Prostututki Też Potrafią Kochać.doc

(171 KB) Pobierz

PROSTYTUTKI TEŻ POTRAFIĄ KOCHAĆ
wejdawustus

 

 

 

Tutaj, na uboczu, nie wiadomo kiedy znaleźli się już tylko ci, którzy muszą tu być zawodowo. Albo ci, którzy oddają się swojemu hobby, czyli pieprzeniu albo ewentualnie rabowaniu i mordowaniu wypieprzonej przez siebie osoby. Niektórzy tylko w spokoju przyglądają się.
E. Jelinek, „Pianistka”



  Może na początek takich kilka zwykłych rozważań. Lub niezwykłych. Co trzeba zrobić, aby zostać prostytutką? Nie, nie chodzi o to, że trzeba dać. Za pieniądze. Aby dać, najpierw chyba trzeba w sobie przełamać pewną granicę, która jest barierą dla niektórych nie do pokonania. Jedni nie pokonają jej nigdy, drudzy w przeciągu kilku dni, godzin a nawet minut potrafią podjąć decyzję. Myślę, że wymaga to nie lada wysiłku, wyzbycia się dekalogu moralnego, który przez wiele lat nasi rodzice nam wpajali. Nie tylko oni. Czasem ta decyzja jest podejmowana za nas; ktoś inny ją podejmuje, zmuszając nas do tego najstarszego zawodu świata, który był i jest opiewany przez poetów. Zaś nie raz ta decyzja jest podejmowana przez nas samych pod wpływem pewnych życiowych okoliczności, które wywierają na nas presję.
  Ze mną było podobnie, ale historia każdego istnienia jest inna. Nigdy nie jest podobna, choć czasem możemy mieć wrażenie, że jest inaczej.
  Zawsze podobałem się kobietom: za swój wygląd, za kulturę osobistą, zainteresowania, sam nie wiem, za co jeszcze. Mężczyznom to przeszkadzało. Ale nie tym, którzy jawnie albo w ukryciu byli gejami. Ich to podniecało. Mnie też, bo wprowadzało jakiś element rywalizacji między kobietami a homoseksualistami Zawsze byłem otoczony kręgiem pięknych kobiet, które wiedziały, że nie mają szans u mnie – lub też nie wiedziały, ale wraz z poznawaniem mnie przekonywały się, że nic z tego nie będzie – i odchodziły z poranioną dumą zdobywczyń; kocic, które uważały, że żaden mężczyzna nie jest w stanie oprzeć się im. Geje widzieli we mnie uosobienie ich wymarzonego, wyśnionego ideału: przystojny, wierny, kochający ich nad życie. A poza tym dobrze gotuje, jest inteligentny oraz ma gust w doborze ludzi, którymi się otacza oraz rzeczy, które mu służą do pracy i do normalnego życia. Ale przede wszystkim uwagę kobiet i gejów zwracał na mnie mój zapach, który był produktem prób i błędów, wielu zakupów i porad z branży kosmetycznej. Mężczyzn heteroseksualnych zaś ten zapach irytował i wzbudzał w nich nawet agresję. Drugim czynnikiem był mój nienaganny strój, zawsze dostosowany do okoliczności, inny od tych plebejskich, choć na początku byłem takim samym plebejuszem. Dopiero z czasem stawałem się indywidualistą. Byłem i jestem osobą, która swoje towarzystwo udziela w małych ilościach i wybiera grono znajomych, z którymi się obraca i pokazuje. To wyobcowanie dodawało pikanterii mojej osobie.
  Wychowałem się w małej miejscowości, gdzieś na zadupiu cywilizacji, gdzie dwa razy w ciągu dnia pojawiał się autobus, gdzie ksiądz, a zaraz po nim pani sklepowa trzęśli całą okolicą. Oni decydowali o wszystkim i wiedzieli wszystko. Wystarczyło w żniwa pojechać w pole zbierać plony, aby cała parafia o tym trąbiła, a ksiądz wręcz wymagał wysokiego datku na kościół, jako rekompensatę ze grzech. Jeśli jakieś dziecko nie ukłoniło się pani sklepowej wystarczająco nisko, to matka na drugi dzień nie dostała w sklepie chleba lub innych produktów żywnościowych, bo „właśnie brakło”, Więc trzeba było iść do domu pani sklepowej i ją przepraszać, z kaczką czy kurą, czy z dwoma tuzinami jaj.
  To życie mi bardzo ciążyło. Od najmłodszych lat odstawałem od innych, bo matka nie nosiła nauczycielom do szkoły ciasta i kawy, jak inne matki, za co mnie przesuwano na ostatnie miejsce w gronie uczniów, choć wiedzą przewyższałem tych z pierwszych miejsc w rankingach klasowych. Dużo czytałem, co dawało mi inne wyobrażenie o świecie. Chciałem poznać ten inny świat, daleki od mojej wioski, o której zapomniał Bóg, starosta i wojewoda; wszyscy. Ta wiocha żyła własnym życiem, przez nikogo nie naruszanym i nie deprawowanym.
  Po ukończeniu szkoły podstawowej (jeszcze nie było gimnazjów) udało się mi namówić ciotkę z Wrocławia, abym za pomoc jej w domu, no i za jakaś odpłatą w formie mięsa, wędlin i płodów rolnych, które rodzice przywozili, mógł u niej zamieszkać i tam pójść dalej do szkoły. Ciotka lubiła mnie. Dla niej byłem ideałem „ładnego, grzecznego chłopczyka”.
  Wreszcie byłem wolny. U niej w domu nie było dużo pracy, godziłem to z nauką w liceum humanistycznym, i zawsze pozostawał mi jakiś czas wolny, który poświęcałem na poznawanie miasta oraz powiększanie swojej wiedzy, która była dla mnie wolnością. Miałem swój pokój, a ciotka wraz z rodziną traktowała mnie jak najbliższego członka rodziny, nie jak przybysza, intruza. Na imprezy chodziłem z jej synem oraz córką, na każdej bawiliśmy się znakomicie.
  Bardzo szybko i bardzo miło mijał mi czas.
  Podczas wakacji pracowałem w barach i w klubach, aby mieć własne pieniądze, aby na nikogo o parę groszy nie wołać. Ale to były drobne, na jakieś rzeczy typu wypad na piwo ze znajomymi czy do kina. Za mało, aby móc się wyprowadzić od ciotki, aby się usamodzielnić. Zresztą – nie miałem ku temu powodów, ale rozumiałem, ze po maturze coś będę musiał z sobą zrobić.
  We wrześniu, kiedy byłem w czwartej klasie liceum, zacząłem chodzić na siłownię. Zapisałem się wraz z synem ciotki, Pawłem. Mieszkając na wsi, nigdy nie uciekałem przed pracą fizyczną, bo nie było sposobu od niej uciec, zawsze było coś do zrobienia – podziabać siekierą drzewo do pieca c.o., nanieść tego drzewa do domu, i wiele, wiele innych, niby drobnych prac, ale wymagających wysiłku. Nigdy nie lubiłem siedzieć, zawsze gdzieś mnie niosło, aby coś zrobić koło domu, aby mieć zajęcie.
  Na siłowni moje już wykształcone mięśnie jeszcze bardziej się rozwinęły. Kiedy słońce zapowiadało upalne lato i przypiekało, ja chodziłem w samych t-shirtach bez rękawów, zwracając uwagę wszystkich dziewczyn w okolicy. Nawet siostra cioteczna, żałowała, że jesteśmy rodziną, bo określała mnie mianem „kalos kai agathos” – czyli piękny i dobry. Smakowały jej moje obiady, gdy czasem coś ugotowałem, gdy ciotka była w pracy. Ale przede wszystkim patrzyła na mój wygląd i czarne oczy, co mnie doprowadzało do szaleńczego śmiechu. Dziewczyny nie mogły im się oprzeć, a ja wykorzystywałem to bezceremonialnie. Gdy przed maturą potrzebowałem jakieś zadania, korepetycje, szedłem do którejś z koleżanek i wystarczyło ubrać się w opinające ciało ciuchy, przybrać uśmiech i wypowiedzieć kilka błahych komplementów – w tym byłem najlepszy – i załatwione. Nawet nauczycielki nie umiały oprzeć się mojemu urokowi. Ale też z drugiej strony drażniła mnie natarczywość niektórych. Wpraszały się do mnie, na przerwach potrafiły siadać mi na kolana, o mało nie wsadzały mi łapy w rozporek, same by mi weszły do łóżka. Nawet w kawiarni potrafiły się bez pytania „czy wolne?” przysiadać do mojego stolika i zaczynały głupie rozmowy, co mnie wyprowadzało z równowagi.
  Lato po maturze spędziłem na pracy w sklepie z odzieżą w Galerii Dominikańskiej, zarobki były takie sobie, ale praca lekka, łatwa i przyjemna. I miałem kontakt z ludźmi. W wolnych chwilach mogłem czytać książki, które w tym czasie potrafiłem pochłaniać stosami. Zapoznałem się z Maćkiem, chłopakiem ze sklepu obok, był rok starszy. Też był mojej postury, ale nie miał uwydatnionych mięśni. Czasem spotykaliśmy się na jakieś piwko po pracy. Raz, kiedy zaproponował mi piwo, odmówiłem, bo właśnie szedłem na siłownię. Spytał:
  – Chodzisz tam sam, czy z kimś?
  – Czasem sam, czasem z kuzynem, ale on ma coraz mniej czasu. Chyba będę musiał sobie kogoś poszukać do towarzystwa.
  – A gdzie chodzisz?
  – Na Chubską. A ty chodziłeś gdzieś na siłownię?
  – Ja? Kiedyś trochę w liceum ćwiczyłem... Dużo biegałem.
  – Może byśmy razem chodzili, co ty na to? – zaproponowałem.
  Nie wiem, nie chce się mi trochę...
  – Przemyśl to, jutro masz dać mi odpowiedź, ale przemyśl to dobrze! – powiedziałem wesoło, z lekka nadzieją w duszy.
  – Ok.
  Następnego dnia z nim nie rozmawiałem, bo był szef i dłużej posiedzieliśmy w pracy. Przecenialiśmy spodnie, i dołożył trochę towaru ze swego drugiego sklepu, bo tam jakoś mu nie szło.
  Dopiero w środę Maciej w przerwie między swoimi klientami wpadł do mnie:
  – Myślałem o tej siłowni. Warto by trochę o siebie zadbać. Będę chodził z tobą, ale jeden warunek, ok? – powiedział.
  – Hmm... Warunek? A jaki, słucham?
  – Jak wpadniesz do mnie na imprezę, 21-go, pasuje?
  – No, na taki warunki zgadzam się bez zastanowienia! A co to za impreza?
  – Urodziny.
  – Czyje?
  – Moje!
  – I ty to mówisz tak zwyczajnie? To trzeba uczcić! Kupię ci coś fajnego...
  – Nie, nie! Bez prezentów, stary!
  – Dobra, dobra... A dużo będzie ludzi?
  – Kilka osób, najbliżsi przyjaciele. I ty – opowiedział.
  – Dzięki za wyróżnienie, postaram się nie zawieść...
  Do 21-go było jeszcze ponad tydzień, ale już myślałem o prezencie dla Maćka. W tym czasie byliśmy trzy razy na siłowni i bardzo miło się nam razem ćwiczyło. Pokazałem mu kilka chwytów oraz ćwiczeń, aby szybciej nabierał masy mięśniowej oraz pouczyłem go co do odżywiania.
  Dużo rozmawialiśmy. Dowiedziałem się, że mieszka sam, bo ojciec odszedł od matki rok po jego urodzeniu; znalazł sobie kochankę i zmienił miejsce zamieszkania. Wolał tamtą kobietę. Zaś jego mama – rok minął, jak zmarła. Udar. Choć była lekarką i stało się to na jej dyżurze w szpitalu, nawet na szybką fachową pomoc było za późno. Zostało mu mieszkanie i samochód, trochę gotówki w banku, ale rzadko po nią sięga. Woli pracować, aby nie być samemu z myślami o życiu. Zaraz po śmierci matki, gdy nagle wszystko mu się zawaliło, próbował popełnić samobójstwo, tam, w szpitalnej łazience. Zeżarł fiolkę jakiś tabletek podprowadzoną z dyżurki. Ale pacjent z kabiny obok zaalarmował lekarzy i odratowali go, płukanie żołądka i tym podobne... Potem obserwacja, psycholog, psychiatra... Nie był na pogrzebie mamy, więc zaraz po wyjściu ze szpitala pojechał na cmentarz. W administracji dowiedział się, gdzie jest pochowana, który to grób. Kupił kwiaty. Najdroższą wiązankę, jaka była w przycmentarnym sklepiku... Trudno mu było o tym mówić... Często chodzi na cmentarz. Kiedyś spotkał tam obcego faceta, ale jego podobieństwo do kogoś z fotografii było mu znane... To był jego ojciec. Zobaczył go po raz pierwszy w życiu. Wykrzyczał mu prosto w twarz, co o nim myśli i kazał mu spierdalać... Mówiąc mi o tym, ukrywał łzy... Mógł sobie pozwolić na wiele rzeczy, matka go dobrze zabezpieczyła, ale wolał żyć skromnie. Samochodem nie jeździł, bo nie miał prawa jazdy, zamierzał je dopiero zrobić, ale wszystkie opłaty wnosił na czas. Ten samochód był jakimś reliktem, świętością, której nikomu by nie oddał; nie chciał go sprzedać.
  Dzień przed jego urodzinami kupiłem mu seksowne stringi w kolorze czerwonym z trąbą słonia na fallusa oraz butelkę czerwonego wina Casillero del Diablo z Chile i zapakowałem w czerwony upominkowy papier, to wszystko razem w ozdobną papierową torbę. Nie wiedziałem, czy się mu ten prezent spodoba, ale kiedyś widziałem jak ciekawie je oglądał na manekinie na wystawie; ale nie kupił. Potem, gdy wracaliśmy z siłowni, zauważył, że manekin jest inaczej ubrany.
  – Patrz, ktoś jednak to kupił – powiedział.
  – Co? – udałem, że nie wiem, o co mu chodzi.
  – Te seksi gacie z samą tasiemką na środku dupy – powiedział.
  – I z tym ryjkiem na trąbę? – roześmiałem się.
  – Dokładnie. Tylko kto ma taką trąbę...
  – Taką małą czy taką dużą? – zażartowałem, a on trącił mnie w ramię.
  – To jest na pewno materiał elastyczny, dostosowany do każdego wymiaru – odpowiedział parskając śmiechem.
  Impreza miała się rozpocząć o 19:00. Ja pracowałem do 17, wiec miałem czas pojechać do ciotki, zjeść obiad, odświeżyć się oraz założyć jakieś wystrzałowe ciuchy. Ciekawe, jakich Maciek ma przyjaciół. No i, nie będę ukrywał, jednak on sam z każdą spędzoną z nim chwilą podobał się mi coraz bardziej.
  Tego, że jestem gejem, byłem pewny już od dwóch lat. Jeszcze w szkole podstawowej bardziej kręcili mnie koledzy niż koleżanki, ale wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. Za to od początku pamiętam, jak na lekcjach w-f  łapczywie na nich spoglądałem, a w nocy, myśląc o jednym z nich, o Mateuszu, onanizowałem się. Lecz z tą myślą pogodziłem się dopiero w liceum, gdy przeczytałem kilka książek, a podczas różnych rozmów słuchałem też pozytywnych opinii o homoseksualizmie, a nie tylko wypaczonych bredni kościoła i klechów. Zrozumiałem też, że swojej natury nie zmienię, że nie powinienem ze sobą walczyć, tylko zaakceptować siebie takiego, jakim jestem. Ale chłopaka jeszcze nie miałem. Czekałem na tego wymarzonego księcia, który mnie porwie do swego zamku na krańcu świata i tam razem zamieszkamy i aż do śmierci będziemy się kochali. Była to bardzo naiwna wersja, dobra dla małych dzieci, ale jednak ja w nią wierzyłem.
  Wsiadłem w autobus jadący na Brochów i około 18:45 byłem już pod jego blokiem. Sprawdziłem adres: wszystko się zgadzało. Radośnie podniecony zapukałem do drzwi. Byłem przygotowany, że już będzie kilka osób, jednak okazało się, że nikogo, poza Maćkiem, nie było.
  – A gdzie reszta? – zapytałem zdziwiony.
  – Jaka reszta? – popatrzył wesoło. –  Ty jesteś, ja jestem, czyli są wszyscy – odrzekł z uśmiechem.
  – Że co? Przecież miała być impreza urodzinowa z przyjaciółmi... – patrzyłem zdziwiony.
  – No tak. I jest. Całe grono moich przyjaciół... to ty. Nikogo więcej nie zapraszałem – odrzekł z jeszcze większym uśmiechem na twarzy.
  A ja czułem tylko zdziwienie.
  – To naprawdę nikt więcej się nie pojawi? – jeszcze raz zapytałem.
  – Nikt. No, wchodź dalej, nie stój w przedpokoju – ponaglał mnie.
  Gdy wszedłem, trochę mnie przytkało. Mieszkanie duże, przestronne, dwupoziomowe, bardzo dobrze urządzone – i ani śladu jakiegoś kurzu czy brudu. Pedant! Wszystko było przygotowane: stół z jakimiś przekąskami, ciasta różnego kroju oraz wino czerwone, Jack Daniels, jak przeczytałem na etykiecie, oraz barek, który był ukryty przed widokiem osób postronnych. W tle leciał Bryan Adams.
  – No, no... fajnie tu mieszkasz. I jeszcze żadna dziewczyna cię nie złowiła? To aż dziwne – stwierdziłem siadając na sofie.
  – Ja nie jestem łatwy, a po za tym nie czuję na razie potrzeby wiązać się – stwierdził i po chwili dodał: – Ale jak znajdę swojego księcia, to...
   Zdziwiła mnie ta forma męska, byłem pewny, że się pomylił, ale nie zapytałem.
  – Aha! – przypomniałem sobie. –  Prezent wraz z życzeniami urodzinowymi... Powinien Ci się spodobać – i wręczyłem mu efektownie kolorową torbę.
  – Prosiłem, że... bez prezentów... A... a co mi kupiłeś? – zapytał przewrotnie.
  – Rozpakuj, to zobaczysz.
  Otwierając komentował:
  – Ale zapakowałeś... mocno… Hmm, nie piłem jeszcze tego wina, zaraz je otworzymy... Teraz ten drugi pakuneczek na dnie… Co to? Wow! To te, co się mi wtedy podobały – powiedział i chyba się trochę zaczerwienił... – Dziękuję bardzo! Teraz już wiem, kto je kupił, że nie są już ozdobą wystawy u Jolki.
  – Widziałem, jak na nie patrzyłeś... Dobrze zrobiłem?
  – Bardzo dobrze! Mam przymierzyć...?
  – Pytanie! Zaraz!
  – Ok... W barku jest otwieracz do wina, otwórz i nalej, a ja... zaraz będę – i wyszedł do drugiego pokoju.
  Wyjąłem lampki, nalałem wino i czekałem na niego, siedząc na fotelu. Serce biło mi nader szybko, jakbym się czegoś obawiał lub był mocno podniecony; to drugie – prawda. Byłem mocno podekscytowany tą sytuacją i ciekawiła mnie reszta wieczoru. Co będzie dalej? Pokaże mi się w tych stringach? Tylko w nich? I... my sami? Tylko my? Dlaczego mnie okłamał, mówiąc, że będzie grono przyjaciół? To wyglądało na mały podstęp z jego strony…
 

Nie wracał długo, już się bałem, że się mu jednak nie podobają, albo coś innego...
  – Maciek, zginąłeś?
  – Już idę, przygotuj się na mocne wrażenia – odpowiedział ze śmiechem.
  – Ok. Siedzę mocno i już się niecierpliwię – i łyknąłem wina jeszcze.
  Wyszedł powoli. Najpierw wyłoniła się głowa i ręka, ale po chwili znikła, a zaraz potem – wyłonił się on cały. Wyglądał prawie jak młody bóg, który nęci swoim wyglądem urodziwe dziewice, ale dzisiaj ten bóg pokazywał swoje wdzięki tylko mnie, facetowi. Te seksi gacie pasowały do niego idealnie. Po wybrzuszonym woreczku przeznaczonym na fallusa było widać, że jest lekko podniecony.
  Maciek przeszedł paradnie po całym salonie i pokazywał mi się cały z każdej strony. Nie miał zbyt wydatnych mięśni, ale to dodawało mu uroku. Patrzyłem na lekki zarost wokół pępka, który biegł w kierunku penisa i stawał się coraz gęstszy, wokół sutków też było troszkę włosków, ale niewiele... W tej samej chwili poczułem, że moje bokserki stają się bardzo ciasne, że brakuje w nich miejsca dla mojego penisa. Stanął mi! Ukryłem to, zakładając nogę na nogę... Teraz Maciek wziął lampkę wina i pijąc je, przez nieostrożność lub specjalnie kilka kropel spadło mu na tors i powoli popłynęło w dół, a kiedy były już przy podbrzuszu, wytarł je lekko ręką, z ociąganiem się... I spoczął na fotelu obok, zaś w tle leciał dalej Bryan Adams i jego „All I want is you”.
  Teraz rozmawialiśmy o czasach szkolnych, dopytywał się na temat moich rodziców, mojej rodzinnej miejscowości. Opowiedziałem mu, jak to żyje się w małych miejscowościach, gdzie cywilizacja jeszcze nie dotarła w pełni, gdzie dalej postęp i wszystko nowe jest utożsamiane ze złem. A przecież nowe nie zawsze jest złe, tylko czasami sprawia u niektórych takie wrażenie.
  Maciek co trochę dolewał mi wina, sobie też, aż położył mi na ramieniu swoją głowę. A ja dalej mu opowiadałem, jak latem odpoczywałem nad wodą, jak jesienią chodziłem na grzyby...
  Było bardzo miło i przyjemnie, dalej leciał w tle Bryan Adams, a jego głos miał w sobie coś, co pozwalało zapomnieć o świecie, o tym, co jest za oknem, o tym, że w poniedziałek trzeba do pracy, że są rachunki, opłaty, psie gówna na chodnikach, że jest cały świat ze swoim smrodem.
  – Chyba miałbym ci czego zazdrościć – powiedział po chwili zastanowienia. – Wieś, rzeka, las, zielone pola... Tylko towarzystwa tamtych ludzi ci nie zazdroszczę. Wiesz co? – popatrzył na mnie tak, że odpowiedziałem grymasem zdziwienia, zaś w myślach pojawiło się pytanie: co on chce teraz zrobić? I... czy będzie cały czas siedział w tych gatkach?
  – Skoro ja jestem tylko tak – pokazał na siebie – to dlaczego ty też nie mógłbyś być w samej bieliźnie? Przecież trwa to nasze „męskie party”. Tylko szkoda, że nie masz takich jak ja – zaśmiał się.
  Uśmiechnąłem się, ale nie wiedziałem, co zrobić i co odpowiedzieć. Łyknąłem zdrowo wina i... nic nie zrobiłem. Wolałem poczekać na jego ruch. Nie wiedziałem, czy jego słowa brać poważnie, czy nie.
  – Co, wstydzisz się pokazać w slipkach? No dalej, na co czekasz. A może... ci pomóc? – dodał wesoło i nie czekając na moją odpowiedź wstał, odłożył wino, podszedł i stanął obok.  – No, odwagi!
  – Do czego tu odwaga? – zakpiłem. – Jeśli o mnie chodzi, mógłbym ci tu nawet paradować bez majtek – popatrzyłem wesoło, a on tylko pokiwał głową, jakby mówił: „kto wie, kto wie?” – i zacząłem się rozbierać. Robiłem to powoli, bez pośpiechu, jakby ociężale, on zaś odbierał ode mnie po kolei te rzeczy, które – gdy zostałem już tylko w slipach – wyniósł do drugiego pokoju. Wykorzystałem to i poprawiłem penisa w slipach, siłą woli zmuszając się do opanowania swojego podniecenia.
  Gdy wrócił, zauważyłem, jak na mnie popatrzył i sprawiło mi to dużą przyjemność. Znów usiadł obok mnie. Ale, jeśli mnie wzrok nie mylił, wybrzuszenie w jego gatkach znów się powiększyło, co sprawiło mi przyjemność. Podniecił się!
  – Opowiedz coś jeszcze, ciebie można słuchać godzinami – powiedział.
  Nasza rozmowa, to znaczy mój monolog, przeciągnął się aż do godziny 22:30, kiedy to on stwierdził, że czas zjeść coś gorącego i dalej możemy świętować jego urodziny. Poszliśmy do kuchni. Miał już przygotowane pieczone udka z kurczaka, które tylko wstawił do mikrofali, sałatkę z kapusty pekińskiej i, oczywiście, wino. Chciał to podać do salonu, ale powiedziałem, że po co, że tutaj możemy zjeść. I zasiedliśmy do stołu tylko w samej bieliźnie.
  Potem znów wróciliśmy do salonu i rozłożyliśmy się oglądając „Le temps, qui reste” Ozon’a. Gdzieś w połowie filmu Maciek przybliżył się i, nie widząc mojej reakcji odrzucającej go, przytulił się do mnie, głowę położył na mojej klacie i tak leżał aż do końca filmu. Finał filmu był smutny... Dalej sączyliśmy wino, a w mojej głowie kłębiły się myśli o tym, co stanie się w nocy, bo byłem pewien, że o tej porze na pewno już do domu nie pójdę. Oraz: czy Maciek też jest gejem? Wszystko by na to wskazywało. A więc – czy to będzie ten, z którym stracę swoje męskie dziewictwo? Czy będzie to ten jedyny, który zostanie przy mnie, będzie zawsze mi wierny? Gdyby tak było – jak na to zareagują rodzice, że wychowali syna „pedała”? Jak pogodzą się z tą myślą, kiedy nastąpi czas, że będę mógł otwarcie wykrzyczeć, że go kocham? – czy to kiedykolwiek się stanie...? Szczęście jest chwilą złudną, czy ta chwila będzie trwała wiecznie, czy to sen, czy to jawa?... Tymczasem opuszkami palców jeździłem po jego plecach, a on od czasu do czasu pomrukiwał jak kot, któremu jest dobrze – ale w pewnym momencie przestałem.
  – Daniel, oglądasz? – zapytał wyrywając mnie z zamyślenia.
  – Nie, właściwie to tak tylko patrzę...
  – I nad czym tak myślisz?
  – Wiesz, może zabrzmi to dziwnie, ale...
  – Ale co?
  Powstała milcząca cisza, której przez chwilę nikt z nas nie przerywał.
  – No słucham, powiedz...
  – Bo... ta chwila jest taka piękna, chciałbym, aby trwała wiecznie...
  – Ja też bym chciał... – pocałował mnie w policzek i przytulił się do mnie, aż bałem się, że chce mnie zmiażdżyć, ale nawet jeśli bym w tym uścisku zginął, to byłaby to piękna śmierć, nie warta opisania w książkach, nie taka spektakularna jak śmierć rycerza w boju, ale dla mnie piękna.
  Leżeliśmy tak przytuleni do siebie, i kiedy zbierałem w sobie odwagę, żeby położyć rękę na jego pełnej męskości, pocałował mnie jeszcze raz w policzek i rzekł:
  – Chyba pora spać, jak myślisz?
  – Masz rację, robię się już śpiący.
  – Chodź, pokażę ci, gdzie przygotowałem ci łóżko. Masz osobny pokój, abyś się nie krępował.
  – Dlaczego miałbym się krępować? Kogo? Ciebie?
  Poszliśmy na drugi poziom. Wszystko było przygotowane, aby kłaść się spać. W pokoju miałem nawet telewizor, który był sprytnie ukryty w regale. Obok – łazienka. Nie wiem dlaczego, ale nie zamknąłem drzwi. Gdzieś w podświadomości chciałem, aby przyszedł, aby ze mną wziął ten prysznic... Nie przyszedł. Wróciłem do pokoju, rozgościłem się, włączyłem telewizor na kanał muzyczny i położyłem się na łóżko. Nie mogłem odpędzić od siebie myśli o tym, co wyniknie z naszej przyjaźni, czy ona wyda swe owoce, piękne i dorodne, czy umrze wraz z biegiem czasu, a może przerodzi się w miłość? Co przyniesie ta noc – ból czy radość?
  W pokoju tylko odbijały się na ścianie refleksy z telewizora; zauważyłem, że na korytarzu gaśnie światło.
  Leżałem nie wiem ile, aż nagle wyrwało mnie z zamyślenia pukanie do pokoju i jego głos:
  – Śpisz? Mogę wejść?
  – Nie, nie śpię. Wchodź – odpowiedziałem i szybko wskoczyłem pod pościel, bo byłem goły.
  Maciek był w bieliźnie, nie miał już na sobie tych fajnych gatek. Stanął obok łóżka i milczał. Trwała niezręczna cisza, aż pomyślałem, że co mi, carpe diem!!!
  – Przyjdziesz tu do mnie, czy zamierzasz obok łóżka spędzić całą noc? – i lekko uchyliłem kołdrę.
  Nie wahał się, od razu wszedł w pościel i przytulił się do mnie. Nie zorientował się, że jestem nago. Dałem mu buziaka w policzek i ułożyliśmy się do snu.
  Po chwili pełnej ciężkiej ciszy, nagle rzekł:
  – Nie wiem dlaczego, ale nie mogę zasnąć. Tyle myśli chodzi mi po głowie.
  – Jakie to myśli aż tak cię trapią, że spędzają ci sen z powiek? – zapytałem, próbując spojrzeć mu w oczy, ale było za ciemno.
  – Hmm... myślę o tym, że śpimy razem, w jednym łóżku, przytuleni do siebie. Jakie to miłe uczucie... Nie chciałbyś, aby było tak każdego wieczora?
  A we mnie nagle pojawiły się jakieś dziwne i niezrozumiałe hamulce i obawy.
  – Sorry, Maciek, przyjemnie się mi z tobą leży, ale na to pytanie ci teraz nie odpowiem. Może za miesiąc, może za rok... – Po chwili ciszy mówiłem dalej: – Nie chcę cię urazić, ale ważne decyzje w moim życiu podejmuję po długim czasie rozważań, po wielokrotnym przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw. Nigdy...
  – Nigdy żaden spontan...? – przerwał mi.
  – ...bo potem mogę żałować, a czasu nie da się cofnąć. Chciałbym cię lepiej poznać...
  Czekałem na jego reakcję, ale on milczał, jedynie słychać było bicie naszych serc oraz gdzieś w oddali sygnał karetki pogotowia ratunkowego.
  – Nie zrozum mnie źle – mówiłem dalej. – Podoba się mi ta sytuacja, ty, ale nie mam zamiaru skrzywdzić ani ciebie, ani siebie. Nie chcę obiecywać czegoś, co mógłbym nie spełnić. Pośpiech ma rację bytu przy łapaniu pcheł, ale nie w życiu uczuciowym... O takiej sytuacji wiele razy marzyłem, ale teraz po prostu nie chciałbym tego spieprzyć.
  – Rozumiem to i doceniam, ale... – jego ręka powoli przesunęła się z mojego ramienia zawadzając o sutki i spoczęła na podbrzuszu, a po chwili zeszła jeszcze niżej... Teraz odkrył, że jestem nago. Dotknął mojego penisa, zaczął go lekko miętosić. Zauważyłem lekkie zastanowienie w jego ruchach: czy przestać, czy dalej to kontynuować... Jego dotyk bardzo mnie podniecił, ale... pomogłem mu w podjęciu decyzji.
  – Nie, Maciek, przestań, proszę... – odsunąłem jego dłoń, bo mój penis pod jego dotykiem już był w pełni rozbudzony...
  – Dlaczego?
  – Zrozum... Nie chcę niczego zepsuć. Powoli, a wszystko samo przyjdzie z czasem...
  – Niech pomyślę – odpowiedział po chwili, z lekką ironią. – Rozumiem, może masz rację. Nie trzeba się śpieszyć. Ale mogę dzisiaj spać z tobą?
  – Hm... niech pomyślę, przeanalizujmy wszystkie za i przeciw... Dziś chyba wolałbym... sam – odpowiedziałem wolno wymawiając słowa.
  Maciek wyraźnie spochmurniał.
  – Ok. To idę. Nie gniewaj się na mnie... Ale wiem, już mam pewność, że jesteśmy z tej samej gliny. Chyba razem byłoby nam dobrze... – dał mi buziaka w policzek i zaczął wstawać.
  – A ty gdzie, dokąd? – złapałem go za rękę. – Do kogo mam się przytulić?
  – O... ty taki jeden... – i rzucił się na mnie, zaczął mnie łaskotać, ale ja nie pozostałem mu dłużny.
  Dłuższą chwilę wygłupialiśmy się, nie bacząc na to, że oba nasze penisy są w pełnej erekcji, aż mi się udało wtoczyć na niego i kolanami zablokować mu ręce. Mój penis spoczął teraz na jego klacie – w całej krasie... Maciek zapatrzył się w niego, a ja – zacząłem go łaskotać z podwójną siłą, ile się dało, aż on po chwili zaczął wołać:
  – Proszę, przestań – i cały czas wił się.
  – Dobra, ale idziemy już spać...
  – Ok. Ale muszę uspokoić swojego...
  – A ja swojego...
  – A jak się nie uda?
  – Musi się udać.
  – Łatwiej by było, jakbyś ty uspokoił mojego, a ja twojego.
  – Ale nie dziś, Maciej, ok?
  – Ok. Wiem, że z tobą nie podyskutuje, jak coś postanowisz, to... – roześmiał się, ale jeszcze dotknął mojego penisa. Więc gdy przykrywałem go kołdrą, także specjalnie przejechałem dłonią po jego członku, który na ten dotyk poderwał się jak żywy. Przez chwilę zawahałem się, czy... czy nie odstąpić od tamtej decyzji, ale... ale nie odstąpiłem. Cofnąłem rękę. Maciek ukrył rozczarowanie. Ponownie, już nie wiem, który raz dzisiaj, dałem mu buziaka w policzek. Na zegarze była godzina 00:05. Na szczęście jutro – to znaczy już dziś – była niedziela – i mogliśmy spać do woli.
  Obudziłem się przed 8:00 i leżąc myślałem o tym, co było wczoraj. Maciek jeszcze spał, obok mnie. Bardzo miło jest czuć kogoś obok siebie, kogoś, do kogo można się przytulić. Zastanawiałem się też, co zrobi, gdy się obudzi...
  Wtedy on niespo...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin