3.doc

(654 KB) Pobierz
1

1.     To naprawdę oni?

 

Myłam właśnie naczynia, gdy do domu weszła pani Katana z dobrą wiadomością.

- Chyba ich znaleźliśmy! Czeka cię trochę badań krwi… nie chcemy żebyś trafiła do jakiś fałszywych…

Rozpłakałam się ze szczęścia i rzuciłam jej na szyję.

- Dziękuję!!

- Ach… i koncern Tao cię szuka.

Cofnęłam się zaskoczona. Nie chcę rozmawiać z żadnymi szamanami! Już i tak jest mi trudno wytrzymać nie mówiąc do duchów! Teraz akurat jakiś udaje goryla. Hehe…

- Ale oczywiście wiadomość gdzie się znajdujesz jest tajna.

- Jestem wam strasznie wdzięczna!

Uśmiechnęła się.

- Więcej się dowiesz po obiedzie.

**

Patrzyłam przez szybę samochodu z lękiem. Wieś… będę mieszkała na wsi. To nie jest najgorsze. Najgorsze jest to, że zaraz zobaczę swoich prawdziwych rodziców. Rodziców, których nigdy nie poznałam. Mama jest polką, a tata anglikiem- to dlatego choć mieszkają w Polsce mają angielskie nazwisko.

Strasznie się denerwuję, a jak mnie nie pokochają? Co będzie wtedy ze mną?

Łoo… zatrzymaliśmy się… dom nie jest duży. Mniejszy od domu Yoh. Pomalowany na zielono, są kury, świnie, krowę słyszę i coś jak koń… wow… 3 traktory! Ciekawe czy jeszcze jeżdżą?

- To tu- powiedział policjant.

Wysiadłam z plecaczkiem na ramieniu i zaczęłam się rozglądać. Jakieś dzieciaki zaglądają z innych domów przez okna.

- Fajnie tu- wyrwało mi się.

- Naprawdę?– zdziwił się policjant.- Sądziłem, że bardziej będzie ci się podobała Warszawa?

- Wawa nie jest dla mnie- powiedziałam.

W Wawie poznałam parę spoko osób. Podsunęły mi parę wyrazów, które tu są na „czasie”?

Poprowadził mnie przez podwórko. Jakiś czarny kot wskoczył mi na głowę. Zabrałam go na ręce i spojrzałam w jego zielone oczy. Miauknął przeciągle. Polska to piękny kraj.

Ło… drzwi frontowe się otworzyły, więc wypuściłam kociaka. No i… zobaczyłam babkę, która wygląda jak ja! No… z wyjątkiem oczu. To moja… mama?

- M… mama?- spytałam cichutko.

- LOVE!!- krzyknęła i płacząc rzuciła mi się na szyję.- Nie mogę uwierzyć! To ty!

Ona nie wymówiła mego imienia tak jak to robią Anglicy… zrobiła to tak… tak inaczej. Włożyła w to uczucia… no i każda litera… tak jakby osobno…

Z domu wyszedł mężczyzna. Jego oczy są takie jak moje. Tata? Chyba tak… Poprowadził nas do środka. Dom wcale nie wygląda już na taki mały. Poprowadził nas do czegoś w rodzaju salonu… to chyba „duży pokój”. Policjant dopełniał jakieś formalności, a ja się rozglądałam. Na jednym ze zdjęć oprawionych w czarną ramkę zobaczyłam noworodka jeszcze w szpitalu i tę dwójkę… na innym również oprawionym na czarno był moment chrztu. Łza spłynęła mi po policzku.

- Dlaczego… dlaczego nazwaliście mnie Love?- spytałam cicho.

- To miał być skrót- wytłumaczył tata.- Lilia Oliwia Vanessa.

- Lilia- szepnęłam.

- Tak miała na imię twoja prababka, która umarła w dniu narodzin. Na początku miałaś mieć tylko 2 imiona…

Skinęłam powoli. W ciągu jednego dnia poznałam prawdziwy powód głupiego imienia… i imię przestało być głupie. Jakie to dziwne…

- Kochanie pewnie jesteś zmęczona- powiedziała mama.- Jutro poznasz resztę rodziny, dobrze?

Uśmiechnęłam się.

- Dobrze.

- Pokarzę ci twój pokój… może i nie jest największy…- powiedział tata, ale uśmiechnęłam się do niego nieśmiało i od razu poprawił mu się humor.

Oprowadził mnie po domku. Wcale nie jest taki mały :P. Tata obiecał mi pokazać „nasze” zwierzaki. Super!! Już mi się tu podoba… a za tydzień idę do szkoły! Znaczy… będę dojeżdżała do miasteczka oddalonego o 2 kilometry… dojeżdżała?

- Tato, a nie mogłabym chodzić na nogach?

- Będzie ci się chciało?- upewnił się.

Gwałtownie pokiwałam głową.

- Lubię się ruszać, a spać to nie potrafię dłużej niż 5 godzin.

- Muszę się o tobie dużo dowiedzieć Lilijko.

Uśmiechnęłam się do niego szeroko. Mój pokoik nie jest największy, ale za to mam balkonik i kwiatki!! No i łóżko! Normalne- ludzkie łóżko!

- Tu jest super- wyrwało mi się.

- Cieszę się, że tak myślisz.

A pokoik mam obok sypialni rodziców na piętrze.

No i poszłam spać… Mama jeszcze mnie uściskała na dobranoc(powiedziała, że całować już nie wypada). Przez sufit zaczęły wlatywać duchy. Na początku nie zwracałam na nie uwagi, ale zaczęły mnie obgadywać.

- Kolejna nie widząca duchy- powiedziała jakaś staruszka.- Ja nie wiem… byłam chyba ostatnią szamanką- spojrzała na mnie z politowaniem.

Wkurzyłam się i usiadłam.

- Nie narzekajcie- warknęłam niemiło.- Mogło być gorzej.

Babka wytrzeszczyła na mnie oczy.

- Ty widzisz duchy?

- Szamaństwo bynajmniej rzuciłam- uniosłam się dumą.

- Dlaczego?- spytał duch konia.

Matko… co za towarzystwo!!

- Bo szamani dążą tylko do mocy.

- Ja nie! Dążyłam do mądrości!- obruszyła się staruszka.

- Wyjątek.

- Chyba nie tylko ja nim jestem- mrugnęła do mnie.- Jestem twoją prababką, Lilia Metka.

- Miło poznać- skinęłam.- Lilia Oliwka Vanessa Hunter. Po prostu Oko.

- Dobra wnusiu. Skoro ty rzuciłaś szamaństwo to może poduczysz go paru osób? Zazwyczaj tylko mądre osoby porzucają wygody życia szamana.

- Uznają mnie za stukniętą- powiedziałam rezolutnie.

- Jeżeli będziesz mówiła wprost- uśmiechnęła się chytrze.

- Już cię kocham babuniu.

No i zasnęłam… obudziłam się późno- o piątej rano. Ubrałam się, rozpakowałam i zrobiłam śniadanie. Kiedy tata zobaczył mnie w kuchni uśmiechnął się jedynie.

- Rzeczywiście jesteś rannym ptaszkiem Lilijko. Babcia Lilia też była rannym ptaszkiem.

- Rannym ptaszkiem?- spytałam niepewnie. Ranna? Ojeju…

- Znaczy, że rano wstawała- wytłumaczył mi szybko.

Uśmiechnęłam się.

- Przenośnia?

- Właśnie- przytaknął.

Zjedliśmy w wesołej atmosferze śniadanko i zaprowadził mnie do obory. Towarzyszyły mi niestety duchy…

- A to jest nasza Mućka, miała już dziesięć cielaków.

- 11!!- poprawił go ten koń, a raczej jego duch.

- A to Klara, ma dopiero pół roku- wskazał na źrebaka.

- Ładna- powiedziałam klepiąc ją po udzie.

Tata znieruchomiał.

- Coś się stało?

- Nie… nic… tylko jej matka, Karo- wskazał na czarną klacz.- Nie pozwala jej nikomu dotykać.

- No to się chyba coś zmieniło- powiedziałam i wyjęłam z kieszeni dopiero co stworzoną marchewkę.

Tata się uśmiechnął.

- Masz podejście do zwierząt.

Kiedy szliśmy do domu na moją głowę znowu wskoczył ten czarny kotek. Zaprałam go na ręce.

- Możesz go zabrać, ale masz się nim opiekować- powiedział tata, gdy spojrzałam na niego błagalnie.

- Tak jest- zasalutowałam z uśmiechem.

Kot jakby zrozumiał o czym mówimy bo wdrapał się na mój łeb. Jego ogon zawisnął mi między oczyma. Zrobiłam zeza i spojrzałam na niego.

Po 3 godzinkach do domu zjechała się familia, sporo ich…

- A to ciocia Alexandra.

- Mów mi Olka- powiedziała ciocia.- Jestem tylko 10 lat starsza.

Uśmiechnęłam się.

- Jasne.

 

 

 

 

 

 

2. Kuzyni…

 

 

 

 

Po części „oficjalnej” poszłam pogadać z kuzynostwem.

- Wiesz? Będziemy razem chodziły do szkoły Lilka!- powiedziała Karina(moja kuzynka).- Ty, ja, Karol, Seba i Sylwia!

- Ona chciała powiedzieć, że MY chodzimy już razem do szkoły, a ty dołączysz- powiedział Sebastian.

- A do których klas chodzicie?

- Ja do 1 gimnazjum, Seba i Sylwka do 4 podstawówki, a ty będziesz w szóstej podstawowej!- odparła wesoło Karina.

- A Karol?- spytałam.

- Do 1 liceum- wypiął się dumnie mój kuzyn.- Mamy jeszcze trochę dzieciarni w rodzinie, poznałaś ich. Są jeszcze poniżej 4 podstawowej.

- Acha… a słuchajcie… jak powinnam się ubrać? Bo ja mam trochę specyficzny styl- wykrzywiłam usta w uśmiechu.

- Jaki?- zdziwił się Seba.

- No… po Polsku to jest…

Sięgnęłam po słownik angielsko-polski.

- Ponczo i kapelusz…. z dużym… rondo- wydukałam.

Spojrzeli na siebie.

- Tak to chyba nie powinnaś przychodzić- powiedziała Sylwia.- Pokaż nam ciuchy to cię ubierzemy.

Uśmiechnęłam się.

- Wielkie dzięki.

**1 dzień szkoły**

- Mamo… ja chyba nie powinnam iść tak do szkoły?- spytałam patrząc na swoje odbicie.

- A kto ci doradzał?- spytała mama.

- Kuzynostwo.

Tata się zakrztusił.

- Ależ oni uwielbiają robić kawały!- powiedział.

Odetchnęłam. A więc nie muszę iść do szkoły w tym strasznie sztywnym ubraniu?? YAHOO!! Pobiegłam do siebie i włożyłam dżinsy i luźną bluzę moro. Czarne adidaski dodały mi stylu : ). Wybiegłam z domu ze śniadaniem w ręku. Czarny kotek wskoczył mi z balkonu na głowę. Gwiżdżąc pod nosem ruszyłam ku szkole. Ale mam kuzynostwo… chcieli mnie wykabacić…(powiedzonko babci). Ale ja się tak łatwo nie dam! Nie bez parady nazywają mnie „Okiem” i „Legendą”!! Babcia zawisła na de mną.

- To wkurza- mruknęłam.

- Nie marudź! Jesteś szamanką, powinnaś się do tego przyzwyczaić!

- Nagini nigdy nade mną nie wisiała- prychnęłam.

Babcia zaczęła opowiadać mi o jakiś głupotach(„Pewnie tęsknisz za przyjaciółmi”), a ja nauczyłam się ją ignorować. Może uda mi się udawanie, że nie widzę duchów? Kiedy weszłam do szkoły skierowałam się korytarzem, który poznałam 3 dni wcześniej do pokoju nauczycielskiego. Pod nim poczekałam na wychowawczynię, z którą mam pierwszą lekcję. Jak na ironię uczy angielskiego.

- Dobry- skinęłam jej.

- Och… Lilia, tak?- uśmiechnęła się do mnie.

Nie dam się zwieść, to tylko pozory…

- A pani to Krystyna, tak?- spytałam z ironią.

Jej lewe oko mrugnęło- widocznie się denerwuje.

- Chodźmy do klasy…

Wzruszyłam ramionami i ruszyłam za nią. Cały korytarz gapi się na mnie. Oberwałam kulką z plasteliny w nogę i odwróciłam się. Kot zeskoczył z mojej głowy. No tak… on tutaj… oczy mi się zwężyły i poszukiwałam winowajcy mojej złości. Znalazłam go i zapamiętałam. Wyszeptałam kotkowi na ucho żeby czekał na mnie pod szkołą i ruszyłam ponownie za nauczycielką, która niczego nie dostrzegła. Przez ten tydzień nauczyłam się pohamowywać moce. Weszłyśmy do klasy.

- Dzień dobry- przywitała się nauczycielka.

- Dzień dobry- odparła grzecznie klasa wstając ze swoich miejsc.

- Przestań mnie ignorować!- krzyknęła babcia.

A ja? Zignorowałam ją!

- To jest wasza nowa koleżanka, Lilia Hunter. Może powiesz coś o sobie kochanie?

Nigdy nie mówiłam o sobie zbyt chętnie.

- Nie ma takiej potrzeby- powiedziałam z ironią.

Nauczycielka się zarumieniła mocno.

- No proszę! Pierwszego dnia dostajesz zachowanie!

Spojrzałam na babę ostro.

- A co mogę powiedzieć? Może mi pani powie? Czy chciałaby pani wspominać czasy oszustwa i porwania?- fuknęłam.

Znieruchomiała.

- Ja… nie wiedziałam…

- Ta- uśmiechnęłam się złośliwie.- To teraz pani wie, że porwano mnie gdy byłam niemowlęciem i utrzymywano, że porywacze są rodzicami… mogę już usiąść?

- J… ja… oczywiście- wyjąkała.

Rozejrzałam się po klasie. Mam wyśmienity wybór, pierwsza czy druga ławka? Wybrałam pierwszą opcję- nauczyciele zazwyczaj patrzą na tyły klas. Godzina wychowawcza okazała się wybitnie nudna- omawiali komers, andrzejki i inne durnoty. Ja w tym czasie wolałam rysować mangowe postacie… np… zrobiłam mangową Annę. Na przerwie wyszłam na podwórko. Kotek pojawił się niewiadomo skąd i zaczął łasić mi się do nogi. Pogłaskałam go po grzbiecie.

- Nie wolno pyskować do nauczycieli- powiedziała po raz setny babcia.

Spojrzałam na nią z ociąganiem i niechęcią.

- Umiesz milczeć babciu?

Obraziła się na mnie i zniknęła.

- Idę nakopać temu debilowi- szepnęłam kociakowi na ucho i zostawiłam go na podwórzu.

Już w drzwiach do szkoły trafiłam na tego od plasteliny. Złapałam go za „fraki” i wniosłam do budynku, z którego chciał wyjść. Szamotał się.

- Co miała znaczyć ta plastelina?- syknęłam przypierając go do ściany w kiblu dziewczyn. Parę dziewczyn wybiegło piszcząc.

- A jak myślisz?- warknął i kopnął mnie w udo. Ani drgnęłam.- Nie lubimy tu nowych i dumnych.

Uśmiechnęłam się z ironią.

- Śmieszne, że wspominasz o dumie… bo duma kosztuje.

Puściłam go i kopnęłam mocno w jaja. Wyszłam i poszłam do klasy matematycznej. Jest pusta- reszta pewnie przyjdzie dopiero po dzwonku albo poczekają na nauczycielkę… Ja w każdym razie nie miałam ochoty na spotkanie z nimi… rozpakowałam się w ostatniej ławce. Zamknęłam oczy i usłyszałam piosenkę o królu szamanów. Uśmiechnęłam się lekko.

- Hej, nowa nie śpij- usłyszałam chłopięcy głos.

Spojrzałam na jego właściciela. Dosyć przystojny powiedziałabym.

- To moje miejsce.

Rozejrzałam się i dostrzegłam, że wszyscy się na mnie gapią.

- Przepraszam, że będę niemiła, ale gdzie jest podpisane?

- Powiem to tak. Spadaj lalka!

Siląc się na spokój wstałam. Uśmiechnęłam się cukierkowato.

- Lalkę to miała moja siostra… o, przepraszam- powiedziałam z ironią.- Ta idiotka nie była moją siostrą.

Do klasy weszła nauczycielka i natychmiast wyczuła napięcie.

- Coś się stało Michale?

- Nowa zajęła moje miejsce- poskarżył się.

- Mogę coś zauważyć?- spytałam.

- Oczywiście dziecko…

- Kiedy weszłam do klasy to miejsce było wolne, a po za tym nie zauważyłam by było podpisane…

- A jak masz na imię?

- Lilia Oliwia Vanessa Hunter- powiedziałam gładko.- Po prostu Oko.

- Oko?- uniosła brew nauczycielka.- No więc Oko… usiądziecie sobie w pierwszej ławce razem z Michałem.

Opanowałam wybuch złości i zebrałam swoje rzeczy.

- Kpiny- szepnął Michał.

Spojrzałam na niego kątem oka.

- Tym razem się zgodzę- syknęłam złośliwie.

- Coś mówiliście?- spytała nauczycielka przerywając odczytywanie listy.

- Oczywiście- uśmiechnęłam się cukierkowato.- Wymienialiśmy poglądy na temat miejsca, w którym pani nas usadziła.

Nauczycielka mruknęła cos pod nosem i wróciła do czytania listy. Oboje usunęliśmy się na przeciwne brzegi ławki. Ignorowałam idiotę siedzącego obok mnie póki nie zaczął się zgłaszać.

- Lizus- syknęłam jadowicie.

- I to mówi osoba, która nie wie co znaczy myśleć- odciął się.

Tak mnie to rozśmieszyło, że aby się nie roześmiać skrzywiłam się jakbym zjadła cytrynę.

- Coś się stało?- spytała mnie nauczycielka.

- Po prostu usłyszałam od pana pustogłowego, że nie umiem myśleć- parsknęłam śmiechem.

Nauczycielka zrobiła dziwną minę co spotęgowało moje rozbawienie sytuacją.

- Zostaniecie dziś po lekcjach w hali- oznajmiła.

Do końca lekcji byłam „grzecznym aniołkiem”. Na korytarzu natknęłam się na kuzynostwo… no cóż. Przecież wiedziałam, że ta szkoła to „zespół szkół podstawowych i gimnazjalnych”.

- Jak tam pierwszy dzień szkoły?- spytała Sylwia.- Dlaczego nie przyszłaś w tym co ci proponowaliśmy?

- Wiesz co kuzynko? Wyrosłam z pieluch w odróżnieniu od was.

- A więc to ona jest waszą idiotyczną kuzynką? No, zgodzę się- usłyszałam za sobą głos Michała.

- Ciągnie swój do swego, co?- spytałam z kpiną.- Idiota trzyma się z idiotami!

 

 

 

 

 

3. Gimnazjum

 

Wracam ze szkoły… znowu sama. To, że jestem w gimnazjum nic nie zmieniło- ta sama klasa, te same problemy. Cała szkoła mnie nienawidzi od tamtego dnia… od bijatyki z Beznadziejnymi- tak nazwałam kuzynów i Michała. Nie mam przyjaciół, na komers poszłam… skłamałam rodzicom, że wspaniale się bawiłam. Przyjęłam 1 Komunię… wszystko by było OK., gdyby nie tamten konflikt. Trudno się mówi… mam lekcje gry na gitarze… nawet nie używałam Foryoku od opuszczenia świata szamanów!

Kot otarł się o moją nogę i uśmiechnęłam się. Przechodzę koło boiska… chłopaki z klasy grają! Zajęłam miejsce na trybunach i przyglądałam się. To turniej klas… nagle noga Michała wygięła się pod dziwnym kątem. Upadł, a z rany poleciała krew. Podbiegłam do niego.

Spróbował wstać, ale upadł.

- Nie wstawaj- upomniałam go.- To złamanie otwarte.

Spojrzał mi w oczy zaskoczony.

- Skąd wiesz?

Przypomniałam sobie jak często mi się to niegdyś zdarzało. Uśmiechnęłam się do siebie. Nauczyciel W-Fu kucnął przy nas.

- Co…- zaczął, ale mu przerwałam.

- Trzeba dzwonić po karetkę, to złamanie otwarte- powiedziałam i zaczęłam grzebać w plecaku.

W końcu znalazłam bandaż i drewniany mieczyk, który sobie rano zrobiłam.

- To będzie bolało- ostrzegłam.

Wszyscy patrzą na mnie w osłupieniu. Złapałam za nogę Michała i mocno szarpnęłam tak, że się wyprostowała. Wrzasnął na gardło, ale ja już przyłożyłam do nogi mieczyk i zaczęłam go mocno zabandażowywać.

- Skąd to umiesz?- spytał osłupiały nauczyciel.

- Nie ważne, mogło się wedrzeć zakażenie. Pogotowie naprawdę jest konieczne.

- Już jadą- zameldował Kamil.

Zacisnęłam węzeł mocno i zrobiłam kokardę. Poklepałam go po nodze.

- I jak?

- Dz… dzięki.

Wstałam i spojrzałam w zachodzące słońce.

- Wypadek- szepnęłam nagle.

- Co?- spytał Kamil.

Coś wdarło się do moich myśli i zaczęło je przesiewać. Złapałam się za głowę i kuląc cofnęłam. Zobaczyłam Nagini mówiącą, że czas byśmy uciekły od Draga… wyrzuciłam tego kogoś z myśli i padłam na kolana.

- Coś się stało?- spytał Michał.- Mówiłaś coś…

- To wspomnienia- powiedziałam drżącym głosem. Szybko się opanowałam.- Karetka będzie za minutę.

Podniosłam Michała z łatwością i podeszłam do wejścia. Karetka zatrzymała się i 2 sanitariuszy odebrało ode mnie Michała.

- Co się stało?- spytał lekarz.

- Złamanie otwarte- powiedziałam spokojnie.- Unieruchomiłam nogę i nastawiłam ją, przy odwijaniu proszę uważać. Do unieruchomienia użyłam miecza z drewna.

- Czego?- spytał lekarz.

- Kija- sprostowałam.

- Bardzo specjalistycznie założono bandaż!- z karetki wyszedł sanitariusz.- Czyja to robota?

- Lilki- powiedział Kamil wskazując na mnie.

- Powiadomimy cię o wyniku… podaj numer telefonu- poprosił pierwszy sanitariusz.

- Nie trzeba- zmieszałam się.

- Nie wstydź się koleżanko. Jesteś jego dziewczyną, co?- lekarz mrugnął do mnie.

Zaczerwieniłam się i podałam numer telefonu domowego.

- Ale będę gdzieś po 6- powiedziałam.

Odjechali…

- Trzeba kontynuować grę- stwierdził nauczyciel.

- Ale nie mamy gracza!- jęknął Tomek.

- Zagrasz Lilka?- spytał Kamil.

Wzruszyłam ramionami. Zabrano mój plecak z boiska i zaczęliśmy grać. Nikt mi naturalnie nie podawał piłki… zresztą nie oczekiwałam tego! Piłka leciała w moim kierunku… przejęłam ją i ruszyłam wprawnie na bramkę. Bardzo lubię grać w nogę… grywam, ale tylko z duchami… Strzeliłam podkręconą i trafiłam…

Kamil krzyknął „super!”. Prawdziwy uśmiech wypełzł na moją twarz. I znowu akcja w wykonaniu chłopaków… Cholera… piłka leci zbyt bardzo w bok… i na dodatek na wysokości mojej głowy… wykonałam swój sławetny wykop w szczękę, tyle, że tym razem szczęką była piłka… GOOL!! Ey, czemu oni się gapią?

- Coś nie tak?- podrapałam się po głowie.

- Wiesz co właśnie zrobiłaś?- spytał nauczyciel.

- Strzeliłam gola?- podsunęłam.

- Szkoda, że nie mamy dziewczęcej drużyny piłki nożnej- mruknął sędzia.

- Zawsze można taką stworzyć.

Po meczu(wygraliśmy 11 do 3) chłopaki wyciągnęli mnie na pizzę. Do domu wróciłam, więc o „7 w nocy”.

- Przepraszam za spóźnienie- powiedziałam na powitanie.- Chłopaki zaprosili mnie do gry w nogę i mi zeszło… coś się stało?

- Twój chłopak miał wypadek- powiedziała ponuro mama.

- Ja nie mam chłopaka- oburzyłam się, a kotek miauknął z mojej głowy.

- Lekarz twierdził co innego.

- Co?...

I zrozumiałam o co chodzi…

- Michał nie jest moim chłopakiem- roześmiałam się.- To wróg z klasy! Złamał sobie dziś nogę i lekarzowi się ubzdurało, że jestem jego dz...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin