BONES - Dzieciobójca.doc

(90 KB) Pobierz

Fanfiction

Weredka

 

Do biura Brennan weszła Angela.
- Przynoszę ci rekonstrukcję twarzy tego żołnierza, nad którym pracujesz teraz. Był taki młody kiedy zginął.
- Wiem, ale wojna często zabiera młodych ludzi, którzy jeszcze dobrze nie poznali życia. Albo okalecza ich trwale, fizycznie bądź psychicznie. – odpowiedziała jej przyjaciółka, myśląc o swoim partnerze, który sam zmagał się z takimi demonami.
- Bones! – z daleka rozległ się głos Bootha. Po chwili wszedł on do biura.
- Zbieraj swoje manatki, jedziemy na miejsce zbrodni.
- Mogę dowiedzieć się, co się stało?
- Później, teraz nie ma na to czasu. Opowiem ci w samochodzie.
Brennan szybko zmieniła ubranie i zabrała swój plecak, po czym podążyła za partnerem. Wsiedli do samochodu i tam ponowiła pytanie:
- Czy teraz powiesz mi, co się stało?
- W przedszkolu, do którego chodzi Parker, zawaliła się podłoga.
- Booth, wiem, że martwisz się o swojego syna, ale ja ci w tym wypadku nie pomogę. Mam nadzieję, że nic poważnego mu się nie stało.
- Bones, nie brałbym cię, gdybym sobie sam poradził. Okazało się, że pod zarwaną podłogą było pomieszczenie, a w nim sterta kości. Dzieci się wystraszyły, a strażacy przybyli na to miejsce zabezpieczyli teren i powiadomili FBI.
- Sterta? Czyli możliwe, że jest tam więcej niż jedna ofiara.
- Nawet bardzo prawdopodobne. Muszę poprosić Rebeccę, żeby zapisała Parkera do innego przedszkola.
Dojechali na miejsce. Wokół roiło się od płaczących dzieci oraz ich rodziców, którzy przyjechali zawiadomieni o wypadku. Podeszli do wozu strażackiego, który stał najbliżej budynku.
- Agent Seeley Booth i doktor Temperance Brennan. Czy to Pańska ekipa przyjechała pierwsza na to miejsce?
- Tak. Dostaliśmy zawiadomienie o zapadnięciu się podłogi. Kilkoro dzieci zostało uwięzionych po drugiej stronie wyrwy. Jeden chłopczyk o mało nie wpadł do zapadliny, ale zaczepił się o deski i wyciągnęła go przedszkolanka. Odważna kobieta. Ona też zauważyła kości i po czaszkach domyśliła się, że są ludzkie. Jest teraz w karetce, gdzie opatrują jej zadrapania.
- Czy można tam bezpiecznie wejść? Mam nadzieję, że pana ludzie nie naruszyli kości.
- Posypało się na dół trochę odłamków desek i tynk, ale nikt tam nie schodził. Podłoga nie jest zbyt stabilna, ale myślę, że uda się tam zejść.
- Idziemy porozmawiać z przedszkolanką czy zajmiemy się kośćmi?
- Najpierw kości, Booth. Nie chcę, żeby ktoś tam coś uszkodził.
W tym momencie zadzwonił telefon Bootha.
- Booth, słucham.
- Witaj, usłyszałam właśnie o wypadku w przedszkolu i chcę ci powiedzieć, że Parker jest ze mną. Był wczoraj wieczorem lekko przeziębiony i wzięłam wolne w pracy, żeby z nim zostać. Właśnie wróciliśmy od lekarza.
- Dzięki za telefon, Rebeko. Pozdrów go ode mnie. Czy mógłbym go odwiedzić, jeśli znajdę chwilkę?
- Jasne, ucieszy się. Ale nie będę mu mówiła, bo gdybyś nie zdążył, to by się rozczarował. Niech to będzie dla niego niespodzianka. Przyjedziesz z doktor Brennan?
- Nie wiem. Dlaczego pytasz?
- Booth, kości na nas czekają. – zawołała trochę zniecierpliwiona już Brennan.
- Muszę kończyć. Jeszcze raz dziękuję.
- Dzwoniła Rebecca. Parker nie był w przedszkolu, bo się przeziębił.
- W porządku, chodźmy już.
Po chwili partnerzy zeszli do pomieszczenia pod załamaną podłogą. Wyglądał na jakiś schowek,, jednak nie było tam żadnych drzwi, ani schodów. Brennan rozejrzała się i ujrzała co najmniej 3 czaszki.
- Czy te kości są ludzkie? – zapytał Booth.
- Bez wątpienia. Co najmniej trzy ofiary. Po wyglądzie kości mogę sądzić, że były to dzieci.
- Znów dzieci? Dopiero zamknęliśmy tego maniakalnego pseudoksiędza. Dlaczego ten miesiąc jest taki feralny?
- Wiem, że to nie będzie łatwa sprawa, Booth.
Brennan pochyliła się nad kośćmi, a tymczasem Booth zaczął świecić latarką po ciemnych kątach pomieszczenia, poszukując pozostałości schodów, bądź jakiegoś włazu. Z przerażeniem zauważył, że nad jego partnerką wisi ogromny kawał tynku, wyglądający jakby miał się lada chwila oderwać. Nie zważając na nic, rzucił się na nią, przewracając ją w tył i chroniąc od roztrzaskującego się za nimi odłamu. Huk zaalarmował strażaków
- Agencie Booth, doktor Brennan? Czy nic wam się nie stało?
- Moja partnerka jest nieprzytomna... – W chwili, gdy to mówił Brennan otworzyła oczy.
- Dlaczego zawsze muszę upadać na głowę? Teraz będę miała guza..
- Bones, do cholery! Gdybym cię nie przewrócił, to za chwilę Cam ładowałaby cię do czarnego worka!
- Nie krzycz tak. Powiedz, żeby przewieźli kości do Instytutu.
- Dobrze, ale pod warunkiem, że zanim zaczniesz pracę, zobaczy cię lekarz.
- Niech ci będzie. Tam na górze chyba jeszcze są karetki.
- Jesteś w stanie wstać?
- Jak tylko ze mnie zejdziesz. – Brennan popatrzyła na partnera, który przyglądał jej się z lekkim strachem w oczach. Wiedziała, że się o nią troszczy. Po chwili na dół spuszczono nosze.
- No nie. Na to się nie zgadzam. Nic mi nie jest. – Kiedy to mówiła, zakręciło jej się w głowie i musiała się oprzeć o Bootha.
- No dobra, nie chcę spaść, wchodząc na górę, bo zniszczę kości.
Strażacy przetransportowali ją na górę, gdzie wylądowała w karetce obok przedszkolanki.
- Widzisz, dobrze się składa. Lekarz cię zbada i opatrzy, a ja porozmawiam z panią.
- Nic mi nie jest. – odpowiedziała Bones.
- No nie jestem tego taki pewien. Ma pani na głowie paskudne rozcięcie. Mam nadzieję, że nie trzeba będzie szyć.
Lekarz zbadał Temperance i założył opatrunki na jej zranienia. W tym czasie Booth rozmawiał z przedszkolanką.
- Co robiły dzieci w chwili wypadku?
- Bawiliśmy się w berka. Zwykle robimy to na podwórku, ale mamy kilku astmatyków z alergią na pyłki. Dziś jest ich bardzo wysokie stężenie, więc postanowiliśmy zostać w budynku. W czasie zabawy usłyszałam jakieś trzeszczenie i po chwili podłoga runęła. Większość dzieci była wtedy pod ścianami, bo chłopiec, który był berkiem, biegł przez środek. To właśnie on prawie wpadł do rozpadliny. Wtedy też zobaczyłam te kości.
- Od kiedy pani pracuje w tym przedszkolu?
- Od zeszłego roku, kiedy ponownie je otwarto. Wcześniej przez dwa lata stało zamknięte. Właściciel budynku rok temu go wyremontował i wynajął jako przedszkole.
- Proszę, żeby podała mi pani dane właściciela i osoby, która wynajmuje budynek.
- Właściciel nazywa się Mark Fitch, a przedszkole jest własnością Amy Kappy.
- Dziękuję. Będę z panią w kontakcie. Co z tobą Bones? - zwrócił się do partnerki.
- Ma pan paskudnie otarte ręce. Zaraz je opatrzę. – zwrócił się sanitariusz do Bootha.
- Nie, nie trzeba. Ja...
- Mnie wysyłasz do szpitala, a ty sam chcesz złapać jakieś paskudne zarażenie, tężca, albo coś jeszcze gorszego.
- Bones..., no dobrze. – zamilkł pod karcącym spojrzeniem partnerki
- Ssss, to okropnie szczypie! – Booth skrzywił się niemiłosiernie.
- Dlaczego wszyscy faceci nawet się nie skrzywią, gdy tłucze ich jakiś zbir, albo wbija im śrubokręt w nogę, ale krzywią się na wodę utlenioną? – Brennan uśmiechnęła się, patrząc na Bootha. Ten spojrzał na nią krzywo.
- Czy możemy już jechać?
- Tak, ale proszę dopilnować, żeby pana partnerka wypoczęła dziś choć trochę. Urazy głowy są nieprzewidywalne. Gdyby pojawiły się zawroty głowy, mdłości lub zaburzenia równowagi, proszę ją przywieźć do szpitala.
- Dziękujemy.
Partnerzy poszli do SUVa. Sanitariusz stojący obok lekarza powiedział:
- Gdybym nie wiedział, że są tylko partnerami z pracy, to powiedziałbym, że to małżeństwo z kilkuletnim stażem. On tak się o nią troszczy... – oboje się roześmiali.
Tymczasem w SUVie panowała niezręczna cisza.

 

- Booth, dziękuję, że mnie uratowałeś. Po raz kolejny... Przypuszczam, że gdybym zginęła, to nikt nie zapłakałby na moim pogrzebie... No może Angela...
- Temperance, ja bym zapłakał. A gdyby to się stało w mojej obecności, to nie wybaczyłbym sobie do końca życia. Nie chcę stracić partnerki... „Jak wyglądałoby moje życie bez Brennan” – pomyślał i wzdrygnął się.
- Zimno ci, Booth??
- Nie, jedźmy. Musisz odpocząć.

W Instytucie

-Co ci się znowu stało, Tempe? – zapytała Angela.
- Mam nadzieję, że to nie był jakiś psychopata z siekierą albo fan twoich książek, chcący na siłę zdobyć twój autograf??
- To byłem ja, Angelo – odezwał się Booth.
- O kurczę, wiem, że się czasami kłócicie, ale do rękoczynów między wami nie dochodziło. Czyżby to się zmieniło?? Nadepnęła ci na odcisk?
- Na nic nie nadepnęłam... Booth przewrócił mnie, ratując przed spadającym odłamem tynku na miejscu zbrodni. Uderzyłam się wtedy w głowę. Czy przywieźli już kości?
- Tak, Zack i Hodgins już się nimi zajmują.
- W takim razie idę tam.
- Bones, nie przeginaj. Lekarz kazał ci odpocząć. Jeśli teraz nie położysz się na co najmniej pół godziny, to załatwię ci odsunięcie od sprawy.
- Ty mi grozisz, Booth.
- Tylko dla twojego dobra. Angela, na razie nie masz nic do roboty. Dopilnuj, żeby się położyła.
- Hej, ja tu jestem!
- Dobrze się składa. W końcu będziesz miała trochę czasu, żeby pomóc mi wybrać suknię ślubną i sukienki druhen. Chyba nie wycofasz się z tego zadania po tym, co przydarzyło się ostatnio na naszym ślubie? – zapytała Angela, prowadząc Brennan do jej gabinetu.
- Co się tu dzieje? Dlaczego Temperance nie idzie do Zacka i Hodginsa? – zapytała Cam, która właśnie weszła do Instytutu.
- Bones oberwała ode mnie w głowę. Angela ci wyjaśni. Macie do zbadania co najmniej trzy ciała. Wszystkie prawdopodobnie należą do dzieci. Ja muszę zlokalizować właściciela budynku i przedszkola. Niedługo wrócę. Bones ma odpoczywać przez pół godziny. To zalecenie lekarza.
Temperance miała ochotę zaprotestować, lecz faktycznie nie czuła się najlepiej. Poszła więc bez oporów do gabinetu i przeglądała z Angelą ślubne katalogi. Wytrzymała jednak tylko 20 minut.
- Ange, ja muszę tam iść. Zrozum, tam są szczątki dzieci. Muszę złapać tego drania, który im to zrobił.
- Dzieci? Nie wiedziałam. Idź, będę cię kryć przed Boothem.
Brennan weszła na platformę i zobaczyła 5 stołów pokrytych kośćmi. Żaden z nich nie należał do osoby dorosłej.
- Zack, czego się dowiedziałeś?
- Mamy 5 szkieletów dzieci, są kompletne, ale w każdym brakuje jednego palca prawej ręki. Małego palca. Na razie nie znam przyczyny zgonów. Wszystkie są szkieletami dzieci pomiędzy 4 a 7 rokiem życia.
- Hodgins, a ty co masz?
- Zebrałem próbki substancji organicznych i zaraz zabieram się za ich analizę. Na razie ustaliłem, że zgony nastąpiły około 1,5 roku temu. Mniej więcej w przeciągu dwóch tygodni.
- Dobra, zaraz przekażę te informacje Boothowi. Angela, czeka cię teraz trudna praca. Zrób rekonstrukcję twarzy tych dzieci.
- Kto chciałby zabijać takie maleństwa? Czasami nienawidzę swojej pracy. Czaszki są w całości, więc nie powinno mi to zająć zbyt dużo czasu.
Brennan pochyliła się nad pierwszym szkieletem.
- Dziewczynka, lat 4, rasa biała. Na prawym ramieniu widać ślady po dawniejszym złamaniu. To częste miejsce urazów u dzieci. Nie widzę jednak niczego, co mogłoby być przyczyną zgonu.
- Chłopiec, lat 7, rasa biała.
- Chłopiec, lat 5, rasa biała.
- Dziewczynka, lat 6, rasa biała
- Dziewczynka, lat 6, rasa biała.
- Dwie ostatnie ofiary prawdopodobnie są bliźniaczkami. Świadczą o tym ich kości stopy. Prawdopodobnie urodziły się z szóstym palcem u lewej stopy, który został im chirurgicznie usunięty.
Na platformę wszedł Booth.
- Co macie? Bones, dobrze się czujesz?
- Bywało gorzej. Na razie nie mamy nic konkretnego. Zack przepuści informacje przez system osób zaginionych, Angela pracuje nad rekonstrukcjami twarzy ofiar, a Hodgins analizuje ślady organiczne.
- Ja namierzyłem właścicieli budynku i szefa przedszkola. Pojedziesz tam ze mną?
- Mamy tu dużo roboty, Booth. Zack nie da sobie rady z tym wszystkim.
- Ja mu pomogę. – do ekipy dołączyła Cam.
- Jedź, jeśli będziemy mieli jakieś problemy, to zadzwonimy.
- W porządku. Jak tylko będziecie coś wiedzieć, to dajcie znać.

 

Partnerzy wsiedli do SUVa. Przez chwilę panowała cisza. W końcu Brennan zapytała:
- Dlaczego chciałeś, żebym z tobą pojechała? Przecież bardziej się przydam w instytucie.
- Bones, nie marudź. Chciałem cię po prostu mieć na oku, żeby wiedzieć, czy nie poczujesz się gorzej.
Temperance uśmiechnęła się, widząc troskę w oczach partnera.
- Dzięki.
- Za co mi dziękujesz?
Brennan jednak nie odpowiedziała, gdyż właśnie dojechali pod dom właściciela budynku. Była to ogromna willa. Właściciel zaprowadził ich do przeszklonego ogrodu zimowego, w którym panowała dość wysoka temperatura.
- Piękne orchidee i storczyki.
- Tak, moja żona jest zapalonym hodowcą. Ma już wiele odmian. To tylko część jej kolekcji.
- Chcielibyśmy zadać panu parę pytań. Czy wie pan, panie Fitch, że w pana budynku wynajmowanym na przedszkole zawaliła się podłoga?
- Tak, byłem tam chwilę temu. Nie jest to jednak moja wina. Przed oddaniem do użytku dom był dokładnie sprawdzony i wyremontowany. Ekspert budowlany z renomowanej firmy potwierdził ten fakt. Mogę państwu pokazać wszystkie dokumenty.
- Chętnie się z nimi zapoznamy. Czy wiedział Pan o pomieszczeniu pod podłogą?
- Nie, nie jest ono uwzględnione w planach. Kupiłem ten budynek 10 lat za grosze. Wcześniej również było tam przedszkole, jednak jego właścicielka wyjechała. Ponoć miała problemy psychiczne i została skazana za znęcanie się nad dziećmi.
- Dziękujemy za pomoc. Jeśli może nam pan udostępnić plany, to będziemy wdzięczni. Oddamy je jak najszybciej. Będziemy w kontakcie.
- Mam nadzieję, że szybko znajdziecie kogoś odpowiedzialnego za te zbrodnie.
Wyszli z domu i wiedli do samochodu.
- Gdzie jedziemy teraz Booth?
Do właściciela przedszkola. Jest nią Amy Kappy. Mieszka niedaleko przedszkola.
- To może ja w czasie twojej rozmowy zobaczę to miejsce? Może coś przeoczyliśmy?
- Bones, beze mnie nigdzie nie pójdziesz. I to jest koniec dyskusji, więc nie próbuj na mnie swoich naukowych argumentów – powiedział podniesionym głosem, patrząc na Brennan groźnym wzrokiem.
Nie zdążyli się jednak pokłócić, bo właśnie zaparkowali przed domem pani Kappy. Był to mały domek, otoczony białym płotkiem.
- Zawsze chciałam mieć taki domek. – odezwała się Brennan.
- Kiedy przebywałam w kolejnych rodzinach zastępczych, wyobrażałam sobie, że kiedyś zamieszkam w takim domku.
- Dlaczego tego nie robisz? Przecież funduszy ci chyba wystarczy?
- Nie wiem czemu, Booth. To przecież tylko domek z marzeń.
- Ale marzenia są po to, żeby je realizować. Kiedyś marzyłem o elektrycznej kolejce. I wiesz co? Kupiłem ją sobie, kiedy tylko zacząłem zarabiać. Teraz ma ją Parker.
Wyszli z samochodu i podeszli do drzwi. Zadzwonili, lecz nikt im nie otwierał.
-Pani Kappy? Tu agent Booth. Dzwoniłem do pani w sprawie przedszkola.
Brennan podeszła do okna werandy i zajrzała do środka.
- Booth, tam na podłodze ktoś leży.
Jej partner wyciągnął pistolet i powiedział do niej:
- Trzymaj się za mną. Tam może ktoś być.
Kopnięciem wyważył drzwi i weszli do środka. Booth rozejrzał się po pomieszczeniach, a Brennan uklęknęła przy leżącej kobiecie.
- Booth, ona żyje. Spójrz.
Pokazała mu szklany pojemniczek, w którym pozostało już niewiele tabletek.
- Chyba usiłowała popełnić samobójstwo. Zadzwonię po pogotowie.
Tymczasem do domu weszła nastolatka. Widząc leżącą na podłodze kobietę, zaczęła krzyczeć:
- Mamo, mamusiu! Co ty zrobiłaś?
Temperance dotknęła ramienia dziewczyny i powiedziała:
- Ona żyje. Wezwaliśmy już karetkę. Zaraz tu będą. Czy twoja matka miała jakieś problemy?
- Już kiedyś próbowała popełnić samobójstwo. Półtora roku temu.
Partnerzy spojrzeli po sobie. Podejrzewali jakiś związek między tymi sytuacjami. Po chwili pojawiła się karetka, która zabrała kobietę do szpitala.
- Jedziemy za nią do szpitala czy do instytutu? – zapytała Brennan.
- Poproszę, żeby FBI wysłało do szpitala jakiegoś agenta. Dają nam znać, kiedy pani Kappy odzyska przytomność. Wtedy ją przesłuchamy. Na razie jedźmy do Instytutu.

W Instytucie
Przy każdym z pięciu szczątek wisiał już portret sporządzony przez Angelę. Uśmiechnięte twarzyczki małych dzieci były rozczulające nawet dla Brennan, która miała dość radykalne poglądy, jeśli chodzi o posiadanie dzieci. Angela miała w oczach łzy, a cały zespół pracował w ciszy i skupieniu. Nawet Zack i Hodgins nie walczyli o tytuł króla laboratorium, choć było to ich zwyczajem przy każdej sprawie. Ta zbrodnia wstrząsnęła wszystkimi.
- Zidentyfikowaliście któreś z dzieci?
- Wszystkie.
Czteroletnia dziewczynka to Madeleine Johnson.
- Siedmioletni chłopiec to Lucas Shase.
- Pięcioletni chłopiec to Nathan Kyles.
- Sześcioletnie dziewczynki to Rebecca i Francesca Parker. Bliźniaczki jednojajowe.
Wszystkie dzieci zaginęły około 20 miesięcy temu. Nie znaleziono osób odpowiedzialnych za te porwania.
- Czy wiemy coś o przyczynie śmierci?
- Analiza toksykologiczna wykazała obecność amitryptyliny w organizmach dzieci. – powiedziała Cam.
- To wyjaśniałoby supresję szpiku kostnego. – stwierdził Zack.
- Jakie działanie ma amitryptylina i przy jakich chorobach jest stosowana?
- Mechanizm działania amitryptyliny polega na niewybiórczym i w równym stopniu hamowaniu zwrotnego wychwytu noradrenaliny i serotoniny przez neurony ośrodkowego układu nerwowego i zahamowania ich inaktywacji w zakończeniach neuronów - skutkiem jest zwiększenie stężenia serotoniny i noradrenaliny w szczelinie między synapsami. Działanie uspokajające wynika prawdopodobnie z jej wpływu na receptory histaminowe. Stosowana jest przy zaburzeniach depresyjnych, a także jako leczenie wspomagające bólu neuropatycznego.
- Czyli nasz podejrzany prawdopodobnie zażywa ten lek. Ale po co podawał go dzieciom? – zapytał Booth.
- Często powoduje on nadmierną senność, a także śpiączkę. Jednak choć stężenie amitryptyliny było wysokie, to jednak ona nie spowodowała śmierci. – odezwała się Cam.
- Zack, czy na kościach są jakieś ślady, które mogą nam powiedzieć, co się stało?
- Znalazłem ślady mogące świadczyć o znęcaniu się nad tymi dziećmi, jednak nie były one śmiertelne.
- Co więc mogło spowodować ich śmierć?

 

- Doktor Brennan, zauważyłem coś dziwnego na kościach. Czy może Pani na to spojrzeć?
- Chyba wiem, jaka jest przyczyna śmierci. Te dzieci zostały zagłodzone na śmierć. To musiało trwać co najmniej trzy tygodnie. Umierały bardzo powoli i bardzo cierpiąc. Widziałam już to u dzieci w Etiopii. – stwierdziła Brennan.
- Okropna śmierć! Muszę dorwać tego drania. Czy macie coś na podstawie czego możemy go zidentyfikować? – zapytał wstrząśnięty Booth.
- Brak odcisków palców. Ale znalazłem dziwną substancję na szczątkach zachowanych ubrań. Jest to pyłek kwiatowy z Phalaenopsis deliciosa, storczyka występującego tylko na Malezji. – stwierdził Hodgins.
- Albo w prywatnych kolekcjach... – Booth i Brennan spojrzeli na siebie.
- Wracamy do pana Fitcha. Chyba nie był z nami do końca szczery. – powiedział Booth.

Podjechali pod dom państwa Fitchów, tym razem otworzyła im żona.
- Agent specjalny Seeley Booth i doktor Temperance Brennan. Chcielibyśmy z Państwem porozmawiać.
- Doktor Brennan? Autorka „Po kości”? Bardzo podobała mi się pani książka.
- Dziękuję. Chcielibyśmy się dowiedzieć, czy ma pani swojej kolekcji Phalaenopsis deliciosa.
- Tak, mam. Niestety teraz nie kwitnie. Jego kwiaty pojawiają się raz w roku. U mnie będą za pół roku.
- Na jednym z ciał znalezionych w piwnicy Państwa budynku znaleźliśmy pyłek tego kwiatu. To stawia panią w złym świetle.
- O mój Boże! Nie zabiłabym żadnego dziecka. Proszę poczekać. Przyniosę mój rejestr kwitnienia. Może będę mogła jakoś pomóc.
- Wierzysz jej? – zapytała Brennan.
- Nie wyczuwam kłamstwa. Ale na razie jest podejrzana.
Kobieta wróciła, niosąc ogromny segregator.
- Interesuje nas, czy ten storczyk kwitł przed 20 miesiącami.
- Zaraz sprawdzę. Nie, mój storczyk zakwitł ostatnio półtora roku temu. Ale muszę jeszcze coś sprawdzić. Przypominam sobie, że mniej więcej w tym czasie sprzedałam jeden taki okaz. Muszę sprawdzić moje faktury. Niestety trochę to zajmie.
W tym momencie zadzwonił telefon.
- Booth, słucham.
- Przedszkolanka odzyskała przytomność. Mówi, że ma wam coś ważnego do powiedzenia.
- Dobrze. Zaraz tam przyjedziemy. Pani Fitch, to jest mój numer telefonu. Proszę zadzwonić, kiedy odnajdzie pani to nazwisko.
- Oczywiście, już się za to zabieram.
Partnerzy wsiedli do auta. Booth włączył syrenę i nacisnął gaz.
- Dlaczego się tak śpieszysz? W końcu ze szpitala chyba nie ucieknie?
- Spieszy mi się, żeby dorwać tego sukinsyna, który zrobił to dzieciom. Gdy pomyślę, że mogłoby to spotkać Parkera. Jeśli dziś szybko skończymy, to pojadę go odwiedzić. Rebecca pytała, czy przyjedziesz ze mną?
- Rebecca chciała się ze mną spotkać? Ja prawie jej nie znam.
- Zrobisz, jak zechcesz.
Zaparkowali przed szpitalem i poszli do sali, w której leżała przedszkolanka.
- Pani Kappy, jakie informacje ma pani dla nas.
- Chyba wiem, kto mógł zamordować te dzieci. Pracowałam w tym przedszkolu już dawniej, za czasów poprzedniej właścicielki. Ona była czasami bardzo agresywna. Widziałam, jak brała leki przeciwdepresyjne. Zamknięto przedszkole, kiedy jeden z rodziców oskarżył ją o pobicie dziecka. Dostała wyrok w zawieszeniu i zakaz pełnienia funkcji opiekuńczych wobec dzieci. Przeszłam wtedy do innego przedszkola. Jednak niedługo potem zorientowałam się, że zostawiłam w tamtym przedszkolu moje gry planszowe. Postanowiłam je odzyskać. Poprosiłam pana Fitcha o klucze i powiedziałam mu, w jakim celu tam idę. Ogromnie się zdziwiłam, gdy spotkałam tam panią Graves. Okazało się, że ma swój komplet kluczy. Słyszałam też jakby płacz dziecka, ale ona powiedziała mi, że to jej wnuczka, pozostawiona w wózku w biurze płacze. Zabrałam swoje gry i poszłam do domu. Nie zastanawiałam się nad tym. Potem wylądowałam w szpitalu po próbie samobójczej.
- Czy może nam pani powiedzieć, czym była spowodowana ta próba?
- Mój mąż odszedł ode mnie, gdy byłam w ciąży. Kilka dni później poroniłam. To był dla mnie naprawdę trudny czas. A teraz to wydarzenie... Może gdybym wtedy sprawdziła...
Kobieta rozpłakała się.
- Może nam jednak pani pomóc teraz. Proszę nam podać wszystkie dane, które pani pamięta.
W tym momencie zadzwonił telefon Bootha.
- Słucham.
- Sprawdziłam moje księgi rachunkowe i klientką, która kupiła ten storczyk była Natalie Graves.
- Dziękuję pani bardzo za pomoc.
- Czy ta kobieta nazywała się Natalie Graves?
- Tak. Czy coś o niej wiadomo?
- Kupiła egzotyczny storczyk, którego pyłek znaleźliśmy przy ofiarach. Musimy ją odnaleźć.

W samochodzie Booth wyjął telefon i zadzwonił do swego biura, aby sprawdzili adres pani Graves. Po otrzymaniu tej informacji pojechali do niej. Otworzyła im starsza kobieta. Nie mogli jej aresztować, gdyż dowody nie wskazywały jednoznacznie na jej winę. Poprosili więc ją, by pojechała z nimi i opowiedziała na kilka pytań. Siedząc naprzeciwko niej, nie wierzyli w to, że mogła to zrobić. Wyglądała, jak dobrotliwa babcia.
- Czy może nam pani powiedzieć, gdzie przebywała po zamknięciu przedszkola, w którym pani pracowała?
- Przeszłam na emeryturę i na pewien czas pojechałam do córki. Spędziłam tam może dwa miesiące, po czym wróciłam do domu i zajęłam się hodowlą egzotycznych kwiatów.
-Czy to prawda, że została pani skazana za znęcanie się nad dziećmi?
- Tak, ale nie czuję się winna. Przyłożyłam chłopcowi, który bił inne dzieci. To było tylko dla jego dobra.
- Czy zna pani te dzieci? – zapytał Booth, pokazując kopie rysunków Angeli.
- Wydaje mi się, że tak. Możliwe, że były moimi podopiecznymi.
- Dziękujemy pani.
Po wyjściu z pokoju przesłuchań Booth zapytał Brennan:
- Co o tym sądzisz? Pyłek storczyka, ona zna te dzieci, pracowała w tym miejscu...
- Nie wygląda na mordercę, ale jak wiemy, wygląd bywa bardzo mylący. Postaraj się o nakaz na przeszukanie jej domu.
W tym momencie zadzwonił telefon Brennan.
- Tak, Angelo?
- Znaleźliśmy jakieś kawałki celulozy pomiędzy zachowanymi ubraniami. Właśnie staram się je odzyskać komputerowo. Zadzwonię, jak będę miała konkretny obraz.
- Dobrze, czy Zack coś jeszcze znalazł?
- Zack nie, ale Hodgins odkrył włos. Okazało się, że to włos kota. Więc jeśli zatrzymana ma rudego kota, to jest duże prawdopodobieństwo, że ją mamy.
- Staramy się o nakaz przeszukania jej domu.
- Bones, jedziemy. Mamy nakaz. – zawołał Booth
- Zadzwonię Angela.
Gdy po raz kolejny znaleźli się przed domem podejrzanej, telefon odezwał się po raz kolejny
- Co masz Angela?
- Znaleziony papier to była recepta na nazwisko pani Graves. Zgadnij na jakie lekarstwo?
- Amitryptylina?
- Bingo!
- Booth, mamy niepodważalny dowód.
- Bones, zobacz na ten kosz. W co były ubrane te dzieci w dniu zniknięcia, Angela?
Angela opisała im przedmioty, znajdujące się na meldunkach rodziców. Większość się zgadzała.
- W takim razie jedziemy ją zatrzymać.
Pani Graves nie zdążyła jeszcze opuścić budynku FBI.
- Natalie Graves, aresztuję cię za pięciokrotne morderstwo. Masz prawo milczeć, wszystko, co powiesz, może zostać użyte przeciwko tobie.
- To nie moja wina. Ja tylko chciałam wychować tych smarkaczy. Były nieposłuszne. Dzieci trzeba trzymać krótko, bo inaczej się ich nie wychowa.

 

Partnerzy wsiedli do samochodu.
- To straszne. Jak można trzymać dzieci w takim pomieszczeniu? Bez jedzenia? Bez picia? Okropna śmierć dla nich.
- Tak, wstrząsnęła mną ta sprawa. Nie czuję się dobrze.
- Bo ci jest, Bones? Zawroty głowy, mdłości? Zawiozę cię do szpitala.
- Nie, Booth. Głowa trochę mnie pobolewa, ale tak jakoś dziwnie mi...
- Pojedziesz ze mną odwiedzić Parkera? Na pewno się ucieszy z twojej wizyty..
- Nie chciałabym przeszkadzać. Poza tym ty i Rebecca...
- Bones, przecież wiesz, że między mną a Rebeccą nic nie ma. To się już dawno skończyło. Poza tym... dziękuję, że się za mną wstawiłaś.
- Ja, kiedy?
- Wiem, że wtedy w budynku FBI rozmawiałyście ze sobą. Rebecca mi powiedziała. To dla mnie naprawdę ważne...
- Dobrze, pojadę z tobą, ale potem zamówię sobie tajskie i zabieram się za papierkową robotę.
- Jeśli zaprosisz mnie na tajskie, to nawet ci pomogę. Dla dobrego jedzenia zrobię wszystko...
- Czy na pewno wszystko? – zapytała Brennan, a w jej oczach zamigotały wesołe ogniki.
- Bones, co ty kombinujesz?
- Nic. Jedźmy.
Zatrzymali się przed domem Rebeki. Brennan pod pachą ściskała dużego misia, którego uparła się kupić po drodze dla Parkera. Drzwi otworzyły się, a z głębi domu rozległ się okrzyk:
- Tatuś!
- Cześć, chłopie! Słyszałem, że jesteś chory. Przyprowadziłem ci gościa.
- Doktor Brennan! Bardzo się cieszę!
- Proszę, to dla ciebie.
- Mamo, zobacz jakiego ślicznego misia przyniosła mi doktor Brennan.
- Dziękuję w imieniu Parkera. Napijecie się kawy?
- My musimy już... Chętnie – Temperance uległa, widząc błagalny wzrok Bootha.
- Ale tylko na chwilę. Mamy dziś pracowity wieczór.
Najbliższe pół godzinki spędzili miło, gawędząc przy kawie. Gdy Parkerowi oczy zaczęły się kleić, Booth zaniósł go do łóżka. Kobiety zostały same.
- Doktor Brennan, czy mogę cię o coś zapytać?
- Mów mi Temperance. O co chcesz zapytać?
- Czy wy z Seeley’m jesteście razem? To znaczy się, czy jesteście parą?
- Nie, jesteśmy tylko partnerami w pracy.
- Ale spędzacie ze sobą dużo czasu też po pracy?? Czy na pewno?
- Na pewno! – ucięła Brennan
- Co na pewno? – zapytał Booth, wchodząc do pokoju.
- Na pewno musimy się już zbierać. Raporty czekają. Do widzenia, Rebecco.
Wsiedli do samochodu. Brennan zaczęła się zastanawiać nad słowami Rebeki. Booth był jej najlepszym przyjacielem. Gdy znajdowała się w opałach, zawsze mogła na niego liczyć. Dziś po raz kolejny uratował jej życie.
- O czym rozmawiałyście z Rebeką? – Booth przerwał jej rozmyślania.
- O niczym ważnym. Takie babskie plotki.
- Bones, ty i plotki? Dzięki mojemu towarzystwu stajesz się człowiekiem.
- Dlatego, że potrafię plotkować? I dlaczego my nie jedziemy w stronę Instytutu.
- Bones, zaufaj mi. Mam dla ciebie niespodziankę.
- Co ty znów wymyśliłeś?
Po chwili zatrzymali się przed małym domkiem, otoczonym płotkiem. W blasku zachodzącego słońca widać było werandę, na niej huśtawkę i ogród. Wokół unosił się upajający zapach jaśminu i róż.
-Booth, gdzie my jesteśmy? Czy to jakaś kolejna sprawa?
- Czy ty potrafisz myśleć tylko o pracy? Pamiętasz, jak mówiłaś mi dziś o swoich marzeniach?
- Mój kolega wyjechał na miesiąc zagranicę. Mam klucz do jego domku. Wpadam tu czasami, by zobaczyć, czy coś się nie stało. Pomyślałem, że choć na chwilę spełnię twoje marzenie. Proszę, oto klucz.
- Ale Booth, co ja mam zrobić z tym kluczem?
- Możesz zobaczyć, jak wygląda w środku. Jego żona jest dekoratorką wnętrz i środek wygląda fantastycznie. Ja tymczasem poczekam na naszą kolację.
- Ale jak? Kiedy?
- Spiskowaliśmy trochę z Parkerem. – Booth obdarzył swoją partnerkę czarującym uśmiechem, któremu nie mogła się oprzeć. – Idź do środka. Mój kolega się nie obrazi.
Temperance otworzyła drzwi i zapalając światła, przeszła po pomieszczeniach. Nagle znalazła się w pomieszczeniu prawie identycznym jak w jej marzeniach. W pokoju był kominek, na gzymsie którego stały rodzinne zdjęcia i pamiątki. Na małym stoliczku stały zasuszone róże i drobne figurki z porcelany. W oknie – krótka firanka i ciężkie bordowe kotary. Zapatrzyła się w to miejsce. Nie zauważyła, kiedy w drzwiach pokoju stanął Booth i zaczął się w nią wpatrywać. Wyczuła jego obecność i obróciła się.
- Madam, podano do stołu. Jest taki piękny wieczór, więc pomyślałem, że zjemy na werandzie.
Booth nakrył mały stolik haftowaną serwetką, do wazonu narwał kwiatów i zapalił świece. Wyglądało to bardzo romantycznie.
- Jestem naprawdę głodna.
Usiedli razem na huśtawce i zajadali ich ulubione tajskie, rozmawiając o różnych sprawach. Brennan nachyliła się do Bootha.
-Dziękuję ci – i chciała pocałować go w policzek. Ten jednak w tej chwili obrócił głowę i usta Temperance wylądowały na jego ustach. Pocałował ją...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin