Kraszewski JI - 28 Za Sasów.pdf

(1638 KB) Pobierz
KRASZEWSKI JÓZEF IGNACY
ZA SASÓW
Powieść historyczna
(August Drugi)
CYKL POWIEŚCI HISTORYCZNYCH OBEJMUJĄCYCH
DZIEJE POLSKI
Część dwudziesta ósma cyklu.
Skanował i błędy poprawił: J. Podleśny.
Spółdzielnia Wydawniczo - Oświatowa
Czytelnik
1950
893992055.037.png 893992055.038.png 893992055.039.png 893992055.040.png 893992055.001.png 893992055.002.png 893992055.003.png 893992055.004.png
TOM PIERWSZY
Rozdział pierwszy.
W iek siedemnasty był na schyłku.
Polska po zgonie Jana Trzeciego miała po długich zabiegach wybrać
prawdopodobnie następcę bohatera narzuconego jej przez Francję kandydata do
korony... Starania o to ciągnęły się prawie nieprzerwanie od przybycia Marii
Ludwiki do Polski. Francja obiecywała sobie wiele po tym sojuszu przeciwko
Austrii gdy niespodziewanie jako ubiegający się o tron wystąpił Fryderyk
August od kilku lat po Janie Jerzym Czwartym zmarłym bezpotomnie kurfirst
saski, przyjaciel i sprzymierzeniec rakuskiej dynastii.
Ciche ale zręczne zabiegi poparte złotem umiejętne korzystanie z
opieszałości i oddalenia Francji na ostatek nawrócenie się na katolicyzm
kurfirsta obiecujące Stolicy Apostolskiej w przyszłości odzyskanie Saksonii
rozstrzygnęły o losach Rzeczypospolitej.
Fryderyk August wybrany przez mniejszość ale ruchawą i czynną miał się
koronować w Krakowie.
W Saksonii i stolicy jej Dreźnie półgębkiem tylko cicho z pewną trwogą i
smutkiem mówiono o tym wypadku który jednym zdawał się obiecywać wzrost
potęgi i pomyślności kraju dla drugich był groźbą prześladowania religijnego.
Zdania i uczucia wielce podzielone były.
Reforma religijna miała czas zakorzenić się tu głęboko; przywiązanie do niej
posunięte było aż do fanatyzmu raziło jak grom że głowa tego nowego kościoła
— panujący — zmienił wiarę ogłaszał się katolikiem i wkładając koronę polską
na skronie, zapierał się kolebki co go wykołysała. Duchowieństwo
ewangelickie przejęte było zgrozą i trwogą gotując się do walki i stawania w
obronie wolności sumienia.
Ode dworu wprawdzie płynęły zapewnienia uspokajające zaręczano że
August miał uroczystym aktem zabezpieczyć swoim poddanym zachowanie ich
wiary, opiekę dla niej; sumienniejsi ludzie pojąć nie mogli ani lekkomyślności z
893992055.005.png 893992055.006.png 893992055.007.png 893992055.008.png 893992055.009.png 893992055.010.png 893992055.011.png 893992055.012.png
jaką Fryderyk August zmieniał wiarę ani obojętności jaką dla nowej
okazywał... Jawny ten frymark polityczny sumieniem wprawiał ich w
osłupienie.
Gorliwsi ewangelicy spotykali się w ulicach nawzajem badając oczyma
głośno jednak za niczym odzywać się nie śmiano bo w Saksonii rezonowanie
(resonieren) źle było widziane i surowo wzbronione. Tu wola panującego była
jedynym prawem. Dwór i panowie otaczający kurfirsta okazywali radość i
cieszyli się zwycięstwem. Saska szlachta przewidywała zmianę stosunków
nieuchronne ofiary na ostatek poświęcenie jej — interesom rozległego państwa
nowego.
Cisza jakaś głucha złowroga ponura ciężka przygniatała Saksonię i jej
stolicę a na twarzach kurfirsta i jego ulubieńców jaśniała radość z otrzymanego
zwycięstwa.
Kto by z dzisiejszego Drezna a nawet z tego czym ono było przed
półwiekiem chciał wnosić o stanie stolicy tej w pierwszych latach panowania
Augusta Silnego omyliłby się wielce. Drezno ówczesne wcale do tego czym się
stać miało za jego czasów podobne nie było. To co później stanowić miało
główną jego ozdobę nie Istniało jeszcze.
Dzisiejsze miasto stare, naówczas jeszcze nowym się nazywało i choć w nim
około zamku skupiało się życie gród ten nowy dość ciasno murami był objęty.
Przedmieścia tylko około niego szeroko się dosyć rozsiadały. Znaczna część ich
szczególniej ponad Elbą zamieszkana była jeszcze przez Wendów pierwszych
autochtonów i założycieli Drażdan.
W szczupłych dworkach na sposób serbski budowanych, z podsieniami i
rzeźbionymi słupkami siedzieli tu rybacy cieśle i rolnicy uprawiający niezbyt
żyzne grunta. Zamek przebudowywany i powiększony dosyć rozległy miał
powierzchowność niezbyt wdzięczną pojedyncze tylko części jego świeżo
przyozdobione, okazalej wyglądały a upodobanie w budownictwie i
wystawności zapowiadało że wkrótce naśladowca Ludwika Czternastego
stworzy tu sobie odpowiadającą wytwornemu swemu smakowi rezydencję.
Od zamku idąc ku rynkowi Starym zwanemu ulica zwana Zamkową chociaż
na owe czasy była dość okazała bo ją przyozdabiały starsze wytworniejsze od
czoła rzeźbami upiększone kamienice w istocie ciasna była ciemna
niepozorna.
Bliżej zamku i bramy noszącej nazwę Jerzego znaczniejsza część gmachów
należała do kurfirsta i mieściła w sobie osoby do dworu i posług jego należące.
893992055.013.png 893992055.014.png 893992055.015.png 893992055.016.png 893992055.017.png 893992055.018.png 893992055.019.png 893992055.020.png
Dalej nieco ku rynkowi kamienice były własnością mieszczan tutejszych
posiadłościami od dawna w ich rękach zostającymi. W znaczniejszej części na
dole zajmowały je sklepy handle kupców sposobem ówczesnym skromnie i bez
żadnego starania o elegancję urządzone.
Każde prawie z tych domostw nosiło u wnijścia znak jakiś odróżniający je
po którym rozeznać się dawało.
Najczęściej godła te służyły razem za rodzaj szyldów handlu który się tu
mieścił od lat dawnych. Były to okręty dzwony wagi nożyce postrzygaczy
podkowy kowalów i liczne zwierzęta.
Nie dochodząc do rynku od zamku po lewej stronie stał dosyć pokaźny dom
Witków nad którego bramą przed wieki wyrzeźbione były dwie ryby chociaż
dziś już tu nikt się rybołówstwem nie trudnił i oprócz śledzi innych tu dostać
nie było można.
Na dole wcale obszerny sklep zajmował handel towarów wszelkich wielce
urozmaicony bo w nim i wyroby z żelaza mosiądzu cyny szkła i
wytworniejsze zamorskie przyprawy do kuchni i wina rozmaite się znajdowały.
Oprócz tych ryb zapomnianych na froncie na żelaznym pręcie wisiało
złocone niegdyś grono winne znacznie już zakopcone i poczerniałe.
Stary Witkę uchodził za Niemca ale wypadkiem jakimś upodobawszy sobie
bardzo piękną ubogą dziewczynę w Budziszynie między Serbami ożenił się z
nią i słowiańską krew do domu wprowadził która tu nieznacznie wsiąkła.
Wiadomo powszechnie że słowiańska ludność Saksonii cudem jakimś
Opatrzności znamiona narodowości swej przechować potrafiła przez wieki.
Zrazu uciskana i prześladowana z postępem czasu wzgardzona tylko i
wyśmiewana przetrwała do dziś dnia kryjąc się niemal z sobą i wstydząc
pochodzenia. Powoli jednak co rok ubywało Słowian bo wielu ich najzupełniej
się germanizowało. Istniały jeszcze prawa choć zaniedbane ograniczające
swobodę tych nieszczęśliwych helotów wyzwalano się z nich przybierając na
zewnątrz charakter niemiecki przyswajając język wyrzekając się obyczaju.
Męczeństwo którego te apostazje były skutkiem ciche zrezygnowane
milczące bliżej nawet patrzącym na nie ledwie się dostrzec dawało. Co
starosłowiańskiego pozostawało kryło się i przysłaniało z obawy aby wszelki
objaw głośniejszy nie rozbudził nowego prześladowania którego tradycje i
pamięć się zachowywała.
893992055.021.png 893992055.022.png 893992055.023.png 893992055.024.png 893992055.025.png 893992055.026.png 893992055.027.png 893992055.028.png
Aż do początków dziewiętnastego wieku drezdeńska ludność na
przedmieściach nad Elbą była jeszcze przeważnie słowiańska. Napływ
Niemców później szybko ją zagłuszył tak że nabożeństwa po kościołach z
kazaniami i pieśniami serbskimi pozostały dziś jedyną przeszłości pamiątką.
Chodziły głuche wieści że i Witkowie niegdyś z Wendów pochodzili, temu
nawet przypisywali niektórzy iż stary sobie żony szukał w Budziszynie.
Ale raz przybywszy do Drezna młoda Serbka (imię jej było Marta) musiała
do woli męża się stosując i dla stosunków z rodziną jego zapomnieć starych
swych ludowych pieśni stroju się wyrzec i obyczaju.
Umiała ona i dawniej po niemiecku a teraz co dzień się posługiwać
zmuszona tym językiem przyswoiła go sobie tak że tylko po małym akcencie
poznać było można budziszyńską mieszczankę.
Szacunek dla męża sprawił to że jej pochodzenia nie wyrzucano ani nawet
poznać dawano iż się go kto domyślał.
Cicha spokojna pracowita skromna zawsze łagodnie uśmiechnięta i
uprzejma pani Witkowa łatwo sobie wszystkich serca pozyskiwała. Mąż który
w obejściu się z nią przy ludziach męską swą wyższość rad okazywał w domu
gdy pozostali sami prawie jej był posłuszny i we wszystkim do rady ją wzywał.
Małżeństwu temu Bóg dał jednego syna którego matka kochała pieściła
czuwała nad nim z niezmordowaną troskliwością.
Żyła tylko nim i dla niego.
A że i ojciec go kochał chociaż się z czułością dla niego zdradzić nie chciał
utrzymując powagę ojcowską młody Witkę (na chrzcie Zachariaszem
mianowany) wychowany został z większą starannością i kosztem niż zwykle
mieszczańskie dzieci. Natura go też wyposażyła zdolnościami i energią
niepospolitą a rodzice mieli prawo cieszyć się jedynakiem.
Ojciec przeznaczył go naturalnie na swego następcę mającego po nim objąć
handel już przez niego powiększony a w przyszłości jeszcze się rozrosnąć
obiecujący. Wychowanie całkiem domowe rozpoczęło się i skończyło bez
szkoły. Na wszelkiego rodzaju nauczycielach nie zbywało młodemu
Zachariaszkowi. Nauka przychodziła mu łatwo chociaż szczególnego do niej
nie objawiał upodobania. Czy to dziedzictwem krwi, czy wpływem wrażeń
młodości chłopak najżywiej najchętniej zajmował się rzeczami praktycznymi
samym życiem i sprawami powszednimi.
893992055.029.png 893992055.030.png 893992055.031.png 893992055.032.png 893992055.033.png 893992055.034.png 893992055.035.png 893992055.036.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin