Hydraulik Stanleya Kubricka - WATSON IAN.txt

(61 KB) Pobierz
WATSON IAN





Hydraulik Stanleya Kubricka





IAN WATSON





("Plumbing Stanley Kubrick") Przelozyla Paulina Braiter

(ukonczona 27 stycznia 2000 roku poprawiona wersja "Moich przygod ze Stanleyem Kubrickiem", ponownie uzupelniona 8 marca 2000 roku. Tekst ukazal sie w The New York Review of Science Fiction.)

Przez niemal dwadziescia lat Stanleya Kubricka nawiedzala okresowa obsesja dotyczaca filmu science fiction, opowiadajacego o dziecku-robocie. Pierwotnie zatytulowany Supertoys (Superzabawki),otrzymal pozniej nazwe AI (Sztuczna inteligencja). Inspiracja do niego stalo sie krotkie opowiadanie Briana Aldissa "Super-Toys Last All Summer Long", po raz pierwszy opublikowane w Harper's Bazaar w 1969, roku nie tylko pierwszego ladowania na Ksiezycu, ale tez wejscia na ekrany 2001: odyseja kosmiczna.

Ja sam w szescdziesiatym dziewiatym roku bylem mlodym wykladowca, prowadzacym zajecia z literatury na kilku uniwersytetach w Tokio. Ogladajac film z ciasnego fotela w zatloczonym japonskim kinie, jakze podziwialem wolne przestrzenie orbitalnego Hiltona Kubricka i zmierzajacego na Jowisza statku Discovery - nie zapominajac tez o rozmachu wizji rezysera i Arthura C. Clarke'a.

Siedem lat pozniej zostalem zawodowym pisarzem science fiction. Na poczatku 1990 roku w moim domku w malej angielskiej wiosce szescdziesiat mil od Londynu zadzwonil telefon. To byl asystent Stanleya Kubricka, Tony Frewin. Przedstawil mi sie i oznajmil, ze Stanley chce ze mna rozmawiac. Czemu akurat ze mna? Okazalo sie, ze Tony zadzwonil do roznych specjalistycznych ksiegarzy SF z pytaniem, kogo uwazaja za autora obdarzonego wieloma blyskotliwymi pomyslami i w rezultacie do rak Stanleya trafilo kilka zbiorow moich opowiadan, takich jak Slow Birds i Evil Water.

Tony zaproponowal, ze szofer zawiezie mnie i (odwiezie z powrotem) do rezydencji tuz obok St. Albans, dwadziescia mil na polnoc od Londynu, w ktorej Stanley przebywal od lat niemal odciety od swiata, daleko od Hollywood. Tak sie sklada, ze St. Albans, rzymskie miasto Verulamium, ktore Boadicea spalila do golej ziemi, to miejsce mojego urodzenia, choc wychowalem sie w polnocno-wschodniej Anglii. Przed wizyta powinienem przeczytac opowiadanie, ktore zostanie natychmiast dostarczone kurierem na motorze. (Wkrotce mialem sie przekonac, ze Stanley na cale lata moze stracic zainteresowanie projektem, gdy jednak znow przyciagnie on jego uwage, wszystko musi dziac sie natychmiast.) Poniewaz nie zdolalem wyciagnac zadnych dalszych informacji, ktore pozwolilyby zorientowac sie, na czym polegalaby moja wizyta, i czulem pewna obawe, przypominajaca lek przed wtargnieciem do jaskini lwa, postanowilem pojechac wlasnym samochodem. Kilka godzin pozniej pojawil sie kurier i wreczyl mi paczke, zawierajaca dziesiec kartek cieniutkiego faksowego papieru z tekstem "Super-Toys Last All Summer Long", splowialych i wyblaklych, jakby wydobyto je ze starej teczki. Czytalem nowinki w pismach SF, totez wiedzialem, ze polnocnoirlandzki pisarz Bob Shaw pracowal niedawno ze Stanleyem nad "projektem fantastyczno-naukowym". To musialo byc to. Bob byl wynalazca fikcyjnego "szkla retrospektywnego", pozwalajacego wlascicielom ogladac we wlasnych oknach widoki z przeszlosci. Opuscil nekany walkami Ulster i przeniosl sie do polnocno-zachodniej Anglii, sto piecdziesiat mil koleja od St. Albans.

Akcja opowiadania Aldissa, ktore, w zaleznosci od punktu widzenia, mozna uznac za wewnetrznie sprzeczne badz wieloznaczne, toczyla sie w przeludnionym spoleczenstwie przyszlosci. Wprowadzono w nim scisla kontrole urodzin i rozmnazac mozna sie bylo tylko w razie wygranej na cotygodniowej loterii organizowanej prze Ministerstwo Populacji. Bezdzietna Monica od lat marzy o zdobyciu licencji. W tymczasowym zastepstwie dziecka sprawia sobie syntetycznego malca, Davida, wyposazonego w misia-robota. Zalosny zagubiony David dreczy sie pytaniami, czy jest prawdziwy i czy mamusia naprawde go kocha, podczas gdy prostoduszny interaktywny mis wspomaga go idiotycznymi poradami.

Uzbrojony we wskazowki pozwalajace dotrzec do rezydencji, w kilka dni pozniej skrecilem z glownej drogi za St. Albans i zaglebilem sie w prywatny park, w ktorym przycupnela miniwioska domkow, pierwotnie wzniesionych dla pracownikow przez poprzedniego wlasciciela majatku, milionera i hodowce koni wyscigowych, Jima Joela. Stanley kupil od niego rezydencje liczaca sobie od piecdziesieciu do stu pokojow - opinie w tej materii roznia sie miedzy soba - i otaczajaca ja ziemie. Jechalem polmilowa droga, mijajac wybiegi i pastwiska. W koncu dotarlem do skromnej bramy. Nacisnawszy przycisk interkomu przedstawilem sie Tony'emu. Szczeknal zamek i brama otworzyla sie natychmiast. Mijajac geste krzewy podjechalem pod domek ogrodnika, stojacy obok bramy, ktora prowadzila na wysypany zwirem dziedziniec, naprzeciw pozbawionego koni zespolu stajni przed rezydencja.

Tony, autor ksiazki One Hundred Years of Science Fiction Illustration, 1840-1940, opublikowanej w 1974 roku, wspolpracowal ze Stanleyem podczas krecenia Odysei kosmicznej, a pozniej zostal jego osobistym asystentem. Okazal sie przyjaznym, wesolym kompanem o szerokich, bogatych zainteresowaniach, darzacym zywa niechecia Edith Sitwell (przypadkowo pogrzebana w wiosce tuz obok mojej).

Moje wspomnienia owego pierwszego spotkania ze Stanleyem rozplywaja sie posrod wspomnien innych niekonczacych sie spotkan, pozostalo mi jednak (poniewaz jego wyglad nigdy sie nie zmienial) wrazenie niedbale odzianej postaci, przymknietych, ukrytych za okularami oczu, wyraznych zakoli, potarganej brody, workowatych spodni, kurtki z wieloma kieszeniami, z ktorych sterczaly dlugopisy i wysluzonych sportowych butow, a takze osobliwego i cierpkiego poczucia humoru i zdolnosci calkowitego skupienia sie na danym temacie oraz blyskawicznego przeskakiwania z jednego zagadnienia na drugie.

Nigdy nie opanowalem topografii chocby fragmentu parteru, lecz wsrod labiryntu korytarzy krylo sie tam minikino, w ktorym Stanley mogl w spokoju na osobnosci studiowac najnowsze produkcje filmowe, wielki pokoj komputerowy, gdzie dwa koty, nigdy nieogladajace swiatla slonecznego, krazyly bez przerwy niczym upiorne widma, sala kontroli napisow (tak przynajmniej nazwalem ja w duchu, ale o tym pozniej), sala bilardowa pozbawiona stolu do bilardu i oddana we wladanie ksiazkom i fotelom, gdzie Stanley i ja urzadzalismy sobie wielogodzinne burze mozgow, od czasu do czasu wyprawiajac sie do jednej z blizniaczych toalet w mrocznym korytarzu - i znacznie weselsza olbrzymia kuchnia, wychodzaca na patio i ogrod, gdzie mialem zjesc pierwszy z wielu lunchow ze Stanleyem, stanowiacych preludium do dyskusji w sali bilardowej.

Na ow pierwszy lunch skladaly sie chinskie potrawy na wynos, dostarczone z pobliskiego Harpenden przez wloskiego szofera Emilia d'Alessandro, ktorego mialem wkrotce poznac bardzo dobrze, i ktory stal sie moim przewodnikiem po kaprysnym swiecie Stanleya oraz, przy kilku okazjach, zaworem bezpieczenstwa. Tony natomiast poinstruowal mnie co do zasad ustanowionych po to, by nie zaklocac szczescia Stanleya, takich jak "nigdy nie wspominac Mechanicznej pomaranczy, chyba ze Stanley pierwszy poruszy ten temat". Jesli nie musialem wiedziec, co planuje Stanley, Tony takze tego nie wiedzial, nawet jesli w istocie w pelni orientowal sie w zamiarach szefa. ("Nie mam pojecia, stary", mawial nieodmiennie.)

Podczas pierwszego spotkania Stanley wspomnial przelotnie o kilku moich opowiadaniach. Poniewaz nie widzialem jeszcze filmu Pelny magazynek (Full Metal Jacket), ktory wszedl na ekrany trzy lata wczesniej, lecz wciaz nie trafil do rozpowszechniania na kasetach i byl dostepny jedynie w wypozyczalniach (staranne planowanie ekonomiczne dystrybucji filmow takze stanowilo obsesje Stanleya), dal mi tasme. A takze Pinokia Carlo Collodiego, opowiesci o marionetce, ktora pragnela stac sie prawdziwym chlopcem, lecz wciaz popadala w tarapaty, i Mind Children Hansa Moraveca, rzecz o sztucznej inteligencji. Sam film mial byc barwna "robocia" wersja Pinokia, wyrastajaca z opowiadania Aldissa, lecz glowny watek jakos nie chcial sie rozwijac. Wygladalo na to, ze Aldiss pracowal nad nim okolo roku 1982 i ponownie niedawno. (Pozniej Tony wspomnial, ze Aldiss zostal zwolniony za to, ze przesylal faksem "banalne bzdety".) Nastepnie zaangazowano Boba Shawa, ktory przetrwal zaledwie szesc tygodni. Historia zaczela sie rozgaleziac, pojawil sie motyw powodzi, ktora zalewa Nowy Jork na skutek globalnego ocieplenia, i ktore z kolei powoduje wczesniejsze nadejscie epoki lodowcowej, lecz Stanley nie zyczyl sobie, bym zapoznawal sie z materialami poprzednikow, wyjawszy opowiadanie zrodlowe. Zamiast tego chcial, abym napisal oryginalny tekst liczacy sobie 12 000 wyrazow i zrobil cokolwiek zechce z pierwotnym opowiadaniem Aldissa i wszelkimi dotychczasowymi pomyslami. Gdy wspomnialem, ze Aldiss mnie nie znosi, Stanley odparl lekcewazaco: "Nie przejmuj sie nim. To opowiadanie nalezy do mnie." (Wzburzony Aldiss powiedzial potem w wywiadzie do jakiegos fanzinu: "Nie tylko sukinsyn mnie wylal, ale w dodatku zatrudnil mojego wroga." Potem przelaklszy sie niedyskrecji zakrzyczal naczelnego pisma, zmuszajac go do wycofania numeru i ponownego wydrukowania odpowiednich stron.)

W trakcie rozmowy Stanley odkryl, ze popieram Partie Pracy, wowczas pozostajaca od jedenastu lat w opozycji, a zwlaszcza dzialaczy skrajnej lewicy, takich jak Tony Benn i Ken Livingstone - milosnik kijanek i science fiction; przeprowadzalem z nim wywiad na Worldconie w Brighton - i ze kandydowalem nawet do parlamentu z jej ramienia. (Zamiast ubiegac sie o wybor, jak w Ameryce, w Wielkiej Brytanii ludzie staja do walki, choc elektorat nie wykorzystuje juz przy tym sposobnosci obrzucenia ich zgnilymi jajami.) Stanley z niedowierzaniem przyjal moje poglady...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin