. Miód jednakże był luksusem, i to trudno dostępnym. Ludzie zatem zasiedli do owoców, a 'Diniowie do rozłupywania orzechów i wybierania z nich miąższu lub chrupania nie słodzonych krakersów, upieczonych dla nich przez Damie z mąki importowanej z ich rodzinnej planety. Ulubione przez Mrdiniów smakołyki pojawiały się przy okazji wymiany personelu na Aurigae, lecz dziś okazja tego rodzaju nie nadarzyła się.

- Damio! - Z okrzyku, jaki skierowała do Najwyższego Talentu Aurigae Keylarjon, która posiadała talent kategorii T-6, wyczytać można było podniecenie i przestrach.

Damia i Afra niezwłocznie przeprosili wszystkich biesiadników i teleportowali się wzdłuż zbocza do centrum dyspozycyjnego Wieży, gdzie dochodził już jęk rozpędzających się generatorów.

- Ściągnąłem was na polecenie Najwyższego Talentu Ziemi - usprawiedliwiła się Keylarjon.

Ojcze? Myśl Damii pokonała niezmierzoną pustkę przestrzeni uskrzydlona mocą czerpaną z generatorów i wspomagana Talentem Afry o randze T-2.

Zwiadowcy Mrdiniów natknęli się na ślad trzech statków-Rojów!, poinformował ją Jeff Raven.

Trzech? Umysł Afry zareagował niemal z lękiem.

Trzech! Powstała hipoteza, iż musiały one opuścić rodzinny system, bo ich kursy zaczęły się różnić niedaleko od miejsca, w którym zwiadowcy przecięli ich wspólny jonowy ślad torowy. Na szczęście statek zwiadowczy operował w sporej odległości od kolonii i światów sprzymierzonych, a statki-Roje szły kursem oddalającym ich od nas jeszcze bardziej.

To była wspaniała, uspokajająca wiadomość: Damia i Afra pozwolili sobie na wzniesienie radosnego wiwatu.

Mrdiniowie zawiązali Przymierze z Ligą Dziewięciu Gwiazd i od piętnastu lat ich okręty wspólnie badały systemy gwiazdowe w poszukiwaniu rodzinnego świata Rojów: obcych, którzy kierując się nadrzędnym celem propagowania własnego gatunku, próbowali dokonać inwazji na kolonię Mrdiniów w układzie Sef. Atak odparto, jednak za cenę mnóstwa okrętów wraz z ich załogami oraz ogromnych szkód w kolonii, którą trzeba było odbudowywać i ponownie zasiedlać. Odtąd eskadry Mrdiniów nieustannie patrolowały okolicę skolonizowanych systemów oraz graniczną przestrzeń rodzinnego układu, by już nigdy żaden Rój nie wtargnął w granice ich świata. Czuwali nieprzerwanie od dwustu lat, nieustannie poszerzając perymetr “bezpiecznej przestrzeni”. Śmiertelne niebezpieczeństwo grożące im w przypadku penetracji ich terytorialnej przestrzeni przez Rój wycisnęło swe piętno na całej ich kulturze.

Oprócz tego Mrdiniowie podejmowali daremne wyprawy w poszukiwaniu sprzymierzeńców, którzy dysponowaliby odpowiednim poziomem wiedzy kosmicznej, aby im pomóc. Na dodatek konieczność utrzymywania nieustannej czujności zmusiła ich do niemal całkowitego wyczerpania zasobów naturalnych, i to zarówno rodzinnego systemu, jak i kolonii. Z nie mniejszą desperacją prowadzili badania nad nowymi rodzajami broni, która zniszczyłaby zabójcze statki-Roje, bo dotąd jedyną skuteczną taktyką był samobójczy atak - okręt wojenny taranował i przebijał śródokręcie wrogiego pojazdu, a następnie detonował wewnątrz, niszcząc Rój całkowicie. Nie każda tego rodzaju samobójcza misja kończyła się powodzeniem, bo artylerzyści najeźdźców znali się na swojej robocie, i nierzadko atak musiało wspólnie przeprowadzać aż sześć jednostek naraz. Nie licząc ogromnych strat materialnych, straszliwą ceną takiej obrony było życie mnóstwa 'Diniów, których geny powinny być przekazane następnym pokoleniom. Mimo to część ich floty nieustannie patrolowała ogromne połacie pustki w poszukiwaniu najmniejszych oznak jonowego śladu torowego pozostawionego przez przelatujący Rój.

Pewnego razu jeden z grasujących łupieżców kosmosu i podążający jego jonowym tropem statek zwiadowczy 'Diniów jednocześnie natknęli się na układ Deneba.

Niesłychanie utalentowany telepata i telekinetyk w jednej osobie, Jeff Raven, w pojedynkę powstrzymał trzy okręty zwiadowcze intruza, by następnie przy pomocy Najwyższych Talentów Ziemi, Altaira, Procjona, Capelli, Betelgeuse oraz Rowan z księżyca Jowisza, Kalisto, zniszczyć dwa z nich, trzeci odsyłając do statku-matki. Dwa lata później Rój-matka znalazł się na kolizyjnym kursie z Denebem. I ten atak został odparty. Rowan wspierana umysłami kobiet-Talentów obezwładniła dominujący Rój o nazwie “Wielu”, a Jeff Raven, skupiając w swoim umyśle jak w soczewce siłę myśli wszystkich męskich Talentów, skierował Rój w samo serce oślepiająco białej głównej gwiazdy układu Deneba.

Przerażona Liga Dziewięciu Gwiazd otoczyła pierścieniem urządzeń wczesnego ostrzegania wszystkie skolonizowane przez siebie układy. Pajęczyna satelitów miała uniemożliwić tym niebezpiecznym istotom niepostrzeżone wtargnięcie w jej przestrzeń terytorialną. Jednak trzymającym się tuż poza ich zasięgiem Mrdiniom udało się uniknąć detekcji, za to zdołali wywołać pouczające sny w umysłach Damii, Afry oraz czworga innych Talentów rodem z Deneba. Trudno było przecenić ich radość. Znaleźli istoty nie tylko zdolne odeprzeć atak statku-Roju bez wysyłania załóg skoncentrowanych flotylli okrętów na zgubę, ale i skłonne do wspólnej walki z tymi grabieżcami.

Niczego nie podejrzewający Deneb został wybrany przez Rój na założenie kolonii. Nagląca potrzeba odnajdywania nadających się do zasiedlenia światów i przedłużania własnego gatunku wykluczała zachowanie form życia zastanych na napotkanych przez Roje planetach, były one skazane na anihilację. Niestety, nie wszystkie rozwijające się kultury dysponowały bronią na tyle potężną, by sprostać tego rodzaju wyzwaniu, tak jak obdarzeni talentem telepatii i telekinezy ludzie. Dla nie mających tego rodzaju umiejętności Mrdiniów ich dokonania zakrawały na magię. Nie posiadając Talentu - w rozumieniu, jakie obowiązywało w obrębie Ligi Dziewięciu Gwiazd - mogli oni zgodnie ze swą wolą wywoływać sny u najbardziej wrażliwych przedstawicieli ludzkiego gatunku.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin