Polska nierozumem stoi.doc

(57 KB) Pobierz
Polska nierozumem stoi

Polska nierozumem stoi?

 

  Ks. Prof. Czesław Bartnik

 

Na początku XVII wieku szlachta, głosząca pełną "demokrację szlachecką", chełpiła się, że Polska nierządem stoi, czyli ma się doskonale bez rządu. Było to jakieś przekorne nawiązanie do starorzymskiej dewizy: Rzym stoi wybitnymi mężami, a może i do formuły chrześcijańskorzymskiej: Moribusu stat Roma (Rzym stoi cnotami). Dziś obawiamy się, żeby w naszych czasach nie narodziła się dewiza: Polska nierozumem stoi.

 

Istotnie, jest wiele przejawów jakiegoś ogólnego nierozumu. A największym nierozumem jest próba zbudowania całego życia Trzeciej Rzeczypospolitej na nowym kierunku w kulturze euroatlantyckiej, który ciągle trudno dokładnie nazwać, ale nazwijmy go liberalizmem lub socliberalizmem. Każdy nowy kierunek umysłowy (a także społeczny, gospodarczy, kulturowy, artystyczny) miewa trochę rzeczy twórczych i dodatnich, a trochę niszczących i ujemnych. Liberalizm ma trochę cech twórczych i dodatnich dla ustabilizowanych i bogatych krajów zachodnich. Jednak wydaje się raczej niszczący i ujemny dla Polski i dla całego obszaru postkomunistycznego, który jest niemal w całości zrujnowany i nie ma jeszcze żadnych struktur stabilnych i mocnych. Krótko mówiąc, u nas liberalizm jawi się jako drugie, również potworkowate, wydanie marksizmu o całkowicie obcym pochodzeniu. Przede wszystkim przez ten kierunek oligarchowie świata zarzucają nam znowu różne pętle na szyję. Oto niektóre.

Pętla ateizująca

 

Właściwa pętla ateistyczna jest skrywana pod hasłami wolności, otwartości, tolerancji i humanizmu, ale nie wszystko da się ukryć. Oto liberalizm kategorycznie wyrzuca z publicznego życia europejskiego podstawowe dla nas słowa: Bóg, religia, wiara, Ewangelia, Chrystus, chrześcijaństwo, Kościół, katolicyzm, życie wieczne... Zostawia się tylko słowo "judaizm", bo oznacza ono nie tyle religię, ile raczej narodowość. Zresztą w liberalizmie prym wiedzie lobby żydowskie. Władze UE bawią się w ciuciubabkę z episkopatami krajów europejskich, które chciałyby uzyskać jakiś wpływ na prawodawstwo UE, choćby na ewentualną Konstytucję Europejską, żeby tam umieścić przynajmniej słowo "Bóg". Jednak starania episkopatów nie odnoszą żadnych skutków. A i u nas są przecieki, że po rozmowach z naszą Komisją Biskupią na temat invocatio Dei (wezwanie imienia Bożego), strona państwowa potem pokładała się ze śmiechu z powodu takiej "naiwności".

 

Sprawa invocatio Dei w Konstytucji jest tylko symbolem. W głębi rzeczy z ateizującej się Europy Zachodniej i z Ameryki idzie - inspirowany przez specjalne ośrodki ideologiczne - potężny atak na chrześcijaństwo, na Kościół i etykę tradycyjną. A głównym narzędziem są media. Ośmiesza się wszystkie tematy religijne i chrześcijańskie. Odciąga się dzieci i młodzież od Kościoła i moralności chrześcijańskiej - w szkole, literaturze, kulturze, filmie, teatrze, w innych stukach. Inspiratorzy tego kierunku zdobywają ogromny wpływ na władze publiczne, czyniąc je także swoimi narzędziami w budowie eksperymentalnego świata antychrześcijańskiego. Siła tego wpływu płynie głównie ze skoncentrowania w ich rękach wielkich finansów świata (globalizm).

 

W Polsce dążą za wszelką cenę do rozbicia Kościoła katolickiego, uchodzącego za szczególnie mocny, i starają się pozyskać sobie za narzędzia niektórych duchownych, zwłaszcza biskupów oraz niektóre ośrodki katolików świeckich. Bardzo ich boli solidarnościowy związek Kościoła polskiego ze światem robotniczym (dziś już niemal zerwany!), a także związek Kościoła ze wsią oraz z Poloniami na emigracji. Dlatego nawet nasi władcy wywodzący się z "Solidarności" nie chcieli się spotykać oficjalnie z polskimi duchownymi w czasie swych wizyt zagranicznych, by zachować "rozdział Kościoła od państwa", choć w niektórych krajach tylko Kościół był ostoją dla Polonii. Niszczenie wsi z kolei ma na celu pozbawienie Kościoła ważnego bastionu i zarazem zniszczenie grzybni powołań. Ponadto państwo stale stara się ograniczać działalność społeczną Kościoła, nawet charytatywną (np. prowadzenie aptek z lekami gratisowymi z Zachodu), a przede wszystkim nie informuje o tej działalności. Środki nacisku na państwo ze strony lobby liberalistycznego są potężne.

 

Gra się coraz bardziej podstępnie kartą papieską. Z jednej strony pomniejsza się znaczenie tej Postaci (por. wystawa w Zachęcie, wypowiedzi w niektórych pismach), a z drugiej strony przedstawia się Papieża jako bezwarunkowego zwolennika naszego natychmiastowego wejścia do UE. Redaktor naczelny "Znaku" w Krakowie wypowiedział się 17 VI 2002 r. w telewizji, że Papież w czasie sierpniowej wizyty powinien się zająć Kościołem w Polsce, domyślnie grzesznym i zacofanym. Tymczasem my myślimy, że jeśli już, to powinien się zająć stanem kościelności i prawowierności pseudokatolickich ugrupowań liberalistycznych.

 

W UE przygotowuje się prawo, że teologia nie będzie mogła mieć publicznego statusu uniwersyteckiego, a więc i dotacji budżetowych. Wyjaśnia to, dlaczego i niektórzy nasi duchowni, służący liberałom, są przeciwnikami tworzenia wydziałów teologicznych przy uniwersytetach państwowych. Teologia to dla nich coś wstydliwego, nienaukowego i prywatnego. Toteż już teraz bywa często, że jeśli ktoś chce uzyskać dotację na wydawnictwo, sympozjum, badania, to nie może w temacie umieszczać słowa "teologia" lub "katolicyzm", a tylko "kultura". Urząd państwowy bowiem może nie dać dotacji z tego powodu, a biznesmeni z kolei nie uzyskają zniżki podatkowej. Podobnie jest z tematami ochrony życia, sakramentu małżeństwa, etyki katolickiej, patriotyzmu, narodu, Armii Krajowej, zmagań o niepodległość Polski... Jeszcze gorzej jest na Ukrainie, gdzie np. żadna instytucja nie może nosić w nazwie "teologiczna". Poza tym 3 VII 2002 r. Parlament Europejski wezwał całą UE i kraje kandydujące do zalegalizowania nieograniczonej aborcji na życzenie oraz do rozdawnictwa środków antykoncepcyjnych młodzieży nastoletniej, z podtekstem zachęty do seksu wśród dzieci. Jeszcze na początku lat 70. proponowano KUL-owi, żeby Wydział Teologiczny nazwać Wydziałem Religioznawstwa.

 

Co tego rodzaju zjawiska znaczą? Prowadzą one do źródeł liberalno-masońskich, głównie w ośrodkach zachodnich. I oto korzystanie z tych źródeł, jak i wszelka walka z religią, jawna czy ukryta, jest wielkim nierozumem. To raczej ateizm powinien być sprawą prywatną, a nie wiara w Boga.

Pętla przemysłowa na państwo

 

Eksperymentalna inżynieria liberalistyczna ośrodków zachodnich chce wyprzeć państwo ze wszystkich większych obszarów przemysłowych, żeby je poddać celom globalistycznym. U nas widać to obecnie najlepiej na przykładzie losów Stoczni Szczecińskiej, która idzie w ślady Stoczni Gdańskiej. Obie musiały być zniszczone według zamierzenia inżynierii globalistycznej, nie tylko dla usunięcia konkurencji, ale przede wszystkim dlatego, że są symbolami katolickiego i polskiego świata robotniczego i mimo zniszczenia kopalń, hut, włókiennictwa i innych wielkich gałęzi przemysłowych - a także wojska i innych służb militarnych - mogłyby stanowić przeszkodę w "transformacji" Polski, w jej kolonizacji i wchłanianiu gospodarczym przez Niemców.

 

Zgodnie z planami zachodnimi wobec Polski Stocznia Szczecińska została najpierw sprywatyzowana. Był to jednak dopiero pierwszy zasadniczy krok ku jej zniszczeniu. Reszty miały dokonać już odpowiednie gremia, których nikt nie może rozszyfrować. Kiedy jednak bankructwo Stoczni ujawniło się prostym rzeszom robotniczym, a media służące Zachodowi milczały - robotnicy odwołali się do państwa. Myślą po dawnemu i nikt świata robotniczego w Polsce nie informuje, że przemysłem polskim rządzi "nierozum", a mianowicie nie państwo, lecz koncerny międzynarodowe. Jak więc stocznię ratować? Państwo nie może, bo mu "nie wolno". Banki nie dadzą pieniędzy, bo nie są polskie i pozostają pod władzą kapitału zachodniego. I oto premier - którego wszyscy politycy powinni byli natychmiast poprzeć - postanowił ratować stocznię przez ponowne upaństwowienie. Ale widocznie nie wiedział, że narusza podstawowy dogmat liberalistyczny, według którego państwo - zwłaszcza poza UE - nie może się wtrącać do gospodarki. Dlatego panowie brukselscy, prezydent, szefowie banków i niektórzy nawet ministrowie natychmiast przypomnieli premierowi, że przemysłu polskiego nie wolno ratować. Premier musiał się wycofać, chcąc się ostać na stanowisku. Sprawę stoczni przekazano min. Jackowi Piechocie do dalszego postępowania zgodnie z duchem UE, tyle że z zastosowaniem większych "znieczuleń".

 

Stoczniowcy szczecińscy zareagowali patriotycznie, na miarę strajków w roku 1980. Chcą ratować całą gospodarkę polską przed nierozumem liberalistycznym. Stoczniowców winna poprzeć Archidiecezja Szczecińska oraz cały polski świat robotniczy, choć dziś - w przeciwieństwie do roku 1980 - nie ma już żadnych pieniędzy z zagranicy. W każdym razie przypadek szczeciński pokazuje wbrew porzekadłom Leszka Balcerowicza, że gospodarka wiąże się wewnętrznie z polityką, toteż jedna i druga musi być mądra.

Pętla rolnicza

 

UE postanowiła od dawna "uporządkować" po swojemu - przekazywali to Bronisław Geremek, L. Balcerowicz i inni - także rolnictwo polskie, dążąc do ukształtowania nowego, eksperymentalnego rolnictwa na wschodzie. Jak na razie jednak cele są bardzo konkretne: żeby rolnictwo polskie nie było konkurencyjne, żeby zająć Ziemie Zachodnie i Północne, żeby pozbawić polski Kościół ważnego oparcia, zniszczyć grzybnię powołań i przez zakładanie olbrzymich farm nie dopuścić do odrodzenia wiejskiej kultury katolickiej. Po utracie przez państwa zachodnie kolonii poza Europą Polską nęci bardzo liberałów jako nowy obszar kolonialny. Jest wymowne, że nie chcą nas w UE tamte społeczeństwa, natomiast "zakochali się" w nas politycy.

 

Jeżeli chodzi o nasze Ziemie Odzyskane, to istnieje domniemanie, że już dawno w wielkiej polityce, ukrytej przed społeczeństwem, była tajna umowa między rządem polskim a Niemcami, by chłopi polscy na owych ziemiach nie zostali uwłaszczeni i by nie rozwijać tam przemysłu w zamian za wielkie pożyczki i obietnicę przyjęcia do wspólnoty zachodniej. Dlatego projektów uwłaszczenia nie mogli poprzeć ani prezydent, ani rząd, nawet "solidarnościowy". Podobnie i dziś PSL, tak buńczucznie zapowiadające ochronę ziem odzyskanych przed wyprzedażą, już właściwie zamilkło. W ogóle podstawowe przesłanki stosunków Polska - UE są ciągle okryte tajemnicą. I to jest dalszy nasz nierozum, a może i zdrada.

 

Ponadto nie można się pogodzić z ogólnym nierozumem w dziedzinie całego rolnictwa. Chodzi o to, że nasze kochane władze od 1989 r. słuchają właściwie Zachodu, by zniszczyć wieś polską. Najlepszym obrazem tego jest już "klasyczne" bicie chłopów na blokadach dróg i sądzenie ich za wysypywanie zboża sprowadzanego bez cła w ogromnych ilościach i dotowanego przez Zachód. W sytuacji, gdy wieś polska dusi się od nadprodukcji i została odepchnięta przez "przyjaciół" od rynków zbytu, władze ciągle sprowadzają tańsze zboże i chcą w kraju wielkich farm jako "bardziej wydajnych". Taki nierozum, a właściwie przestępstwo władz, doprowadza zdrowo myślących chłopów do wściekłości. A i ogół słabo rozumie całą rzecz, bo bardzo mącą media służące Zachodowi i całą sprawę sprowadza się do ataków na Samoobronę, która przecież dobrze rozszyfrowała sytuację rolnictwa w Polsce. Niektóre czynniki władzy posuwały się do perfidii.

 

Wołają, że chłopi broniący wsi polskiej "łamią prawo". Jakie prawo? Kto komu dał prawo zabijania wsi polskiej? Może Unia Europejska? Odkąd broniący swego istnienia i swojej pracy łamie prawo, a zabijający wieś jest człowiekiem prawa? To sądy nie mają prawa sądzić rolników za ich samoobronę, a policja nie ma prawa bić. Odwrotnie: chłopi powinni sądzić takie sądy i bić taką policję, a raczej jej rozkazodawców. Właśnie dalszym nierozumem jest decyzja odpowiedniej komisji sejmowej z 4 VII 2002 r., popierająca znowu bezcłowy czy preferencyjny import zbóż z zagranicy. Czy nie tchnie to po prostu zdradą Polski? Dlaczego nie ma instytucji, przed którą można by zaskarżyć niszczenie polskiego przemysłu i polskiego rolnictwa? Czyż u nas już nie ma strategów polityki prawdziwie polskiej?

 

Jeszcze jedno! Wspaniała jest inicjatywa telewizji, by nadmiar zboża w Polsce przekazać głodującym w Afryce i gdzie indziej. Wielu misjonarzy polskich wysuwało taki pomysł od dawna. Ale i tu może się kryć nierozum. Po pierwsze - gospodarki polskiej nie stać na dodatkowe koszty transportu, zresztą również polska flota została zniszczona z winy rządów. Po drugie - wysyłanie naszych nadwyżek przy pozostawieniu nadal zalewu taniego zboża bezcłowego z błogosławieństwem rządu pogłębi właśnie nasz kryzys rolny i wzbogaci wyzyskiwaczy zachodnich oraz kombinatorów polskich. Niech więc raczej bogata UE wysyła swoje nadwyżki do Afryki, zamiast sprzedawać je Polsce i zalewać nas zbożem spekulacyjnym. Potem w sposobnym czasie dołączy się i Polska, jeśli UE całkiem jej nie skolonizuje.

Pętla bezrobocia

 

Trzecia Rzeczpospolita nie ma swojej koncepcji gospodarczej. Drastycznie unaocznia się to w wypadku bezrobocia. Właśnie nasi stratedzy gospodarczy rzekomo chcą walczyć z bezrobociem, ale faktycznie ciągle je pomnażają. Przede wszystkim dopuszczają do załamania przemysłu i do oszukańczej prywatyzacji jednostek gospodarczych. Oddają banki naszym wyzyskiwaczom. Pozwalają nowym właścicielom łamać wszystkie umowy, wyrzucać naszych robotników, sprowadzać surowce spoza Polski, a wreszcie niszczyć zakłady, żeby nie konkurowały z zachodnimi. Nadal zwalniają obce firmy z podatków i nie kontrolują ich. Oddali media, żeby kształtowały w nas mentalność niewolniczą, żebraczą i samobiczującą. "Opatentowali" nową drogę podnoszenia rentowności, a mianowicie przez masowe zwalnianie z pracy: robotników, rolników, nauczycieli, lekarzy, uczonych, wojskowych, policjantów, ostatnio nawet tysięcy oficerów służb specjalnych... Amerykańsko-żydowskie polish jokes, wykpiwające nierozumność Polaków, mają tu coś z racji. A do tego wszystkiego nasza telewizja prawie nic nie mówi o kilkumilionowym bezrobociu polskim, za to lituje się nad dziesięcioma pracownicami przekrętnego WorldCom w USA, że po utracie tam pracy muszą, biedaczki, służyć swoją nagością do zdjęć "Playboya". Kto to pracuje w telewizji?

Pętla bezprawia i chaosu

 

W naszym życiu współczesnym załamały się kompletnie prawo i moralność, podobnie jak w Rosji. A mimo to część władz, elit i media zwalczają etykę katolicką: nie kradnij, nie zabijaj, nie cudzołóż, nie oszukuj... Liberalne hasło "wolności" tak wielu odczytuje jako wolność kradzieży, rabunku, gwałtu i powszechnego oszukiwania. Trafiają się także politycy i ludzie władzy, którzy oszukują niemal w każdym zdaniu. Nasi ideologowie atakują etykę katolicką, a jednocześnie żądają, żeby społeczeństwo było moralne na sposób katolicki. Jakiż to nierozum! I w głoszonym przez liberałów "państwie prawa" mało kto wierzy w prawo, a jeszcze mniej je zachowuje. Przy tym wielcy złodzieje i mafiosi stają się bohaterami, jak kiedyś w Ameryce, a tylko kradnący z głodu dla swych dzieci idą do więzień. Nie ma wyższej sprawiedliwości społecznej i politycznej, znowu niemal tak, jak po wkroczeniu Sowietów: szumowiny bywają na wysokich stanowiskach, a żołnierze AK i BCh czy WiN niemal żebrzą. I to zgadza się doskonale z ideologią liberałów, bowiem tam nie liczą się wartości, tyko pieniądz i seks, a przede wszystkim prawdziwa "wolność" znosi prawo, jest to "wolność od prawa", no i od etyki. Ten stan rzeczy sięgnął nawet do sądów i innych służb prawnych.

 

Jeśli chodzi o bezpieczeństwo publiczne, to policje, wywiady, sądy, media "nic nie wiedzą" o światku przestępczym, ale niech tylko ktoś z tego światka zginie, nagle wszystko wiedzą: kim był, jakie miał stanowisko w grupie przestępczej, jak długo kradł, kogo zabił. Jak to może być? Dlaczego wcześniej nikt nie przeciwdziałał? Wolność przestępstw? A może służby są szantażowane przez przestępców? Albo jeszcze taka rzecz drobna: z reguły nie podaje się do wiadomości publicznej nazwisk jawnych skądinąd i groźnych bandziorów, ale podaje się od razu nazwiska rzekomych "antysemitów" lub duchownych oskarżanych o grzechy - jeszcze przed ustaleniem faktów. I to też jest nierozum.

Pętla kaliningradzka

 

Ponieważ UE kokietuje Rosję, lekceważąc przy tym Polskę i Litwę, Federacja Rosyjska wysunęła mocne żądanie eksterytorialnego korytarza między nią a Obwodem Kaliningradzkim. Gdyby korytarz ten miał przebiegać częściowo i przez Polskę, to powtórzyłaby się sytuacja korytarza gdańskiego, żądanego przez Hitlera. I oto UE odpowiada pierwsza, że na taki korytarz się nie zgodzi. Czy UE może już decydować za nas i bez nas? Podejrzewamy, że po ewentualnym wejściu Polski do UE Niemcy wydadzą zgodę na taki korytarz, bo to bardzo pasuje do ich koncepcji. Tymczasem taki, choćby krótki korytarz przez Polskę byłby dla nas pewnym pominięciem Polski w kontaktach Rosji z UE, pomniejszeniem naszej suwerenności, umocnieniem północnej Bramy Rosji do Europy, jakąś kontrolą Litwy i Polski w północnej gospodarce morskiej i pozbawieniem wielkich dochodów z tranzytu. Obwód Kaliningradzki powinien być po latach raczej obwodem wolnym, chyba że Rosja będzie w UE.

 

A zatem należy odrzucić ideologię liberalistyczną jako szkodliwą dla nas i nierozumną. Żeby się przygotować do partnerskiej wspólnoty z ukształtowaną UE, należy wprzód Polskę odbudować na zasadzie antykolonizacyjnej, opierając się na tradycyjnym polskim personalizmie społecznym, dla którego głównym wyznacznikiem życia, także gospodarczego, jest człowiek jako osoba i jako społeczność osób. Jeśli przeszkody byłyby zbyt wielkie, należałoby chyba powołać Rząd Ocalenia Narodowego, bowiem wielki krach wydaje się nieunikniony w przyszłości i nie zapobiegnie temu przyjęcie nędzarza polskiego do zamiatania podwórza u bogatego niemieckiego bauera.

 

Ks. Czesław S. Bartnik , Nasza Polska, Nr. 29, 2002-07-17

 

1

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin