Tom 2 - Dom we mgle - CZĘŚĆ I Rozdział 4.pdf

(88 KB) Pobierz
580506607 UNPDF
Rozdział czwarty
Wiadomość
1
G odzinę później siedzieli w pokoju gościnnym, mając przed sobą tajemniczą wiadomość.
Kartek, które Kamil wyniósł z pracowni było około dwudziestu.
- I co teraz? - spytała Natalia, zerkając na chłopaka.
Kamil westchnął.
- Może wypadałoby poznać treść tej wiadomości? - odpowiedział jej pytaniem.
- Pasowałoby - mruknęła i sięgnęła po kartki.
Chłopak spojrzał na nią, ale nic nie robił. Dłoń Natalii zatrzymała się na chwilę.
Dziewczyna zawahała się.
- Nie, ty zacznij czytać - powiedziała zmieszana. - Ja wolę posłuchać.
Kamil się uśmiechnął.
- Dobrze, przeczytam - oznajmił i bez wahania wziął kartki do ręki.
Odwrócił pierwszą z nich, na której napisane było "Wiadomość.” Na drugiej był tekst.
Kamil przyjrzał mu się uważnie i po krótkiej chwili zaczął czytać co następuje:
"Mam na imię Andrus Woliski. Z wiadomych przyczyn zostałem
zmuszony do przekazania tej wiadomości...
Droga Natalio!
Gorąco chciałem Cię przeprosić za moje najście w krępującej dla
Ciebie sytuacji, ale przede wszystkim przepraszam Cię za to, że po chwili
Cię przestraszyłem. Ale uwierz mi, że nie chciałem tego. Dlatego zanim
przejdę do rzeczy, jeszcze raz bardzo Cię przepraszam. Gryzło mnie sumienie
i musiałem przyjść, lecz na początku nie bardzo wiedziałem,
jak odpowiedzieć, kiedy zaczęłaś mnie zasypywać gradem pytań. Czułem
się głupio, ale chciałem Ci przekazać misję, której Markowi Będkowskiemu
nie udało się dokończyć. Boże świeć nad jego duszą... Marku gdziekolwiek
jesteś, to i tak dokonałeś praktycznie niemożliwego... Dlatego też
przekazuję za Ciebie pałeczkę tej uroczej damie...".
Tu na chwilę treść się urwała. Andrus musiał jakoś zacząć pisać tą wiadomość.
Przeprosił Natalię, ale ona już sama oceni, czy przyjmie przeprosiny, czy nie. Jego pismo
było dosyć staranne. Pisał duże litery i taki krótki kawałek tekstu zajął mu całą stronę A4.
Szczerze mówiąc, Kamil chyba się tego nie spodziewał.
Dziewczyna milczała.
Kamil podjął przerwaną lekturę, odwracając kartkę na drugą stronę:
"Chciałbym wspomnieć o tym, czego dokonał Marek Będkowski. Otóż -
rozwiązał zagadkę mrocznej przeszłości wsi Czarnobór i poznał moją tajemnicę
i dzieciństwo. W rzeczywistości (i to jest szczera prawda co
teraz powiem), że wcale nie jestem zły. Chciałem żyć w
zgodzie z ludźmi, ale nie było mi to dane. I wiesz, że teraz
zamiast być w niebie, błądzę już dość długo po ziemi jako
odrzucona dusza. Nie skrzywdziłbym nawet muchy... Ta moja
twarz... No cóż - powiem, że urodziłem się ze zdeformowaną
twarzą i raczej nie chciałem jej pokazywać. Wstydziłem się
swojego wyglądu. Płakałem cicho nocami nad swoim losem,
nad swym wyglądem. Upokorzony byłem wiele razy. Najczęściej
w dzieciństwie. Koledzy żartowali sobie ze mnie, a kiedy...
a kiedy... a kiedy zdjęli mi maskę, która nosiłem ( bezczelnie,
uwierzysz?), nie potrafiłem powstrzymać łez. Wyrwałem im
maskę i uciekłem z płaczem do domu. I tak się działo kilka
razy, dopóki nie wytrzymałem i nie przekląłem ich. To było
straszne, ale musiałem. Ze strachem o siebie. Ci koledzy zniszczyli
we mnie miłość, uszkodzili moją duszę w takim stopniu, że
zmieniłem się nie do poznania. Chociaż w głębi duszy wciąż
byłem tym miłym Andrusem. Ale coś zaczęło mną kierować,
jakaś siła i prawdopodobnie zaszczepiła we mnie ową
chęć mordu. Bez udziału swych myśli, zupełnie jak w
hipnozie wymordowałem wszystkich po kolei. Wyludniłem
wieś i wtedy zrozumiałem, że postąpiłem okropnie, że
już nie zostaną mi odpuszczone te winy. Bałem się okropnie.
Wtedy też zapłakałem, lecz nie nad swoim losem, ponieważ
wiedziałem, że został on przesądzony, ale nad śmiercią mieszkańców.
Wymordowałem ich, będąc kierowanym przez jakąś
siłę. Nie potrafię tego opisać i pojąć. Dlaczego to spotkało
mnie? W dzieciństwie miałem przyjaciółkę, którą rozumiałem
i ona jedynie podtrzymywała mnie na duchu, dużo ze mną
rozmawiała. Była piękna. Chciałem jej wyznać, co do niej
czuję, ale nie zrobiłem tego. Jestem zbyt wstydliwy... W jakimś czasie po dokonaniu tych
wszystkich morderstw postanowiłem gdzieś zamieszkać. Znalazłem dom
mieszczący się nieopodal lasu, który ponoć obciążony był klątwą.
W sumie - nie zwracałem na to uwagi. Chciałem
zapomnieć o przeszłości i ułożyć sobie życie od nowa. To fakt,
ale po niedługim czasie nie udało mi się to. W tymże
domu nawiedziły mnie zjawy mieszkańców wsi i przegoniły.
Potem już nie bardzo pamiętam, co się wydarzyło. Jedynie
to, że prawdopodobnie doprowadziły mnie do obłędu i wygnały
do lasu, gdzie jak kłoda padłem na ziemię i po chwili
skonałem. Dusza oderwała się od mojego ciała i nagle
zrozumiałem, że moje życie się skończyło. Dobrze, że przed
śmiercią zostawiłem swoje czarne rękawice w dwóch
miejscach. W młynie niedaleko lasu i w połowie drogi
do mojego domu na ścieżce, z nadzieją, że ktoś je
odnajdzie. Wtedy będę mógł się z tym kimś porozumieć.
I tak się stało po (o ile mnie pamięć nie myli) stu
latach. Wtedy pojawia się Marek Będkowski, który...".
Kamil na chwilę przerwał i spojrzał na dziewczynę. Zobaczył na jej twarzy jakąś ulgę.
Może współczuła temu Andrusowi. Z treści wiadomości wynika, że Andrus nie był złym
człowiekiem. Coś wyraźnie zmuszało go do czynienia zła. A potem zapłacił za to życiem.
W pewnym sensie Kamil także mu współczuł.
Podjął lekturę:
"... i chciał poznać moją historię.
Droga Natalio!
Ten dom, który zwiesz domem we mgle...
Okazuje się, że przez jakiś czas temu został ochrzczony
domem albo lepiej - posesją dziedzica, ponieważ wówczas,
gdy żyłem, tak na mnie mówili. Chociaż nie wiem
dlaczego i co niby miałbym odziedziczyć. Mam na
imię Andrus, a nie dziedzic (o ile to było imię).
Tak, czy inaczej, nie podobało mi się, ale cóż miałem
Zrobić?!
Wracając jeszcze do Marka... Nie sądziłem, iż będzie
on tak wytrwały w dążeniu do celu. Jednak pod
koniec zadanie go przerosło. Mimo to jestem pełen
podziwu. Natalio, Twoim zadaniem będzie odkrycie
tajemnicy tego domu. Nie wiem, czy zdołasz tego dokonać...".
Kamil znowu przerwał, ponieważ zauważył, że dziewczyna zadrżała. Ona również na
niego spojrzała. W jej zielonych oczach dostrzegł wyraźny lęk.
- Natalio - powiedział przerywając ciszę. - Co się dzieje?
Mimo, że dziewczyna się bała, odpowiedziała. Jej głos drżał:
- Słyszałeś, co on napisał?
- Tak, ale...
- Zaczyna mnie to przerastać Kamil - przerwała mu wpół słowa. - Rozumiesz? Dość, że
ledwo się to wszystko zaczęło (cokolwiek to jest) to już czuję, że będzie to zbyt trudne i
straszne.
Kamil ujął jej dłoń, kładąc wcześniej nie przeczytane jeszcze kartki na kolanach.
- Złotko - zaczął. - Poradzisz sobie.
Natalia spiorunowała go wzrokiem, odsuwając dłoń.
- Co rozumiesz poprzez stwierdzenie "poradzisz sobie"? - zapytała oschle.
Już mnie ma, pomyślał Kamil.
- Nie tak chciałem to ująć.
- A jak? - powiedziała wskazując na kartki, a potem na niego. - Może "radź
sobie sama, Natalio. To nie moja sprawa". - Czyż nie tak?
Kamil poczuł się okropnie.
- Natalio... posłuchaj mnie. Każdemu zdarza się palnąć głupotę. To, co teraz powiedziałem,
to... - zawahał się - to tak odruchowo. Wiesz każdemu się zdarza.
- Tak myślisz?
- Oczywiście - po prostu chciałem powiedzieć, że z moją pomocą dojdziemy do
rozwiązania. No chyba, że ten Andrus nie będzie chciał takiego typu działań.
- Przekonamy się - dodała dziewczyna. - czytaj dalej.
Odszukał palcem miejsce, gdzie skończył, by kontynuować lekturę:
"Ale mimo to wierzę, że Ci się uda. Dlatego też
dalsza część wiadomości to wskazówki dotyczące tego,
jak masz dotrzeć do domu we mgle. Kiedy się tam
znajdziesz, musisz odnaleźć pewne zapiski. Nie powiem,
gdzie są, bo sam tego nie wiem. Wiem za to, kto
je ukrył. Wiele tysięcy lat temu żył
pewien alchemik. Z tego, co pamiętam, to
nazywał się Pelogras LaVey. Dziwne imię, nieprawdaż?
Zresztą, mniejsza o to. Chodzi o to, że spisał
coś w stylu pamiętnika - druga dziwna rzecz. Alchemik piszący
pamiętnik - w którym ponoć zawarł historię tego
budynku, ale nie jestem pewien. Teraz chciałbym
przekazać ci drogę do tegoż domu. Zaczniesz
wędrówkę od swojego domu - ale pamiętaj - musisz
iść pieszo. Sama...".
Tu skończyła się strona ósma wiadomości. Kamil i Natalia spojrzeli sobie w oczy.
- Zaczniesz wędrówkę od swojego domu - ale pamiętaj - musisz iść pieszo. Sama... -
powtórzył Kamil ostatnie dwa zdania. - Tego się po nim nie spodziewałem.
- Sama? - spytała zaskoczonym tonem.
Kamil spojrzał na kartkę ponownie, żeby upewnić się, czy czegoś nie przekręcił. Okazało
się, że nie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin