DufresneSluchajacnarcyza(1).doc

(116 KB) Pobierz
Roger Dufresne – Słuchając Narcyza

1

 

SŁUCHAJĄC NARCYZA

(KIEDY SAME SŁOWA NIE WYSTARCZĄ…)[1]

ROGER DUFRESNE, Montreal

 

W micie o Narcyzie, na którym opiera się pojęcie narcyzmu, autor utrzymuje, że

narcyzm nie jest zwykłym zadurzeniem się w obrazie własnej osoby. Jest on jednocześnie strachem zarówno przed wycofaniem się z przytrzymującej siły, posiadaniem i pragnieniem. W psychoanalizie osoby, która przeżyła Holocaust, po bardzo długim okresie nie wypowiedzianego przeniesienia pojawia się w końcu archaiczne i agresywne przeniesienie, w którym absolutny strach przed zagrożeniem biernością i zniewoleniem utrudnia desperackie poszukiwania obiektu. Aby uniknąć impasu, psychoanalityk musi zaangażować się w bardziej aktywne słuchanie i podjąć się tworzenia interpretacji poprzez antycypowanie. Psychoanaliza narcystycznego bólu wymaga nie tego, żeby narcyzm i perspektywy relacji obiektu pozostawały we wzajemnej izolacji, tak w czasie, jak i w przestrzeni, ale żeby ich splatanie się zostało dostrzeżone i zinterpretowane.

 

MIT O NARCYZIE

W mitologii greckiej Narcyz był młodym mężczyzną, tak wielkiej urody, że marzeniem wszystkich młodych kobiet było należeć do niego, ale on nie spojrzał na żadną z nich. Narcyz pozostawał obojętny nawet na te najbardziej uwodzicielskie i na ich złamane serca. Urocza nimfa Echo, zakochana w Narcyzie głębiej, potajemnie podążała za Nim

wszędzie. Ukryta na krawędzi lasu, gdy Narcyz spędzał czas ze swoimi towarzyszami,

nagle ruszyła w jego kierunku i wyciągnęła ku niemu ręce. „Weź te obejmujące ręce”,

powiedział Narcyz, „Prędzej umrę, niż dam Ci władzę nad sobą!” (Owidiusz). Echo mogła jedynie błagać „Daję Ci władzę nade mną!”, ale Narcyza już nie było. Pewnego dnia, gdy Narcyz pochylał się nad fontanną, aby się napić, mignęło mu przed oczami jego własne odbicie i natychmiast zakochał się w nim. Nie mogąc dotknąć tego piękna, gdy zobaczyłodbicie w wodzie, wykrzyknął „Umrę z miłości do samego siebie...” „tylko śmierć może mnie wybawić od mojego bólu” – Tak też się stało. Narcyz, nieustannie pochylający się nad lustrzaną wodą i nigdy nie zmęczony podziwianie swojego odbicia, marniał i gasł. Nimfa Echo, zawsze będąca przy nim, nie mogła nic zrobić. Kiedy Narcyz umierał i żegnał się ze swoim odbiciem, Echo mogła tylko powtarzać „Żegnaj” w ostatnim lamencie. W ostentacyjnej pogardzie Narcyza dla wszystkich kobiet, jedni od razu zauważyliby jego strach i zamknięcie przed pragnieniem innych, pojmowanym nie jako okazja do dzielenia się, ale jako podstęp i próba zawładnięcia nim. „Prędzej umrę niż dam Ci władzę nad sobą. ”Gdy sięgnąłem do antycznych pisarzy z nadzieją odkrycia, jak i dlaczego Narcyz stał się „narcystyczny”, ze zdumieniem odkryłem, że było o tym bardzo mało informacji. Tak więc, w odróżnieniu od Orestesa, który stracił zmysły po zabiciu swojej matki i miał halucynacje o przerażających kobietach, a także w odróżnieniu od Edypa, który zabił ojca i aczkolwiek nieświadomie, ale ożenił się ze swoją matką, oślepił się i został wygnany ze swojego miasta; Narcyz jest nam znany prawie bez żadnej historii: żadnej Furii ani Gorgona, żadnych rywali ani zabitych ojców czy synów, żadnych scen pożądania, miłości czy nienawiści, żadnego szaleństwa czy wyrzutów sumienia. Owidiusz, który pierwszy zamieścił legendę o Narcyzie w swoich Metamorfozach, napisał tylko, że Narcyz urodził się po tym, jak rzeka-bóg Cefeusz oplótł rzekę Leiriopę swoimi wijącymi się wodami i zauroczył ją. Po porodzie matka powiedziała wielkiemu jasnowidzowi Terezjaszowi o swoich lękach związanych z oczekiwaną długością życia jej syna. Nic jednak nie wspomina się o przeznaczeniu, które miałoby go (Narcyza) spotkać, ani o żadnych późniejszych interwencjach jego ojca, o żadnym rodzeństwie, ani o opiece matki nad jego kołyską. Dziwna nieobecność historii i pragnień! Niepokojące przeczucia wodnej matki! Czy Narcyz kiedykolwiek widział coś poza śmiercią w oczach swojej matki? Jeżeli miał towarzyszy w czasach młodzieńczych, pozostają oni anonimowi – zwykłeulotne jego sobowtóry. Żadne libido wydaje się nigdy nie angażować jego uczuć. Nimfa Echo, tak niezachwiana w swojej miłości, mimo chęci nie mogła go uleczyć; a przez idealizowanie Narcyza bez otrzymania kiedykolwiek w zamian jego uwagi, była skazana na życie w takiej samej jak on samotności.

 

CIEŃ ŚMIERCI

Izaak przyszedł do mnie na konsultacje w stanie dręczącego niepokoju. Żonaty od wielu lat, przez ostatnie trzy lata miał stałą kochankę. Jego żona odkryła ten romans i

zażądała, aby go zakończył. Jego kochanka zaś nalegała, żeby się rozwiódł. Izaak obiecał każdej z nich, że niezwłocznie zrobi tak, jak chce każda z nich. Ale lata płynęły. Romantyczne kolacje, tak samo jak groźby, stawały się coraz częstsze. Izaak czuł dużą sympatię do żony - wspaniałej matki i doskonałej gospodyni, lubił ciepło swojego domu i obecność dzieci. Jego kochanka miała zaś młodość, żywotność, inteligencję i urok. Tak naprawdę, Izaak z chęcią kontynuowałby ten trójkąt bez końca. Gdyby został przymuszony, mógłby wybrać kochankę, ale były przecież dzieci. Bardzo rzadko je widywał, ale było wykluczone, że mógłby je zostawić, a przez to postawić je w sytuacji choć trochę przypominającej to, co sam przeżył będąc dzieckiem. Straszne wydarzenia naznaczyły jego dzieciństwo. Był jeszcze bardzo mały, gdy jego kraj dostał się pod okupację Niemiec. Jako że był Żydem, musiał nosić żółtą gwiazdę i żyć w ukryciu ze swoimi rodzicami. Każdego dnia przyjaciele przynosili im trochę jedzenia i informacje o najnowszych aresztowaniach. Izaak chciał się bawić na dworze, tak jak to miał w zwyczaju, ale zabroniono mu tego. Niepokój sięgał szczytu, rodzice kłócili się, matka płakała, ojciec awanturował się bardziej niż zwykle. Przez wiele miesięcy drżeli na dźwięk najmniejszego nawet niecodziennego odgłosu. Pewnego dnia przyjechało Gestapo. Izaak został poinstruowany by ukryć się i siedzieć cicho. Przeszukiwanie było gwałtowne, chłopiec cudem nie został zauważony. Jego rodzice zostali aresztowani i bez słowa zabrani. Izaak nie mógł się doczekać by podążyć za nimi, ale został ostrzeżony o wszystkich niebezpieczeństwach. Po długim czekaniu ruszył w poszukiwaniu przyjaciół rodziny, ale wszyscy płakali ze strachu przed aresztowaniem ich za współudział. Izaak chciałby popłakać z nimi, ale rozumiał, że nie jest mile widziany. Miał tylko 5 czy 6 lat. Stoicko powstrzymując wzbierające łzy, godzinami wałęsał się po ulicach. Na szczęście natknął się na znajomego rodziny, który zabrał go w bezpieczne miejsce.

Po przybyciu do chrześcijańskiej rodziny, Izaak dostał zupełnie nowe imię itożsamość. Zabroniono mu rozmawiać z kimkolwiek o jego przeszłości i opłakiwać stratę rodziców, nawet w kręgu rodziny zastępczej, z powodu ryzyka ujawnienia się. Kilka razy nie mógł powstrzymać łez i został za to ukarany. Lata płynęły. Izaak uczył się w kościele. Od czasu do czasu natykał się na członka Gestapo albo SS. Naloty Aliantów zniszczyły pobliskie domy i mur ogrodu. W końcu pewnego dnia zapanował pokój. Pomimo że jego strach zniknął, życie codzienne nie uległo zmianie. Wiele miesięcy później u drzwi niespodziewanie stanął jego ojciec; cudem ocalały z obozu koncentracyjnego, dotkliwie postarzały, wycieńczony i chory. Przyszedł by odebrać swojego syna. Raz jeszcze Izaak przypomniał sobie trudne lata: odległego, władczego ojca, teraz zbyt słabego, by podjąć na nowo dawną pracę, malutkie mieszkanie, lekcje w biednej hebrajskiej szkole, prawie wyludnionej ze względu na brak uczniów. Przelotne kochanki ojca, niektóre z nich miłe; długie oczekiwanie na powrót matki i ostateczne potwierdzenie, że nigdy nie wróci. Później życie było bardziej wygodne, chociaż skromne. Ojciec ponownie się ożenił, ale macocha była oziębła i surowa. Krótko potem ojciec zachorował na raka i umarł. Relacje Izaaka z macochą stały się bardziej zażarte. Izaak pracował wieczorami i w weekendy, ciężko się uczył i zdobywał dobre oceny. Później ożenił się, kontynuował ciężką pracę i odnosił sukcesy. Gdy przyszedł na spotkanie ze mną, jedyne, na co narzekał, to to, że nie może dokonać wyboru między żoną i kochanką, ponieważ nie chce, by jego dzieci cierpiały z powodu rozbitej rodziny.

 

OGÓLNY ZARYS PSYCHOANALIZY

Na końcu drugiego wywiadu wstępnego Izaak powiedział, że wie, iż jestem psychoanalitykiem, ale chce psychoterapii twarzą w twarz, raz w tygodniu. Dużo czytał o psychoanalizie, a nie chciał przeżywać ponownie swojej bolesnej przeszłości, a z drugiej strony pilnie potrzebował rozwiązać swoje problemy małżeńskie. Gdy spytałem o możliwość odbywania dwóch sesji w tygodniu, odmówił, jako pretekstu używając swojego obciążonego planu. Zasugerowałem trzeci wywiad. W międzyczasie zastanawiałem się nad jego niepokojem i wszystkimi stratami jego dzieciństwa. Przede wszystkim zwróciłem uwagę, że Izaak wydawał się w nagłym i intensywnym przeniesieniu, uważać mnie za tego, kto wymaga i wobec którego powinien się mieć na baczności. Zdecydowałem się powiedzieć mu, że nie mogę wykluczyć ewentualnego zwiększenia częstości jego sesji, ale na tą chwilę przystaję na jego prośbę odnośnie terapii.

Przez wiele miesięcy nie było żadnego znaku przeniesienia. Co więcej, całkowita amnezja opadła na wszystkie wydarzenia poprzedzające aresztowanie rodziców Izaaka, kurtyna naprawdę nie do przezwyciężenia. Od czasu do czasu ujawniał kilka detali na temat swojej późniejszej historii, zwykle w odpowiedzi na moje pytania, ale robił to powściągliwie i z zakłopotaniem, jak gdyby nie miało to nic wspólnego z leczeniem, tylko z ciekawością psychoanalityka. Co tydzień przedstawiał sprawozdanie ze swoich sukcesów i porażek w relacjach z żoną i kochanką. Żadna cecha, żaden cal ich anatomii nie był przez niego pominięty. Nigdy jednak bilans ich zalet i wad nie umożliwił mu dokonania wyboru. Te nieustanne, obsesyjne rachunki nie mogły nie wywołać znużenia w psychoanalityku. Ale było coś więcej. Ograniczony do słuchania mojego przeciwprzeniesienia zauważyłem swój niepokój i obawę, że moje interwencje mogą go zranić. Kim byłem dla niego w przeniesieniu? – zastanawiałem się cicho. Wybuchowym i słabym ojcem? Nieżyjącą matką? Pobożnym, ale oziębłym rodzicem zastępczym? Zazdrosną macochą? Albo nazistowskim żołnierzem? Najmniejsze przywołanie przeze mnie wizji prawdopodobnych emocji albo fantazji, jakie mógłby snuć Izaak na mój temat, wydawało mu się tak dziwne, że postrzegał je jako odbicie moich narcystycznych pragnień słuchania, jak inni o mnie mówią. Po takich moich napomknieniach Izaak często nie przychodził na następne sesje. Po więcej niż roku, zdecydowałem się powiedzieć mu, że wydaje mi się, iż terapia utknęła w martwym punkcie i że nie widzę innego wyjścia niż podjęcie psychoanalizy. Ku mojemu zdziwieniu nie odmówił.

W drugim i trzecim roku stopniowo odkrywałem, że poza żoną i kochanką istniały w jego życiu niezliczone inne kobiety. Izaak często doświadczał nagłego, ekstremalnego napięcia i bolesnego seksualnego popędu. Czuł się wtedy zmuszony natychmiast przerwać pracę, wziąć dziewczynę z ulicy, nigdy prostytutkę - jak zaznaczał, kochać się z nią, a potem zaspokojony mógł wrócić do biura. Zacząłem wyobrażać sobie ten władczy wewnętrzny przymus jako prawdziwą heteroseksualną perwersję. Przez lata byłem świadkiem parady dziesiątek kobiet o różnych kształtach, kolorach skóry i pochodzeniach, bezimiennych i tak nierozróżnialnych, że poza pewnością, że nigdy nie są one Żydówkami, kompletnie się pogubiłem. Kiedy wreszcie odważyłem się spytać go o jego fantazje i emocje dotyczące tych kobiet, Izaak stanowczo zaprotestował, że nie miał żadnych i że stanowczo nie jest to nic więcej niż potrzeba normalnej fizjologicznej wymiany. Gdy odważyłem się powrócić do tego tematu kilka tygodni później, zbył mnie cytatami z lektur z seksuologii, etologii, a nawet freudowskimi teoriami na temat rzeczywistych nerwic.

Pewnego dnia niemal naiwnie przypomniałem mu, że kiedyś mówił mi, że jego żona i kochanka chciałyby, aby częściej je odwiedzał. Powiedział, że jeżeli jakaś kobieta z jego ulotnych spotkań proponuje mu ponowne spotkanie, nigdy nie godzi się kochać z nią ponownie, podobnie jak Narcyz mówiący do Echo: „Prędzej umrę, niż dam Ci władzę nad sobą.”

Przez lata ze swoją żoną, przez miesiące ze swoją kochanka, jego największa obawą był strach przed ujarzmieniem, niewolą. Obraz własnej osoby, którego nie cierpiał najbardziej, jego anty-idealne ego - jakbyśmy mogli to nazwać, to obraz miłego męża w podmiejskim domu, który przygotowuje w swoim ogrodzie niedzielnego grilla dla rodziny i sąsiadów. Nie było dla niego gorszego znaku udomowienia mężczyzny przez kobietę i miał nadzieję ocalić siebie samego przed takim upadkiem. W takim kontekście mógł przyznać się do potrzeby, by jego żona i kochanka równoważyły się wzajemnie. Przyznawał też, że jednorazowe branie jakieś dziewczyny pełniło funkcje tarczy ochraniającej go przed prawdopodobieństwem sytuacji, że żona i kochanka będą go trzymać w szachu. Jakkolwiek pomysł, że być może unika on przywiązania do kogoś ze strachu przed powtórzeniem się strat z dzieciństwa, uważał za logiczną i prawdopodobną freudowską hipotezę, jednak nigdy nie wzbudziła ona w nim żadnych emocji czy samorozpoznania.

Psychoanaliza była w stanie stagnacji. Izaak często nie przychodził przez długi czas, a także nieustannie spóźniał się na sesje i z płatnościami, a moje delikatne przypomnienia powodowały płomienne mowy odnośnie ekstrawagancji i narcystycznych żądań psychoanalityka. Nawet gdy zmodyfikowałem swój plan tak, by dostosować go do jego wymagań, Izaak zawsze widział siebie jako więźnia arbitralności, zaprzeczając poza tym, że jego spóźnienia mogą świadczyć o buncie.

W piątym roku psychoanalizy Izaak ujawnił, że przez kilka miesięcy był zakochany w sposób, w jaki nie był zakochany nigdy wcześniej, w trzeciej kobiecie. Zaobserwowałem, że była to pierwsza jego wzmianka o tym. Powiedział, że umyślnie pomijał mówienie o tym, przekonany, że analizowanie tego dobrze zapowiadającego się uczucia, mogłoby je tylko zniszczyć, stłumić w zarodku i że mój naukowy ideał mógłby skłonić mnie do analizowania tego uczucia w taki sam sposób, w jaki naukowiec in vivo wnikliwie bada królika doświadczalnego, nie biorąc pod uwagę jego cierpień i śmierci. Najwyraźniej w tym pierwszym po połowie dekady sformułowanym przeniesieniu, pojawiałem się jako nieczuły naukowiec, kat, nazistowski lekarz, nowy doktor Mendel. Od tamtego czasu przeniesienie nie znikało, a wręcz przeciwnie, od samego początku było bardzo archaiczne i agresywne. Teraz możemy lepiej zrozumieć jego opór, by stać się świadomym istnienia przeniesienia i mój nie pokój we wczesnych latach leczenia.

Jak daleko Izaak będzie chętny lub zdolny pójść w swojej psychoanalizie? Nigdy nie przybliżyliśmy się znacząco do tematu utraty przez niego rodziców i do jego smutku dzieciństwa. Mimo to czuł się teraz znacznie lepiej. Rozwiódł się z żoną i planował pobrać się z kochanką. Dawne symptomy i zachowania zniknęły, łącznie z kompulsjami seksualnymi. Jego kochance, dzieciom i byłej żonie wydawał się być bardziej czuły i bardziej otwarty na ich potrzeby i pragnienia. Kiedy pod koniec szóstego roku leczenia zaczął wspominać o możliwości zakończenia leczenia, pojawił się u niego nowy zespół symptomów: zawroty głowy, problemy naczyniowe, utraty przytomności, które kończyły się na pogotowiu. Po każdym takim alarmie odkładał zakończenie psychoanalizy. Powoli uświadamiał sobie swój niepokój związany z perspektywą zakończenia leczenia i strach przed ponownym zachorowaniem, kiedy przestanie mnie widywać. Wymyślił, że moglibyśmy stopniowo ograniczać sesje do dwóch i jednej w tygodniu, potem jednej co dwa tygodnie, wreszcie co miesiąc, ale ostatecznie nie rzadziej niż jedna co trzy miesiące…bez końca…na wszelki wypadek…! Odczuwając moją powściągliwość, po raz pierwszy popadł w depresję. W jego fantazjach, jeśli on odchodził, a potem znowu mnie potrzebował, ja albo nie miałem wolnego czasu, albo byłem niechętny by powrócić do byłego analizowanego, albo przeniosłem się do innego miasta, albo zmarłem, jak gdyby jego co kwartalne wizyty mogły ochronić mnie przed śmiercią. Albo też mogłem elegancko odmówić widzenia się z nim, zbyt szczęśliwy, że się go pozbyłem, albo zbyt wściekły, że mnie porzucił, jak gdybym był zależnym dzieckiem. Izaak wiedział, ze istnieją inni psychoanalitycy, ale to nie uspokajało jego lęków. Jak możemy nie przypomnieć sobie w tym momencie małego chłopca, wałęsającego się samotnie po ulicach, desperacko kryjącego się pod stoicką maską, po aresztowaniu jego rodziców? Izaak stał się smutniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Aby i pacjent, i psychoanalityk nie popadli w tę samą samotność co Narcyz i Echo, na mnie, jako na psychoterapeucie spoczywał obowiązek zrozumienia, od wewnątrz tego, czego analizowany nie powiedział, cofnięcia się i zinterpretowania, że stoicyzm Izaaka świadomie potrzebny dla przetrwania dziecka, był również potężnym odrzuceniem rodziców, którzy stali się niestety i przeciwko ich woli symbolami śmierci. Izaak otwarcie atakował mnie i mój plan, chciał, żebym był dostępny o każdej porze i o czasie, który mu pasował, zupełnie lekceważąc mnie i innych analizowanych. Paradoksalnie groził, że zostawi mnie dla innego psychoanalityka. Krytykował moje wymagania, będąc w rzeczywistości złym na to, ze nie poddałem się jego nieograniczonym wymaganiom, by był moim wyjątkowym analizowanym. Pomstował na Żydów z jego poprzedniego miasta i na całą Europę za bierne pozwolenie potężnym nazistowskim żołnierzom na ośmieszenie i zabicie Żydów bez walki, w odróżnieniu od obecnych Żydów w Izraelu, z którymi dumnie się identyfikował. Pod dziecięcym smutkiem i rozpaczą krył się gniew i wściekłość. Dorosły w nim zawsze wiedział, że jego rodzice pozostali cicho w nadziei uratowania jego życia i że odnieśli sukces. Ale małe dziecko, które chciało podążyć za nimi, czuło, że zasłużyli na swój los, ponieważ nie udało im się obronić siebie samych i zostać z nim.

Dalsze lata psychoanalizy nie były na próżno. Pierwszy raz od okresu adolescencji Izaak mógł patrzeć na stare fotografie i płakać, mógł zacząć opłakiwać swoich rodziców i czuć równocześnie zawód, że nie zrobili więcej, a pomimo to wdzięczność, że mimo wszystko uratowali mu życie. W taki sam sposób Izaak zaczął opłakiwać swojego psychoanalityka, który nie mógł złagodzić jego bolesnej historii, ani zatrzymać go na zawsze, ale który nadał sens jego symptomom i pomógł mu zobaczyć siebie jako swojego własnego nowego rodzica, zdolnego, mimo niewielkich ograniczeń, do zrozumienia i zaspokojenia swoich własnych potrzeb i pragnień oraz takowych swoich przyjaciół, żony i dzieci.

Gdy rozstaliśmy się po jedenastu latach, analiza przeniesienia i powolna praca nad traumą, która nim wstrząsnęła, umożliwiła mu odkrycie i zrzeczenie się swojego

wygórowanego idealnego ego i zinternalizowanie reprezentacji rodzicielskiej pary, ani

absolutnie doskonałej, ani wszechmocnej, ani tez całkowicie narcystycznej, z którą mógł się teraz identyfikować.

 

POSZUKIWANIE OBIEKTU

Traumatyczne dzieciństwo Izaaka, wspomnienia z aresztowania jego rodziców i obraz pięcioletniego chłopca włóczącego się po ulicach był stale obecny w moich myślach, prawdopodobnie dlatego, że nigdy nie zaoferował on mi nikogo innego. Tak często zastanawiałem się, czy poważny charakter jego traum i intensywność afektu nie przekroczyły pojemności jego młodej psychiki i nie sparaliżowały jakiegokolwiek potencjału złożonych fantazji, a także czy nie byłem arogancki, proponując analizę. Mimo to nie byłem zdolny dostrzec żadnych symptomów zwykle związanych z traumatycznymi neurozami. Wprost przeciwnie. Kiedy porównałem go z innymi ofiarami horroru nazistowskiego, których kontakt z Holocaustem był mniej bezpośredni, ale których patologie były bardziej poważne, byłem pod wrażeniem jego żywotności, jego zainteresowań, profesjonalnych przedsięwzięć i jego chęci życia. Izaak był żywą demonstracją tej patogenicznej traumy, a ta wywodziła się z natury i intensywności tych zewnętrznych wydarzeń, wynikała przede wszystkim z tłumionych pragnień i nieświadomych fantazji, które odgrywały te wydarzenia. Z powodu braku bezpośredniego dostępu do jego wewnętrznego świata nie miałem przez lata żadnego innego wyjścia, jak słuchać rezonansu jego nieświadomych projekcji we mnie: znużenia, wątpliwości, obawy przed wypowiedzeniem słowa, złości, ale także smutku. Mogłem jedynie zakładać występowanie wczesnych narcystycznych zasobów i introjekcji wystarczająco dobrych obiektów, które umożliwiły mu przetrwanie i życie, a także późniejsze intesywne, wtórne, narcystyczne zatrzymanie w obliczu utraty obiektów tej wagi. Od dawna analitycy uważają za Freudem, że narcystyczne osobowości nie są podatne na analizę z powodu braku przeniesienia, wynikającego z wycofania obiektu. Nowsze prace analityczne pokazały, że nieobecność ekspresji przeniesienia jest najczęściej znakiem bardziej archaicznego przeniesienia, gdzie absoluty i „brutalność przeciwieństwa” zwyciężają (Dufresne, 1992, s. 331). Analiza Izaaka była jeszcze jednym przykładem, „Nigdy dwa razy ta sama kobieta”, Izaak powiedział tak o swoich miłosnych podrywach, kiedy kobieta prosiła go o powtórkę. Nieco bardziej odważny w relacjach miłosnych i jeszcze bardziej z pewnością w „ucieczkach ze związków” pozostał on bratem bliźniakiem Narcyza - tak podobna była jego reprezentacja kobiecej żądzy: ujarzmienia własnego męskiego pożądania i gwałtu własnej tożsamości, jakby wszystkie kobiety nie miały żadnego innego pragnienia, jak pomszczenie Liriope za czyny Cefeusza.

Kataklizm jego dzieciństwa, który miał źródło w brutalnej i szalonej sile, uczynił Izaaka wyjątkowo wrażliwym na tą władczą właściwość ślepych i nieświadomych instynktów, które stanowią podłoże wszystkich żądz. Kiedy po pięciu latach analizy pojawiła się pierwsza fantazja przeniesieniowa, szybko wystąpiłem jako okrutny badacz nieświadomy jego pączkującej, nowej miłości.

Dlaczego pozostał on w analizie, podczas gdy inni poddaliby się? Analiza oczywiście dała mu dodatkowe korzyści jako pretekst dla odroczenia wyboru pomiędzy jego żoną i kochanką, ale to nie mogło wystarczyć. Czy nie on potrzebował przede wszystkim obiektu by zapobiec popadnięciu, jak Narcyz, w przygnębienie i śmierć? W końcu, czy nie przyszedł on zobaczyć się ze mną, kiedy jego dwie kobiety groziły mu, że go opuszczą? Dodatkowy i mniej doskonały obiekt może nie być zbyteczny, kiedy ktoś utracił ten pierwszy obiekt - matkę. Jego somatyczna dezorganizacja na początku zakończenia ukazała tą władczą potrzebę z niezwykłą klarownością. Nikt nie może żyć bez rzeczywistego obiektu, zanim nie introjektuje wystarczająco dobrej jego reprezentacji, z którą może prowadzić wewnętrzny dialog po absencji i śmierci rzeczywistego innego.

Czy Narcyz nie umarł z powodu braku możliwości zobaczenia, usłyszenia, dotknięcia i poczucia konkretnego i wrażliwego obiektu pierwotnego, w którego żądaniach potrafił rozpoznać siebie i z powodu szukania ucieczki w zwykłej refleksji nad jego własnym nieosiągalnym obrazem? Czy nie umarł on z powodu braku narcystycznego, rzeczywistego obiektu kateksji, który może służyć jako wsparcie dla jego podstawowej

identyfikacji i jego idealnego, narcystycznego ego?

Analiza Izaaka umożliwiła nam wydobycie na światło dzienne dwóch biegunów jego nieświadomego dylematu: absolutnej obawy przed pożądaniem innych i nie mniej

absolutnej potrzeby obiektu; podobnie jak Scylla i Charybda, każda przynosząca obietnicę śmierci. Czasami zawdzięczał on wszystko samemu sobie, swoje niezwykłe przetrwanie, sukces i swoje podboje kobiet, a nie czuł niczego, lecz tylko całkowitą pogardę dla obiektu. Innymi czasy był on samotnym dzieckiem, które nie potrafiło się odseparować od wyidealizowanych obiektów, które stały się schronieniem przy utracie omnipotencji. Ale ten wyidealizowany obiekt jest na przemian wszystkim co dobre, lub wszystkim co złe. Na poziomie psychoanalitycznym mogłem go wyleczyć, nic o nim nie wiedząc; byłem także nieludzkim badaczem czy dzieckiem, które nie wybaczyłoby odejścia pacjenta.

Żeby analityk nie został wciągnięty w ten wir, musi wyobrazić sobie przeniesienienie jako zwykłą projekcję na siebie pojedynczej postaci historycznej lub zmyślonej, matki lub ojca, dobrej lub złej piersi, ale raczej jako projekcję skryptu na etap analizy, w którym ci dwaj aktorzy, analityk i analizowany są wzywani, by odgrywać po kolei role zarówno podmiotu jak i obiektu w permanentnej kombinacji identyfikacji, projekcji i introjekcji, w których jedynie poziom i modalności powiązań pozostają niezmienne.

Mając niewystarczająco zinternalizowane i zabezpieczone dobre aspekty swoich

rzeczywistych obiektów, Izaak nieustannie próbował znaleźć w zewnętrznym świecie nowe obiekty, które mogłyby zapewnić go o jego wartości, ale z którymi dystans mógłby on kontrolować, żeby zawładnąć nimi, a nie zostać zawładniętym przez nie, żeby nie stracić ich czy nie stracić siebie. Ale w sposób nieunikniony archaiczne fantazje pojawiły się i zanieczyściły jego percepcję żądz i działań innych.

 

KIEDY SAME SŁOWA NIE WYSTARCZĄ...

Moje słowa zostały złapane w ten sam wir, zarówno ekspresje mojej wszechwiedzy

czy puste lub autoerotyczne zakłócenia, uwodzicielskie błagania czy sadystyczne miecze, jakby żaden mediator, żadne prawo, żadne ojcowskie funkcje, żadne edypalne superego, które mogłyby ostudzić burzliwe dualne relacje, nigdy nie zostały napisane czy zachowane. Kapitalne znaczenie słuchania w procesie psychoanalitycznym jest podstawową lekcją wyniesioną z analizy trudnych przypadków. Kiedy bierzemy pod uwagę fundamentalną rolę kochającego i niedoskonałego obiektu w genezie poczucia siebie i poczucia własnej wartości, uświadamiamy sobie lepiej, że analizowany, obojętnie jakie ma on świadome żądanie, aspiruje przede wszystkim do tego, by odnaleźć w analityku innego, który przypomina i wita go bez niszczenia i uwiedzenia go. Słuchanie naturalnie wymaga milczenia analityka uwzględniając jego osobiste pragnienia, terapeutyczne nadzieje i przeciwprzeniesienie. Dostarcza ono tym samym więcej przestrzeni dla analizowanego. Jednakże nie powinno to być rozumiane jako proste czekanie na pojawienie się przeniesienia. Takie bierne słuchanie mogłoby być dla Izaaka śmiertelnym porzuceniem. Moje słuchanie musiało być bardziej aktywne i narcystycznie bardziej satysfakcjonujące. Pisząc tak nie mam na myśli uspokajającej paplaniny, wsparcia, wyrazów uznania, których dłużej nie można by było słuchać. Poprzez aktywne słuchanie określam determinację, wolę ze stronę analityka, by zrozumieć tego innego. U Izaaka przyjęło to formę pytań, by wyjaśnić pewne kwestie czy hipotezy związane z odgrywaniem czy lateralnym przeniesieniem pewnych wydarzeń z dzieciństwa, by uświadomić mu, że jestem uważny i szczerze go słucham. Ale nie było to dla niego wystarczające i poddał mnie on cięższym testom. Zaatakował ramę analizy by uniknąć bierności i by postawić mnie w rzeczywistości identycznej do rzeczywistości jego wewnętrznych obiektów. Te wykroczenia znajdowały się czasami na granicy mojej tolerancji. Przeciwprzeniesieniowa pokusa, by poddać się, przerwać proces, narzucić się czy być cicho mając nadzieję na lepsze dni, była w takich momentach ogromna. Ale można było właśnie dokładnie wtedy pominąć, że przeniesienie było ukryte. To wymagało ode mnie długiej wewnętrznej pracy, by stolerować te wykroczenia bez zaakceptowania ich, by utrzymać ramę analizy bez arbitralności czy braku konsekwencji i by zdać sobie sprawę z tego, że Izaak miał witalną potrzebę, bym był rzeczywistą postacią, która go akceptuje z życzliwością i która zawiera w sobie całą złość, którą on projektował na mnie i powodował we mnie. Same moje słowa nie wystarczały. Domagał się on kategorycznie swego, by zrównoważyć te słowa, by zagwarantować sobie moją gotowość do dawania mu miejsca w mojej wewnętrznej przestrzeni.

Każdy analizowany ma specyficzne sposoby testowania nas, a my możemy je odkryć jedynie po następstwach. Nie będąc zdolnym do przyjęcia pozycji pragnącego

obiektu, Izaak przeniósł to na mnie i stale testował moją zdolność tolerowania występków obiektu, jakim był on sam dla mnie. Ograniczył on moją przyjemność z analizy, żeby upewnić się, że pragnienie analityka zawiera dzielenie się z analizowanym. Bez premedytacji i czasami bez świadomości tego okazałem pewne aspekty mojego przeciwprzeniesienia - mieszankę irytacji i współczucia. Moja werbalna i niewerbalna komunikacja wzmocniona przez rzeczywistość wykształciła się w formie antycypacyjnych interpretacji. Musiałem słuchać i uświadamiać go o mojej akceptacji jego przeniesienia „wcześniej, żeby” analizowany mógł uświadomić sobie występowanie przeniesienia i powiedzieć mi o tym. Nie było to przed tym, jak podzieliłem się głośno moimi myślami na temat opuszczonego małego chłopca, którego mógł on rozpoznać sam w myślach i powiedzieć mi o tym. Wszystkie interpretacje powodowały pogwałcenie, kiedy proponowały one związki, o których analizowany nie po raz pierwszy myślał. Izaak przyjmował moje interpretacje jako próby narzucenia mu mojej wizji świata czy próby poniżenia go poprzez „przypomnienie” mu o jego niewydolności. By oszczędzić jego wątłe poczucie własnej wartości, zacząłem mówić bardziej otwarcie niż bym to robił w przypadku innych, że moje interpretacje były hipotezami, które przyszły mi na myśl w świetle tego, co do tej pory zrozumiałem i że mógłbym szybko przyjąć inne elementy, a nawet jego własne opracowania, które mogłyby zmodyfikować moje rozumienie. By pomóc mu w pogodzeniu jego absolutnych i sprzecznych obrazów self, musiałem czasami wyjaśniać mu, że zdaję

sobie sprawę ze świadomego i racjonalnego dorosłego wewnątrz niego, a że moje uwagi są adresowane jedynie do tej nieświadomej części czy do tego małego dziecka, które pozostaje w każdym z nas. Te interwencje nie powinny być rozpatrywane jako magiczne, uniwersalne przepisy; to, co może uspokoić jednego w danym momencie, może narcystycznie uszkodzić innego, jeśli czuje się traktowany jak dziecko. Modalności naszych interwencji muszą zakorzenić się w tym, co dostrzegliśmy w nieświadomym konflikcie. Analizowany bez trudu odkryje, czy jesteśmy autentyczni, czy stosujemy z góry przyjętą technikę.

Analiza zaburzeń narcystycznych, choć wolałbym powiedzieć bólu narcystycznego, może ograniczać się do granic naszej własnej chęci pomocy i osiągnięcia celu. Zawsze czujemy się w obowiązku by rozszerzać dalej analizę naszego przeciwprzeniesienia, by ochronić narcyzm analizowanego przed narcyzmem analityka. Aby analizowany mógł wyrzec się swojego okazałego, idealnego ego, analityk musi za każdym razem wyrzekać się narcystycznej wiary w magiczną moc własnych słów. W przeciwieństwie do Echo, która mogła jedynie powtarzać czyjeś ostatnie słowa, analityk musi umożliwić analizowanemu dostrzeganie i musi wyrazić to, co czuje i rozumie, słuchając bólu Narcyza.

 

NARCYSTYCZNY BÓL I TEORIA

Leczenie psychoanalityczne „narcystycznego bólu” dotyczy nie tylko narcystycznych zaburzeń, ale w pewnym stopniu wszystkich analizowanych i wszystkich ludzi; wymaga to tego, że ponownie zbadamy teorię narcyzmu i damy jej więcej miejsca. „Prędzej umrę, nim oddam się Twojej władzy nade mną”, powiedział Narcyz do ujmującej Echo. Władza nade mną! Władza, posiadanie, kontrola są wypisane dużymi literami w micie o Narcyzie, nawet w samym jego pochodzeniu: Narcyz narodził się z nadużycia władzy i brutalności, ze zgwałcenia Leiropy przez Cefeusza. Narcyz nie umarł jedynie z powodu miłości do siebie, ale także z powodu odwrócenia się od nimfy. Sprawiła ona, że obawiał się tak bardzo, że wolał swój własny zanikający cień w fontannie. W ten sposób według samego mitu narcyzm nie jest pierwotną fascynacją obrazem self, nie jest podstawową i wyłączną kateksją ego, ale ucieczką i regresyjnym wycofaniem wewnątrz siebie przed zatrzymanymi pragnieniami innego. Mit o Narcyzie jest wyraźnie mitem o wtórnym narcyzmie opisanym przez Freuda (1914). Ale teoria pierwotnego narcyzmu, jej przeznaczenie i miejsce w gospodarce psychicznej, a także jej wartość heurystyczna w praktyce klinicznej powoduje ogromne trudności. Freud nie był nieświadomy zawiłości swojej teorii pierwotnego narcyzmu. Dokładnie w „On narcissism: an introduction” napisał:

Ale uważam, że... nauka buduje empiryczną interpretację... nie będzie zazdrościć

spekulacji jej przywileju posiadania gładkiego, logicznie niepodważalnego fundamentu...

Ponieważ te idee nie są fundamentem nauki... ale szczytem całej struktury i mogą być

zastąpione i usunięte bez niszczenia jej (1914, s. 77).

Teoria pierwotnego narcyzmu zostałaby czysto spekulatywna, gdyby wielu autorów

nie wyciągnęło z niej ważnych wniosków dla teorii praktyki klinicznej i przedmiotu

interpretacji. Przekroczyłoby to zakres tego artykułu, gdyby ukazać wpływy Freuda, jak i innych. Powinniśmy jednak zauważyć, że dla tych, którzy rozpatrują obiekt jako obecny od początku życia, pojęcie pierwotnego narcyzmu jest nie tylko zbędne czy jest zwykłą fantazją o pochodzeniu skonstruowaną w następstwie, ale te interpretacje przeniesienia są skierowane jedynie na instynktowne konflikty w ich relacji z obiektami. Dla tych, którzy trzymają się Freudowskiej koncepcji pierwotnego narcyzmu jako poprzedzającego pojawienie się ego i jako obecnego w macicznym życiu, interpretacje przeniesienia skierowane są jedynie na zorientowane na obiekt popędy, podczas gdy cicha analityczna sytuacja naprawia narcyzm, czy poprzedza dwie oddzielne ścieżki, które są formułowane alternatywnie czy nawet częściej w kolejnych fazach, pierwszą narcystyczną, a potem związaną z obiektem.

Byłoby adekwatnym przywołać tutaj, że Lou Andreas-Salome (1921) akcentowała, że narcyzm jest skierowany zarówno w kierunku self, jak i obiektu. Dla niej nie jest to zaledwie punktem wyjścia, ale fundamentalną cechą wszystkich późniejszych kateksji każdego obiektu. Istotnie musimy sobie przypomnieć, że self i obiekt nie są tak wyraźnie widoczne od początku, jak jawią się one nam w naszych dorosłych wyobrażeniach, pojęciach i słowach, które tak boleśnie sobie przyswoiliśmy. Czy inne self nie jest pierwszym zewnętrznym obiektem, który ma być poddany kateksji przede wszystkim przez alter ego? Czasami zastanawiam się, czemu Freud, który tak dobrze znał się na biologicznych przenośniach, nie rozwinął dalej modelu pseudopodii ameby. Potrafi ona rozłączyć się poprzez amitozę na formę dwóch nowych komórek, każda alter ego innego i każda mająca inne przeznaczenie. Freud mógłby w ten sposób skonceptualizować i zilustrować równoczesne pojawianie się self i innego. Możemy wyobrazić sobie małe dziecko jako prymitywne i nierozróżnialne self

usiłujące usunąć to, co jest nie do zniesienia i przywłaszczające sobie to, co daje mu przyjemność, bez względu na to, czy pochodzi to od rzeczywistego obiektu czy od siebie samego. Można tak określić podstawową identyfikację, a co mogłoby być prawdopodobnie lepiej nazwanym „podstawowym poczuciem tożsamości”. Narodzenie obrazu self po pojedynczych aktach autoerotyzmu i po nierozróżnialności pierwszych miesięcy może zaistnieć poprzez równoczesne postrzeganie własnego obrazu i obrazu innego przed tym samym lustrem, tzn. poprzez identyfikację z alter ego w inauguracyjnej reprezentacji self z obiektem. Nie tylko po zebraniu przez dziecko wystarczających doświadczeń miłości, wystarczających narcystycznych zasobów, nie tylko dzięki macierzyńskiej opiece, która tymczasowo utrzymuje iluzję omnipotencji i oszczędza go przed okrutnym urzeczywistnieniem jego całkowitej zależności, dziecko będzie w stanie zaakceptować odmienność i będzie miało dostęp do odróżniających się reprezentacji self. Pierwotny narcyzm pojawiłby się wtedy w parze ze zjawieniem się pierwszych zarysów reprezentacji self i nieself, podlegających libidalnym i śmiertelnym kateksjom każdej z nich. Nie jest to właściwy pierwszy etap życia psychicznego, ponieważ oparty jest on na śladach pamięciowych pierwszych wyobrażeń i afektów, ale pojawienie się jego jest jednym z pierwszych organizujących momentów. Tę refleksję nad psychicznym narodzeniem innego i self prowadziłem w celu podkreślenia tego, jak bardzo miłość do self zależy od miłości obiektu w podwójnym znaczeniu miłości ze strony i do innego. Proces psychoanalityczny pozwala nam odkryć, że dojrzałość człowieka nie jest nigdy kompletna i że każda relacja miłosna czy przyjacielska, bez względu na związek z obiektem polega także i zawsze w pewnym stopniu na poszukiwaniu nowego narcystycznego zaspokojenia i potwierdzeniu poczucia własnej wartości i miłości self przez obiekt. Relacja psychoanalityczna nie unika tego. Kiedy analityk słucha, identyfikuje się i pozwala sobie na wzruszenie przez analizowanego i kiedy ewentualnie zwalnia i obserwuje, co inny wywołał w nim, musi rozważyć i ocenić w tym samym czasie, co jest zagrożone w tych wyobrażonych relacjach interpersonalnych i w narcystycznej gospodarce każdego uczestnika procesu analitycznego.

Jeśli wyobrazimy sobie pierwotny narcyzm jako powstały w równoległym pojawieniu się reprezentacji self i obiektu, teoria narcyzmu wyposaży analityka w punkt artykulacji dwóch zasadniczych teoretycznych punktów widzenia, które poprą i wzmocnią jego pracę: teorie podmiotu i funkcjonowania intrapsychicznego, a także teorie relacji obiektów. Nawet jeśli z powodów heurystycznych rozróżniamy narcyzm i miłość związaną z obiektem, niezbędnym jest by nasze teorie kliniczne i interpretacje nie były ograniczone do derywatów popędu zorientowanego na obiekt, ale jednocześnie uwzględniały narcystyczne dążenia podmiotu wraz z relacjami z innym. Musimy ponownie ocenić nasze relacje afektywne i narcystyczne powiązania z naszymi modelami teoretycznymi i utrzymać gotowość dla zaakceptowania „teorii otwartej”. Taka teoria musi być spójna, by dostarczyć nam wykładników dla naszej luźnej uwagi i powiązań pomiędzy wielorakimi reprezentacjami analizowanego, a mimo to musi być wystarczająco elastyczna by odpowiadała na nowe pytania i wyzwania stawiane nam przez każdego analizowanego. Pozycja Freuda na spekulatywnej górnej strukturze nauki, która może być zastąpiona bez szkody, jest równie uzasadniona dla naszych interpretacji. Ponieważ przede wszystkim każdy człowiek zawsze bardziej potrzebuje postrzegania siebie w pragnieniach innego, w pragnieniach alter ego, niż w przejrzystej wodzie fontanny, w czystej teorii czy gładkiej interpretacji.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin