252. Corey Ryanne - Żyć od nowa.pdf

(629 KB) Pobierz
Corey Ryanne - Żyć od nowa
RYANNE COREY
Żyć od
nowa
Tytuł oryginału:
When She Was Bad
104510937.191.png 104510937.202.png 104510937.213.png 104510937.224.png 104510937.001.png 104510937.012.png 104510937.023.png 104510937.034.png 104510937.045.png 104510937.056.png 104510937.067.png 104510937.078.png 104510937.089.png 104510937.100.png 104510937.111.png 104510937.122.png 104510937.133.png 104510937.144.png 104510937.155.png 104510937.156.png 104510937.157.png 104510937.158.png 104510937.159.png 104510937.160.png 104510937.161.png 104510937.162.png 104510937.163.png 104510937.164.png 104510937.165.png 104510937.166.png 104510937.167.png 104510937.168.png 104510937.169.png 104510937.170.png 104510937.171.png 104510937.172.png 104510937.173.png 104510937.174.png 104510937.175.png 104510937.176.png 104510937.177.png 104510937.178.png 104510937.179.png 104510937.180.png 104510937.181.png 104510937.182.png 104510937.183.png 104510937.184.png 104510937.185.png 104510937.186.png 104510937.187.png 104510937.188.png 104510937.189.png 104510937.190.png 104510937.192.png 104510937.193.png 104510937.194.png 104510937.195.png 104510937.196.png 104510937.197.png 104510937.198.png 104510937.199.png 104510937.200.png 104510937.201.png 104510937.203.png 104510937.204.png 104510937.205.png 104510937.206.png 104510937.207.png 104510937.208.png 104510937.209.png 104510937.210.png 104510937.211.png 104510937.212.png 104510937.214.png 104510937.215.png 104510937.216.png 104510937.217.png 104510937.218.png 104510937.219.png 104510937.220.png 104510937.221.png 104510937.222.png 104510937.223.png 104510937.225.png 104510937.226.png 104510937.227.png 104510937.228.png 104510937.229.png 104510937.230.png 104510937.231.png 104510937.232.png 104510937.233.png 104510937.234.png 104510937.002.png 104510937.003.png 104510937.004.png 104510937.005.png 104510937.006.png 104510937.007.png 104510937.008.png 104510937.009.png 104510937.010.png 104510937.011.png 104510937.013.png 104510937.014.png 104510937.015.png 104510937.016.png 104510937.017.png 104510937.018.png 104510937.019.png 104510937.020.png 104510937.021.png 104510937.022.png 104510937.024.png 104510937.025.png 104510937.026.png 104510937.027.png 104510937.028.png 104510937.029.png 104510937.030.png 104510937.031.png 104510937.032.png 104510937.033.png 104510937.035.png 104510937.036.png 104510937.037.png 104510937.038.png 104510937.039.png 104510937.040.png 104510937.041.png 104510937.042.png 104510937.043.png 104510937.044.png 104510937.046.png 104510937.047.png 104510937.048.png 104510937.049.png 104510937.050.png 104510937.051.png 104510937.052.png 104510937.053.png 104510937.054.png 104510937.055.png 104510937.057.png 104510937.058.png 104510937.059.png 104510937.060.png 104510937.061.png 104510937.062.png 104510937.063.png 104510937.064.png 104510937.065.png 104510937.066.png 104510937.068.png 104510937.069.png 104510937.070.png 104510937.071.png 104510937.072.png 104510937.073.png 104510937.074.png 104510937.075.png 104510937.076.png 104510937.077.png 104510937.079.png 104510937.080.png 104510937.081.png 104510937.082.png 104510937.083.png 104510937.084.png 104510937.085.png 104510937.086.png 104510937.087.png 104510937.088.png 104510937.090.png 104510937.091.png 104510937.092.png 104510937.093.png 104510937.094.png 104510937.095.png 104510937.096.png 104510937.097.png 104510937.098.png 104510937.099.png 104510937.101.png 104510937.102.png 104510937.103.png 104510937.104.png 104510937.105.png 104510937.106.png 104510937.107.png 104510937.108.png 104510937.109.png 104510937.110.png 104510937.112.png 104510937.113.png 104510937.114.png 104510937.115.png 104510937.116.png 104510937.117.png 104510937.118.png 104510937.119.png 104510937.120.png 104510937.121.png 104510937.123.png 104510937.124.png 104510937.125.png 104510937.126.png 104510937.127.png 104510937.128.png 104510937.129.png 104510937.130.png 104510937.131.png 104510937.132.png 104510937.134.png 104510937.135.png 104510937.136.png 104510937.137.png 104510937.138.png 104510937.139.png 104510937.140.png 104510937.141.png 104510937.142.png 104510937.143.png 104510937.145.png 104510937.146.png 104510937.147.png 104510937.148.png 104510937.149.png 104510937.150.png 104510937.151.png 104510937.152.png 104510937.153.png 104510937.154.png
PROLOG
Jenny Louise Rossi stała oparta o maskę policyjnego
wozu. Z rozdartym sercem patrzyła, jak płonie jej własny
dom.
Wokół było słychać zawodzenie strażackich syren,
a z długich węży obsługiwanych przez ludzi ubranych
w żółte kombinezony wydobywały się strumienie wody.
Jenny miała ochotę powiedzieć strażakom, by dali spo-
kój i przestali się męczyć. Była przekonaną, że dom spłonie
w całości. Ze wszystkim, co zawiera. Z całym jej dobyt-
kiem. Było widać płomienie ognia pełzające po zasłonach
okiennych parteru, a z rozbitych szyb na piętrze wydoby-
wał się czarny, gęsty dym.
Zanim skończy się ta okropna noc, po budynku numer
16 przy ulicy Krokusów pozostanie tylko smętne pogorze-
lisko.
Dlaczego to się stało?
Dlatego, że Jenny Louise Rossi była dobrą dziewczyną.
Podbiegł do niej strażak. Dyszał ciężko. Lśniący, żółty
kaptur przekrzywił mu się na głowie.
- Jest pani pewna, że w środku nie ma nikogo? - za-
pytał.
- Tak. - Głos Jenny brzmiał beznamiętnie. - Ale sama
mam ochotę tam wrócić.
Zdumiony strażak rzucił Jenny uważne spojrzenie.
- Wiem, że to klęska dla pani. Proszę jednak zachować
zimną krew. Zanim się pani obejrzy, pożar będzie opano-
wany.
Jenny uśmiechnęła się słabo. Popatrzyła na nagietki ros-
nące w okiennych skrzynkach. Tonęły w czarnym dymie.
- Od samego początku wiedziałam, że przyrządzanie
tych krabów było błędem.
- Krabów? - zdziwił się strażak.
-- Robiłam je na weselne śniadanie Durnhamów - wy-
jaśniła Jennyv- Zapalił się tłuszcz, na którym się smażyły.
Powinnam była przyrządzić coś innego, bezpieczniejszego.
Na przykład quiche.
- Chyba jest pani w szoku. Może podać tlen?
- Wolałabym raczej dwutlenek węgla -mruknęła Jen-
ny. Zaraz jednak przypomniała sobie nauki matki. Powin-
na zachowywać się grzecznie w każdych okolicznościach.
Dodała więc szybko: -Proszę.
Strażnik machnął ręką i przywołał dwóch sanitariuszy,
którzy właśnie wyskakiwali z dopiero co przybyłej karetki.
- Chodźcie tutaj! Ta kobieta wymaga pomocy!
- Żadna pomoc mi nic nie da, - rzeczowym tonem
oznajmiła Jenny. Przed trzema tygodniami porzucił mnie
narzeczony. Wyjechał do Las Vegas z egzotyczną tancerką.
W ostatnią niedzielę skradziono mi samochód z parkin-
gu przed kościołem, w czasie gdy śpiewałam w chórze.
Wczoraj lekarz oświadczył; że mam zbyt wysokie ciśnienie
wywoływane stresem. Przez całe pięć lat oszczędzałam na
ten dom, który właśnie płonie. W każdym razie dziękuję
panu za dobre chęci.
W tej chwili Jenny poczuła, że ktoś nakłada na jej twarz
maskę tlenową i poleca wziąć głęboki oddech.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Świetnie rozumiem, panno Rossi, że pieniądze to kie-
pska rekompensata za pani dom i firmę. Szkoda, że nie
mogę ofiarować niczego więcej.
- Jest pan miły, panie Openshaw. -Jenny potrząsnęła
wilgotną dłonią agenta ubezpieczeniowego. Równocześnie
wolną ręką usiłowała rozluźnić kołnierzyk bluzki.
Pożyczyła ją sobie z szafy matki. Bluzka była zrobiona
z poliestru, pachniała lawendą i była w biuście za ciasna.
Garderoba Fredy Rosśi składała się wyłącznie z poliestro-
wych ubrań.
- Jeśli będzie pani czegoś potrzebowała - ciągnął pan
Openshaw - proszę się nie krępować i dzwonić do mnie.
Jenny popatrzyła na swego rozmówcę. Usiłowała so-
bie przypomnieć choćby jedną rzecz, której nie potrzebo-
wała.
- To miłe z;pańskiej strony, ale jestem pewna, że wszy-
stko ułoży się dobrze. Mogę zamieszkać tutaj, u matki,
zanim postanowię, co robić dalej.
Pan Openshaw ze zrozumieniem pokiwał głową.
- Jeśli wolno, dam pani radę. Proszę się nie spieszyć.
Tak ważnych decyzji, jak ta, nie wolno podejmować po-
chopnie. Może pani na przykład wpłacić pieniądze na kon-
to emerytalne i na jakiś czas zamieszkać z matką. Ten stary
dom jest duży. Jestem pewien, że Freda z radością przyjmie
córkę jako lokatorkę.
- Jako lokatorkę- powtórzyła Jenny. Nagle zrobiło się
jej duszno. Nie mogła oddychać. Zaczęła szarpać zbyt cias-
ny kołnierzyk, starając się zaczerpnąć świeżego powietrza.
- To jest myśli panie Openshaw. W tej chwili mama odby-
wa autobusem długą podróż z Ligą Juniorów po Wschod-
nim Wybrzeżu. Jeszcze nie wie o pożarze. Nie chciałam jej
niepokoić i psuć wycieczki. Wraca dokładnie za tydzień.
Do tego czasu podejmę decyzję.
Pan Openshaw przyjacielskim gestem poklepał Jenny
w ramię.
- Ostrożność i cierpliwość. To najważniejsze. Ma pani
w ręku czek na czterdzieści siedem tysięcy dolarów i je-
stem pewien, że wykorzysta go rozsądnie. Była pani za-
wsze dobrą dziewczyną, Jenny Louise.
Jenny uśmiechnęła się z przymusem i odprowadziła
agenta do wyjścia. Zamknęła za nim drzwi i stuknęła czo-
łem w dębową framugę.
Lokatorka mamy. Dobry Boże, jak to się stało, że do
tego doszło? Chodziła teraz w matczynej poliestrowej
bluzce i w jej domowych turkusowych pantoflach. Miała
w ręku czek na czterdzieści siedem tysięcy dolarów. Roz-
ważna z natury i oszczędna, poczeka, aż zaczną się w skle-
pach doroczne wyprzedaże i dopiero wtedy kupi sobie no-
we ubrania.
Dlaczego?
Dlatego, że była dobrą dziewczyną. Każdy o tym wie-
dział. Z natury ostrożną, rozsądną, o gołębim sercu. Nigdy
nie skrzywdziłaby ani nawet nie rozczarowała nikogo.
Zakręciło się jej w głowie. Poczuła bolesny ucisk w żo-
łądku. Usiadła na sofie matki i usiłowała poukładać fakty
ze swego życia. ,
Urodziła się dwadzieścia pięć lat temu w Toluca, w sta-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin