Bagwell Gillian - Ukochana nierządnica.pdf

(2705 KB) Pobierz
1157571336.001.png
A oto ukochana tłumów ladacznica,
Choć z panami przestaje, gwarna jak ulica, Z pospólstwem rozmawia i nie chowa trzosu, Wyniesiona
nad stan swój zrządzeniami losu.
Z Panegiryku na Nelly
Anonim, 1 6 8 1
1157571336.002.png
Londyn, dwudziesty dziewiąty dzień maja roku pańskiego 1660
O Z G R Z A N E , JASNE SŁOŃCE STAŁO W Y S O K O NA PRZEPIĘKNYM, majowym niebie.
Ulice Londynu przeistoczyły się w rwące potoki ludzkiej gawiedzi. Kupcy i robotnicy, dżentelmeni i
damy, terminatorzy i służące, dziwki, złodzieje i umorusane wyrostki wylegli na nie tysiącami.
Wszystkim kołatała się w głowach i sercach jedna myśl, usta wypowiadały te same nieme słowa
- dziś wraca król.
Przez dziesięć długich lat - nie, minęło ich więcej - Anglia żyła bez monarchy. W czasie szarej i
ponurej dekady władzę sprawował Lord Protektor - dziwny przyjął dla siebie tytuł, wszak to on
pchnął kraj w objęcia wojny domowej, aresztując i skazując na ścięcie króla Karola. Jakiż jęk dobył
się z ust tłumu, kiedy owego fatalnego dnia topór kata ze świstem przeciął
powietrze; jakiż strach i czarna rozpacz zmroziła serca poddanych, gdy królobójca w geście tryumfu
uniósł odciętą i ociekającą krwią głowę. Król zginął z rozkazu Protektora, a ten sięgnął niebawem po
władzę i sam zasiadł na tronie.
Dziś nie było go już wśród żywych. O1iver Cromwell zmarł, jego syn uciekł ze stolicy, nie
udźwignąwszy ciężaru rządów, woj-ska parlamentarne poszły w rozsypkę, zaś do Londynu zbliżał się
orszak prawowitego władcy, pierworodnego syna straconego króla, który cudem uszedł z życiem i
przez dziesięć lat znosił niewygody na wygnaniu. W dniu swych trzydziestych urodzin Karol II
planował zasiąść na należnym mu prawnie tronie. Po długich latach wyczekiwania, po wycierpianych
niedolach lud wierzył, że nowy władca wynagrodzi mu wszystkie poniesione straty.
1157571336.003.png 1157571336.004.png
NELL GWYNN UNIOSŁA GŁOWĘ ZBUDZONA CIEPŁYM PROMYKIEM
słońca pieszczącym jej odsłonięty kark, tak odmiennym od wilgotnego chłodu wyłożonego sianem
posłania, wepchniętego w kąt pod krzywe i skrzypiące schody. Przewróciła się na plecy i poczuła
przejmujący ból - pamiątkę po laniu, jakie spuściła jej zeszłej nocy matka. Na nogach i plecach czuła
ślady kija od miotły. Twarz pokrywały siniaki po matczynych razach; na umorusanych policzkach
zaschły łzy, rozmazawszy kurz i brud.
Uniosła dłonie, by doprowadzić się do porządku, lecz i one nie grzeszyły czystością. Do tego
cuchnęły ostrygami.
Ostrygi - oto przyczyna bólu i cięgów. Wczorajszego wieczoru, wracając do domu, stanęła na ulicy,
by popatrzeć na girlandy kwiatów, którymi dekorowano łuk powitalny, wzniesiony na cześć
powracającego do stolicy króla. Uniesiona radosną chwilą przestała baczyć na beczkę z ostrygami, a
ta zniknęła bez śladu. Pomna konsekwencji swej nieuwagi, Nell zakradła się do domu, licząc w
duchu, że pijana i nieprzytomna matka zasnęła, lub że wypity w ciągu dnia trunek poprawił
rodzicielce nastrój i skora będzie wybaczyć córce stratę. Srodze się zawiodła. Ani radość, ani
powszechne podniecenie, jakie opanowały mieszkańców Londynu, nie złagodziły reakcji matki na
wieść o skradzionej beczce. Nowa kosztowała pięć szylingów, zarobek z całego tygodnia. Matka biła
starannie, miarowo - jakby chciała, by córka każdym skrawkiem skóry, każdym fragmentem ciała
zapamiętała na wieki cenę beczki.
- 1 0 -
Nell poprzysięgła sobie, że tego dnia nie zapłacze. W sercu czuła jedynie wzbierający gniew.
Podjęła decyzję - nie pozwoli się więcej uderzyć. Usiadła na posianiu i otrzepała spódnicę ze źdźbeł
słomy, wyłuskała je z pukli kręconych włosów. Zakończywszy poranną toaletę, zastanowiła się przez
chwilę, co dalej. Chciała odwiedzić Rose, ukochaną starszą siostrę. Obie planowały to spotkanie od
dawna. Burczało jej w brzuchu, a nie miała grosza przy duszy ani widoków na szybki zarobek.
W domu z pewnością znalazłaby coś do jedzenia, lecz tam czekała na nią matka, kolejne razy, krzyki,
ciskane prosto w twarz oskarżenia i powrót do zajęć, które wypełniały dzień monotonną rutyną od
przeszło dwóch lat - pobudka o świcie, długi marsz na targ rybny w Billingsgate, zakupy i godziny
spędzone na popychaniu ciężkiej, zapełnionej po brzegi morską wodą i ostrygami beczki po ulicznym
bruku. 1 piekące z bólu stopy, drętwiejące z wysiłku ramiona, łupiący krzyż, gardło ochrypłe od
ustawicznych krzyków: „Ostrygi, żywe ostrygi!".
1 jeszcze pomarszczone, czerwone od zimnej wody dłonie, i ten słonawy, ostry odór przenikający
skórę, włosy, ubranie.
Poprzednia praca była jeszcze gorsza, a Nell wykonywała ją od chwili, gdy zaczęła się samodzielnie
poruszać - chodziła od drzwi do drzwi, zbierając żar i nadpalone szczapy z kominków, by zanieść je
do mydlarzy skupujących drewno na opał, zaś popiół wykorzystujących do produkcji ługu. Jej skóra i
ubrania były zawsze szare, popiół wdzierał się w pory i zakamarki cia
ła. Nie miała nawet beczułki, którą mogłaby toczyć brukiem, wszystko nosiła w płóciennych,
zarzucanych na ramiona, torbach. Ciężar ładunku wpijał się niemiłosiernie w młodą skórę.
Cóż innego mogę robić? - zastanawiała się w myślach Nell.
Jakie zajęcie uwolniłoby ją od matki, dało strawę i zapewniło dach nad głową? Mogła nająć się na
służącą, lecz i ta praca była ciężka i brudna. Godzinami ślęczałaby w kuchni, szorując naczynia,
woskowałaby podłogi i opróżniała nocniki, zawsze
- 1 1 -
pod uważnym okiem kucharza lub zarządcy domu, na łasce i niełasce gospodarza bądź gospodyni.
Nie, to nie dla mnie
- zdecydowała.
Pozostawało jedno wyjście, wybrały je przed nią matka i Rose. Nierząd. Starsza o cztery lata od Nell
siostra wprowadziła się zeszłego roku do przybytku Madame Ross zlokalizowanego przy Drury Lane.
Rose nie narzekała na warunki. Mieszkała w malutkim pokoiku, który dzieliła rzecz jasna z
mężczyznami, gdy zaszła taka potrzeba. Co ważne, nie oddawała się obwiesiom, ulicznikom i
miejskiej hołocie - z wdzięków podopiecznych Madame Ross korzystali bowiem prawdziwi
dżentelmeni, wysoko urodzeni szlachcice. Rose zarabiała wystarczająco dużo, by pozwolić sobie na
kupno nowych ubrań i od czasu do czasu dać siostrze drobny upominek.
Z jakim zachwytem i podziwem Nell wpatrywała się w starszą siostrę, gdy ta pokazała jej pierwsze,
kupione za własne pieniądze ubrania - jedwabny gorset, halkę uszytą z przedniego batystu i
jasnoniebieską spódnicę z wstążkami, pasującą kolorem do oczu Rose. Nie były nowe ani szyte na
miarę, lecz używane. Mimo to Nell nie mogła oderwać od nich oczu, podziwiając ich piękno.
Wodziła po materiale nieśmiałymi dłońmi - był delikatny w dotyku, gładki i czysty. Najbardziej
spodobały się jej buty z niebieskiej skóry na eleganckim, wysokim obcasie. Zapragnęła takich
samych dla siebie, choć wiedziała, że nie mogłaby w nich chodzić po zabłoconych ulicach Londynu,
zbierając popiół i tocząc beczkę zapełnioną ostrygami.
Czy Madame Ross byłaby skłonna mnie przyjąć? - zastanawiała się Nell. Nie była już dzieckiem. Jej
małe piersi zaokrągliły się, a chłopcy pijący w karczmie Pod Złotym Runem, gdzie za szynkwasem
posługiwała matka, oglądali się za nią z uznaniem. Strojąc sobie chamskie żarty, pytali, kiedy dołączy
do wesołej trzódki pani Gwynn, stanie na pobliskich ulicach, czy weźmie klienta do pokoiku na
piętrze.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin