08. Rogers Rosemary - Najcenniejszy klejnot.pdf

(1386 KB) Pobierz
Microsoft Word - 08. Rogers Rosemary - Najcenniejszy klejnot1
Rosemary Rogers
Najcenniejszy klejnot
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Martynika
Francuskie Indie Zachodnie Kwiecie ı , 1831
- Jeden pocałunek, moja Ļ liczna słodka Sapphire, i znikam. - Ciemnowłosy przystojny
Francuz poło Ň ył dło ı na piersi i tak zastygł, stoj Ģ c po kolana w krystalicznie czystej
szmaragdowej wodzie u podnó Ň a wodospadu.
- Musiałby Ļ mnie najpierw schwyta ę . - Zanosz Ģ c si ħ Ļ miechem, Sapphire opryskała go
wod Ģ i przyj ħ ła prowokacyjn Ģ poz ħ , wdzi ħ cznie wyginaj Ģ c biodro osłoni ħ te dług Ģ halk Ģ .
Maurice rzucił si ħ ku niej, ale była szybsza: zanurkowała, schodz Ģ c a Ň na samo dno
strumienia.
- Mam ci ħ ! - Złapał j Ģ za kostk ħ i zacz Ģ ł ci Ģ gn Ģę w swoj Ģ stron ħ , przesuwaj Ģ c palcami po
łydce.
- Nie! - Sapphire wychyliła głow ħ nad powierzchni ħ wody. - Pu Ļę mnie, z łaski swojej.
- Najpierw musz ħ dosta ę całusa, pi ħ kna panienko. - Zaparł si ħ mocno o piaszczyste dno i
chwycił j Ģ w ramiona.
Sapphire skapitulowała. Zarzuciła mu r ħ ce na szyj ħ i odchyliła głow ħ , pozwalaj Ģ c długim
po pas kasztanowym włosom opa Ļę swobodnie, tak Ň e ich ko ı ce pławiły si ħ w wodzie.
Zamkn ħ ła oczy, przycisn ħ ła uda do ud Maurice'a i przez chwil ħ rozkoszowała si ħ jego
blisko Ļ ci Ģ .
Wpadł jej w oko na jednym z balów minionej jesieni: on i jego brat Jacques wrócili
wła Ļ nie ze szkół we Francji, by znowu zamieszka ę z ojcem na rodzinnej plantacji.
Tamten wieczór był dla Sapphire magiczny: kilka niewinnych całusów, gor Ģ ce spojrzenia
poprzez tłum ta ı cz Ģ cych, szepty na uboczu. Potem odbyli par ħ potajemnych schadzek i
zadurzyła si ħ po uszy w Maurisie, a on w niej. Ju Ň widziała oczami wyobra Ņ ni j
wspaniały Ļ lub w ogrodach Orchid Manor. Pozostawało tylko przekona ę kochanego
pap ħ , Ň e to odpowiednia dla niej partia - Ň e on wła Ļ nie jest tym jednym, jedynym.
- Sapphire, musimy wraca ę do domu! - zawołała Angelique, która w towarzystwie
Jacques'a za Ň ywała k Ģ pieli opodal, przy skałkach, w miejscu szczególnie przez oboje
ulubionym. - Jak zaraz nie pójdziemy, papa zacznie nas szuka ę , a dzisiaj przecie Ň
baronowa daje recital gry na harfie.
Angelique, tylko o rok starsza od Sapphire, była nie tylko jej siostr Ģ , ale te Ň
najwierniejsz Ģ przyjaciółk Ģ . Kiedy rodzice Sapphire adoptowali mał Ģ Angelique,
dziewczynki od razu stały si ħ nierozł Ģ czne. Angelique, córka niewolnicy o włosach
czarnych jak heban, miała skór ħ ledwie o ton ciemniejsz Ģ ni Ň skóra białych
kolonizatorów. Patrz Ģ c na jej złot Ģ karnacj ħ , nikt by si ħ nie domy Ļ lił, Ň e jej przodkowie
ze strony matki zostali kiedy Ļ przywiezieni na wysp ħ przez handlarzy niewolników.
- Nie mam ch ħ ci siada ę do kolacji z tymi nudziarzami, których papa zaprosił. - Sapphire
musn ħ ła ustami wargi Maurice'a. - Po stokro ę wol ħ zosta ę tutaj.
- Powinna Ļ chyba i Ļę , najdro Ň sza - szepn Ģ ł Maurice. - Nie chc ħ , Ň eby monsieur Fabergine
si ħ na mnie gniewał. Nie jest dobrze ani m Ģ drze nara Ň a ę si ħ przyszłemu te Ļ ciowi.
Spotkamy si ħ wieczorem, po kolacji, w naszym zwykłym miejscu? - zapytał Maurice
nagl Ģ co.
- Tak, spotkamy si ħ , a potem urz Ģ dzimy sobie konn Ģ przeja Ň d Ň k ħ . Uwielbiam zapu Ļ ci ę
si ħ noc Ģ w d Ň ungl ħ albo galopowa ę po pla Ň y, maj Ģ c ksi ħŇ yc za jedynego towarzysza i
przewodnika. Po stokro ę pi ħ kniej b ħ dzie, kiedy wybierzemy si ħ razem.
- Mogliby Ļ my... gdzie indziej skierowa ę nasze kroki, odda ę si ħ innym zaj ħ ciom -
zasugerował Maurice i pocałował Sapphire, co wywołało u niej ciche westchnienie
rozkoszy. W przeciwie ı stwie do pełnej temperamentu Angelique udzielała swych łask z
dobrze odmierzon Ģ pow Ļ ci Ģ gliwo Ļ ci Ģ i strzegła cnoty, ale postanowienia powoli
zaczynały traci ę moc. Sapphire była ju Ň kobiet Ģ i chciała w pełni do Ļ wiadczy ę , co to
oznacza. W ko ı cu oderwała wargi od ust Maurice'a i zaczerpn ħ ła powietrza.
- Usi Ģ d Ņ my na chwil ħ w sło ı cu – powiedział Maurice, po czym obj Ģ ł j Ģ wpół i poci Ģ gn Ģ ł
ku brzegowi. - Musisz si ħ wysuszy ę , zanim wrócisz do domu. - Wzi Ģ ł le ŇĢ cy na
kamieniach koc i poprowadził Sapphire mi ħ dzy ogromne paprocie na skraju d Ň ungli.
Rozło Ň ył koc na mi ħ kkim poszyciu i zaprosił swoj Ģ najmilsz Ģ , by usiadła.
- Posiedz ħ tylko chwileczk ħ i musimy wraca ę do domu. - U Ļ miechn ħ ła si ħ i wci Ģ gn ħ ła w
płuca balsamiczne powietrze. - Angelique ma racj ħ . Powinny Ļ my pokaza ę si ħ papie,
zanim zacznie nas szuka ę .
- Ach, ci ojcowie pi ħ knych córek. Zawsze tacy nadopieku ı czy...
Sapphire spojrzała swojemu ukochanemu w oczy i poło Ň yła mu dło ı na ramieniu.
- Tak, przynajmniej nasz papa taki jest - przytakn ħ ła z u Ļ miechem i musn ħ ła wargami
jego usta, a on obj Ģ ł j Ģ i osun ħ li si ħ na ziemi ħ spleceni w u Ļ cisku.
- Sapphire! Wielkie nieba! A ty natychmiast odsu ı si ħ od mojej córki, mój panie!
- Papa! - Sapphire nie słyszała nadje Ň d Ň aj Ģ cych koni. Zaskoczona, skonfundowana,
odepchn ħ ła Maurice'a i usiadła prosto, zasłaniaj Ģ c piersi r ħ kami.
- Dzie ı dobry, panie Fabergine. Miło mi pana widzie ę . - Maurice przywitał ojca Sapphire
uprzejmie, z niezm Ģ conym spokojem, jakby nic niezwykłego nie zaszło.
- Miło ci mnie widzie ę ! - zawołał gniewnie pan Armand Fabergine, zsiadaj Ģ c z konia i
tn Ģ c powietrze pejczem dla wyładowania zło Ļ ci. Ubrany był w białe bryczesy, biał Ģ
jedwabn Ģ koszul ħ , jasnoniebieski kaftan i bardzo kosztowne sztylpy. Za nim zatrzymało
si ħ , w przyzwoitej odległo Ļ ci, kilku goszcz Ģ cych u niego panów i teraz ciekawie
wyci Ģ gali szyje, by lepiej widzie ę rozgrywaj Ģ c Ģ si ħ przed ich oczami scen ħ . - Na twoim
miejscu nie byłbym taki pewien, czy to na pewno miła okoliczno Ļę , panie Dupree -
powiedział Armand i zwrócił si ħ do córki: - A ty, ma filie, wstawaj. Natychmiast! -
Zmru Ň ył gniewnie oczy; twarz mu pobladła.
Kiedy Sapphire podniosła si ħ , Armand chwycił pled z ziemi i zarzucił jej na ramiona.
- Gdzie Angelique?
Ojciec naprawd ħ rzadko si ħ gniewał, ale tym razem był w Ļ ciekły.
- Id ħ , id ħ ! - zawołała Angelique.
- A ty, mój panie - Armand zmierzył młodzie ı ca pełnym wzgardy spojrzeniem - masz
szcz ħĻ cie, Ň em człowiek cywilizowany. Mój ojciec, widz Ģ c to, zastrzeliłby ci ħ jak psa.
Zabieraj si ħ st Ģ d czym pr ħ dzej, bo nie wiem, czy długo jeszcze zdzier Ňħ . Wyno Ļ si ħ ,
póki Ļ cały, bo jak pejczem zdziel ħ ...
- Nie, papo! - krzykn ħ ła Sapphire.
- Wstyd mi przynosisz, córko. Okryj si ħ . - Obejrzał si ħ za siebie. - Panowie zechc Ģ
zostawi ę nas na chwil ħ samych.
Trzej Anglicy, bawi Ģ cy w go Ļ cinie, wycofali si ħ z niejakim oci Ģ ganiem i znikn ħ li w Ļ ród
g ħ stej zieleni.
- Angelique! - zawołał Armand.
- Id ħ , papo.
Sapphire k Ģ tem oka dojrzała, jak Jacques daje nura mi ħ dzy wielkie paprocie. Angelique
od dziecka słuchała rodziców, nie próbowała z nimi dyskutowa ę czy wdawa ę si ħ w
sprzeczki. Podobn Ģ taktyk ħ przyj ħ ła tak Ň e wobec ciotki Luci. U Ļ miechała si ħ słodko,
kiwała głow Ģ , przytakiwała, a potem robiła to, na co miała ochot ħ .
- Papo, to nie tak jak my Ļ lisz - zacz ħ ła Sapphire bezradnym tonem.
- A co tu jest do my Ļ lenia? - hukn Ģ ł Armand. - Ten... ten młodzian, który niegodzien jest
zwa ę si ħ d Ň entelmenem, najwyra Ņ niej chciał wykorzysta ę twoj Ģ naiwno Ļę .
- Nieprawda! - Sapphire cofn ħ ła si ħ , zrzuciła koc z ramion i chwyciła Maurice'a za r ħ k ħ . -
My si ħ kochamy, papo.
- Kochaj Ģ si ħ , słyszał to kto! - prychn Ģ ł Armand, podchodz Ģ c bli Ň ej. W ostatnich
miesi Ģ cach schudł, ciemne kiedy Ļ włosy całkiem mu pobielały, ale ci Ģ gle miał mocny
głos i władcz Ģ postaw ħ , które przyprawiały ludzi o dr Ň enie, zmuszaj Ģ c do posłuchu.
- Na mnie ju Ň pora, moja kochana - powiedział Maurice.
- Bardzo słuszna decyzja, panie Dupree - przytakn Ģ ł Armand. - Zabieraj nogi za pas,
zanim przestan ħ si ħ miarkowa ę i o ę wicz ħ ci ħ , bo Ļ sobie na to prawdziwie zasłu Ň ył.
- Zobaczymy si ħ Ņ niej - szepn Ģ ł Maurice Sapphire do ucha i czmychn Ģ ł.
W tej samej chwili na polanie pojawiła si ħ Angelique, kompletnie ubrana, pantofelki
tylko trzymała w dłoni.
- Papo - zacz ħ ła z przymilnym u Ļ miechem - wła Ļ nie miały Ļ my wraca ę do domu, Ň eby
przygotowa ę si ħ do kolacji. Nie mog ħ si ħ ju Ň doczeka ę , kiedy wło Ňħ t ħ Ļ liczn Ģ sukni ħ ,
któr Ģ przywiozłe Ļ mi z Londynu...
Sapphire, jakby nie słyszała Ļ wiergotu siostry, podeszła do ojca i spojrzała na niego
hardo.
- Nie zrobisz mi tego, papo. Nie zgadzam si ħ . My si ħ kochamy. Tak jest, kochamy si ħ i
chcemy si ħ pobra ę .
Armand wysłuchał deklaracji córki z niewzruszonym wyrazem twarzy.
- Nie wyjdziesz za Maurice'a Dupree - oznajmił stanowczo. - Nie jest godzien czy Ļ ci ę ci
trzewików.
- Odwrócił si ħ i podszedł do swojego konia.
- Papo, nie jestem ju Ň dzieckiem i nie pozwol ħ traktowa ę si ħ jak dziecko.
Armand wło Ň ył stop ħ w strzemi ħ i wskoczył na siodło.
- Jestem twoim ojcem, wła Ļ cicielem tej plantacji i panem wszystkich, którzy na niej
mieszkaj Ģ - oznajmił z naciskiem, nie patrz Ģ c na córk ħ . - Nadal odpowiadam za ciebie,
tak jak odpowiadam za moich niewolników, co oznacza, Ň e i ty i oni macie post ħ powa ę
zgodnie z moj Ģ wol Ģ . Mog ħ zamkn Ģę ci ħ w twoim pokoju, gdzie b ħ dziesz siedziała pod
kluczem, a je Ļ li b ħ d ħ musiał, ode Ļ l ħ ci ħ do sakramentek i zacne siostrzyczki zajm Ģ si ħ ju Ň
tob Ģ jak nale Ň y.
- Nie wa Ň ysz si ħ odesła ę mnie do klasztoru! Sko ı czyłam ju Ň szkoł ħ i ani my Ļ l ħ wraca ę
do sióstr! - krzykn ħ ła Sapphire za odje Ň d Ň aj Ģ cym ojcem.
- Nie ust Ģ pi ħ - powtórzyła Sapphire, wychodz Ģ c za siostr Ģ z sypialni na o Ļ wietlony
lampami gazowymi korytarz.
Orchid Manor został wzniesiony przez jej dziadka w stylu, który w zamy Ļ le antenata miał
si ħ kojarzy ę z architektur Ģ zamków nad Loar Ģ , ale bli Ň szy był kolonialnym rezydencjom
Indii Zachodnich: posadowiony w ogrodzie, miał mnóstwo szerokich,
dwuskrzydłowych drzwi, ogromne okna i pełne zawsze zielonych ro Ļ lin patia.
- Nie b ħ dzie mi rozkazywał, Angel. - Sapphire odchyliła głow ħ i zapi ħ ła kolczyk z perł Ģ .
- Kiedy umarła mama, powiedział mi, Ň e jestem ju Ň dorosła i Ň e odt Ģ d tak wła Ļ nie b ħ dzie
mnie traktował. - Uniosła kraj wydekoltowanej sukni z ci ħŇ kiego jedwabiu w kolorze
Ļ liwkowym i dogoniła id Ģ c Ģ spiesznym krokiem siostr ħ .
- A teraz, kiedy znalazłam swoj Ģ miło Ļę , grozi, Ň e ode Ļ le mnie do klasztoru.
Niedoczekanie!
- Nie p ħ d Ņ tak, bo zniszczysz sobie fryzur ħ . - Angelique poprawiła lok nad uchem siostry.
- Pod Ň adnym pozorem nie wspominaj przy kolacji o Maurisie. W ogóle o nim nie
wspominaj.
- Jak Ň e to, w ogóle o nim nie wspominaj? - obruszyła si ħ Sapphire. - My Ļ limy o Ļ lubie i
nie b ħ dziemy czeka ę .
Angelique wygładziła fałdy ró Ň owej sukni.
- Powoli, powoli, siostrzyczko. Jeste Ļ jeszcze młoda i niewiele wiesz o miło Ļ ci. Spotkasz
jeszcze wielu takich Maurice'ow, którzy...
- Ty te Ň przeciwko mnie?!
- Jestem po twojej stronie, tak samo jak papa.
- Przechyliła głow ħ , łowi Ģ c d Ņ wi ħ ki dochodz Ģ ce z ogrodów: to muzycy stroili
instrumenty, przygotowuj Ģ c si ħ do koncertu, maj Ģ cego umili ę wieczór angielskim
go Ļ ciom papy, którzy przyjechali na Martynik ħ w interesach. - Chod Ņ ju Ň . Nie mo Ň emy
si ħ spó Ņ ni ę , bo to jeszcze bardziej zgniewa pap ħ . Potem porozmawiamy o twoich
kłopotach.
- Mówisz zupełnie jak on! - napadła na siostr ħ Sapphire. - A ja wiem swoje i nie ust Ģ pi ħ .
- Nie musisz mnie o tym przekonywa ę - mrukn ħ ła Angelique pod nosem i panny weszły
do sali jadalnej.
- Oto i moje drogie dziewcz ħ ta. - Ciotka u Ļ ciskała je kordialnie i szepn ħ ła, nachylaj Ģ c si ħ
do ucha Sapphire: - Co Ļ ty takiego zrobiła? Dawno nie widziałam Armanda tak
rozsierdzonego.
- Nie zrobiłam nic złego.
Lucia, korpulentna, rudowłosa pani o Ļ licznej, cho ę niemłodej ju Ň twarzy, spojrzała
pytaj Ģ co na Angelique, ale ta uniosła tylko brwi i z wła Ļ ciwym sobie wdzi ħ kiem
wzruszyła ramionami.
- Akurat. - Ciotka Lucia zaszele Ļ ciła fałdami sutych spódnic wytwornej kreacji z
jasno Ņ ółtego atłasu. - Skoro wszyscy ju Ň s Ģ , siadajmy do stołu. Lady Carlisle ma dzisiaj
pyszn Ģ sukni ħ . A spójrzcie tylko, jaki stroik wpi ħ ła we włosy. - Lucia mówiła z mocnym
francuskim akcentem, który stawał si ħ jeszcze wyra Ņ niejszy, gdy w domu pojawiali si ħ
zagraniczni go Ļ cie. - Czy Ň ten male ı ki ptaszek usadowiony po Ļ ród koronek nie jest
wprost boski?
- Boski - powtórzyła Sapphire i z wymuszonym u Ļ miechem podeszła do stołu. Nic jej nie
obchodziła lady Carlisle, jej kreacje, stroiki i ptaszki w koronkach. Dzie ı wcze Ļ niej,
przechodz Ģ c obok pokoju bibliotecznego, podsłuchała, jak hrabina mówi do swojej
przyjaciółki lady Morrow: „Pan Fabergine to bardzo miły jegomo Ļę , ale ta jego córka...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin