12.Taja dwunasta - O NARODZINACH LUDZI.docx

(197 KB) Pobierz

 

 

TAJA DWUNASTA

 

 

 

 

O NARODZINACH LUDZI-ZERYWANÓW

ZWIERZÓW I ZRÓSTÓW

 

 

 

 

 

 

WEDŁUG ŻERCÓW KĄCINY W SŁUPSKU, GRODZIE PLEMIENIA STOŁPÓW1,

ORAZ INNYCH KĄCIN ZACHODU I WSCHODU

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 



SŁOWO O NARODZINACH LUDZI2

 

est wiele niezgody między świątyniami, kątynami, kościołami i gromadami kapłanów co do Narodzin Ludzi. Kątyny Zachodu przydzielają im Czwarty Dział, podczas gdy Kapiszty Wschodu mówią tylko o Trzech Działach i narodzinach Ludzi w Święto po zakończeniu Trzeciego Działu. O tych i innych sporach mówią Taje Pierwsza i Ósma3. Wszyscy prawią, że Człowiek zrodził się ze Złotej Gałęzi Drzewa Drzew, nazwanej Wiechą i z istu Swąta, który ma trzy postacie: potu-juchoru, śliny-płoni oraz kraszu-krwi. Tutaj opiszemy w szczegółach owe narodziny i to, co z nich wynikło, przyjmując widzenie Guślarzy z Winety oraz Sierdza. Wspomnimy również, jak owe dzieje widzą wołchwowie białozierscy i potomkowie kudiesników z Glenia.

 

O POCZĘCIU ZERYWANÓW

- WEDŁUG GUŚLARZY Z WINETY I SIERDZA

 

Według nich Ludzie i wszystkie byty śmiertelne, które dziś znamy na Ziemi i we wszym świecie, zrodziły się niedługą chwilę po przyjściu na świat Głązów, zwanych również Gałęzami.

 

Było to tak, że Bóg Bogów po wielkim znoju stwarzania Świata, rozsądzania sporów oraz przywracania porządku spoczął na Głazie Głazów. Mocno utrudzony odłamał konar Wierszby i pachał się nim jak pachalicą, by się ochłodzić. Potem odłamał z niego gałązki na Wiecheć, którym obtarł czoło i szyję, zlane boskim istem. Z tego Wiechcia, ciśniętego za wrota Kłódzi, mieli już niedługo przyjść na świat Ludzie.

 

Jedne kościoły stwierdzają, że Swąt, obtarłszy się z potu-istu, wyrzucił Wiecheć za bramę Kłódzi.

 

Drugie znów prawią, że zabrał Wiecheć z sobą do Modrego Banioru Bani4, nachodzącej się u Źródła Źródeł, i że jak zwykle oćwiczył się owym pękiem gałązek z Wierszby.

 

Trzecie dowodzą, że pęk-Pachalica to inne gałązki niż pęk-Wiecheć. Dla wtajemniczonych nie jest to bez znaczenia, w pierwszym bowiem wypadku na Wiechciu znalazł się jedynie ist-juchor Swąta, a w drugim również ist-krasz, czyli Swątowa krew zmieszana z żywą wodą Źródła Źródeł.

 

Kiedy tylko rzucony za mury Kłódzi wiecheć legł na skale Równi, przybiegli ku niemu Czarnogłów i  Białoboga. Złapali za Wiecheć z dwóch stron i każde, jak to zwykle, zaczęło go przeciągać ku sobie. Przy owej bijatyce połamali gałązki na wiele małych patyczków. Po dłuższych zmaganiach, gdy nie udało im się osiągnąć rozstrzygnięcia, postanowili podzielić się Wiechciem i zasadzić go na Równi - połowę gałązek po stronie Czarnoskał, a połowę po stronie Białogór. Sam Chors zaorał ugór, lecz gdy Białoboga poprosiła go, by przyniósł ichoru ze Srebrnego Stawu, odmówił jej. Chorsina z Krasą pobieżały nad brzeg Jeziora Kraswary i zaczerpnęły stamtąd czerwonego kraszu. Matka Ziemia wetknęła podzielone Wiechcie po kawałeczku w glebę i otuliła własną piersią. Borowił uklepał wzgórki dookoła każdego pędu. Wpierw podlano gałązki kraszem i od tego właśnie wzięła się w ludziach czerwona krew. Potem Spor-Krzewiciel i Mor-Podlewacz nosili na zmianę z Rzeki Rzek - Pełnicy wodę, którą nabierali u Spadospadu. Pędy poczęły się wypełniać wartko krążącym kraszem-krwią i wodą. Białoboga i Czarnogłów postanowili czuwać na zmianę przy uprawie, gdyż nadciągała długa noc welańska. Dzięki żywej wodzie - Pełnicy-płoni pędy nabrzmiały żywotem i parły ku gwieździstemu niebu. Blisko północy wszyscy bogowie posnęli, a czuwająca dotychczas Białoboga zbudziła Czarnogłowa, by objął wartę. Początkowo miały także wartować Watra i Nyja, lecz w końcu obie boginie odmówiły pomocy przy uprawie Ludzi. Czarnogłów - jako że panował spokój - byłby już po chwili stróżowania zasnął jak kamień. Białoboga, która jeszcze się do snu nie ułożyła, szturchnęła go jednak w bok i się obudził. Sen go morzył tak okrutny, że po chwili głowa mu znowu opadła na pierś. Przecknął się, a żeby nie zasnąć, obciął sobie u jednego oblicza powieki i cisnął je gdzieś na niziny welańskie. Mimo to usnął wkrótce kamiennym snem5. Jeden z bogów przez cały czas jednak czuwał i wyczekiwał właściwej chwili. Był to Mor. Korzystając z okazji, niepostrzeżenie wymknął się ku swojej Niwie i tam nabrał w bukłaki wody śmierci ze swojego czarnego źródła. Podlał ową wodą całą uprawę Kauków, krzaczek po krzaczku.

 

Nad ranem z pędów wylęgli się Ludzie. Podczas zrywania ich z zagonów kilku, ściśniętych zbyt mocno ręką Białobogi, zmarło. Wtedy to okazało się, że są śmiertelni. Trupy rzucono w głąb Nawi. Ludzie byli takiego samego kształtu jak Jednogłowi, ale dużo lichszej postury. Nazwano ich Zerywanami, jako że zostali zerwani z zagonów ugoru, lub Zorywanami, bo podobno Chors ich wyorał Srebrnym Radłem6. Nazwano ich tak także dlatego, że narodzili się z porannym nadejściem Zorzy.

 

Przez cały welański dzień Zerywanie pozostawali na Niwach, ciesząc się bliskością bogów i korzystając z pełni bogactwa Weli. Jednakże Swąt, który ustanawiał właśnie nowy porządek rzeczy po Wojnie o Krąg, nakazał strącić ich na Ziemię, jako że nic, co śmiertelne, nie może pozostać na Niwie Niw. Dla śmiertelników Bóg Bogów przeznaczył ziemską Kolibę, a dla dusz zmarłych - Nawie. Tak więc prarodzice ludzcy, Kaukowie-Dzięgle, rzucili Źdźbła - Zerywanów - w górską wąwel7, zwaną Kolibą, pomiędzy wysokimi szczytami Ziemi.

 

Na pamiątkę owego poczęcia z Wiechcia w obrzędach ku czci Swąta oraz Kauków, a także w innych ucztach i obiadach świątecznych, pije się napoje zwane krużami, światliszczami, weselami, zdrawicą lub rosturchanami, w których skład, prócz miodu (piwa, wina) zastępującego boski ist-płoń, wchodzi krew lub mlecz ludzi albo zwierząt ofiarnych zastępując krasz, a także sok z boskich roślin miast istu-juchoru. Całość uzupełnia często Żywa Woda8.

 

Wedug żerców z Winety, Witowa oraz guślarzy ludu Lęgów ze Żnina i Łężna, a nawet według kobców ludu Mazów z najpradawniejszej świątyni Matki Ziemi w Tłoce, Zwierzęta i Rośliny powstały po części z Wiechcia, a po części zostały zasadzone i posiane w borach przez Knów (Wiłów - Bogów Żywiołu Kniei) pod sam koniec Wojny o Bułę. Podobne zdanie mają niektóre wschodnie kapiszty.

 

Prawią one, że Dzięgle, nie mogąc się pogodzić, chcieli zakopać Złoty Wiecheć w glebie welańskiej, lecz w trakcie owego zakopywania zaczęli się wzajem podejrzewać, iż jedno bez wiedzy drugiego wykradnie Wiązkę. Dlatego właśnie przyszło do mocowania się i poszarpano Wiecheć na sto osobnych ździebeł. Z owych kawałków wyrosły potem istoty podobne do bogów, tyle że lichej postury.

 

Kobcy Matki Ziemi z Tłoki uważają, że z Wiechci czystych, co nie zostały utytłane w glebie, wyrośli Ludzie Złoci, z tych przykurzonych Biali, a z tych, co były w glebę wkopane, Czarni.

 

Guślarze ze Żnina mówią, że Ludzie zrodzili się tylko z Wiechci Złotych i Białych. Z Wiechci zabrudzonych na czerwono, czyli krasno, powstały Zwierzęta Leśne. Z Wiechci Czarnych narodziły się Zwierzęta Podziemne i Nocne, z Wiechci Niebieskich Zwierzęta Wodne i Ryby, z Wiechci Sinych Ptaki, zaś z Wiechci Zielonych i Brązowych Zróstowie, czyli drzewa i rośliny Ziemi.

 

Według guślarzy łężyńskich, kiedy Białoboga i Czarnogłów strącali Ludzi z Weli, część z nich uderzyła przypadkiem o jej krawędź. Ci, gdy spadli na Ziemię, stali się Zwierzętami, nieuszkodzeni zaś stali się Zerywanami. Zróstowie, czyli byty zwane później roślinami, wyszli wszyscy z ręki Wiłów-Kienów i Obwiły. Również według kątyny witowskiej z Wiechcia powstali wyłącznie Ludzie.

 

Działo się to na końcu Czwartej Niedzieli, czyli w Czwartym Siódmym Dniu Stwarzania (dwudziestym ósmym Dniu Pierwszym), gdy Światowit wychynął z Kłódzi po raz drugi, by sprawiedliwie rozdzielić walczących w Wojnie o Krąg.

 

Wtedy to Światowit oddzielił Moce od Żywiołów i poruczył Mogtom zajmować się wszemi ludzkimi sprawami. Tym sposobem nastał ostateczny porządek rzeczy. Było to upragnione rozwiązanie boskich kłótni i sporów.

 

Ludzie-Zerywanie (Zorywani) zamieszkali w Kolibie na Ziemi. Nastał spokój i święto. Umory, nazywane przez bogobojnych ludzi Straszami lub Orłami Welańskimi, powstałe w Świętą Noc ze Zniczów-Gwiazd, przydzielił Światowit do noszenia ludzi zmarłych w Nawie Weli, które to dał duszom zmarłych na wieczyste mieszkanie.

 

Tak stało się Czwarte Dzieło. Od tej chwili Moce są związane z Człowiekiem, tak jak Żywioły z Siedliskiem, Kirowie z Głębią oraz Czasem, zaś Kaukowie-Alkowie z Działami Pierwni.

 

SŁOWO O NARODZINACH ZWIERZÓW I ZRÓSTÓW (ROŚLIN)

 

Według kołodunów z Białoziera, z Wiechcia9 hodowanego przez Czarnogłowa i Białobogę wyrosły także ostatnie stworzenia: Zróstowie (Rośliny) i Zwierzęta10, ale część roślin była już wcześniej.

 

Niektóre z tych wcześniejszych drzew, krzewów, ziół czy kwiatów mają welańskie pochodzenie. Tak jest z jabłonią, która rosła początkowo tylko na welańskiej Jaśniepolanie, albo z tatarakiem. rosnącym wpierw jedynie na Rozwodziu w Niwie Wodów. Niektóre pochodzą wprost z ręki Wiłów-Kienów; te stanowiły początkowo pień i koronę Osicy rosnącej na Trzygławiu, a część ma pochodzić nawet od Strąprzy - Swątowego wspóru. Stąd wywodzą się wierzba, osika, sosna-bór, dąb, lipa i jawór.

 

Dużo Zróstów (Roślin) i Zwierzów zrodziło się dzięki bogini Obwile. Ona swoją samokopaczką dobyła glinę z gleb będących w jej władaniu, dała również kawał swojego sznura-oczkura. Z pociętego oczkura powstały, uplecione następnie rękami Leszy-Borany, zioła i kwiaty, a z gliny różne zwierzęta ukształcone ręką Borowiła. Wszystko, co ziemskie, niezależnie od pochodzenia, zasadzono w najgłębszym zakątku Ziemi zwanym Knieją, wszystko to wykarmiło się z ręki Obiły lub z piersi Matki Siemi.

 

Ostatnia gromada Zwierzów i Zróstów to ci, którzy narodzili się w owej postaci powtórnie, czyli zostali przez bogów z różnych powodów w postać roślin i zwierząt zaklęci po wsze czasy. Tak z ciała Znicza Miłoroda zrodziły się świetliki (stworzone ręką samego Swąta), bocian zaklęty przez boginię Bodę z jej własnego syna-wytędza, niedźwiedź, łabędź czy kruk. Jarzębina i powój narodziły się z pary kochanków zaklętych ręką Dziewanny, bratek (brat i siestriczka, siestriczka) został zaklęty przez Dyja z rodzeństwa Rykawda i Iworody. Borówka czarna zrodziła się dzięki Boranie z ciała Gogółki (rozwiązłej córki bogini Chochołdy); powstało także kilka innych roślin. Niektórzy powiadają, że z Gogółki zrodziła się kukułka, ptak, a nie gógódza - czarna borówka.

 

O NARODZENIU LUDZI - WEDŁUG WOŁCHWÓW Z GLENIA

 

Słowo Wielkiego Wołchwa Wiatyczów, będącego następcą wołchwów wszych kapiszt Genia mówi, że Kaukowie zauważyli Wiecheć leżący pod murem Kłódzi dopiero o wieczorze, gdy nadeszła Zorza. Wiecheć zaświecił się wtedy ognistym złotem i rozpłomienił niczym żywy znicz. Czarnogłów i Białoboga z zaciekawieniem i chciwością spozierali ku owej rzeczy. Udawali przed sobą, że ich to nic nie obchodzi, ale gdy tylko zniknęli sobie z oczu, zaczaili się do skoku. Jedno po swojej stronie Ogromów za skałami Białogór, a drugie po swojej, za litą ścianą Czarnoskały. W jednej chwili wyskoczyli razem, rzucając się na Wiecheć i zderzyli się czołami tak strasznie, że aż im czerepy od tego nadpękły i nieco się w sobie zapadły. Od owej chwili pierwsze oblicze Czarnogłowa i drugie oblicze Białobogi mają wklęsłe czoła. Mimo zderzenia, każde było na tyle przytomne. żeby schwycić za swój koniec Wiechcia-Rózgi. Zaczęli się od razu kłócić, ale bali się, że rozzłoszczą Swąta, który odpoczywał po wielkim wysiłku, jakim było rozdzielenie walczących w Wojnie o Krąg. Bóg Bogów zapowiedział, że po krótkim odpoczynku przybędzie na Zbór, który Żywiołowie, Mogtowie i Kirowie mieli przygotować na Równi. Białoboga i Czarnogłów odbiegli na sam skraj Wierchu Weli i zatrzymali się na Przełęczy Równi. Tu, jak to zwykle między nimi, zaczęli się szarpać i bóść końcami Wiechcia oraz straszliwie krzyczeć przeciw sobie.

 

Stad właśnie, od Kauków-Dzięgli, bierze początek określenie kłócić się. Znaczy ono tyle, co kłóć się wzajemnie rzeczą wyrzuconą z Kłódzi i kłuć się słowami wzniesionymi do krzyku, głośniejszego niż spadające wody Grzmotołomu Rzeki Rzek (o to, kto ową rzecz lub słuszność posiądzie). Cokolwiek Swąt wyrzucał z Kłódzi, zaraz rozpoczynał się spór, czyli kłóta.

 

U stóp skały Spadospadu, przy Grzmotołomie, zgromadzili się starzy Żywiołowie i Mogtowie podsłuchując, o co też tak zajadle spierają się prarodzice. Już, już się zdawało, że Wiecheć spadnie na dół, ale nagle Czarnogłów ustąpił i przyszło między Kaukami do porozumienia. Postanowili podzielić się po połowie Wiechciem, rozłamując go na rozliczne spory-odrosty. Każde miało zasadzić swoją część po swojej stronie Równi, ale na jednym wyoranym przez nich wspólnymi siłami zagonie. Tak więc najpierw Czarnogłów dosiadł Białobogi i ta zapadła się w skałę prawie po kolana. Poszła dookoła zamykając zagon w krąg. Zaraz potem, gdy tylko wyorała koło, zmęczyła się, więc Czarnogłów wziął ją na plecy i wyorał grzędy wewnątrz zagonu. Białoboga siedząc okrakiem na swym mężu rzucała w glebę spory wiechetne. Żywiołowie na dole pod skałą Spadospadu wciąż jeszcze czekali, ale całkiem stracili nadzieję na łup. Wtedy okazało się, że Kaukowie zamierzają na zmianę biegać po wodę do Spadospadu i pilnować swojej uprawy. Jednogłowi zrezygnowali więc i rozeszli się do swoich licznych zajęć. Tylko Mor został dalej u podnóża Równi, nie mogąc się uspokoić, odkąd usłyszał o Wiechciu.

Mor postanowił zaszkodzić tej uprawie. Pobiegł do swoich czarnych źródeł i nabrał z nich, w wielkie łagwie, czarnej wody. Przytaszczył owe łagwie pod Grzmotołom, po czym wspiął się z nimi na Przełęcz Równi. Tu zakradł się za jedną ze skał Ogromów. Tymczasem Kaukowie pracowali zgodnie aż do północka. Wtedy to, podczas gdy Białoboga poszła po wodę, Czarnogłów na chwilę przysnął. Mor natychmiast wyskoczył z ukrycia i podlał dokładnie każdy krzaczek śmiertelną wodą. Białoboga, gdy przyszła, była zdziwiona wilgocią gleby, ale Czarnogłów zapewnił ją, że nic niezwykłego się tu nie wydarzyło. Rano Pramać uspokoiła się zupełnie, bo okazało się, że z każdego spora wyrósł bardzo piękny, spory okaz.

 

Tak narodzili się Ludzie. Aukowie (Kaukowie) poszli przez swoje pole i zrywali ich po jednym, aż zerwali wszystkich. Wtedy odkryli śpiącego za skałą Mora z pustymi łagwiami i pojęli, co się stało nocą. Wiedzieli już, że Zerywanie są śmiertelni, ale postanowili poczekać do końca dnia, kiedy to miał się odbyć zbór, i zostawić sprawę w ręku Boga Bogów. Tak to Zerywanie przez cały welański dzień, który był dłuższy niż ludzkie życie, pozostawali na Weli. Był to dla nich Złoty Szczęśliwy Czas.

 

Na zborze Bóg Bogów postanowił zrzucić Zerywanów na Ziemię w miejsce zwane Kolibą. Tych, co już zdążyli pomrzeć, Swąt rozkazał rzucić w Nawie. Ludzie podobali się bogom, bowiem wyrośli z kraszu i juchoru Swąta na boskie podobieństwo, choć przyrodzenie mieli pomieszane. Pomieszanie owo brało się z tego, iż wyrośli z Drzewa Drzew, które nosiło w sobie drobiny Nicy, drzazgi Wspóra, strzępy Ósicy i szkielet potwora Podbója. Kaukowie zrzucili Zerywanów na Ziemię, a część z nich spadając zawadziła o Krawędź Weli. Pierwsi ludzie, Zerywanie, byli biali jak Białoboga, czarni jak Czarnogłów i żółci jak Złota Buła-Byta. Ci, co spadli do Koliby nieuszkodzeni, tacy pozostali. Ci, co się poobijali o nadnawne Krawędzie Weli, stali się rudzi, brązowi, niebiescy i zieloni. Gdy spadli w Kolibę, narodziły się: z rudych Zwierzęta Duże i Małe, z brązowych Gadzina i Robactwo, z niebieskich Ptaki i Owady, z zielonych Ryby i Zróstowie (Drzewa i Zioła). Zatem wszystkie owe byty są obdarzone ludzką duszą. Bogowie wzięli ich wszystkich pod opiekę.

 

Na pamiątkę tamtego Zerwania przez Boga Bogów Wiechcia z Wierszby, zasadzenia sporów-wzrostów na Równi przez Kauków i ponownego zerwania w Ostatnim Dniu Pierwszym Świata, każdej wiosny, czyli z początkiem każdego nowego godu-roku, we wszej Słowiańszczyźnie czcząc wielkie święto odbywa się obrzęd zwany Budziami11. Poprzedza on Wielką Noc Bitwy dwóch wcieleń Bożego Światła (Białej i Czarnej Krowy) oraz Śmigus-Dyngus (Dagus).

 

Przed owym świętem zrywa się z wierzb nabrzmiałe gałęzie i wkłada w domach do żywej wody przyniesionej ze świętych źródeł. Kiedy na Wielki Dzień okryją się baziami (budziami) ludzie uderzają się nawzajem pękami gałązek, tak jak Swąt czynił to Wiechciem, a następnie polewają się świętą wodą. Każdy spożywa wtedy po jednej bazi (budzi, buzi) i po jednym jajku-kraszance. Całe owo święto to Święto Świtu, czyli zakończenia Dzieła przez Boga Bogów. W święto to buduje się również okazałe Wiechy, na pamiątkę Wiechcia zerwanego przez Swąta. Wiechą też wieńczy się każde skończone dzieło rąk ludzkich, a szczególnie trudną budowlę. Dotknięcie w poranek Wielkiego Dnia budziami-koszkami daje człowiekowi nowe siły, jest pamiątką Zerywanów i budzi ludzi do życia wraz z całym odradzającym się, po długim zimowym śnie, światem Przyrody. Następnego dnia po Wielkiej Nocy topi się w nurtach wód Kostromę lub Marzannę i urządza wielkie pochody dookoła wiosek i grodów oraz wszczyna wielkie igry wiosenne. Sześć dni trwa owo święto — największe ze wszystkich słowiańskich świąt.

 

Kobcy z Tłoki prawią, że wszystko, cały świat, a więc i Swąt, powstało z Wielgiego Jaja. Jest to sąd prawdziwy, bowiem Kładź to nic innego jak gniazdo-jajo Swąta. To z Kłódzi Swąt wyrzucał wszystkie Rzeczy Pierwsze, a więc stamtąd pochodzi Ziemia, Niebo, Wela, wszy Bogowie, Ludzie i Zwierzyna12.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin