10.Taja dziesiąta - O NARODZINACH.docx

(1685 KB) Pobierz

 

 

TAJA DZIESIĄTA

 

 

 

 

O NARODZINACH MAŁYCH BOGÓW

 

 

 

 

 

 

WEDŁUG WSZYCH KĄCIN SŁOWIAŃSZCZYZNY

 

 

 

 

 

 

 

 

 



 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 



SŁOWO O NARODZINACH MAŁYCH BOGÓW

 

ogowie nie są jak ludzie i nie postępują odpowiednio do ludzkich praw. Ludzie po wielokroć próbowali w swej pysze dorównać bogom i żyć, jak oni. Zapominali, że są co prawda ukształceni na boskie podobieństwo i pochodzą wprost od Swąta Światła Świata, ale nie są ani wieczni, ani nieśmiertelni. Śmiertelność ludzka jest powodem, dla którego człowiek podlega prawom przeznaczonym dla rzeczy skończonych. Rzeczy skończone to te mające początek, a w związku z początkiem też i koniec. Dlatego pewnych działań ludziom wprost zakazano, innych zaś, które w żywocie boskim zdają się pociągać do naśladownictwa, człowiek dla własnego dobra nie powinien sobie przywłaszczać. Jeszcze inne rzeczy w postępowaniu bogów względem siebie wzajem i względem wszego świata, w tym i człowieka, które zdają się ludziom niesprawiedliwe, budzą zdziwienie albo oburzenie, czy nawet odrazę, nie powinny rodzić owych uczuć, bo ich rozważenie nie leży w możliwościach prostego, ludzkiego rozumu. Tak jest na przykład z tym, że między bogami brat z siostrą stają się małżonkami, a także z tym, że jedno dziecko ma czasem wielu ojców lub wiele matek. Pośród bogów takie sprawy są zwykłe i niosą za sobą konieczne pożytki. Wynikają wprost z boskich cech, z boskiego przyrodzenia i ukształtowania siły, którą sami bogowie wszak stanowią. Między ludźmi podobne czyny przynoszą szkody, o których dowodnie przekonali się w przeszłości nasi przodkowie, zwłaszcza Zerywanie, ale i liczni inni, w nieprzebranej liczbie pokoleń, jakie upłynęły od opuszczenia przez ludzi welańskiej Równi. Naśladownictwo bogów jest w tym wypadku zakazane.

 

Oto jak prawi o boskich związkach, małżeństwach i rodzących się z nich bytach Wielki Bojan, wnuk Welesowy, wieszcz Wszechrusi i Wszechsłowiańszczyzny, który wywiódł się z rodu Polan, a osiadł w Grodzie Kija.

 

Wielu Małobogów zrodziło się poza parami małżeńskimi, a kilku z nich miało pogmatwany byt i trudne dzieje narodzin ci mieli też często więcej niż jednego ojca albo matkę. Kilku z nich znalazło też swoje miejsce w rodzie i tynie, z którego krwi nie pochodziło. Są oni jednak związani z dworami, w których znaleźli przytulisko i z niwami, na których czynią swoje roboty, a przez to wchodzą do owych rodów jakby się z nich wywiedli.

 

To, co na ludziach robi wrażenie bałaganu, ma zawsze swój wyższy trudno dostrzegalny porządek, bowiem jest tak, że nad małżeństwami, także pośród bogów, czuwa Łado i Mokosz, a praw boskich strzeże zawsze Perun, nad wszystkim zaś stoi Swąt i nic nie dzieje się poza Prawem Wszego Świata. Oto mimo licznych odstępstw i zdrad, a nawet posiadania pozamałżeńskiego potomstwa, nigdy się nie zdarzyło, żeby zmieniła się jakaś para między bogami. Małżeństwa boskie są stałe, są wieczne i nienaruszalne takie jest najwyższe prawidło. Oto zdaje się, że Bogowie Mocy bezładnie parzą się z Żywiołami, ale gdy przyjrzeć się temu wnikliwie, łatwo zobaczyć, że tylko dziewięć razy doszło do zmieszania między nimi i tylko dziewięciokrotnie owo zmieszanie dało owoce. Kto zgłębił znaczenie czerty „9”, ten pojmuje i dotyka owego wyższego porządku, choć go nie potrafi do końca w rozumie rozważyć.

 

O SYNACH PERPERUNY

 

Ponoć wszystko, co się dzieje w ziemskim świecie dobrego, a może i to, co złe, bierze początek od Perunów i na nich się kończy. Takoż i Krąg Małobogów od nich się zaczął, bo pierwsi zrodzili się Młodzi Perunowie, w tynie Jaruny na welańskich Wozhorzach. Tak to Perun wbiwszy srebrzyste ostrze błyskawicy w miękki brzuch Perperuny ustanowił pierwsze ogniwo Kręgu Małobogów. Od razu bowiem, od tego jednego pchnięcia, trzech krzepkich synów wyskoczyło z trzewi jego siostry i żony.

 

Pierwszy dobył się na świat Perunic, a zaraz za nim Turupit-Ciosno, a trzeci z synów trochę się ociągał. Tym trzecim był Łysk, nieco mniejszy i słabszy od dwóch pozostałych. Łysk, zwany też Porenutem, od samego początku był inny i od tamtych dwóch odstawał, a że Perperuna nie mogła trzech synów na raz karmić oddano najmłodszego do wykarmienia Pogodzie.

 

Niektórzy mówią, że Łysk najpierw był, jak inni Perunowie, mocarny i z gruba ciosany. Dopiero odkąd go Pogoda przystawiła do swojej piersi, stał się delikatny i mniej wojowniczy. Z powodu, że mleko Pogody nie było dla niego całkiem odpowiednie, podobno nie okrył się w ogóle włosami i na zawsze został „łysym bogiem”.

 

Perun, gdy tylko zobaczył synów, od razu rozdzielił między nich oręże. A uczynił to w ten sposób, że wyznaczył trasę biegu na Pirańskiej Wysoczyźnie i ułożył na niej w kolejności Miecz-Samosiecz, Samowrotną Siekierkę i Złotowłócznię-Małankę. Do Samosiecza, pokonawszy cztery kolejne pagóry, pierwszy dobiegł Perunic i jako najszybszy wziął go dla siebie. Do Samowracającej Siekierki, położonej o cztery wzgórki dalej, z dwóch pozostałych biegaczy dotarł wcześniej Ciosno i on ją sobie zabrał. Łyskowi, który okazał się najpowolniejszy, pozostała, wbita w wierzchołek dwunastego pagóra, Złotowłócznia-Małanka. Od tej chwili żaden z braci nigdy się ze swoim orężem nie rozstawał. Perperuna narzekała często na to, że ją synowie przy karmieniu owymi narzędziami w piersi kolą.

 

Zaraz też na początku, kiedy tylko młodzi Perunowie dostali broń do ręki, Ciosno, który był większy i mniemał, że jest silniejszy, przez co mu się należy pierwsze miejsce w rodzie, wyzwał na pojedynek Perunica. Nie mógł się pogodzić z przegraną w biegu. Na tej samej Pirańskiej Wysoczyźnie bracia stanęli do boju. Pierwszy uderzył Ciosno, gdy Perunic był jeszcze daleko. Perunic jednak odbijał wszystkie ciosy latającej Siekierki i posuwał się naprzód. Kiedy podszedł na wyciągnięcie ręki do przeciwnika, okazało się, że Miecz Samosiecz jest wiele bardziej przydatny w walce z bliska i Ciosno musi ustąpić mu pola. Odgłosy tej walki było ponoć słychać we wszy m świecie, a odbłyski boskiego oręża widziano nawet na niebieskim Sklepieniu nad Ziemią.

 

Mimo przegranej Ciosno jeszcze raz wyzwał Perunica, do trzeciego boju. Tym razem miała to być walka bez oręża. Stanęli w oddaleniu od siebie i wpierw zaczęli rzucać kamieniami. Kamienie wyrwane z welańskiego gruntu świstały w powietrzu i raziły po równo obu przeciwników. Obaj jednak byli odporni na te uderzenia. Podsunęli się więc do siebie i razili się ułomkami skalnymi z całkiem bliska. Tylko iskry leciały od piersi i głów potężnych bogów. Jakby mieli żelazne pancerze na sobie, a nie gołe ciało, kamienie nie wyrządzały im żadnej szkody. Odłożyli zatem kamienie i rozgorzała walka na gołe pięści. Perun baczył przez cały czas, gotów ich rozdzielić, gdyby się zbytnio w sobie zapiekli albo któryś złamał zasady. Cały dzień i noc tak się bili, a nocą tylko błyskawice rozświetlały niwy. Na chwilę, o świtaniu, przerwali i Perperuna karmiła ich wtedy własną piersią. A nie mogąc patrzeć, jak okrutnie przeciw sobie stają, żeby przerwać ów bój, dała Perunicowi trzy łyki pokarmu więcej. Gdy stanęli ponownie i jęli się okładać pięściami tak, że aż grunt welański się trząsł pod nimi, i znów się wydawało, że noc nie przyniesie rozstrzygnięcia, Ciosno zasłabł nagle i upadł pod uderzeniami Perunica. Perunic rzucił się na leżącego i chciał mu kamieniem roztrzaskać głowę. Ojciec powstrzymał jednak jego rękę i nie pozwolił zabić brata.

 

Złośliwi prawią, że Perperuna nakarmiła pełniej Perunica nie z żalu nad nimi oboma, bo to uczucie jest jej zupełnie obce, lecz dlatego, że chciała, żeby wygrał pierworodny. Perunic jest wielkim ulubieńcem swojej matki i często jej towarzyszy w niebieskich wędrówkach.

 

Ciosno już nigdy więcej nie stawał przeciw starszemu bratu, a wiele rzeczy, od tamtego czasu, zrobili razem. Ułożył się więc powszechny obyczaj, który poszedł od Perunów, że szanuje się starszego brata, a pierworodny wszystko bierze najpierw. Po nim dopiero, w kolejności, biorą następni. Także brat na brata nie podnosi ręki, bo to niezawodnie ściąga na napastnika gniew Peruna. Taki człek może zostać uderzony Srebrzysto-Kamienną Błyskawicą Pana Piorunów szybciej, niż pomyśli. Brata, co zabił brata, karze się zaś ukamienowaniem.

 

Wśród Zerywanów przejęto też zwyczaj, w którym synowie zmarłego wodza, księcia lub króla, na wzór potomków Perunowych, stawali do biegu i ten otrzymywał po ojcu schedę, który ów bieg wygrał. Szanowali ów obrządek szczególnie Lęgowie, a po nich wszystkie kraje lechickie.

 

Perunic nosi tytuły Pana Burzowego Nieba, Władcy Nawałnic i Pana Ziemskich Piorunów. Złotoognisty Miecz-Samosiecz jest jego narzędziem. Znany też jest i czczony pod mianami Grozy, Kuksa-Łama i Derża1. Jest krewkim i porywczym bogiem. Nie bardzo ma szczęście w miłości, tak jak i pozostali młodzi Runowie. Najpierw związał się z Zorzą, lecz ta zdradziła go z Chorsińcem- Księżycem, potem z Dengą, a ona w dzień ślubu zbiegła z Welesem. Na koniec został z niebezpieczną Watrą, z którą ciągle do dziś się zmaga. Księżyca przeciął w złości na pół swoim samosieczem, wybił całe potomstwo swoje i Zorzy, ranił także poważnie boginię-matkę Mokosz podczas bijatyki Runów ze Źrzebami o maki. Jego pomocnicami w boskich robotach są bogunki-stworzyce zwane Ognicami.

 

Turupit czczony jest pod mianami Ciosny, Udara i Tura-Kołoty2, a jego narzędziem jest Latająca Samowrotna Siekierka, nazywana także Kołującą Siekierą. Jego pomocnikami są boguny Grzmotniki. Porenut nosi miana Łyska, Włuka i Łaska3, a posługuje się Złotowłócznią-Małanką. Pomocnikami Łyska (Yska) są Mruki-Myrgi, zwane także Stralaczkami. Ciosnę tytułują Panem Grzmotów oraz Władcą Wstrząsu i Głosu, zaś Porenuta Panem Błyskawicy.

 

Na pamiątkę tego, co się wydarzyło na Pirańskiej Wysoczyźnie Weli, z początkiem każdego nowego roku, czyli z początkiem wiosny otwieranej przez Peruna uroczyście Pierwszą Błyskawicą, w grodzie Gleń odbywał się bój. Na placu przed gleńską kapisztą Turupita, dwie drużyny młodzieńców przybranych w barwy Perunica i Ciosny walczyły ciskając w siebie kamieniami. Uderzony do krwi wycofywał się z walki. Na placu pozostawał na koniec jeden młodzieniec, który przybierał tytuł młodego króla i stawał się bohaterem obdarzanym szczególnymi względami przez cały rok. Z tego, która drużyna zwyciężyła w boju oraz jak przebiegała walka, wróżono o przebiegu rozpoczynającego się roku, a także poszczególnych nadchodzących miesięcy.

 

W Grodzie Kija, gdzie Perun cieszył się największą czcią pośród wszych ziemic Sławian, w ten sam dzień co w Gleniu, urządzano między dwiema grupami młodych wielką walkę na pięści, a zwycięzca królował młodym aż do następnej wiosny.

 

Tak samo w Karodunie Grodzie Kraka u stóp Kopca Swaroga, odbywały się wiosenne boje. Jedna gromada zdobywała Kopiec, a druga go broniła. Obie obrzucały się kamieniami. Z czasem w tym perunowym obrzędzie kamienie zastąpiono jajkami, atrybutem Swąta i Rodżany. Bohaterem roku w Karodunie, gdzie bardziej czczono Swaroga i Chorsa, zostawał ten z młodzieńców, który najszybciej wszedł po gołym słupie na jego wierzchołek, czyli na „niebo”.

 

Łysk-Porenut chętniej bywa we dworze Podagów, choć nie należy do ich tynu, i często jest widziany w orszaku Pogody-Weni, Pani Dobrego Powietrza, podczas jej niebiańskich i ziemskich wędrówek. Rosza, która także na dworze Weniów chętnie się pokazuje, unika Łyska od czasu, gdy ją porwał i próbował uwięzić w swoim dworze. Oboje spotykają się z Pogodą, ale każde przychodzi do niej osobno. Jego główna świątynia znajdowała się w Gardźcu na Rugii, a stojący w niej posąg o pięciu twarzach przedstawiał cały pięcioosobowy ród Peruna.

 

O MŁODYCH WENIACH

 

Starzy Weniowie są złym małżeństwem, podobnie jak Rodowie. Dzieje się tak dlatego, że oboje oni są bardzo zmienni i w niczym nie mogą się ze sobą zestroić ani zgodzić. Mimo że bardzo do siebie podobni, żyją więc właściwie osobno, tylko z rzadka czyniąc cokolwiek we dwoje. Pogoda łatwo zmienia nastroje i lubi towarzystwo Chorsa. Niektórzy prawią, że jest w nim potajemnie zakochana, stroi się dla niego w przeróżne suknie, a z każdą zmianą sukni zmienia się jej wygląd i nastrój. Humor Pogody zależy od tego, jak się układa między nią a Chorsem. Gdy ten odwraca się do niej i do Ziemi plecami, zaraz się jej zmienia na gorsze, gdy zaś uśmiecha się do niej w pełni, odmieniona pięknieje, oduśmiecha się, przystraja w ponętne barwy.

 

Jest też między Weniami-Rodzicielami przepaść polegająca na tym, że każde lubi zupełnie inne zajęcia i nie ciekawi go, co robi drugie. Podag bez przerwy się kręci po różnych bezdrożach, wiekami przemierza szlaki i ścieżki, i nawet na chwilę nie spocznie w swej nieskończonej wędrówce. Stąd nigdy nie były im potrzebne wspólne dzieci, bo każde chciało mieć dla siebie wyrękę.

 

Pogoda któregoś welańskiego ranka poprosiła Łada, który był jej bliski, przez swe przyrodzone uładzenie, by jej dał syna. Ale on nie chciał nic robić bez zgody żony. Bogini postanowiła przekonać do swojego pomysłu oboje małżonków. Najpierw poszła do Leszy-Borany po świeże, zielone sosnowe szyszki. Po długich namowach i wychwalaniu zalet Pani Kniei, dostała worek tych specjałów z pierwszej owocującej u stóp Trzygławia ziemskiej sosny. Potem Pogoda zawitała do Reży i poprosiła o kwiaty z jej Zielonej Łąki. W zamian ofiarowała wszystkim kwiatom łąkowym znajdującym się we władaniu Reży przepiękny zapach woń, bo do tej pory były bezwonne. Zebrała trzy wielkie bukiety jeden z maków, jeden z chabrów i jeden z rumianków. Reża była zachwycona, bo każdy kwiat pachniał teraz inaczej, a jeden piękniej od drugiego. Następnie Pogoda udała się do Kupały-Dziwienia. Przystrzygła mu brodę i ułożyła włosy w piękne wełny. Poprosiła w zamian o to tylko, co ścięła. Dziwień zgodził się, bo był prawdziwie zadowolony z nowego uczesania, które podziwiały potem wszystkie boginie. Na koniec pobieżała Pogoda do Śreczy po Zaczyn. Tu poszło jej najgorzej, jako że Śrecza bardzo zazdrośnie strzeże kłąbków sporzynu. Pogoda musiała ukraść jeden kłąbek, ale więcej nie było jej trzeba. Śrecza zresztą także wspominała dobrze ową wizytę Pogody, bo nikt z nią jeszcze tak miło nie rozmawiał. Ze wszystkim, co zebrała, udała się bogini w cichy welański zakątek. Szyszki sosnowe wrzuciła do kadzi i zalała wodą z Pełnicy, a do tego dorzuciła połowę sporzynu. Tak samo postąpiła ze ściętymi włosami Dziwienia, które zalała w drugiej kadzi. Tak powstało sosnowe piwo i kupalne pachnidło. Tym pachnidłem nasmarowała się Pogoda dokładnie, po czym z kwiatów Reży uplotła trzy wieńce weselne i okryła je własną wonią. Tak przygotowana, udała się do Ładów. Łada-Łagoda zachwyciła się wzbudzającym mocną żądzę, nawet w niej samej, pachnidłem Pogody, a Łado wspaniałym piwem. Jedno i drugie dała im Pogoda w darze. W dobrym nastroju Ładowie zawarli z Pogodą małżeński związek, który przypieczętowano założeniem na głowy kwietnych wieńców i sporym łykiem piwa. Łagoda zaspokojona garncem pachnidła nie miała nic przeciw wspólnemu łożu. Tej nocy upojony piwem sosnowym i podniecony kupalnym pachnidłem Łado spłodził Ośladę, zwaną także Usładą-Stłudą, Osidłą i Osadzą-Siudą4. Osidła stała się Panią Spokoju, Panią Spoczynku i Osiadłości, Władczynią Celu, także Panią Siodła i Pasterką Koni. Jej narzędziem jest Siodło-Posiadło, które przy urodzeniu dostała od swego sturękiego ojca. Jej pomocnikami są stworze zwane Świczkami. Ona jedyna osiodłała i osadziła boskiego wierzchowca Świchrza wyruszając do boju przeciw swoim ojcom w Wojnie o Krąg. Siodło Osidły jest takie, że kto na nim siądzie, ten już nie chce wstawać i nigdzie dalej iść. Jednak założone na wierzchowca Siodło-Posiadło sprawia, że koń niesie człeka prosto do celu, a jeździec nigdy nie jest drogą zmęczony. Osidła posiada też drugi atrybut Sadzę-Mazidło. Mazidłem Osidły znaczy się w obrzędzie Siuda-Baby te dziewczyny, które dojrzały do osiadłości, czyli są zdolne rodzić potomstwo, a potem założyć nowe ognisko rodzinne.

 

Sadza osiadająca w kominach domostw jest symbolem trwałości domowego ogniska. Sadza pochodząca z ognisk świątynnych, którą na pośladkach dziewcząt odciska się znak tajemny bóstwa, ma nie tylko moc dawania płodności, ale i siłę przywiązywania młodej kobiety do osoby jej kochanka czy małżonka albo do dziecka. Posiadło ma moc przywiązywania do stałego miejsca.

 

Swoim postępowaniem, które zadowoliło wszystkich bogów, Pogoda zdobyła sobie przydomek Zgody-Ugody i stała się wzorem przywoływanym nawet przez Boga Bogów, gdy wyszedłszy z Kłódzi łajał innych za swary.

 

Siodła wzorowane na Siodle-Posiadle, z pojedynczym lub podwójnym rogiem, znajdują się we wszystkich kątynach Osidły i służą w Święcie Siuda-Baby, które jest Obrzędem Przejścia dla kobiet. Dziewczęta-dzieci stają się dzięki tym wyzwolinom dziewkami5, czyli młodymi, wolnymi kobietami, które cieszą się zupełną swobodą aż do zamążpójścia. Najważniejsza i największa kątyna Osidły nachodzi się razem z przybytkiem Łady-Łagody na Ledniej Górze w ziemicy Wiślan6 opodal Karodunonu (Krakowa). Osidła-Usłada nie lubi zmieniać miejsca ani się włóczyć, czyni jednak od swoich zasad jeden wyjątek. Jest zakochana bez pamięci w Swarożycu, a ten jak wiadomo spędza każdą noc samotnie w swoim pałacu. Pałac Swarożyca nie znajduje się jednak wysoko, w czarnym Niebie, lecz leży pod wodami. Tam go przeniósł Chors dawno temu, z uwięzionym w złotych izbicach Swarożycem. Swarożyc z pomocą innych bogów dobył się z głębi wód, ale jego niebieski pałac na zawsze pozostał na dnie Ciemnego Jeziora. Syn Swarogowy każdego wieczoru tam zachodzi, a Usłada osładza mu samotność i przygotowuje łoże, ścieląc posłanie ze złotej materii. Rodzeństwo młodych Weniów jest bardzo od siebie różne. Zmieszanie Osidły z innymi Mocami, a Podażgwika z Żywiołami spowodowało, że są oni sobie odleglejsi jeszcze bardziej niż rodzice.

 

Tak się złożyło, że Podag podpatrzył Pogodę, gdy się gotowała na wizytę u Ładów, i pozbierał skrzętnie wszystkie resztki po jej robocie. Nie było tego wiele, ale starczyło na jedną ucztę. Zaprosił na nią Podag Swarę i Perperunę. Boginie upiły się piwem i zbliżyły do Podaga, a znalazłszy się blisko poczuły nieprzepartą żądzę. Nie wiedziały, że tak działa pachnidło Pogody. Podag, rzecz jasna, skorzystał z ich przychylności. Po upojnej nocy boginie z przerażeniem stwierdziły, że w ich brzuchach pulsuje ognisty żywot. Bały się wrócić do swoich mężów. Podag dobył z nich oba zarodki, za co boginie zostały mu na zawsze wdzięczne. Włożył je sobie pod język i tak nosił, aż mu się nie zdało, że nadszedł czas. Kiedy wypluł to, co tam miał, okazało się, że zarodki zrosły się w jedność zlepione jego śliną. Na kamienie welańskiej niwy wypadł z ust Podaga jego jedyny syn Podażgwik.

 

Imię swoje zawdzięcza Podażgwik nie tylko temu, że jest z krwi Podaga i dwóch żgwiących bogiń Swary i Perperuny, lecz i temu, że był tym, który dał ludziom ogień podawcą żgwi. Podażgwik nosi wtóre miana Podagżyka-Podagrzyca, Pąćdażgwika i Posłańca7. Nosi również tytuły Pana Ścieżek i Bezdroży, Władcy Mgieł, Boskiego Posłańca. Podażgwik nie rozstaje się z Samonapełniającą Łagwią-Bukłakiem oraz Wielomastnymi Wiciami. Wici różnej maści znaczą różne noszone przez niego wiadomości. Jego pomocnikami są bogunowie Chmurniki.

 

Podagżyk ani chwili nie siedzi w jednym miejscu, wciąż się przemieszcza i wędruje zupełnie jak Łysk, który jest znanym włóczęgą. Podagżyk często towarzyszy swej przybranej matce Pogodzie, ale także Dabodze, Zorzy, Roszy i Śląkwie, i Perperunie. Najczęściej wid go blisko Śląkwy-Słoty. Od Dengi dostał, w nagrodę za pomoc w odebraniu maści Krasatinie, wspaniałego Siedmiobarwnego Konika-Sekiela, który stał się jego wierzchowcem. Podażgwik został boskim posłańcem z powodu ruchliwości. Za to Osidła nie rusza się prawie nigdy i nigdzie ze Zdrożnej Ostoi, jej ulubionego miejsca na Niwie Weniów.

 

Pogoda oddała Dziwieniom swoje czarowne wyroby. Zarówno Łado jak i jego żona stwierdzili, że zbyt im piwo sośninowe i pachnidło kupalne mąci ładność wszech rzeczy i nie mogą zatrzymać dla siebie owych wytworów. Również wieńcami podzielili się Ładowie z Dziwieniami stając się wspólnie Opiekunami obrzędu weselnego. Ładowie opiekują się w tym obrzędzie zaślubinami (wianowaniem), Dziwieniowie weselem (zwieńczeniem), a z nimi Gospódzowie (Radogostowie) sprawujący pieczę nad zakładzinami nowego gospodarstwa. Na boskich opiekunów całości owego ważnego obrzędu przejścia bierze się zawsze Źrzebów (Makosza i Mokosz), by zapewnić nowemu stadłu jak najlepszą dolę.

 

Osidła jest pulchną, grubą boginią o młodej twarzy, słodkim uśmiechu i oszadziałych siwizną włosach. Jest matką rodu olbrzymów zwanych Osiłkami, którzy byli przeciwnikami Obrów. Mimo łagodnego usposobienia bogini ta potrafi być wojownicza, czego dowiodła odgrywając pierwszorzędną rolę w bitwie z Borowiłami, którzy uwięzili całą zwierzynę w borach.

 

O PODAGŻYKU WEDŁUG KĄCINY W PŁONI

 

Milingowie świątyni Podaga w Płoni w ziemicy Wagrów8 podają zupełnie inną wersję narodzin Podażgwika-Podagżyka. Prawią oni, że Podag nigdy nie miał czasu zajmować się płodzeniem potomstwa, bo wiecznie wędrował po niwach i niebiosach, wyznaczając coraz to nowe szlaki i drogi. Pogoda strasznie się nudziła przez jego ciągłe nieobecności, a kiedy zaczęła nalegać, by osiadł i spłodził wreszcie potomstwo, przymknął oko na jej dawną skłonność do Chorsa i sam go jej podesłał. Chors jest według nich ojcem Podagżyka, choć się potem zawsze tego wypierał. Stąd ciągłe wielkie uczucie Pogody do Chorsa i jej pociąg do innego jego syna Księżyca, podobnego ponoć do ojca jak dwie krople wody. Stąd także, narodzony z lędźwi Pogody i Chorsa Podagżyk, częstym bywa u Chorsów gościem i jest najlepszym przyjacielem Księżyca-Chorsińca. Odkąd Chors przestał w ogóle bywać na Ziemi, piękna bogini, gdy tu jest, rozgląda się za Księżycem i dla niego zmienia strojne suknie. Podagżyk jest, według nich, podobny z przyrodzenia do Podaga, ponieważ płynie w nim żwawa krew Weniów. To jedyny powód, dla którego, zdaniem milingów płońskich, powstały opowieści, jakoby Podag był ojcem Podagżyka. Według ich słów bóg ten jako jedyny spośród władców welańskich nie ma żadnych dzieci i dlatego jest Panem Swobody, Panem Wolności, nie służącym ani nie podlegającym nikomu ni niczemu.

 

Nie może to być do końca prawda z ową niepodległością, bowiem żadna inna kątyna, kościół ni kapiszta nie potwierdzają, aby jakikolwiek bóg istniał nie uznając zwierzchnictwa Pramaci i Praoćca, a zwłaszcza samego Swąta-Światowita.

 

POZOSTAŁE DZIECI ŁADA ORAZ ŁADY-ŁAGODY

 

Oboje Ładowie są dosyć płodni. Z ich lędźwi przyszło na świat sześcioro dzieci. Jednakże nie mieli ani jednego wspólnego dziecka. A stało się to przez zachłanność Łada.

 

Niektórzy mówią, że kiedy Pogoda jako pierwsza przyszła do nich prosić o syna, Łado nie odpowiedział jej od razu nie dlatego, że się chciał poradzić żony, ale po to, by wzmóc w Pogodzie żądzę. Tych dwoje, Łado i Łagoda, wcześniej już zawarło przymierze. Postanowili mieć jak najwięcej dzieci z różnymi boginiami i bogami spoza swojego tynu, po to by jak najszerszym władztwem własnej krwi objąć w posiadanie świat. Łado zawsze chciał trzymać w swoich rękach wszystko, a że miał ich tylko sto, więc mógł trzymać ledwie sto z najważniejszych rzeczy wtórych. Najbardziej martwiły go tyny ciemnych mocy, gdzie żaden bóg poza gospodarzami nie mógł nawet sięgnąć okiem, a co dopiero rozciągnąć swą władzę. Były to przede wszystkim dwory Morów, Nawiów (Welesów), Plątów i Ksnów (Chorsów). Także tyn Źrzebów (Makoszy) i Dziwieniów (Kupałów) był dla Łada zamknięty. Makosz nigdy nie chciał mu mówić, co będzie i gdzie, ani kiedy, a Kupała często działał tak, że się od tego burzył ład wszego świata. Dzięki zapłodnieniu Pogody Łado obiecywał sobie wpływ na Niwę Nieba. Miała mu go zapewnić ich wspólna córka Osidła. Wiele z planów Łada się nie spełniło. Osidła na przykład osiadła na Weli i tak ją sobie upodobała, że często nie bywa nawet na welańskich zborach, a po niebiesiech w ogóle nie chadza.

 

Kiedy Łado spłodził już Osidłę, postanowił, że teraz przyszedł czas na Makoszów i Plątów za nich sam się chciał zabrać. Do Nawiów (Welesów) wysłał swoją żonę. W dalszym planie, Łado wziął na siebie tyn Dziwieniów, a Łagoda miała wziąć Chorsów. Na koniec zostawili sobie Morów, których nieufność postanowili pokonać oboje pospołu.

 

O MAKOSZU, PLĄTWIE, PPRZEPLĄCIE, I ŁADZIE

ORAZ ICH SYNU MĄDZIE

 

Mąd, zwany też Mikołą, jest mądry, ale jego działania są bardzo mętne. Pochodzenie Mąda, jak i wszystko w jego postaci, nie jest do końca jasne. Z przyrodzenia najbardziej podobny do obojga Plątów, wszedł do ich tynu, choć nie jest właściwie ich synem. Oboje Plątowie maczali jednak palce w jego poczęciu i wychowaniu, a według niektórych kątyn to Plątwa była jego matką. Powszechnie, mimo wszystko, to macierzyństwo przyznaje się Mokoszy.

 

Było to tak. Mokosz bardzo chciała mieć Przetak, czyli sito, które jej było potrzebne do kropienia i cedzenia śnitek mokrzaków, mokosznych pajączków z Bańskiej Łąki. Łado od jakiegoś już czasu potajemnie się do niej zalecał i usiłował ją bezskutecznie w różne miejsca zwabić. Nie było to proste, bowiem bogini, sama bardzo zazdrosna o swego męża, dawała Ładowi mocny odpór. Zazdrość Mokoszy, nie mająca żadnych powodów, była powszechnie znana, a tak wielka, że bogini nie zostawiła nigdy sam na sam z Makoszem nawet swojej córki Dodoli. Makosz bardzo bolał nad tym i cały świat cierpiał, bo wiele było prac przy wyplataniu Bai (Materii Świata), które powinien był Pan Źrzebu robić z Dodolą, żeby źrzeb i dola wszych bytów splotły się ze sobą należycie9. Na dobry pomysł wpadła Plątwa, której się Łado zwierzył ze swego kłopotu. Podstępna Plątwa wyznaczyła cenę za swoją radę. Umówiła się z Ładem, że ten da jej na własność najcenniejszą rzecz, jaką posiądzie, w pierwszym dziewiątym dniu od spełnienia swej żądzy. Poleciła bogu, by powiedział Mokoszy, że Przepląt wyplecie dla niej Sito tak mocne i piękne, jak jego Sieć, którą uczynił z wikła. Jednakże musi ona osobiście odebrać podarunek w Czarownej Jaskini w Górach Stołpowych. Tam zwabią Mokosz i Łado będzie mógł zaspokoić swoje żądze.

 

Plątwa bez trudu przekonała męża, by wywiązał się z zamówienia. Obojgu im zależało, żeby Mokosz miała przetak wikłający nieci, plączący wierg rzeczy. Nikt nie potrafił tak pleść jak Przepląt, więc Mokosz usłyszawszy wspaniałą nowinę udała się do jaskini. Milkliwy zwykle Przepląt przywitał ją bardzo ciepło, ale mina mu zrzedła, kiedy zobaczył, że bogini przyniosła ze sobą łozinę do wyplotu i nie chciała się ruszyć znad jego głowy w trakcie roboty. Wtedy właśnie wkroczyła Plątwa, która sprowadziła do jaskini Łada. Łado rzucił się na Mokosz, obejmował ją stu rękami i całował, gadał miłe głupstwa, aż zawrócił jej w głowie. Mokosz uległa wtedy Ładowi w jednym z najciemniejszych zakątków Czarownej Jaskini. Przepląt skorzystał z nieuwagi bogini i udało mu się wpleść w Przetak sporo wikła zamiast łoziny.

 

Mokosz, nic nie podejrzewając, zabrała podarunek i wróciła do swego domu. Tutaj się okazało, gdy zaczęła Przetaka używać, że śnitki-wołocie, które przezeń się przesnują, dziwnie zmienny dają wierg i dolę. Wikło było grube i twarde, a wychodzące jego okami wołocie stawały się bardzo cienkie i kruche, wrażliwe na zerwanie. Tylko woda ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin